*****************
Nic nie piszesz, to ja streszczę, co u mnie. Bo jakże wesoło! ;)
Wstałam wcześnie, nakarmiłam kotki i piesy, wypiłam kawę, poczytałam (nie zasypiając, bo na siedząco i za dnia), a potem ruszyłam do kuchni. Bo sernik - dla taty na imieniny. I wszystko fajnie, ale w trakcie przygotowywania wywaliłam sobie miskę z wybitymi tam białkami i wylało się ich trochę na podłogę (cztery!), więc musiałam "dokleić" następne (cztery nadwyżkowe żółtka czekają do momentu jajecznicy). Sernik wyszedł pięknie, wyjęłam, postawiłam na stole, przykryłam (jak nigdy, ale jak piszesz w przepisie) papierem do pieczenia i myślałam o tym, żeby gdzieś ten sernik wynieść, bo tu niebezpiecznie. Ale najpierw chciałam dać Bazylkowi jego kapsułkę z żurawiną, którą dostaje w mokrym, pachnącym żarełku. No i Bazyl wskoczył na stół, gdy poczuł jedzonko, i stąpnął nóżeczką swoją kochaną niemal w samym środku sernika. :] Sernik jeszcze gorący, świeży, mięciutki - oczywiście się pięknie rozlazł. "Zebrałam" (był jeszcze w papierze, ale już bez obręczy i jakoś to rozlazłe zlepiłam. Musiałam szybko wstawić go z powrotem w obręcz formy, żeby ścisnąć. Całkiem dobrze wyszło, ale spory krater pozostał. :] Żeby to jeszcze miał być sernik do domu, to pal licho, ale imieninowy prezent! Pech! Trudno, będzie z kraterem, zaleję go polewą, może czegoś do środka napcham - dla niepoznaki, np. starych gazet. ;) Ech, te koty... (...)
Zbieram się, bo jeszcze chcemy na chwilę z piesmi wyskoczyć.
Gosiu, mam nadzieję, że czujesz się lepiej. No i że Perełka też już przeszła najgorsze, maleńka piesunia kochana.
O Klusorka nie pytam, bo on chyba ma taki charakterek, że się już w nowym domu zaaklimatyzował doskonale. :)
Aha, zapomniałam jeszcze o czymś. Gdy Bazyl z gracją nadepnął na sernik, oczywiście zakrzyknęłam z grozą w głosie, na co natychmiast przybiegł ze swojego pokoju Igor. Gdy pomógł mi nieco w opanowaniu sytuacji (czytaj: zgarnął kłębiące się wokół zapachów z saszetki koty), wrócił do siebie i do swojego śniadania, które wciągał, dłubiąc w kompie (szykował dziadkowi życzenia na stronie internetowej). Zaraz jednak przyszedł do mnie ze słusznym skądinąd spostrzeżeniem, że całe to zajście pachnie mu dywersją, gdyż po powrocie do swoich kanapek stwierdził brak plastra kiełbaski na jednej z nich. :] Ot co!
*****************
Bazyl. |
Miłej niedzieli!
Obrazki z wydarzenia:
I postscriptum:
Jak napisałam w komentarzu, zostałam kompletnie zaskoczona przez Gochę. Ale, jak i to napisałam, ja ją znam i wiedziałam, że będzie pytać o fotki, więc zrobiłam. A skoro już wiecie o naszej przygodzie z sernikiem, to sobie i zdjęcia obejrzyjcie, ludziska. :)
I tak dobrze, że (przynajmniej na razie) Gocha nie pyta mnie o zdjęcia z samego stąpania Bazyla po serniku oraz nie oczekuje zdjęcia, jak wyglądał sernik rozlaźnięty. Wtedy jeszcze o fotkach nie myślałam, przyznaję. Może mi prezeska bloga wybaczy ten brak refleksu i profesjonalizmu... Trzymcie kciukasy! :)
Ja też miłej niedzieli! :)
JolkaM
JolkaM
Aha, w następnym odcinku:
No dobra, może nie w następnym, ale za kilka dni. Bo ja się długo zbieram do wpisów, nie to co Gocha - tak z nogi.
