Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dakota. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dakota. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 marca 2014

Kilka słów o Dakotce

W tym tygodniu prawie każdy post będę zaczynać wieściami o Hokim, wiem, że czekacie na nie. Ufam jednak, że zauważycie też innych bohaterów/bohaterki posta. Dziś będzie nią śliczna Dakota, w środę księżniczka Mali (już troszkę można o niej czytać u Mrumru), a jutro... Jutro ważny dla mnie temat. Kogoś nareszcie Wam przedstawię. I nie chodzi o kota, postanowiliśmy bowiem wstrzymać się z braniem pod nasz dach kolejnych podopiecznych, dopóki Hokus nie wyzdrowieje. Gdyby teraz złapał jakąś infekcję, byłoby to dla niego tragiczne.

Wygląda na to, że Wasze myśli, życzenia i wizualizacje działają. Zanim zrobimy "uff", pewnie jeszcze upłynie dużo wody w rzece, jednak kotek nie ma gorączki, je, pije, załatwia się prawie normalnie. Prawie, bo ma rozwolnienie, chyba od antybiotyku. Najważniejsze jest, myślę, to, że rana nie zasklepiła się jak ostatnio, kiedy trzeba było mu ją ponownie otwierać, tylko sączy się z niej ropa. Tak ma być. Hokusik nadal głównie śpi albo leży spokojnie, ale to dla niego najlepiej. Trochę wrócił nam humor, no i niesamowite było to, co wyprawiała wieczorem Amisia! Wpadła, zupełnie jak nie ona, w szał zabawy, gruchała, ganiała za myszką, a nawet w pewnym momencie... przeskoczyła (leżącemu) Rufiemu nad głową! Jak słowo daję, jeszcze jej takiej nie widziałam! Jeśli ktoś nie wie, to warto dodać, że Amisia to niezły grubasek. Wiem, że to nieprawdopodobne, ale może ona czuje, że Hoki zdrowieje i się cieszy?
Tej wersji będę się trzymać! :)

Kochani, nadal Wasze dobre myśli są potrzebne, ale ponownie dziękuję za to, co robicie dla Hokusa każdego dnia od tego tragicznego wypadku.

Uzdrawianie Hokusa od Abigail (klik).
Niesamowicie mnie wzrusza ten kolaż.
Ten kotek otoczony opieką i miłością swojej rodziny, w oczyszczającej mocy wody,
kolorów, kryształów, pod skrzydłami dobrych duchów.
Piękna idea, piękna realizacja, ja robię to samo na płótnie,
i... to działa!

*********************************

Czas na kilka słów o Dakotce.

Od Agnieszki z Lublina. 

Pamiętacie Dakotę o której imię stoczyła się walka i która prawie została Koksą?
(To JolkaM wymyśliła to imię, więc jest niejako matką chrzestną tej kocineczki.)
Tę Dakotę o futerku jak u króliczka, mięciutką i słodką niczym dojrzały, jesienny owoc?

Jakaż to była przyjemność trzymać ją na rękach! Widać to na zdjęciach. 


Zapraszam do poczytania, co u niej słychać. Dla mnie to wielka frajda, mam nadzieję, że i Wam się udzieli.  

Dla niewtajemniczonych: Ginter do piesek, a Lola to kotka Agnieszki. 

Dakotka jest naprawdę cudowna, uwielbia się przytulać, śpi przytulona do Karolki, albo z nami; wystarczy kocyk albo poduszka na łóżku i wiadomo, że Dakotka to znajdzie i położy się. :)

Bawi się świetnie, ulubione zabawki to wędki z piłeczką i piórkami, i czarna długa wstążeczka, z którą biega po całym domu, wydając te swoje sówkowe dźwięki. :) Z Lolką bawią się, ganiają po całym domu, wyjadają jedzenie z misek, ale nie przytulają się, nie liżą, nie śpią razem, może jeszcze przyjdzie na to czas. Bardzo dobrze dogaduje się z Ginterem. :)

Jest jeszcze troszkę dzika i płochliwa, chowa się, jak tylko usłyszy podniesiony głos, jak ktoś przychodzi, jak usłyszy kroki i głosy na klatce schodowej, ale już chyba ma taki charakter. Lolka jest zupełnie inna, nigdy się nie chowała, jest bardzo śmiała, ale nie jest w ogóle przytulająca się. :(
A futerko zostało takie mięciutkie, jak było. :):):)
Zjada pięknie kocie jedzonko (rano saszetka, później suche), ale zaczepia przy każdym jedzeniu (i dostaje od męża i córki) i bardzo lubi kabanoski, szyneczkę, owsiankę z jogurcikiem naturalnym, biały serek. :):)

