Opowiem Wam bajkę o wilku i Czerwonym Kapturku wiele lat później.
Czerwony Kapturek w końcu też musiał kiedyś dorosnąć, założył rodzinę i zamieszkał sobie w spokojnym miejscu. Czerwony Kapturek miał sąsiadów. Ci sąsiedzi mieli psa – wilka. Niespecjalnie im przeszkadzał ani pomagał, po prostu trzymali go pod gołym niebem na swojej działce, karmiąc byle jaką karmą i nie poświęcając mu więcej uwagi. Tym wilkiem była suczka w typie ONka. Wilczyca, która czy to lato, czy zima nocowała pod gołym niebem na stercie szmat, lekceważąc coraz bardziej rozpadającą się budę, zaczęła podupadać na zdrowiu. Szczególnie widoczne było to, jeśli chodzi o jej stawy. Wilczyca chodziła na przykurczonych tylnych łapach, mając coraz większe problemy z poruszaniem się. Tak się też stało, że jej wspaniali państwo sprzedali dom, wyprowadzili się, a psa... po prostu zostawili na działce sąsiadującej z tym domem. Owszem, jako wspaniali właściciele przyjeżdżali do niej co kilka dni, podrzucając jej najtańszą karmę z Auchan. Nasz Czerwony Kapturek patrzył na to każdego dnia i serce mu się krajało. Wilczyca bardzo tęskniła za obecnością człowieka, w nocy szczekała, a w dzień kręciła się, smętnie patrząc tym swoim wzrokiem za każdym cieniem pojawiającym się z oddali. Nasz Czerwony Kapturek przyjął na siebie obowiązek zadbania o nią: gotował jej świeże mięsko z ryżem, brał ją codziennie na spacer lub dwa, ale nie mogąc znieść tego, że suczka zapierała się wszystkimi zdrowymi i chorymi nogami, nie chcąc wrócić na swoją wspaniałą posesję, Czerwony Kapturek zaproponował wspaniałym właścicielom wydawałoby się genialne rozwiązanie: że się nią zaopiekuje, żeby uwolnić ich od jej obecności, od konieczności troski o nią. Niestety właściciele nie wyrażali zgody. Ich zdaniem pies, czyli owczarek niemiecki, to nie byle jaki york i spokojnie może mieszkać pod gołym niebem, śpiąc na trawie. Czerwony Kapturek zaczął wysyłać mejle z prośbą o pomoc do różnych instytucji, do różnych schronisk, do TOZ-u, a także do mnie.
Niestety wszystkie instytucje nabrały wody w usta i nie odpowiadały na mejle. Sama napisałam do kilku i poza jedną niestety nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Wpadłam na pomysł, że może właścicielom spodobałby się pomysł odsprzedaży psa i zaproponowałam Czerwonemu Kapturkowi, że my jako blogowa społeczność chętnie uzbieramy potrzebną kwotę, aby wykupić starą wilczycę z jej tragicznej sytuacji. Niestety i ta nadzieja umarła – właściciele nie zgadzali się na sprzedaż psa. Twierdzili, że pies ma po prostu być sam dzień i noc na opustoszałej działce. Ma tak być i koniec, i nikomu nic do tego, a ponieważ pies przestał jeść tę tanią karmę, proszą o niedokarmianie go.
Czerwony Kapturek nie mógł przejść obok tego obojętnie i nie bacząc na tak stanowczy ton właścicieli, każdego dnia wyprowadzał suczkę na dwa spacery oraz brał ją do siebie do domu. Serce krajało się biednemu Czerwonemu Kapturkowi, gdy musiał odprowadzać na noc wilka na działkę. Suka broniła się przed tym z całej siły i trzeba było ją ciągnąć jak owcę na rzeź. Czy trzeba się temu dziwić, jeśli wiadomo, że nie czekał na nią nawet dach nad głową? I tak się stało, że gdy Czerwony Kapturek wciąż pisał pisma i prosił o pomoc, jedna z sąsiadek nagrała rozpaczliwe wycie wilczycy. Suka pozostawiona sama sobie po prostu całą noc wyła.
Czerwony Kapturek w akcie desperacji wysłał to nagranie do właścicieli psa, tych samych, którzy twierdzili, że nie dzieje się mu żadna krzywda.
I... stał się cud! Właściciele ni stąd, ni zowąd nagle wyrazili zgodę na oddanie psa! Czerwony Kapturek bardzo długo skakał do góry z radości, bo pokochał tę suczkę całym sercem, a ona pokochała jego. I tak mogłaby się kończyć nasza bajka: że odtąd żyli sobie długo i szczęśliwie, i tak właśnie będzie, ale... Niestety rzeczywistość wymaga zadbania o wilczycę, zrobienia jej badań, karmienia dobrą karmą. Potrzebne jej legowisko odpowiednie dla psów z problemami ze stawami, potrzebna jej porządna buda, bo choć może, to nie chce cały czas przebywać w domu.
