czwartek, 30 kwietnia 2015

Pierwszy kryzys

Pisane w autobusie. 

Wracamy do Seulu. Mkniemy po gładkiej jak stół drodze szybkiego ruchu. Nie wiem, z jaką prędkością porusza się nasz pojazd, ale wiem, że bardzo szybko - pędzi jak szalony! Za oknem przewijają się śliczne krajobrazy. Malownicze wzgórza porośnięte zielonymi lasami poprzetykane tu i ówdzie różowo kwitnącymi drzewami wiśni. Mijamy właśnie szeroką dolinę, a w niej srebrzącą się lazurową rzekę. Jest naprawdę urokliwie. MCO obok mnie pisze swoją kolejną ambitną notkę z podróży. 
A ja mam kryzys. Bez wyraźnego powodu dopadł mnie przytłaczający smutek. Znam to z ubiegłego roku z Japonii. Pamiętam kilka takich kryzysów. Pierwszy zawładnął mną, gdy wracaliśmy z wieczornego zwiedzania Kioto. Jechaliśmy autobusem i ponieważ było ciemno, mogłam sobie pozwolić, aby łzy płynęły swobodnie po policzkach. Oddałabym wtedy wiele, by za pomocą jakichś czarów teleportować się do domu.
Za to nazajutrz znowu nastał piękny dzień. 
Odhaczam więc dzisiejszy kryzys jako zwykłą część podróży, pierwszy taki, który musiał przyjść. Przyszedł, odejdzie, a za nim przyjdą następne. To nieuniknione w moim wypadku. Oglądam zdjęcia z domu, które dostałam od Kasi. I tęsknię. Marzę, żeby wtulić się w Amisię, w to mięciutkie futerko. Może z powodu jej ostatniej choroby za nią ckni mi się najbardziej. Nie licząc ludzi, oczywiście. :)




Kasia nazwała ten poniższy cykl: cyrki i odgrywanie dramatu pt. Jacy my jesteśmy głodni!






Tego na klasówce nie będzie. :) 
Miłego dnia! 

PODPIS


22 komentarze:

  1. Najwspanialszy lek na kryzys przysłała Ci Kasia. Wyraźnie zdrowe, bo czekające na jedzenie, wszystkie Twoje koty. Możesz spokojnie wędrować dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przytulam Cię Gosiu. Może taki kryzys jest do czegoś potrzebny. Może jakoś "tonizuje" koreańskie emocje, aby więcej się ich w człowieku zmieściło. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Gosiunia, nie jesteś wyjątkiem- z tym kryzysem. Może być najpiękniej pod słońcem tam, gdzie jestem a i tak po tygodniu mam "załamanie". Niektórzy mają po 3 dniach od wyjazdu z domu, inni po 10 dniach ale są i tacy, którzy nic nie mają, np. mój ślubny. Ale ja to podstępnie nazywam "migreną", żeby mnie nikt nie wypytywał co mi jest.
    Piękną masz te wycieczkę! Trzymaj się, gdy wrócisz zasmucisz się, że już wróciłaś.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Amisia wyglada na njbardziej głodną ,znaczy się wróciła do formy kocina :))
    Jak jestem bardzo zmęczona to też dopadają mnie kryzysy i robię siem płaczliwia , trzeba ciutke odpocząć ,to najlepsze lekarstwo :))
    Gosiu odpocznij odrobinkę i hajda po nowe wrażenia ,czekamy na relacje :)))
    Dlaczego na klasówce nie będzie o Twoich rezydentach ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, dlaczego? One przecie najpiękniejsze na świecie!

      Usuń
  5. Biedne, zagłodzone kotecki ;)
    Doskonałe ćwiczenie asertywności :)))
    Lada moment będziecie w domu.

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak, u mnie codziennie tez to samo, a potem jedzenie stoi w misce bo ilez mozna przezrec? Kryzys? A moze to dla Ciebie za intensywne Gosiu? NO coz, ja nigdy kryzysow nie mialam podczas wyjazdow to nic powiedziec nie moge, ale sama wiesz ze przejdzie :-) ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. To już rok minął od Japonii!? Jak ten czas leci. Kryzys minie, jak po Pyralginie - tylko bez:)).
    Masz przynajmniej szczęście w nieszczęściu, że możesz dać upust łzom. Ja to bym się bała o makijaż:)).

    OdpowiedzUsuń
  8. a my tu płaczemy za Tobą, więc wszystko gra ;) i nie paucz długo, rób zdjęcia i wymyśl łatwą klasówke, bo te nazwy... ech, chyba nie ma szans na wygranie ;) ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymaj się. Jak to piszę to już pewnie po kryzysie, a jak nie to lada chwila sobie pójdzie.
    Koty jak widać na zdjęciach kryzysu nie mają.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gosiu, nie puakaj ! Zaraz wracacie ! A futra teatr Ci odstawiają :) Biedulki jedne, zagłodzone takie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj kochana moja, też znam takie kryzysy, łzy same lecą i rozsądek się puko o co mi chodzi. Ale tak już mam i kropka. Nie dziwię się, że tęsknisz za futrami, kto by za nimi nie tęsknił.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak to powiada Krysia Opakowana - kryzys-śmyzys! Nno! Wyspać się proszę i do roboty!

    :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze coś. Widzę, że Stefa się zaaklimatyzowała na Wrocławskim jak na TCO. :)

      Usuń
  13. Gosiu, nie daj się nabrać na zapewnienia Kasi, że one tylko cyrk odstawiają, że takie głodne.:)
    Hokus na ostatnim zdjęciu wyraźnie opadł z sił... Nie widać, że z głodu ???
    Kryzys minie, ani się obejrzysz już będzie po...czego Ci życzę..:)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ach, te spojrzenia rodem z bajki "Kozucha kłamczucha"! Znamy to :)
    Na kryzysy podróżne raczej nie cierpię, prędzej na popodróżne ,a i to rzadko. Staram się nastawić na określony czas i jakoś leci.

    OdpowiedzUsuń
  15. Na tęsknotę nic nie poradzisz.
    Najważniejsze, że możesz być spokojna o to, że mają dobrą opiekę,
    no może prócz tego, że je Kasia głodzi, co widać na załączonych obrazkach.;))
    Trzymaj się dzielnie!

    OdpowiedzUsuń
  16. Najbardziej podoba mi się Twoje podejście - kryzys jak przyszedł tak szybko odejdzie. :) Nie ma się co fochać na niego, bo się zadomowi ;)
    Pięknego poranka! :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Wieczór, zimny kamień, a tyle osób siedzi nad strumieniem. Ciekawe zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuza, te kamyczki się nagrzewają w ciągu dnia - myślę, że wieczorem są jeszcze cieplutkie. :) Znam to ze swojego ogrodu, tylko takiego strumyczka nie mam. ;)

      Usuń
  18. Czasem takie smutki dopadają w podróży, to normalne, choć jak się podróżuje samemu to czasem trochę niebezpieczne...

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...