Blog wariatów! :)
***
Polecam gorąco tekst MCO. Mocny i nadzwyczaj aktualny.
Pojawiła się nowa bajka - kwietniowa - w Bajkach Białej Kury:
Gosia
***
Kochani, u Perełki ciut lepiej! Jeszcze nie zapeszajmy, jeszcze wysyłajmy jej moc, ale ciuteńkę można odetchnąć.
Monika pisze: Wczoraj zabrudziła kaftanik, więc poszedł do prania (dlatego na zdjęciu jest bez). Już jest czysty i suchy, ale jako że albo ja albo Bartek jesteśmy przy niej, to na razie jej nie zakładamy. Tak samo z kołnierzem.
Dzisiaj też jedziemy na kroplówkę. Wydaje mi się, że w końcu widać poprawę. Momentami znowu nas liże po rękach. No i chciała sobie (po raz pierwszy) wylizywać te szwy, wiec założyliśmy jej kołnierz na chwilę. Ale skoro szwy ją zainteresowały, to chyba jest oznaka, że do nas wraca.
Znowu pije wodę. I zaczyna reagować na swoje imię. I ogólnie nie śpi od rana cały czas, tylko się przebudza i nas obserwuje.
Oesu! Ale Ty fariatka jezdeś, Gocha! Jeszcze nie zdążyłam ochłonąć po wydarzeniu, a tu już mój liścik-relacja na blogu! Dom wariatów! :P
OdpowiedzUsuńSkoro jednak tak, to dołączę zdjęcie sernika, bo coś mnie tknęło chyba z części trzewi moich zwanych intuicją, że będziesz pytać, gdzie zdjęcia z wydarzenia. Ale jeszcze nie zdążyłam nawet zrzucić z dysku w aparacie! Jeju, co za tempo w tem Wrocławiu, nic poleniuchować nie można. :]
Nie można! Taka historia musi zabrzmieć póki żywa. Masz plusa, że te zdjęcia zrobiłaś, ale i mały minus, że nie ujęłaś chwili tąpnięcia w sernik!
UsuńJa wiedziałam, że tak będzie... Ale to jest presja, a nawet... prezesja! :P
UsuńA to historia:) Gratuluję opanowania:)
OdpowiedzUsuńJolka swoim kotom to wszystko wybaczy. :)
UsuńPrawdę rzekłaś. :)
UsuńTe koty! Zawsze coś wykombinują, żeby nudno nie było.
OdpowiedzUsuńAle Bazylek tak grzecznie śpi na drapaczku .... ;))
Jola nazywa ten drapak szezglągiem :))
UsuńO, przepraszam, po mojemu to szezlong. Jakkolwiek ten akurat z długością ma niewiele wspólnego. Niemniej bardzo podoba mi się to słowo i próbuję uchronić je od zapomnienia.
UsuńLidko, a Bonus też ma taki szezlong do swojej dyspozycji? Moje koty uwielbiają - mają dwa (dzięki łaskawości jednaj takiej) i śpią w nich na zmianę. Tylko Mietek go nie docenia. Z tym że nie wiem, czy on w ogóle próbował się w nim mościć, bo to jest kot-widmo - przebiega po domu z prędkością światła, zwłaszcza gdy widzi Majtasa. :]
UsuńSzezgląg - wymyśliłam urocze słówko. :)
UsuńNo dobra, nie jestę przeciesz jakomś talibkom - dodaję do swojego słownika tagże Twój szezgląg. :)
UsuńBonus nie ma na razie takiego szezlonga - szezglonga ;) Zawsze zapominam nabyć ... może w końcu się doczeka i może będzie zeń korzystał ...
UsuńMietki szybkie są, tak poza tym ;)
No masz! Nie mam powodu Ci nie wierzyć, wszak sama autopsja przez Ciebie przemawia zapewne - w kwestii Mietków rzecz jasna. :)
UsuńU nas szezgląg naprawdę się sprawdza genialnie. Zwłaszcza ten ustawiony bliżej południowego okna, a zarazem kaloryfera. Wiadomo, co koty kochają najbardziej (poza demolowaniem chałupy i akcesoriów domowych). ;)
Tak jest - sama autopsja li i jedynie :))
UsuńLidka, szezgląng jest za punkty w Zooplusie!