Myślę, że zbliżamy się do pierwszej rujki i potem sterylki, więc trochę trudny czas przed nami.
Będę starała się robić zdjęcia na bieżąco i niedługo znowu przyślę.  :):) Pozdrawiam. Agnieszka






I jeszcze:

Tak, jest szczupła i drobna. Jak do nas przyjechała, to mówiliśmy na nią "parówka", bo miała takie śmieszne krótkie łapki i w porównaniu z Lolką - myśleliśmy, że będzie bardziej "kulkowata", ale teraz wyrosła z tego, wydłużyły się łapki i jest szczupła i śliczna, i niesamowicie zwinna. Ale apetyt ma rewelacyjny, więc myślę, że wszystko w porządku. :):) A

Ach, och!




Warto było zaufać Agnieszce i transportować Dakotę do Lublina! Prawda? :))
Agnieszko, wielkie buziaki dla Twojej wspaniałej rodziny! Uszczęśliwiłaś mnie tymi wieściami. :)

PODPIS

sobota, 4 stycznia 2014

Nowi zwierzolubni i wieści o kotkach w swoich domkach

Mam wciąż trochę zaległości, nowiny czekają na ujawnienie, a ja nie nadążam z przygotowaniem postów. :(

Zapraszam na część pierwszą dobrych wieści:

Najpierw kolejni zwierzolubni
***

129. Izabela Kułaga z bloga http://z-makiem-zasiana.blogspot.it/ napisała: zgłaszam się do Spisu Powszechnego Zwierzaków. Obejrzałam wszystkie i są cudowne, więc i ja chcę się moimi podzielić :)

Na zdjęciu: owczarek niemiecki Zuzia, kotek Kiki (inaczej Sasanek albo Sasanka), oraz zdjęcie nieżyjącego już Mundzia, którego chcę w ten sposób upamiętnić. Niestety nie mam na tym komputerze zdjęć Picika, który zaginął i bardzo ubolewam nad tym, ale może kiedyś uda się dodać te zdjęcia wraz z żółwimi zdjęciami (żółw też zaginął. :( 

Zuzia to prezent od przyjaciółki na ślub moich rodziców. :) Prezent, który ma w sobie tyle miłości i oddania, że uśmiech nie schodzi z twarzy. Zuzi mama była owczarkiem niemieckim, ale tata nieznany. :) Nam to nie przeszkadzało nigdy, chociaż niezły z niej cykor. Mocna w gębie, szczeka na wszystkich, a jak przychodzi co do czego, to ucieka. :) 
Kiki (Sasanka) to kotek mojego chłopaka, kotek chory, ale cieszący się życiem. :) Niestety jego wierny kompan Picik zaginął, wyszedł i nie wrócił.
Na koniec Mundi, którego już z nami nie ma, kochany pies, który odszedł ze starości. Serce mi pękło, ale mam z nim masę pięknych wspomnień. Chcę w ten sposób go upamiętnić.

Oto Zuzia, Kiki i Mundi:


***

Oddaję głos następnej blogerce, którą jest Gohaa:

Piszę do Ciebie tych kilka zdań, by zgłosić świnkę Inkę do spisu zwierzątek.


Czy pamiętacie jak wspomniałam Wam o naszym nowym członku rodziny?
Oto jest...
Wtajemniczeni wiedzą, że od dawna marzyłam o kolejnym zwierzaku. 
Był gdzieś z tyłu głowy psi towarzysz.  
Jednak wpadł go mojej głowy świński pomysł.
To była miłość od pierwszego...chrumknięcia.

Maleństwo urodzone 6 października 2013:


Zjawiskowa, prawda?
Do nr. 6 w naszym spisie dopisuję więc tę ślicznotkę.

***

Pamiętacie Tutli i Putli? 

Dziewczynki mają się (odpukać) bardzo dobrze. 
Są coraz cudowniejsze, ale niezmiennie Frika - czarny większy brzuszek :) 
- jest bardziej odważna. :) 
Budzi nas codziennie w nocy na kilka sekund, żeby ją pogłaskać, 
pomruczy zadowolona i idzie spać. :) 
Druga z dystansem, ale też lubi się miziać. Na szczęście. ; -) 
Fantastycznie się bawią ze sobą - szczególnie późnym wieczorem. :)
A chłopcy są absolutnie zakochani w kociakach. 
Ostatnio nawet starszy bliźniak stwierdził, że to są ich "córeczki",
 bo one biedne nie mają rodziców i trzeba im ich zastąpić. 
Z chęcią więc na siebie tę rolę przyjęli.






