poniedziałek, 12 maja 2014

Dwie czapki w dalekim kraju :)

Pytanie do stałych bywalców: czy ktoś jeszcze pamięta dwie czapeczki snujące się wśród wielkich drzew w Irlandii?


Otóż te same dwie czapeczki można teraz namierzyć w zupełnie innej scenerii. Oto obrazek: 


W niedzielę, czyli wczoraj, szczęśliwa posiadaczka czerwonego wdzianka na głowę donosiła z dalekiego kraju tak:

Dzisiejszy dzień tylko w wielkim skrócie, żeby nie zanudzać. A i wrażenia zaczynają blaknąć, bo nawet Tokio powszednieje… Co za życie!

Z powodu pomyłki nasze wyjście na sumo okazało się wyjściem na… kendo. Mimo to jestem pod wielkim wrażeniem. Wielka hala sportowa wypełniona pięknie ubranymi ludźmi, w większości uczniami w uniformach różnych szkół, kibicującymi licznym zawodnikom walczącym w pojedynkach na całej wielkiej arenie. Klasa, kultura, spokój, porządek, skupienie na widowisku sportowym – to było widać najbardziej. Podziwiam i zazdroszczę! Samo kendo to bardzo elegancki sport, z racji pięknych ruchów miły dla oka. Fajnie było popatrzeć, posłuchać oklasków, a także dźwięków wydawanych przez walczących. Bardzo japońskie to wszystko razem i bardzo piękne. 




Potem w ramach odpoczynku przycupnęliśmy sobie na ławce w pobliskim parku. Wiele rodzin z dziećmi wypoczywało, siedząc pod pachnącymi lipami na świeżo wystrzyżonej trawce. Czy muszę dodawać, że nie było tam ani jednego papierka? Że było cicho i nic nie zakłócało wypoczynku odpoczywających? Obserwowanie tych ludzi, jak bawią się ze swoimi ślicznymi dziećmi, jak rozmawiają, jak kłaniają się  sobie, to też była fajna wakacyjna przygoda i lekcja obyczajowa. Krótka przerwa w naszej "gonitwie". 






Stamtąd zdecydowaliśmy się pojechać do hali właściwej dla zawodów sumo, jednak pocałowaliśmy klamkę, bo z powodu naszej pomyłki i opóźnienia w dotarciu tam nie dostaliśmy już biletów. Niestety (albo stety) obok znajduje się muzeum epoki Edo. Zmasakrowaliśmy się tam jak więźniowie w kamieniołomach! Tak się wycieńczyliśmy, że naprawdę ledwo powłóczyłam nogami! (Zauważcie, co pisze Gosia: zmasakrowaliśmy się. Ale: ledwo powłóczyłam nogami. Znaczy się, JCO jeszcze trzymał fason. Zuch gaijin! :) - dop. mój, czyli JolkiM). Muzea to do siebie mają, że trzeba mieć końskie zdrowie, żeby je przeżyć. Przynajmniej ja tak mam. 

Ostatkiem sił, po kolejnej godzince w metrze, dojechaliśmy do dzielnicy Shibuya, bowiem jak wyczytałam na blogu http://japoniablizej.blogspot.jp/2014/05/cay-dzien-razem-wyniki.html, "fajne miejsce z tymi pierożkami znam właśnie w Shibuya (...). To mały bar znajdujący się na drugim piętrze w niepozornym budynku, ale trudno go nie znaleźć - wszędzie widać pierożki. :)  Gyoza jest tam pyszna i możemy ją zjeść na trzy sposoby - pierożki smażone, grillowane lub gotowane. Standardowa porcja to sześć sztuk, ale na duży głód można kupić większe zestawy na przykład z czterdziestoma pierożkami. I, oczywiście, wychodzi to taniej niż kupowanie kilku mniejszych porcji. :)".

Kiedy wysiedliśmy na stacji w Shibuya, szybko stało się jasne, że słowa „trudno go nie znaleźć - wszędzie widać pierożki” są chyba jakimś nieporozumieniem, bo trafiliśmy do miejskiego piekła! Miliony ludzi przewalających się przez to słynne miejsce, gdzie jest pomnik psa Hachiko, dzikie tłumy, tabuny! Miejski hałas plus wieżowce, plus neony, kolorowe, błyskające reklamy, muzyka, a przede wszystkim nieprzerwana rzeka ludzi to miejsce zdecydowanie z moich koszmarów sennych. Miejsce, które warto było zobaczyć, by docenić naszą wieś, a i naszą spokojną dzielnicę we Wrocku.