UsuńMuszę pamiętać przy kolejnym zamowieniu. :)
UsuńSzezgląng ;)
Taa... Jeśli chodzi o wymowę, to poprzeczka coraz wyżej. ;)
UsuńCoś nie rozumiem..... jak to? Stawia się Bazylkowi na trasie przeszkodę w postaci sernika i co? On winien, że wdepnou? Przecież posłusznie leciał połknąć wstrentne lekarstwo, czyż nie?
OdpowiedzUsuńI jaka dywersja! przecież zostawianie bezpańskiej kanapki z kiełbasą to prowokacja !! To co? obcy miał wziąć? ;D ♥
Barbara
I to jest nareszcie słuszne podejście! Łapeckę mógł sobie poparzyć, biedak!
UsuńBarbaro, masz rację w każdem jednem słowie. Kajam się i składam samokrytykę.
Usuń:*
Albo łapa w rosołu gmera i szuka kury? Ubawiłam się. Miłej niedzieli ;-)
OdpowiedzUsuń:)) Szkoda, że już koniec tej niedzieli, buuuuu
UsuńO tak, łapa w rosołu, w zupu, w sosu, dziób w ciasteczkach, w maśle. A czasem to cały kot w lodówce (patrz: Majtek). :]
UsuńNo takie to już są te koty, zmyślne i nieprzewidywalne. A takie sernik to więcej waty niż tysiące nietkniętych.
OdpowiedzUsuńTo jest sernik z historią!
UsuńOsobiście ją tacie i gościom opowiedziałam. I nawet nie wzbudziłam zgorszenia. :)
UsuńJakieś dziwne goście Jolko były na tym przyjęciu, jak nie rodacy, to oni nie wiedzo, ze koty to samo zło i zaraza ;)
UsuńTak się składa, Maryś, że wszystkie te goście psie som, ale wiedzo, że ja taka kocia fariatka jestem, że co mi się tu będą przeciwstawiać - i tak nie przegadajo, bo ja swoje wiem! A poza tym w końcu niedaleko pada pies od kota. ;)
UsuńJezu, ślinka cieknie! Ale ten krater, znaczy się sernik z kraterem pysznie wygląda!
OdpowiedzUsuńZjadłabym ten krater, buuuuuu
UsuńHe, he, mogłam wyciąć (za radą pewnej przemiłej Basi goszczącej u taty) kształtną dziurkę w miejscu krateru i że niby taki sernik z fantazyjną dziurką spreparowałam. ;) A krater oczywiście wysłać do Wrocka. :)
UsuńTrza było w krater wsadzić baranka z cukru na pewno Ci został ze święconego koszyczka, ewentualnie pisanka też by uszła, w końcu oktawa świąt jeszcze ;)
UsuńDobre, Marija, dobre! Zakonotuję sobie - na przyszłość. ;)
UsuńJolu, od krateru bym przynajmniej jeszcze więcej nie przytyła. :)
UsuńGocha, następny sernik upiekę w towarzystwie kociszczy i wszystkie je przez niego przepędzę, tylko humanitarnie poczekam, żeby trochę bardziej przestygł. I wyślę Ci wszystkie kratery, od których na pewno nie przytyjesz. :D
UsuńPrzywieź nad morze :))
UsuńNo, sernik wyglada rewelacyjnie....nawet z kraterem:):):)
OdpowiedzUsuńPolecam! http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2012/04/pyszny-cytrynowy-sernik.html
UsuńPolecam! http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2012/04/pyszny-cytrynowy-sernik.html
UsuńSernik upieczesz, koty masz... :)
Aga, Dakotce i Lolce dokładnie przeczytaj, jak się taki krater na serniczku aranżuje. :)
UsuńHahahhh...ubawiłam się 😂
OdpowiedzUsuńU mnie z kolei na kuchence zawsze stoi patelnia z olejem do frytek.
