Ależ to miał być długi post!
Ale nie będzie, bo zanim dotarłam do relacji z bieżącego roku, utonęłam we wspomnieniach.
Ale nie będzie, bo zanim dotarłam do relacji z bieżącego roku, utonęłam we wspomnieniach.
Kto powspomina ze mną?
Zapraszam!
Zapraszam!
Tradycja świtów z Jolą sięga już 2013 roku; wtedy pierwszy raz widziałyśmy się na żywo, i to dwa razy. Najpierw w magicznym domu Joli (klik) było nam dane spędzić calutki, absolutnie doskonały, ciepły, miły, pachnący i smaczny sierpniowy dzień,
a potem, za parę dni, spotkałyśmy się jeszcze podczas naszego tradycyjnego, corocznego pobytu nad morzem.
Wtedy, nie wiem już która z nas rzuciła pomysł: a może by świt na plaży?
Gorąco polecam post o domu Joli TU (klik).
|
a potem, za parę dni, spotkałyśmy się jeszcze podczas naszego tradycyjnego, corocznego pobytu nad morzem.
Wtedy, nie wiem już która z nas rzuciła pomysł: a może by świt na plaży?
I poszłyśmy! I tak nam zostało.
Jak dobrze mieć blog - ten specyficzny pamiętnik, bo dzięki niemu nic z tamtych chwil nie zginęło!
Jeśli jeszcze nie widzieliście tamtych postów - serdecznie zapraszam do klikania w linki.
Jak dobrze mieć blog - ten specyficzny pamiętnik, bo dzięki niemu nic z tamtych chwil nie zginęło!
Jeśli jeszcze nie widzieliście tamtych postów - serdecznie zapraszam do klikania w linki.
W 2013 roku morze z niebem w parze powitały nas świetliście:
Godzina 5: -30. Reszta zdjęć i piękny opis naszego spotkania Wschodni post (klik). |
W 2014 roku chmury miały gołębie kolory, panował absolutny spokój, a Rufi szalał z patyczkiem:
Godzina 6:30. Post Nasze randewu (klik). |
W 2015 roku, ach, we wrześniu pierwszy raz wędrowała z nami Fikunia, a było ślicznie!
Godzina 6:20. Post Trzeci świt z Jolką (klik). |
W 2016 roku po raz pierwszy (i na razie ostatni) towarzyszyli nam obaj panowie: Igor - syn Joli i Robert zwany MójCiOnem. :)
Godzina 5:30. Post Powróćmy nad morze (klik). |
A co w 2017 roku?
Już biorę się za szykowanie relacji, ale już teraz coś Wam powiem:
to była nagroda za konsekwencję!
Było po prostu magicznie!
Wspaniale mieć taką tradycję i być jej wiernym, mimo że rano, za każdym razem, tak bardzo nie chce się wstawać!
cdn.
Fajna tradycja, zazdroszczę. Przepięknych wschodów i zachodów również.
OdpowiedzUsuńPamiętam ,pierwsze poranki to zaczęło się moje czytanie bloga.Ruficzek kochany,łza mi się zakręciła.
OdpowiedzUsuńPowspominałam z prawdziwą przyjemnością. Byłam już wtedy stałą czytelniczką, fajnie się tak wspomina.
OdpowiedzUsuńJa też powspominałam :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że JolkaM nie ma czasu dla blogowiska...
szkoda :(((
Usuńmoże jutro się zjawi !
Ach, ten czas. Pędzi z prędkością bliską prędkości światła... A człowiekowi wydaje się, że zaledwie mrugnął...
OdpowiedzUsuńW 2015r Fikunia?? Ten czas strasznie szybko pędzi.... Ruficzek:(:(
OdpowiedzUsuńFajnie tak :)
OdpowiedzUsuń