poniedziałek, 7 marca 2016

NNN

Na potrzeby tego posta wprowadzam skrót:
NNN.
Wy wybierzcie sobie, którego NNN użyć do tej historii.

N - niesamowite.
N - niezwykłe.
N - niebywałe.

Lub zamiennie:

N - normalne.
N - nudne.
N - no co ty pleciesz, kobieto!

Jak to u mnie - zawsze się coś takiego przydarzy... :)

Pierwsze NNN to śmierć olbrzymiej lipy. 
Pisałam (klik) już, jak to mną wstrząsnęło. 
Gdy MCO wrócił ze swojej wyprawy, też chciał się pożegnać. 
Poszliś.
Na zdjęciach i tak nie widać całości, bo lipa, złączona za życia 
z aż czterech grubych pni, rozpadła się na dwie strony świata.

Rozpadła się na prawo.


I na lewo.


Odłupana kora ujawniła... cudnie wykaligrafowane listy. 
Może dla ciebie, może dla mnie?
Ja widzę tu swoje życie: górka, dołek, górka, dołek...
Skomplikowane, nieproste ścieżki, a jednak w efekcie końcowym, 
z perspektywy czasu... piękne.


Gdy byłam pierwszy raz na miejscu... upadku, zabrałam sobie na pamiątkę 
po mojej przyjaciółce dwa kawałki kory.
Zupełnie przypadkowe.


W tym samym czasie, podczas dwumiesięcznej nieobecności MCO, naszło mnie na malowanie.
Takie w moim stylu, vedic art - malowanie emocjami.
Na stole rozłożyłam materiały malarskie - cały twórczy bałagan.
Próbowałam, przelewając na płótno uczucia, oswoić po swojemu odejście Amisi.
Namalowała mi się taka "łąka szczęśliwa".
Może to obraz życia mojej cudnej koteczki, a może życzenie serca na jej dalszą drogę. 


"Łąka szczęśliwa" - dla Ami,
Potem, na nowym płótnie, zaczęły się spod mojej ręki wyłaniać kółka -
bawiąc się ich malowaniem, nie myślałam o niczym, 
po prostu dobrze się czułam, pokrywając kolorami płótno. 



Kółka przemieniły się z czasem w kwiatki. :)


Ja wiem; żadne arcydzieło, nie powinnam tego wcale pokazywać, 
ale co tam! Przestałam już wstydzić się tego, że jestem niedoskonała. :)


O ile kwiatki mogłabym zaakceptować, to wszystko zepsuły boki.
Nie umiałam sobie z nimi poradzić. 
Nie pomogło podchodzenie do tego obrazu kilkanaście razy.
Nie pomogły zmiany koloru.
Obraz był zepsuty, nie rokował, 
nie podobał mi się. 
Postanowiłam wynieść go na strych, żeby tam czekał na przemalowanie, 
ogólnie - na lepsze czasy.

Na strychu odkryłam ramkę, która idealnie pasowała wymiarem do obrazu.





A potem przypomniałam sobie o korze z lipy. 
O tych dwóch zabranych kawałkach.
Ich kształt coś mi mówił...


Przyłożyłam je do płótna, tam, gdzie te nieudane "boki"... 
NNN!


Idealnie dopasowane!


Czy podświadomie namalowało mi się pożegnanie z tym wyjątkowym dla mnie drzewem?
NNN!



Lubię myśleć, że ta rzeka kwiatów płynąca przez rozpołowione na prawo i na lewo drzewo
to mój hołd dla przyjaciółki, do której dane było mi się przytulać
i od której czerpałam siłę przez wiele lat. 
Hołd, który wypłynął z duszy.

A może to jedna wielka lipa? :)
A co tam, tak czy siak, to prawdziwie NNN!

Miłego dnia! :)

PODPIS

Nie napisałam, że mam w wazonie wciąż żywe gałązki Starej Lipy.

48 komentarzy:

  1. N jak niezwykle, podoba mi sie pamiec o wiekowej przyjaciolce...i jeszcze te cudne wykaligrafowane listy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niewiarygodne, nieustająco nosisz nam niesamowite nastroje.
    No dobra, dalej mi brakuje pomysłu na n...Podoba mi się pomysł z korą.
    Fikunia bardzo malowniczo wpisała się w powaloną lipę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle piszesz tak, że dech zapiera z zachwytu i miękko się robi na sercu. Miłego dnia, pozdrawiam. Margolcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuję, miałam tremę przed opublikowaniem tego posta. :)