Ostatnimi czasy koniecznie przykryta, bo w przeciwnym wypadku Stefan długowłosy mocząc jęzor olejuje zacięcie swoje futro. Tak dba kot o urodę. A co!
Jakie musi być piękne jego futerko!
UsuńOżeż, żeby Bazyl tego o olejowaniu nie przeczytał... Starczy, że Majtek ostatnio dwa razy wdepnął w miskę z miodem, który przelałam ze stłuczonego (przez Mietka zresztą) słoika. :]
Usuńsorry, JolkaM, ale nie popisałaś się. kompletnie nie zrozumiałaś genialnej propozycji Bazyla - zrobić dookoła sernika takie właśnie wgłębienia, jakie on Ci pokazał, do każdego włożyć po sporej łyżeczce domowych konfitur, zalać gorzką czekoladą i ewentualnie dać na wierzch kapkę bitej śmietany. wieeelki talent kulinarny!! a Ty co?
OdpowiedzUsuńAaaaaaaa, przejrzałaś zamysł Bazyle idealnie! Konfitury, śmietana, a nie jak Jolka chciała gazety. Phi! Też mi pomysł!
UsuńChyba zgłosimy tę sytuację do TOZu, toż do niedocenienie inwencji kota - wielki grzech!
Tempo, ja Ci powiem, że trochę w tę właśnie stronę zmierzałam. Nawet nie wiesz, jak mi działanie Bazyla wpłynęło na wyobraźnię. Otóż zaczęłam intensywnie rozmyślać, jak zamaskować krater. Miałam przebłysk, żeby wsypać do niego np. groszków czekoladowych albo dajmy na to zatkać go świeżą pieczarką. Na to wszystko polewa... Jednak powiem Ci, że Twoja (w domyśle - Bazyla) propozycja jest nie do pobicia. Następnym razem tak właśnie zrobię. :)
UsuńPS. Ciekawe, skąd Ty tak doskonale znasz się na maskowaniu kraterów, he, he.
Najbardziej podobał mi się pomysł żeby dziurę zatkać gazetami gazetami. Byłaby lektura przy okazji.
OdpowiedzUsuńSernik na smakowitości nie stracił, a to najważniejsze.
Ewciu, a Ty zapomniałaś, że u Hany rucianka przestrzegała, ze czytanie powoduje nadciśnienie ? No! Lepszy pomysł tempo giusto- mus zrobic nadzienie i zabłysnąć :)
UsuńTo byłby zabójczy sernik, nadciśnienie, nadwaga... :)
UsuńMam nadzieję, że w przestrodze Rucianki szło tylko o czytanie gazet z aktualnościami... Fajne książki to chyba jeszcze można, co?
UsuńMnie przygoda Jolki przypomniała, jak 4-ro miesięczny szarpejek siostry niepostrzeżenie zakradł się do pokoju, w którym w blachach chłodziły się pieczenie, boczki i pasztety przygotowane na święta. Stał czterema łapami na pasztetach i żarł! Nie pomogły krzyki, odganianie- zaczął warczeć i w końcu ugryzł mojego szwagra! To była pierwsza próba sił, charakterny to był piesek :)
OdpowiedzUsuń:)) Wiedział co dobre. Mój pies z dawnych lat pożarł cały sernik, ale rodzynki wypluł i mama się dziwiła skąd na dywanie rodzynki, aż poszła do kuchni, a tam wspomnienie po serniku. :)
UsuńRany, co jeden zwierz, to lepszy... :)
UsuńO jacie, szarpej ...
UsuńMoja sunia-bokserka pożarła drzewiej 4 kremówki. Jak potem wyglądała na twarzy, nie da się opisać. Kremówki - poza kremem - były obficie popudrowane:)
UsuńHana, w pierwszej chwili spróbowałam sobie wyobrazić zieloność na twarzy Twojej suni. Ewentualnie bladość. Bo co może od kremówek spotkać - tylko pozielenienie. Ale skoro były popudrowane, to chyba jednak ta bladość, ino że bardziej taka cukrowa. :D
UsuńKrem i puder miała WSZĘDZIE!