Niech nadal tak dobrze chowają się córeczki pod okiem swoich "rodziców". :)

***

Czas na wieści od Agnieszki o Dakocie:

 Wysyłam kilka zdjęć Dakotki. Z dnia na dzień jest coraz  śmielsza. 
Także do nas; a przytulakiem jest nieziemskim. 
Z Lolą ganiają jak opętane rano i wieczorem i bawią się razem. :)





Wysyłam Ci jeszcze jedno zdjęcie, żeby nie było, 
że tylko przytulanki z Karolinką. 
Tak pan z Dakotką spędzają wieczory. :D

Mój mąż twierdził od zawsze, że NIENAWIDZI kotów. 
Zgodził się oczywiści dla Karolinki, córeczki jedynaczki. ;) i dostał totalnego szmergla na punkcie Lolki, i to On i oczywiście Karolka nalegali na towarzystwo dla Lolki. :)


Wieści o Dakotce są dla mnie lekiem na całe zło!

***

I na koniec nowiny o Zoyce:

Dzień dobry,

przesyłam kilka zdjęć naszej kotki Bianki. 
Adaptuje się u nas znakomicie. Ładnie je posiłki, załatwia się do kuwety, 
w nocy chodzi po domu i poznaje jego rozkład, chętnie się bawi, 
a od dziś leży nawet na parapecie, obserwując ludzi na ulicy.





No tak, Zoya-Bianka potrzebuje dużo czasu na adaptację. 
I tak uważam, że wszystko przebiega szybko, sprawnie i wspaniale.


***
Do szczęścia brakuje mi jeszcze wieści o Vitusiu, 
ale może i na nie się doczekam.
Nie tracę nadziei. Miłej soboty!


PODPIS

Właśnie przyszedł mejl od Sylwii - nowej opiekunki Renetki, teraz Lusi.
Koteczka jest zdrowa i pełna energii.




wtorek, 17 grudnia 2013

Dakota ma kota i... dwa psy! :)

Mam dowód na to, że determinacją można góry przenosić.
Mam dowód na to, że w kocim interesie zdarzają się niesamowite historie.
Mam dowód na to, że Vituś, który sam jest cudem, cuda kreuje.


Dakota jest ostatnim ze złapanych na działkach kotków,
którymi opiekowała się starsza pani - Zofia.
Koteczka została odłowiona dzięki mądremu uporowi Kasi.
Dziewczyna ta pomimo niesprzyjającej, późnojesiennej aury trzy dni czaiła się na nią,
leżąc na dachu działkowej budki, żeby kotkę w końcu złapać do ręki,
bowiem ta za nic nie chciała wejść do klatki-łapki!
Sama nie wiem, jak Kasia to zrobiła, wciąż jestem pod wielkim wrażeniem.
Koteczka była najmniej chora z całego miotu.
Dostała antybiotyk chyba tylko profilaktycznie.
U weta była przerażona, co ten na długo zapamięta! Krew się lała strumieniem... :) 



Natomiast u mnie koteczka okazała się bardzo subtelna, spokojna, delikatna 
i nie mam nawet słów, jak bardzo słodka.
Szczególnie to jej długie i mięciutkie futerko jest przyjemne w dotyku, 
a i pycholek ujmujący.
To jedna z tych koteczek, że człowiek się roztapia na sam jej widok. :)
Ma jeszcze wspaniałą cechę, którą cenię i lubię u kotów:
boi się - to widać, ale chce być dzielna, przełamuje się, 
walczy ze strachem i z pokorą pozwala człowiekowi na wszystko. 
Kochane stworzonko. 
Zrobiła szybko ogromne postępy.
W jej oswajaniu pomógł bardzo huncwot Hokus, 
który idealnie zajmuje się moimi kocimi gośćmi. 


Już przechodzę do sedna. :)
Jakiś czas temu w komentarzu pod postem napisała pewna Agnieszka:
Pani Aniu, powiem szczerze, zaczęłam odwiedzać ten blog niedawno, oczywiście teraz wchodzę codziennie, dopingując maleńkiego Vitusia, ale cały czas, do wczoraj, miałam wrażenie, że tego bloga prowadzi bardzo młoda dziewczyna!!!! Blog jest bardzo sympatyczny, żywiołowy, energetyczny:) Tak trzymać!!! Mam troszkę mniejszy staż małżeński (22 lata), trzy ukochane zwierzaki - Klara, 16-letnia jamniczka, Ginter - 5-letni kundelek ze schroniska i roczna, piękna kotka trikolorka Lola. Pozdrawiam serdecznie, dalej będę stałą czytelniczką (nie tylko z powodu Vitusia).
Agnieszka

Śliczna Lola.