      Usuń
  4. Po pierwsze to zachwyciłam się jednym zdaniem "już dawno pogodziłam się z tym, że nie jestem doskonała" wspaniale. To, że pokazujesz nam swoje obrazy we wszystkich stadiach powstawania świadczy, że w pewien sposób się kochasz i akceptujesz taką jaką jesteś. Podoba mi sie Twoja wrażliwość na to co Cię otacza, drzewa, mosty, sztukę i kuchnię a przede wszystkim na potrzebujące zwierzęta. Po lipie widać, że nie tylko grzyb ją zżerał ale i "korniki". Nie miała łatwo. A mnie się obraz podobał również bez kory, ale mam problem ze sztuką eklektyczną.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luno, nie uważam tego za sztukę, to zabawa, a może swoista terapia dla mnie.
      Im jestem starsza tym bardziej akceptuję siebie, choć różnie z tym bywa w różnych okresach. To nie jest stała. To górka, dołek..
      Pozdrawiam, Luno :*

      Usuń
  5. Dzień dobry, Gosiu! Przeczytałam Twoją smutna, lutową opowieść o powalonej lipie. Przeczytałam dzisiejszą - spokojniejszą, pogodniejszą, zawierającą przebłysk zrozumienia i zgody na to, co stało sie z Twoim ukochanym drzewem.
    Zauważ, jak często okazuje się, ze pewne przykre dla nas wydarzenia są tylko częścia jakiejś logicznej układanki, czy też drogi, po której idziemy. A ta droga prowadzi nas ku zrozumieniu, akceptacji, ku spokojowi duszy. Rozumiemy to oczywiscie dopiero po czasie. Ale czas jest cierpliwy i mądry, choc nieraz jego działania wygladaja na okrutne i bezmyslne.
    I jeszcze o kolażu - obrazu z kwiatami i korze lipy. Pieknie to wygląda! I sama idea by zrobic cos takiego jest wzruszajaca. Lipa dawała Ci odpoczynek, siłe, oddech, oderwanie od świata. Teraz ona odpoczywa w świecie, gdzie nic juz jej nie niepokoi, gdzie tylko kwiaty czułych myśli o niej kwitną z wdziecznością!
    Gosiu, serdeczne myśli Ci zasyłam spod mojej stareńkiej lipy, która jeszcze sie jako tako trzyma, choc wiele juz w swym prawie 300 letnim zyciu przeszła!:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, dziękuję, ale muszę sprostować. To całe NNN, czyli pewna niesamowitość polega na tym, że nie planowałam tego "kolażu". Nie miałam takiej idei. Ona pojawiła się samoistnie na sam koniec, gdy już poddałam ten obraz. Wtedy okazało się, że dwa kawałki kory zabrane przeze mnie z upadłej lipy idealnie pasują do tych wcześniej niepasujących boków! To sprawiło, że opisałam tę historię, bo sama byłam pod wielkim wrażeniem.
      Masz rację, czas minął, a ja się już pogodziłam z tym, że lipy nie ma... Może dlatego, że pożegnałam ją w taki niespodziewany sposób.
      Mam nadzieję, że takich lip jest jeszcze pełno, a przede wszystkim noszę ją w sobie i już dam radę sama dla siebie będę oparciem.
      Olu, serdeczne pozdrowienia dla Was. :)

      Usuń
  6. Amisia jest w błękitnych kwiatkach :) Ona też była taka pięknie błękitna :) Obraz, i to, co się zadziało, jest NNN - niesamowite, niezwykłe, niebywałe ! Te boki przy Amisiowych kwiatkach czekały na tę Korę od Twojej przyjaciólki Lipy ! ... wzruszam się przy tym obrazie, i widzę Amisię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuniu, dla Amisi namalowała mi się ta szczęśliwa łąka. Namalowała, bo w tym vedic arcie siada się nad płótnem bez założenia co się namaluje. Po prostu pozwala się ręce prowadzić pędzel, czy też gąbkę, bądź bezpośrednio palce umazane w farbie, no i coś się wyłania. Pożegnaniem Ami okazała się ta wesoła łąka, jakoś mnie to nie dziwi, bo Amisi była dla mnie światłem i miłością.
      Natomiast ten drugi kwiatowy obraz, który malowałam bez intencji okazał się, ku mojemu zaskoczeniu, pożegnaniem staruszki lipy. To naprawdę fascynujące.

      Usuń
    2. Ojej, jakoś nie zrozumiałam ! Ale błękit ewidentnie z Amisią się kojarzy :) W tym Amisiowym też jest błękit :) One oba są kolorystycznie bardzo podobne, i to też jest niesamowite ! Obydwa są pożegnaniem. I teraz, jak to do mnie dotarło, to dopiero jest niesamowite !

      Usuń
  7. Pięknie przelałaś na płótno życie Amiśki:) Podświadomość wyszła na światło dzienne i powstało to cudo. Hołd dla Amisi i dla Lipy-przyjaciółki.
    Pozdrawiam Karolina z Tolą i Stasiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Karolino, za tę miłą dla mnie opinię.