UsuńKoniec końców wygląda i na pewno smakuje znakomicie. :)
OdpowiedzUsuńTo już Jola nam na pewno doniesie. :)
UsuńDonoszę - smakuje pyszota. A nawet wyborniej niż zwykle! :)
Usuń... bo może futrzakowi coś do łapki się doczepiło i to coś zostało w cieście... :D
UsuńZupełnie, ale to zupełnie nie rozumiem, co masz na myśli. :P
UsuńA, czekaj! Chyba że Bazyl wzorem Majtka też wdepnął był (uprzednio) w miseczkę z miodem! :D
Miałam na myśli coś o bardziej stałej konsystencji, coś co w połączeniu z polewą czekoladową nie rzucałoby się tak w oczy. :D
UsuńDwyn, ale Ty jesteś! A chciałam trochę złagodzić wymowę Twojego komcia, bo może co wrażliwsi... No wiesz przecież... Ożeż, sama chyba trochę zwrażliwiałam. Muszę na stronę!
Usuń:D
UsuńMożna jeszcze wypełnić watom. Wygląda prawie jak wnętrze sernika.
OdpowiedzUsuńCzyli miał się wypchać??
UsuńDla niepoznaki możnaby watę ciut zafarbować - może np. odrobiną łusek cebuli. Takie tam naturalmę. :)
UsuńSkojarzyło mi się. Malinka pije wodę wkładając jednocześnie jedną łapę do miseczki. Jakby badała ile jej tam jest. Na koniec oblizuje łapę.
UsuńNasza Glizderka tak robi. Jakby chciała przesunąć naczynko. Często jej się to zdarza, gdy pije z licznych rozstawnych dzbanków z wodą dla kotków.
UsuńKajtuś Gosi też coś takiego robił...
Bonus też tak robi, a potem widać, którędy chodzi, bo na podłodze łapecka się odbija ;)
UsuńCiekawe, o co im się rozchodzi z tym gmeraniem w naczyniu i jakby przesuwaniem... Hm, dziwaki! Może to jakaś nerwica natręctw. Ach, te koty!
Usuń:)
UsuńLuna też gmera, ale tylko kiedy ma wyraźne odbicie swego pysia w wodzie.
Hm, muszę zbadać, czy Glizderka gmera wtedy, gdy widzi odbicie, czy także w innych sytuacjach. :)
UsuńAle wygląda pysznie nawet z łapą kota a i smakuje bo już wypróbowany.Ja jestem na etapie sernika gotowanego i dawno nie piekłam sernika.Teraz mam urlop i chyba upiekę bo się u mnie upominają.
OdpowiedzUsuńGosiu, o ile pamiętam to masz tylko pieska... Hm, to nie wiem, jak sobie poradzisz z ewentualnym zainscenizowaniem krateru. Bo jak Twój piesek ciachnie łapeczką, to może niewiele z sernika pozostać. ;)
UsuńJoluM jeszcze mam kotkę buraskę Pusię no i krater przy jaj pomocy może by był.Masz rację jak Luna by capła to po serniku.
Usuńpo dłuższym namyśle i powtórnym przeanalizowaniu załączonego materiału muszę powiedzieć, że krater kraterem, ale ja w ten sernik nie wierzę! nie wiem, co Ty, JolkoM, nam tu wciskasz, ale widział kto taki sernik, który w ogóle nie opadł? ani ciut ciut? ani nawet tyci tyci??
OdpowiedzUsuńJoasiu, powiem Ci w zaufaniu, że tyci-tyci to jednak opadł. Ale fakt, niedużo, i za to też go lubię.
UsuńZaobserwowałam, że zachowuje się tak elegancko, gdy sporządzam go z serka Zott. Polecam! :)
dziękuję :*
Usuńna pewno skorzystam, bo na punkcie serników jestem nieźle świśnięta. upss, zważywszy na kontekst, raczej śfiśnięta :)
:)))))))) Śfiśnięta! :)
UsuńWiadomo, kto z kim... ;)
UsuńKurna na mszę dziękczynną chyba muszą dać, mam świętego kota!!! ;) Na stole interesuje go tylko surowe mięso, które ostatnio bywa dosyć rzadko w moim domu, jak najedzony to i od mięsa potrafi odejść ;)
OdpowiedzUsuńMario, gdybym Myka nie widziała osobiście, napisałabym Ci, żebyś się upewniła, czy to na pewno kot jest. Ale teraz to już sama nie wiem, jakiś ewenement. Hm. ;)
UsuńBo Mykuś to kochany kotecek jest :) Ja go polubiłam od pierwszego wejrzenia.