Potem już na ostatnich nogach doczołgaliśmy się do domku, gdzie zjedliśmy kupiony po drodze obiad, zakąszając ciasteczkiem.

A teraz już padam, bo jest prawie dwunasta w nocy!

Jutro inna, wielka przygoda, czyli wycieczka poza Tokio do Owakudani – doliny pachnącej siarką z widokiem na Fuji. Mam nadzieję na wspaniałe spotkanie z przyrodą.

Jedna ciekawostka:

Do metra wsiadła dziś gromada młodych, wyglądających na Hiszpanów, ludzi. Jak to żywiołowi południowcy, zachowywali się bardzo głośno, rozmawiali, śmiali się, klaskali. Japończycy zatrzęśli się z oburzenia. Całe metro zrobiło wielkie „ciiiiii”, a ponieważ nie podziałało, to znów za chwilę wszyscy zasyczeli „ciiiii”, nie podziałało znowu, więc ci wychowani w poszanowaniu dla innych ludzie poddali się, zerkając tylko dyskretnie na gaijinów spod oka. Co sobie pomyśleli, to ich...

Co potrafią gaijini i jak to jest tu szokujące, pokazuje zdjęcie Anny Ikedy, autorki bloga Na wsi w Japonii tu: http://www.intagme.com/twocatsinjapan/717791641739405153_1240191992/.

To tyle. Mam nadzieję, że Ty, Jolu, odpoczęłaś w weekend, a chwaściory czują się pokonane. To Ty leć do pracki, a ja na kolejną wycieczkę, hi, hi. ;) Nie ma sprawiedliwości na świecie...

Kącik samochwały:

Ważne wydarzenie - nauczyłam się już nazwy dzielnicy, w której mieszkamy. To połączenie żydowskiego TATE ze spójnikiem I oraz  wymowa angielskiego "ona", czyli SHI.
Mieszkam w TATEISHI! :-)))

Na deser film zmontowany w metrze, w którym spędzamy zdecydowanie najwięcej czasu - MCO czuje się już tam jak ryba w wodzie (w przeciwieństwie do mnie). 

Dzielnica Shibuya:

52 komentarze:

  1. O, i to mi sie podoba! Dwa posty dziennie, wiec jest co poczytac.
    Az mi sie duszno w tym tlumie zrobilo i w dodatku zadnych pierozkow nie zauwazylam. :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego Piesa Hachiko to też bym chciała zobaczyć i...pogłaskać.Zryczałam się jak mops na filmie opowiadającym jego historię:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze trafiłam, już dzisiaj drugi raz czytam. Zdjęcia wyprzedzają, ale zawsze relacja GosiAnki warta każdych pieniędzy.
    Pozdrawiam serdecznie Pośredniczkę, idzie Ci Jolko coraz lepiej.
    Podróżników tez pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. jacie!! Ty naprawdę tam jesteś!!!!
    ta dzielnica Shibuya też mnie przeraziła!
    może jutro poza Tokyo znajdziecie kawałek Waszej wsi w japońskim kontekście ;))
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro, czyli dziś, a za chwilę - wczoraj, to jeszcze niezupełnie ta wieś, ale też się działo. ;) O czym wkrótce, ale chyba trza dać Gosi wytchnąć, zwłaszcza po tej Shibui. :)
      Może zorganizuję jakiś swojski przerywnik. ;)

      Usuń
  5. No, dopiero trawię pierwszego posta, a tu druga niespodzianka!
    Ale to niefajnie tak specjalnie pojechać i biletów nie dostać..
    Tłum niefajny, ale odpocząć miło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja, czytając mejl, ucieszyłam się, że zamiast sumo, wypadło kendo. Z obejrzenia zdjęć tych zawodników-wojowników mam znacznie... smaczniejsze doznania. :)

      Usuń
    2. Nie będę się sprzeczać, kendo znacznie bardziej estetyczne :)))

      Usuń
  6. Ażem się spociła od tego tłumu. Ja nie wiem, jak Wy wytrzymacie to tempo? To nie jest dla ludzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, ja też wymiękam - twardzi zawodnicy z tych naszych! Nie byle kogośmy tam posłali. ;)

      Usuń
  7. tłum dziki i to w maskach niektórzy...jestem ciekawa kiedy ta zmęczona, padnięta gosianka ma czas pisać.w metrze?