Sprawiła mi przyjemność tym komentarzem, ale nigdy bym nie zgadła,
że nasze losy dzięki Vitusiowi przetną się jeszcze bardziej niż tylko za sprawą bloga.
Otóż Agnieszka zobaczyła Dakotę i pewna myśl zaczęła świtać jej w głowie...
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Agnieszka mieszka 450 km ode mnie.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Agnieszka i jej rodzina
już mają w domu sporo zwierząt: dwa pieski i kota!

Aga ma zabezpieczony balkon i jak mi napisała "szmergla na punkcie bezpieczeństwa jej zwierząt".

Mimo tego dostałam mejl:

 Zgodnie z Twoją prośbą parę słów o nas i naszych zwierzętach. Mieszkam w Lublinie wraz z mężem i córką, która jest studentką drugiego roku. Razem z nami zamieszkują trzy zwierzątka. Najstarsza jest piękna, rudowłosa i długowłosa jamniczka Klara. Ma już 17 lat niestety, ale z jej zdrowiem jest jeszcze zupełnie nieźle. Półtora roku temu w maju nasza rodzinka powiększyła się o Gintera, psa 5-letniego ze schroniska (wybrała go córka, przyprowadziła i został :) oraz w czerwcu - o koteczkę Lolę. Teraz już konkretnie o Loli: nigdy wcześniej nie mieliśmy i nie planowaliśmy mieć kotów, byliśmy absolutnymi psiarzami. Przybycie do naszego domu Loli spowodowało, że zmieniliśmy zdanie całkowicie. Zakochaliśmy się od pierwszej minuty i trwamy w tym amoku i miłości do dzisiaj. :) Mama Loli będąc w ciąży, po prostu przyszła na taras do naszych znajomych i została. Okazało się, że po jej dzieciaczki ustawiła się kolejka chętnych, a my byliśmy pierwsi. Urodziły się dwa kotki i dwie kociczki. Mama i jedna kotka zostały u tych znajomych. :) Jeden z kotków zawędrował aż do Londynu. 
W każdym razie wszystkie trafiły do dobrych domów. 
Jak zajmować się Lolą, jakie stworzyć jej warunku? Uczyliśmy się. Od razu napiszę, że mieszkamy na drugim piętrze, Lola uwielbia przebywać na balkonie, ale jest on całkowicie zabezpieczony siatką. Lola jest cudnym, gadającym, szalonym kotem. Jej ulubioną zabawą jest przynoszenie nam na kanapę różnych przedmiotów, żebyśmy rzucali, i jeszcze raz, i jeszcze, potrafi bawić się naprawdę długo. Po pierwszej rui została wysterylizowana. Lolka jest bardzo żywa i uwielbia się bawić, a nasze psy niestety nie są zbyt chętne. Klara jest już po prostu za stara, natomiast Ginter jest po wielu życiowych przejściach, został znaleziony ledwo żywy na śmietniku, około miesiąca przebywał w schronisku, nie jest bardzo zabawowym psem. Dlatego zastanawiamy się nad drugim kotkiem/kotką, bo wydaje nam się, że Lola byłaby zadowolona z towarzystwa. 
Jeżeli możesz, to napisz, co na ten temat myślisz.


Klara i Lola.
Napisałam więc. Agnieszka mi odpisała i tak od słowa do słowa dogadałyśmy się!
Ja nie miałam żadnych wątpliwości, że Dakotkę spotkało wielkie szczęście.
Tylko czy to nie szaleństwo transportować kotka z Wrocławia do Lublina?
Uważam, że nie.
To świadczy tylko o wielkiej determinacji ludzi, którzy się na to porywają.

Klara i Ginter.
Z pomocą przyszła nieoceniona Agnieszka Assneg, 
której mąż już raz zawoził kotka do Warszawy 
(to był, jak niektórzy pamiętają, Szuwarek-Gacek). 
Właśnie wczoraj miała miejsce ta cała akcja, Dakota wylądowała u Agi na noc, 
bo już rano wyruszyła wspólnie z nią i jej mężem w swoją docelową podróż 
- do nowego życia, do swojej rodziny! 
Druga Agnieszka - nowa mama Dakotki wraz z mężem, 
który na tę okoliczność wziął urlop (są tacy faceci, są, zazdrośćcie!) 
czekali na ten niezwykle cenny transport w Warszawie i o godzinie 17. 
przejęli koteczkę, żeby powieźć ją do domku. 