UsuńNasz też po stole nie lata i jedzenia nie skubie. Tzn. na stół włazi, kiedy nas nie ma w domu.
Ostatnio preferuje swoje puszeczki z tuńczykiem i tylko takie jadłby najchętniej ...
Ten Bonus to się Wam trafił naprawdę wyjątkowy. Ale, ale, skąd wiesz, że wchodzi na stół, skoro Was wtedy w domu nie ma? Zostawia urocze stempelki czy gustowny rzucik z kłaczorków? :)
UsuńKiedyś miałam obrus na stole, to był skotłowany z lekka, a drugi raz nas rozśmieszył. Otóż na stole leżały sobie trzy cukierki, nie było nas w domu jakiś czas, a po powrocie leżały dwa, a trzecim nasz kotek na podłodze sie bawił. Chociaż od tamtego momentu chowam takie rzeczy, bo niby nie je, ale przezorny ....
UsuńNo nie wiem, nie wiem, obrus to może od przeciągu się skotłował. A cukierki - może myszy... Proponowałabym (tak dla sprawiedliwości) jakąś komisję śledczą na okoliczność powołać. ;)
UsuńMyk aż tak święty, żeby nie włazić na stół to nie jest, włazi a jakże ;) Ino z niego nie kradnie ;) No i nie wskakuje do jedzenia ;)
UsuńA jednak! Dobre i to, Marija, więc to jednak kot jest. Urra! :)
UsuńGosiu Jak Perełka babunia? Dobrze liczę dwa dni po operacji prawda? Lepiej coś?
OdpowiedzUsuńCzekam na wieści, ale niepokoi mnie ta cisza...
UsuńQ R N AAA !!! Gdzie moj komentarz???
OdpowiedzUsuńOddawajcie! Kto go zezarl albo skasowal, co? :(((
O nie, przyznaję, że raz mi się zdarzyło, gdy mi się rączka omsknęła i ciachnęła Twoje gadanie zamiast zdublowanego komcia, ale tą razą to ani-ani. Nomen omen, Aniu. No i spokojność, kochana, spokojność, po cóż Ci zaraz ten wnerf! Już dobrze, oddychaj. I wpisuj od nowa. ;)
UsuńAlbo wiem! Krater go wziun i wciongnoł!
UsuńAle, ale, mam jeszcze jedno podejrzenie. Możeś Ty, Pantero, w komciu zawarła nieopatrznie jakieś słowo-klucz, które Wielki Mały Brat w osobach pachołków jego odczytał jako godzące w jedynie słuszne wartości i zablokował, że niby zagrożenie terrorystyczne jakie albo co jeszcze gorszego. Ty zrób se lepiej rachunek na sumieniu i nie krzykaj. ;)
UsuńSprobuje zacytowac go z glowy. Otusz napisalam, ze dziadek-jubilat z pewnoscia kocha kotka na tyle, ze wybaczy ten kraterek, zachwycony udzialem onego w przygotowywaniu prezentu dlan.
UsuńCzy kotka jubilat kocha aż tak... Hm. On raczej psiarzem jest, ale mam nadzieję, że córkę swą trochę lubi. ;)
UsuńAle sobie pewnikiem Bazylek łapeckę po serniku mył i mył:)
OdpowiedzUsuńJa to bym w ten krater jakowąś uroczystą flaszkę wsadziła i po ptokach.
Orko, sernik w newralgicznym momencie był przykryty papierem do pieczenia, więc nic się Bazylkowi nie przylepiło... Właśnie, biedny Bazyl, nawet łapki nie mógł sobie oblizać - muszę mu to jakoś zrekompensować. :)
UsuńA pomysł z flaszeczką przedni - jakby co jeszcze kiedyś, będzie jak znalazł. :)
Zaaapomniałam o papierze:(Fakstycznie,biedny Bazylek,tyle stresu i żadnej przyjemności,no chyba,że ten plasterek z kanapki....