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak Ta Gosianka da radę tak ganiać 3 miesiące?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mnie pamięć nie zawodzi/a chyba nie/to GosiAnka będzie miesiąc a dalsze dwa to JCO będzie odpoczywał od tegoż miesiaca i GosiAnki:))))

      Usuń
    2. Jola dobrze prawisz, Gosia miesiąc

      Usuń
    3. He, he, właśnie! Też się zastanowiłam... Nawet pomyślałam, że może Marija wie więcej. ;)
      Tak czy siak, dobrze prawisz, Orko, choć inaczej to trochę Gosia przedstawiała. ;) W każdym razie nie akcentowała tego, że JCO, jak już się jej... pozbędzie, to odpocznie. :)

      Usuń
  9. Te tłumy są faktycznie klaustrofobiczne .... strasznie. A kendo ładniejsze od sumo.
    Super relacja, Jolu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tesz wolała bym obejrzeć kendo niż przewalających się gr.... puszystych ;)

      Usuń
    2. O to to, ja też wolę pooglądać fotki tych przystojniaków w uroczych... mundurkach. :)

      Usuń
  10. Kurna noooo,ale pędzicie nie nadążam komentować ;)
    Jak to dobrze dla Gosianki że to Tokio takie wielkie ,to se bidulka chociaż w tym metrze odpocznie , inaczej Robert zachodziłby ją na śmierć ;)
    Chwała im za to że oni tak to wszystko chcą zobaczyć , ja wolałabym chłonąć wrażenia . Czyli powłóczyła bym się ,bez obowiązku pamiętania dat ,nazw ,kierunków w sztuce itp I tak bym tego wszystkiego nie zapamiętała . A jak bym wchłonęła tę atmosferę ,to pamiętała bym ,że byłam w obcym dla mnie świecie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czapeczki irlandzkie pamietamy ,konia też ;) Ciekawe jaki sprawdzian nam Gosianka po powrocie wymyśli :)))

      Usuń
    2. No, już drżę na myśl. ;)

      Usuń
  11. Gratuluje wycieczki i postow, dla mnie te tlumy sa pr5zerazajace, trudno byloby mi tam byc, moze bedzie jakas wies, i tez bardzo ladnie i dostojnie wyglada KENDO, dzieki z zdjecia i film, te tlumy to dla mnie jak z jakiegos horroru,muzyka na filonmie tez robi super nastroj,duzo sil,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą jeszcze inne atrakcje, jestem pewna. Odpoczniemy od Tokio. :)

      Usuń
  12. Zabily mnie moloch i tlumy, jedzcie na prowincje...moj brat byl w Japonii sluzbowo i jako spec od rolnictwa byl zawieziony do gospodarstwa rolnego na wsi, co ma jakies okropne ilosci mieszkancow, milion czy cos...ale to zawsze mniej niz Tokio, poczujesz sie jak na Biskupinie ;)
    tez uwazam, ze dwa posty dziennie to jest to!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa posty dziennie były wyjątkowo - chciałam dogonić czas tokijski. :) Ale wezmę raczej wzgląd na to, że Wrocłastwo pojechali na wakacje, a nie do reporterskiej charówy i chyba w najbliższym czasie będzie reportaż z wsi spokojnej, której tak się czytający domagają. ;)

      Usuń
    2. No ale Tobie to sie jakis order japonski nalezy za TWOJE zdawanie sprawy!