I tu Was zaskoczę, bo ten post nie ma na celu zbierania pieniędzy! Z radością sięgniemy do naszej blogowej skarbonki - Skarpety, gdzie wrzucaliście pieniądze przy okazji zakupu kalendarzy. To nasz fundusz, aby pomagać osobom z naszego kręgu, jeśli ich zwierzęta będą potrzebowały nagłej pomocy, jeśli znajdą jakiegoś potrzebującego zwierzaka, jeśli nastąpi taka sytuacja jak opisana wyżej.
Ja i Hana, jako współzarządzające funduszami Skarpety na mocy Waszego do nas zaufania, z WIELKĄ RADOŚCIĄ zrobiłyśmy zakupy dla Czerwonego Kapturka, a właściwie dla wilczycy.
I tu mogłabym Wam pokazać, jak żyła wilczyca pod opieką cudownych właścicieli, jak uporczywie nie miała kawałka dachu nad sobą ani kawałka deski do położenia się. Nie pokażę, bo nie chcemy z Czerwonym Kapturkiem, aby właściciele trafili na ten post...
Pokażę tylko te trzy... Oto ONA.
Teraz ten skarb nie dość, że ma dom, ma Czerwonego Kapturka z rodziną, ma koty (które goni!) i wśród nich koty Zza Moich Drzwi (starzy czytacze będą wiedzieć, o kogo chodzi, jeśli napiszę, że te koty to córeczki mojej Stefci 😉), ale ma też psiego kolegę, też już niemłodego, też wymagającego leczenia. Z nim się przyjaźni!
Czerwony Kapturku, jeśli nie będziesz spać w budzie, jeść psiej karmy i ozdabiać się smyczą, to możesz spać spokojnie, nie być zażenowany! 💓💓💓💓💓
Ja Ci z całego serca za Twoje serce i DZIAŁANIE dziękuję!!
Bardzo proszę, abyście zerknęli na moją stronę i wypowiedzieli się, którego "zadrzwiowego" zwierzaka ma narysować Paulina!
https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/
Zobaczcie, jak ta dziewczyna pięknie rysuje!
ech, szkoda słów na tych wielkopańskich dziadów pozbawionych serca :(((
OdpowiedzUsuńDobrze, że są na tym świecie Czerwone Kapturki ♥
Ja chyba wiem kim jest Czerwony Kapturek ♥
OdpowiedzUsuńTo całkiem prawdopodobne, bo znamy się nie od dziś. :)
UsuńDzięki, Czerwony Kapturku! Dzięki, Hano i Gosiu, za waszą decyzję!
OdpowiedzUsuńLubię bajki z happy endem :-)
OdpowiedzUsuńChwała Czerwonemu Kapturkowi, dzięki jego determinacji historia ma happy end. I pomyśleć, że własciciele psicy to przecież wcale nie są źli ludzie, przyjeżdżali, jakąśkarmę zostawiali, a przecież mogli w lesie drutem do drzewa psa przywiązać, wreszcie coś tam im w sercu drgnęło i pozwolili pomóc psu. Tylko jeśli tacy są nieźli, to strach pomyśleć, czego się można spdziewać po złych... Bolanda być jeszcze naprawdę dziki kraj!
OdpowiedzUsuńAle z drugiej strony, naprawdę dobrzy ludzie (nie będę wyliczać, sami znacie wielu) często w pojedynkę robią dla zwierząt więcej niż powołane do tego celu instytucje, a te ostatnie nawet nie raczą odpisać i mają w dudzie i sygnały społeczne, i prawo!Naprawdę czasem ręce, nogi i spodnie opadają!
Galia Anonimia
Zas okulary zaparowaly...
OdpowiedzUsuńJa bym chciała Hokusika na rysunku.
OdpowiedzUsuńA do tych ludzi ,którzy mienili się właścicielami psa- karma wróci!
Czytam, podziwiam, uwielbiam!
Wyrazy uznania dla Czerwonego Kapturka i Prezesek!!! Piękną wilczycę czule głaskam :)
OdpowiedzUsuńWiwat skarpeta! Trzeba cos uzupelnic, doplacic?
OdpowiedzUsuńAMP, Skarpeta czuwa, a jeśli masz na zbyciu grosik, to zawsze:)
UsuńNo właśnie, jest historia taka jak ta i po prostu jest jak znalazł!
UsuńCzerwony Kapturku, pięknie rysujesz, myślę, że wiele z nas chętnie powiesiłoby na swojej ścianie portrety własnych pupilków.
OdpowiedzUsuńTo nie CK rysuje. To zupełnie inna osoba!
UsuńJeśli chodzi o portret swojego zwierzaka to możesz zawsze skontaktować się z Pauliną i na pewno dla ciebie chętnie narysuje, jednak na potrzeby tej malutkiej aukcji może powstać tylko jeden rysunek, w związku z tym musi to być ogólnie lubiane zwierzątko z mojej strony. Paulina zaproponowała taką pomoc dla mojego domu tymczasowego...
O, to pomerdało mi się, ale to z niewyspania chyba.