Maleńka dobrze zniosła ten ciężki dla niej dzień.
U swojej przewoźniczki nawet mruczała. 
Podróż do Warszawy przebiegła bez żadnych "atrakcji".



Jestem pewna, że masze dobre myśli wciąż będą jej towarzyszyć, 
aby jak najszybciej odnalazła się w nowym miejscu. 
Agnieszko z Lublina, Ciebie zobowiązuję do częstych relacji z postępów malutkiej.
Czekamy też wszyscy na zdjęcia. Rób dużo zdjęć. 
Mam też nadzieję, że już dzisiaj pod tym postem napiszesz, jak się sprawy mają, 
jak przebiegła Twoja część podróży, no i czy ta zjawiskowa koteczka jest taka, jak Ci pisałam.

Ja mocno, mocno trzymam kciuki za Was i tę ślicznotkę!


***

Jeszcze słówko o Zoyce, bo o nią pytacie. 
Kotka oswaja się pomaleńku. Została królową strychu. 
Przegania stamtąd każdego innego kota, 
a jeśli czasem Amisia czy Kajtek tam zawędrują, 
już po sekundzie uciekają przed gniewem Zoyi, aż się za nimi kurzy!
Kota ma otwarte drzwi na dom, ale nie opuszcza "swojego" pokoju.
Już niedługo znajdzie się w innym domu tymczasowym, 
gdzie nie będzie musiała tak bardzo się bać.
Rozstanie z nią to będzie ciężki kawałek chleba, ale tak musi być. 


Ciekawy post o tymczasowaniu właśnie jest w Kociokwiku. Polecam. 

Dobrego dnia!


***

Uwaga: najnowsze zdjęcie Dakotki. :)



piątek, 6 grudnia 2013

To i owo

Dzień dobry przed przerwą w nadawaniu. 
Nie zdążyłam przygotować nic ciekawego na dziś, niestety. 

Wczoraj okropnie zasmuciła mnie wiadomość, 
że Wisia wyszła z domu już 2 miesiące temu i do dziś nie wróciła.
 Serce pęka. Mam nadzieję, że ktoś jej pomógł, że nic jej nie jest. 
Ona i Goplanka - te rozstania były dla mnie najcięższe.
Jakie to smutne. Biedna kociczka... :((



Hokus za to ma się świetnie. Diabeł to wcielony. 
Nie istnieją dla niego zamknięte drzwi ani żadne zakazy.
Będziemy wymieniać w domu klamki na gałki, bo nie da się spać
ani funkcjonować normalnie.
Kocurro w dzień śpi, a w nocy zaczyna szaleć.
Dopiero teraz wiemy, co to znaczy mieć w domu kota!
Zrobił nam niezły tłum. :)



Z Ruficzka też niezłe ziółko. 
Kiedyś mówiliśmy przy nim do siebie "idziesz z Rufim na spacer?",
próbując jedno na drugie zwalić ten obowiązek.
Szybko jednak oduczyliśmy się tego, bo pies na dźwięk tych słów
zrywał się na równe nogi, cieszył się, piszczał i nie było wyjścia,
 trzeba było natychmiast na spacer wychodzić. 
Metodą prób i błędów, testując:
"Idziesz z Rufim na spac?" - podniecenie i entuzjazm.
"Idziesz z Rufim na spa?" - jak wyżej.
"Idziesz z Ruf na s?" - bez zmian - szał radości.

"Idziesz z R na s?" - cisza i spokój.
I tak się teraz u nas mówi, żeby mu nie robić przedwczesnej nadziei. :)








Cudowna, absolutnie bez wad, kochana, miła, chętna, subtelna, mięciutka jak króliczek 
Dakota wciąż szuka domku, nie mogę tego zrozumieć. To skarb.
Dodatkowo kotka ma za sobą wszystkie odrobaczenia, odpchlenia, szczepienia -
naprawdę stanowi niezłą gratkę. 

W grudniu będę pojawiać się na blogu bardzo w kratkę. Proszę się nie niepokoić. :)
Przypominam o łapaniu licznika.
Wyniki ogłoszę, jak tylko wyłoni się zwycięzca.

PODPIS

A rok temu Za Moimi Drzwiami U Poznańskiego (klk).


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...