      Usuń
  8. Ech to nasze życie:"Skomplikowane, nieproste ścieżki, a jednak w efekcie końcowym,
    z perspektywy czasu... piękne" tak, fajnie jest sobie to uświadomić i fajnie ze znalazłaś swój sposób na oswojenie rzeczywistości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na co dzień się nad tym nie zastanawiam, pewnie gdybym nie pisała tego posta nie sformowałabym takiej myśli w głowie, a to sama prawda. :)

      Usuń
  9. Z tego,co widzę te kwiaty są namalowane pięknie. Oczywiście teraz mam do dyspozycji tylko telefon, ale takie rzeczy się wyczuwa.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Kwiaty czułych myśli...", tak to pięknie Ola ujęła; kwietna łąka dla Amisi, rzeka kwiatów dla lipy... Kwiat jest dla nas często najważniejszy, choć to tylko preludium owoców i nasion. Tak mi się wydaje, że te "kwiaty myśli" to nie koniec, nie zamknięcie... i jeszcze nie raz o tym przeczytamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czy będziesz miała rację. Nie jestem w stanie tego zaplanować. :)

      Usuń
  11. To, co czujesz, to nigdy nie jest "lipa". Chyba że LIPA drzewo. Lipy są piękne!
    Pamiętam z dzieciństwa "krzywą sosnę". rosła mocno pochylona i była tak dużą, że wokół niej zrobiła się pusta przestrzeń - tam odbywały się spotkania, ogniska, biwaki. Każdy wiedział, gdzie jest krzywa sosna.
    W końcu przewróciła się. Wzięłam od niej gałązkę i do tej pory mam. A ona sama, w środku lasu, powoli jednoczyła się z ziemią, mchem i drobnymi organizmami. Trochę to trwało, ale teraz już nie ma śladu. W październiku 2015 nie dałam rady odnaleźć tego miejsca. Zostały wspomnienia z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała, aby taki los spotkał Lipę. Nie chcę, aby ją zabrano. Ona jest u siebie i nadal jest piękna.

      Usuń
    2. Aniu, a czytałaś post o lipie?

      Usuń
  12. Co ja poradze, ze NN kojarzy mi sie z Niezidentyfikowanym Nieboszczykiem, wiec 3xN jakos tez. :))))
    Ale obrazek mi sie podoba, zeby nie bylo. A pomysl... nie, to raczej intuicyjna inspiracja z kora brzozy - jest przedni! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej zaskakujący! :)
      Może 3 x N to: Niezidentyfikowany Nagi Nieboszczyk.
      :)

      Usuń
  13. Wiesz co? Śliczne te Twoje obrazki, a łączka szczególnie mnie zachwyca. Rozwijasz się Gosiu i to widać. Keep going!

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękny obraz stworzyłaś... :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Godnie pożegnałaś przyjaciółkę...;o)

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękna opowieść :) Oczyszczająca, Terapeutyczna, Uzdrawiająca i Żegnająca :)Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, a skąd się biorą małe lipki? Może ze starych? Bo gdyby tak, to obok starej można by kontynuować tradycję w nowym pokoleniu lipy:) Mam w ogródku wierzbę mandżurską - wsadziłam do ziemi kijek kiedyś, a teraz przycinam jak chwasta, tak się rozrósł. Ale, to tylko tak sobie fantazjuję;)

      Usuń
    2. Mam już w planach posadzić nową - część starej. Posadzić gdzieś bliżej, alby zawsze była obok.

      Usuń
  17. Piszę kasuję piszę kasuję... Po prostu Piękne!

    OdpowiedzUsuń
  18. Dla mnie to to te pierwsze NNN.łąka dla Amisi. Przy kółkach pomaga SteFcia.Ja nie umiem malować Ale Ty Zrobiłaś to pięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Gosiu kochana, przy vedic arcie każdy umie. Musisz kiedyś spróbować.

      Usuń
  19. A ja obstawiam CzCz - Czyli Czary, a nie żadne NNN. :)
    Jedyne, co mi się tu kłóci, to zestawienie ramki z kawałkami kory. Jak dla mnie zbyt od siebie... oddalone. A gdyby jakaś bardziej surowa rama?
    Tak tylko gadam, i tak się nie znam, ale pogadać przecież można. Zwłaszcza na tematy, na których się człek nie wyznaje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, ja wcale nie wiem czy to tak zostanie... To dość ciężko będzie wykonać czyli przykleić tę korę do obrazu...

      Usuń
  20. Oba obrazy piękne same w sobie. Wyrastasz Gosiu, rozwijasz się. Wszystko na naszych oczach. I piękny sposób na oswojenie rzeczywistości. Tego co złe i tego co dobre...

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...