UsuńTo typuję Fikunię.
Pozdrawiam serdecznie Czerwonego Kapturka i jej podopiecznych :)
OdpowiedzUsuńHersylia
Dobrze, że los dał wilczycy za sąsiadkę Czerwonego Kapturka...
OdpowiedzUsuńRysunki Pauliny są niesamowite, ma dziewczyna pazur!!!
Uważam, że po starszeństwie to Stefani Bąbel rysuneczek się należy :)
Popieram z całej siły i też typuję Stefanię :)
Usuń♥♥♥
OdpowiedzUsuńCzerwony Kapturku, co tu rzec? Dziękuję!
OdpowiedzUsuńRysunki są przepiękne - wzięłam i popadłam w kompleksy. Nie potrafię wskazać kto powinien zapozować. Szfystkie?
Wielkie brawa dla Czerwonego Kapturka. Oby coraz wiecej takich CK bylo.
OdpowiedzUsuńCzerwony Kapturku, z całego serca dziękuję za wytrwałość w walce o Wilczycę. Takich ludzi jak Ty sam Bóg zesłał by niczym anioły szerzyli dobro.
OdpowiedzUsuńLeciwa i Luna oraz wogle jakby co, Kurnik chwilowo działa w podziemiu. Jeśli macie ochotę pogdakać, piszcie na 3babyzwozu@gmail.com a zaproszenie nadleci.
UsuńGosiu, przepraszam za prywatę!
Ależ jesteś u siebie! :*
UsuńDobrze, że udało się pomóc suni...!
OdpowiedzUsuńDługiego, dobrego życia....i wielkie dzięki :)
OdpowiedzUsuńHa, przecież kumpel wilczki to Rufus!
OdpowiedzUsuńAniu, ściskam Cię mocno! :)
Jolu, ty leć już piec jakąś pychotę, bo nadchodzimy! :)))
UsuńDziękuje Czerwony Kapturku
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGosiu kochana, Ty...wiesz jak sprawić, by łzy same ciurkiem popłynęły. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńCzerwony Kapturku, z serca dziękuję ♥
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jest Skarpeta! Dzięki niej można wspomóc tych, którzy niosą ratunek zwierzętom.
A narysować to...może portret zbiorowy - tak mi się widzi :)
OdpowiedzUsuńO to to!
UsuńLzy same sie cisna do oczu.Piekne sa wszystkie teksty o zwierzakach.
OdpowiedzUsuńA już się bałam, że bajka się jednak skończy źle... Gapa ze mnie, bo nie doczytałam tytułu:) Czerwony Kapturku, jesteś wspaniały!
OdpowiedzUsuńCo prawda mam ogromny sentyment dla Hokusa, ale myślę, że portret Stefci, taki na podstawie zdjęcia z ostatniego posta byłby przepiękny!
Jak dobrze, że na świecie są takie Czerwone Kapturki!
OdpowiedzUsuńCudowna bajka..
OdpowiedzUsuńPoryczałam się.
OdpowiedzUsuńDzięki Czerwony Kapturku, jak dobrze, że sa tacy ludzie jak Ty dzięki Tobie sunia jest wreszcie szczęśliwa.
Ps. Zapomniałam napisać, niech modelką będzie Stefania.
OdpowiedzUsuńOczy mokre się zrobiły. Jak niektórzy ludzie mogą, jak mogą tak być nieczuli:(
OdpowiedzUsuńNa szczęście są też dobre Elfy, Małgosie...
A ja noszę dziś w sercu inną historię... mniej radosną niestety... Spać mi nie daje...
OdpowiedzUsuńJest pies... ma lat 14ście. Jest w tym domu odkąd go pamiętam i dom ma dobry i ludzi... dobrych.. ale stary już jest... zachorował, jeść nie chce i ze stawami coś nie tak no i... śmierdzi bo mu z pyska i z odbytu...
i dziś usłyszałam, że jego ludzie w poniedziałek go uśpią... bo już są zmęczeni, bo chory, bo... śmierdzi...
I wszystko się we mnie buntuje... i boli tak mocno w środku... bo nawet nie ma pomysłu żeby go leczyć, żeby o niego zawalczyć... i najbardziej mi w tym wszystkim te słowa "śmierdzi" bo głowie się kołaczą... :(
Brujito, a pies był w ogóle u lekarza? Brzydki zapach to mogą być zapchane gruczoły okołoodbytowe które stosunkowo łatwo jest wyczyścić ( mój kot od kocięcia ma ten problem i czyścimy sami), może z zębami coś nie tak...
OdpowiedzUsuńTiya... podjęli już decyzje...przestał jeść więć coś na pewno jest na rzeczy... Nie chcą o niego walczyć :(
Usuńtego Czerwonego Kapturka lubię :)
OdpowiedzUsuńjakie niunie słodkie
OdpowiedzUsuńdziubki <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ze wzruszeniem... :)
OdpowiedzUsuńświetne pieski
OdpowiedzUsuń