UsuńWidzę, że ten post przywołał mnóstwo podobnych historyjek. I mnie też się przypomniało ratowanie ciasta, co prawda zepsutego przeze mnie i kupionego w sklepie, ale jednak:) Otóż kiedyś, dawno temu kupiłam na własne urodziny tort z bitą śmietaną (najlepszy, jaki można było u nas kupić, naprawdę bardzo dobry) i niosąc go do domu, tuż przed klatką schodową potknęłam się i pudełko z tortem upadło na ziemię do góry nogami. Zarówno mężowi, który szedł wtedy ze mną, jak i wszystkim, którzy poznali historię tortu, było bardzo wesoło. Mnie też, ale dużo później, bo najpierw poryczałam się ze złości. Ale cóż było robić; uformowałam torcik w coś na kształt kopca kreta (tego ciasta, nie prawdziwego kretowiska) i tak został podany gościom:)))
OdpowiedzUsuńNinko, uśmiałam się, ale jednak doskonale Cię rozumiem, że najpierw sobie popłakałaś. To dopiero po czasie takie historie funkcjonują jako anegdoty - przeważnie nie jest nam do śmiechu, gdy się coś takiego zdarzy. Ja pewnie też desperowałabym bardziej, gdyby Bazyl wskoczył bezpośrednio na sernik i gdyby dość łatwo nie przyszło mi uratowanie sytuacji. :)
UsuńJeszcze napiszę tu o Bajce Olgi, bo w komciach w zakładce z bajkami zniknie. Kto jeszcze nie zajrzał, niech to zrobi koniecznie. Ja wczoraj, jak wiadomo, byłam dość zajęta różnymi takimi, ale dziś już nadrobiłam. :) Warto było! :)
OdpowiedzUsuńOlu, ślicznie Bajkę o Jacusiu wyśpiewałaś! :)
PRAWDZIWA reporterka wsadziłaby na powrót Bazyla w sernik i mielibyśmy tu komplet zdjęć z tego jakże pasjonującego wydarzenia.
OdpowiedzUsuńI Ty, Damo! Żeby mi tak bez ogródek i litości wytknąć brak profesjonalizmu... Ja myślałam, że tylko od prezeski bloga spotkają mnie pretensje, że nie ma zdjęć ze stąpania. Albo chociaż z podkradania kiełbaski z kanapki podczas akcji dywersyjnej. Ech, cóż, potrza mi się jeszcze dużo uczyć... Idę ćwiczyć. ;)
UsuńJolko, uczyniłam to wyłącznie dla dobra SPRAWY! Przecież wiesz, jak Cię lubię... :)
Usuń:))) Jolu, ale bardzo profesjonalnie zaklajstrowałaś ów sernik :D
OdpowiedzUsuńCzy solenizant był zadowolony? Historię poznał?
Prawda, że nie najgorzej wyszło? Mimo że w końcu nie wetknęłam tam ani starych gazet, ani nawet pieczarki. A ile nowych pomysłów się posypało na zaś! :)
UsuńTata i goście poznali historię i to się nazywa gwóźdź programu - nikt nie miał takiej historii. :D
A sernik i tak pychotka.
Czyli wszystko się udało! :)
UsuńBo nikt nie ma Bazyla w domu :P
Gosiu, dzięki za informacje o Perełce. Wygląda na to, że jest poprawa. Tak się cieszę... Niech ona zdrowieje, to maleństwo kochane.
OdpowiedzUsuńUściski i dobre słowa dla Moniki i Bartka, jej troskliwych opiekunów. Trzymajcie się, kochani, wszyscy troje, a właściwie pięcioro, bo i kotki. :)
dzielna Perełka!
OdpowiedzUsuńod takich wieści od razu człowiekowi lepiej :)
dołączam do pozdrowień dla Personelu.
I moje serducho lżejsze. Fluidy do babuni lecą
OdpowiedzUsuń