      Usuń
  13. oo, jak dobrze Jolu, że "dajesz radę" dwóm postom :) to niesamowite, że mogę śledzić na żywo co dzieje się u Gosi :)
    pozdrawiam serdecznie i zwiedzających i piszącą!
    ps. te tłumy są przerażające...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Loono, ja jak już nadgryzłam tego Bloggera, to dałabym radę może i trzem postom (nie chwaląc się oczywiście!), ale tymczasem powstrzymam swoje sprawozdawcze zapędy i dam odpocząć naszym ludziom w terenie. :)

      Usuń
  14. To idę spać, bo mnie zaraz ranek tokijski zastanie. Właściwie to już mnie zastał. ;) Ale Wy tam w Tateishi jeszcze pośpijcie. Ćśiiii. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. ...nie miałem sił wieczorem żeby czytać, więc dopiero dzisiaj nadrabiam zaległości. Wszystko ładnie pięknie, ale jak montujesz te filmy. Movie maker to chyba nie jest??? Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  16. Kilka refleksji .
    Gosianka ubolewala ,że Japończycy tak nielicznie używają swoich strojów narodowych . To tak jakby narzekac na Polaków że nie chodzą w strojach krakowskich ,kujawskich ,czy tez jakis innych . To już po prostu tylko sentyment . Nosi ten ,który czuje taką potrzebę .
    Najbardziej w Gosinej relacji podobają mi się obserwacje rodzajowe. Dzisiaj zainteresowało mnie ustrojstwo do wygładzania bruzd szczękowych . Jak mi moje zaczną przeszkadzac to wolała bym cos takiego niż operację ;)
    Krajobraz po za Tokio ,taki bardziej swojski , te widoczne połacie wody ,to pola ryżowe ?
    Jola ,ale cie Gosia wrobiła , tak ci wejda w krew te relacje ,że już nie będziesz mogła zyć bez pisania :))
    Dziekuje że piszesz :)
    Czyżby Gosia zmieniła plany i zostaje tam dłużej niż miesiąc ? Będzie potem biec za rowerem Roberta ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, myślę, że to takie życzeniowe "narzekanie". Jako odwiedzająca ten kraj turystka chciałaby (pewnie nie tylko ona) widzieć jeszcze więcej egzotyki. A japońskie stroje tradycyjne to przecież coś wyjątkowego. :)

      Ha, dostrzegłaś więc, że mnie wciąga blogowe "pisarstwo"! :) No, ciutkę wciąga, fakt. A jeszcze ludzie takie miłe so i miło piszo... To mnie niesie na fali. :)

      Twoja wizja Gosi dżogingującej za rowerem JCO mnie rozbawiła, ale nie wiem, czy Gosię także. ;)

      Usuń
  17. Jak tak dalej pójdzie, to po takim urlopie będzie potrzebny następny, żeby odpocząć :) Na szczęście piszesz, że szykują się spokojniejsze przeżycia.
    Ja też wolę kendo niż sumo, zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie po każdym urlopie przydałby się kolejny urlop (dajmy na to, że nazywałby się "dla podratowania zdrowia po urlopie") - dla odpoczynku po tym właściwym, szumnie zwanym wypoczynkowym. :)

      Usuń
  18. Oczywiście, że pamiętamy czapeczki w Irlandii:))
    Ja myślałam, że jak GosiAnka wyjedzie, to ja sobie spokojnie wrócę do tych postów, co je przegapiłam z braku czasu, a wygląda na to, że ja zaległości z bieżących niedługo będę miała przez te jakże wyczerpujące relacje;)
    Szkoda, że tego porządku nie można przenieść na łono naszego pięknego kraju...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konwalio, zapowiadam więc już, że teraz trochę zwolnimy tempa, więc może wreszcie wyjdziesz na prostą z zaległościami. :)

      Usuń
  19. I jeszcze miała siłę żeby filmik zmontować! Wariatka :P Ale to dobrze, bo filmik świetny. Tłumy ogromniaste. Nie lubię.
    Za to ten park, ta urocza dziewczynka - cudo! :))
    No i uśmiałam się z tego metrowego "ciiii" :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Fantastycznie to obie z GosiAnką wymyśliłyście, relacje są podwójnie atrakcyjne, bo opowiadają nam dwa narracyjne talenty. Ukłony dla Was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hersylio, jam się zarumieniła... Nie doprowadzaj mnie, miła kobieto, bo głowę utracę. :)

      Usuń
  21. to są czapki podróżnika od teraz musicie je Gosia ze sobą zabierać na każdy większy trip :) TATKE SHI wedle wikpedii znaczy ponoć stanowczy :)
    Rafał

    OdpowiedzUsuń
  22. czytam Wasze "raporty" od początku i coraz bardziej Was podziwiam - Gosię za "raportowanie", Ciebie Jolu za "ogarnianie" tego na bieżąco! chylę czoła :)

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...