Dzień dobry! Jak wam minął weekend?
Mnie oczywiście za
szybko. Czy kilka lat temu też tak prędko mijał czas? - zapytała mnie w mailu moja przyjaciółka. Hm. Muszę jednak przyznać, że wiele dobrego i miłego się w ciągu niego wydarzyło.
Moja Mama
miała urodziny. Czasy, kiedy wznosiłam oczy do nieba, że „znowu impreza rodzinna” przeszły już do historii. Teraz chciałabym, aby takich okazji było jak
najwięcej. Nie jest to jakiś odkrywczy wniosek, ale zdaje się, że umieramy
faktycznie mądrzejsi, że życie, dając nam kolejne bolesne lekcje, przenosi nas na
jakiś wyższy poziom zrumienienia, a przy tym i doceniania.
Na urodzinach było miło i oczywiście złamałam dietę, zresztą miałam wcześniej taki zamiar. Mama upiekła sernik, a wiadomo, że nie ma
to jak smaki dzieciństwa. Czy udało mi się poprzestać na jednym kawałku? O tym
za chwilę.
W niedzielę za to byliśmy z MójCiOnem w kinie na niezwykłym
filmie dokumentalnym pt. „Sugar Man”. Jest to nieprawdopodobna historia pewnego muzyka.
Wzruszający, zaskakujący i mądry film. Jeśli będziecie mieli okazję go
zobaczyć, to polecam. Ważne jest, aby wcześniej nie czytać żadnych opisów, nie sugerować
się streszczeniami. Element zaskoczenia jest ważny, choć nie najważniejszy. Po oglądnięciu
tego dokumentu czuję się bogatsza wewnętrznie, to absolutna rzadkość po wyjściu
z kina.
Potem zaliczyliśmy następną przyjemność: ulubiony przez
nas masaż tajski. Jestem w tej chwili tak obolała, jakby mnie czołg przejechał, ale
liczę na to, że to dobry znak.
Zrobiłam też zdjęciową sesję sukienkową dla Alicji. Przypominam,
że czas ucieka i kto jeszcze nie wysłał do Niej zdjęcia sukienki, to niech się
śpieszy! Jestem ogromnie ciekawa, co z tego wyjdzie. Zapowiada się baaaardzo
ciekawy wpis.
Podczas weekendu upiekłam też sentymentalną babkę
cytrynową. Przepis na nią znalazłam wśród osobistych notatek Taty. Jest on
napisany ręką mojej Mamy i określony przez nią jako „bardzo łatwy”. Faktycznie
prościzna, a babka jest smaczna. Przepis będzie. Nie daruję. :)
A teraz czas się rozliczyć z postanowień, które to
publicznie poczyniłam tydzień temu. W skrócie to było tak:
- Wydać walkę Paszczy – oprócz urodzin u Mamy poszło mi bardzo dobrze. Nadal czuję w sobie moc, no i mam po raz kolejny ten sam wniosek. Jak zacznę jeść słodycze, nie umiem przestać. Po kawałku sernika sięgnęłam (tzn. Paszcza sięgnęła) po kolejny, a potem po czekoladkę, potem po ciasteczko, a w domu, uznając, że i tak dzień jest zmarnowany, Paszcza pożarła jeszcze trochę lodów waniliowych. Na moje nieszczęście MójCiOn kupił lody firmy Häagen-Dazs, a te ich waniliowe są po prostu obłędne w smaku, choć drogie niewyobrażalnie. Cóż zrobić, skoro On innych nie lubi. ;) Jaki będzie skutek uboczny tego jednego dnia odpuszczenia, okaże się po dzisiejszym porannym ważeniu. Obawiam się, czy nie zmarnowałam całego tygodnia… To byłoby niesprawiedliwe, co?
- Założyć dziennik odchudzania (jako stronę na blogu), aby cały budyniowy świat był świadkiem mojej hańby, jeśli znowu ulegnę! – Zrobione.
- Odebrać wynik prześwietlenia kolana. – Odebrane. Kolano wbrew temu, że boli i strzyka jest wg prześwietlenia OK, natomiast kręgosłup lędźwiowy dał mi już chyba ostatnie ostrzeżenie. Woła bardzo głośno i wyraźnie (co widać na zdjęciu): ZACZNIJ SIĘ, KOBIETO, RUSZAĆ! GIMNASTYKA, KIJKI, BASEN, ROWER – TEGO CI TRZEBA! Skoro tak krzyczy, to już usłyszałam. Czas na kolejne postanowienia.
- Odebrać paszport. – Nie odebrałam! Wstyd. Do Urzędu Wojewódzkiego mam jakieś 10 minut jazdy samochodem. O co mi chodzi? Trudno to pojąć.
- Zarezerwować sobie termin u lekarza. – Załatwione. Za dwa tygodnie idę.
Reasumując, nie zrealizowałam tylko jednego zadania - wybaczam
sobie wspaniałomyślnie. Zobaczymy, czy waga też mi wybaczy to „drobne potknięcie”.
- Odebrać paszport. Zrobić to jutro rano. Zrobić to jutro rano o godzinie 9:30. Bo jak nie, to… Wrrrrrrrrrr
- Nie czytać w pracy komentarzy na blogu. Pracować, koleżanko, pracować. Lepsze czasy nadejdą, teraz trzeba się sprężyć. (I po co robić takie postanowienia, z których nic nie wyjdzie??)
- Szukać domku Wiśce z trochę większym entuzjazmem. Popracować nad tym!
- Umówić się na rehabilitację.
- Rozejrzeć się w terminach i możliwościach różnych gimnastyk, odpowiednich dla takich zasiedziałych nygusów jak ja.
- Kontynuować dietę, ofkors!
Wystarczy! Kolejne postanowienia zostawiam sobie na następne tygodnie. Czeka mnie wizyta u okulisty i wybór nowych oprawek do okularów. Jak ja tego nie cierpię! Nigdy nie umiem się zdecydować. :(
Dzisiejszy post umilam Wam (mam nadzieję) noskami moich zwierzaków.
Cudne są, do wycałowania, choć Rufuś ma nosek jak prosiaczek, więc tylko dla tych, co lubią całować w nos prosiaczki. :)
Spokojnego tygodnia. Na wiosnę musimy jeszcze ciut poczekać.
To był udany tydzień,skoro jesteś zadowolona.
OdpowiedzUsuńA to jest najważniejsze!
Nie potrafię tak trzymać siebie w ryzach, u mnie wszystko musi dziać się samoistnie,bez przymusu.
Miłego poniedziałku!
A mnie to zmobilizowało, ale ufam, że kiedyś będę na Twoim poziomie. :)
Usuńte sukienki mogą być bardzo dobrą motywacją do rzucenia słodyczy bo wiesz - idzie wiosna i nie ma to jak sukienka i sandałki.
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia!
To prawda, marzą mi się miłe zakupy sukienkowe na wiosnę. Dawno już nie byłam w sklepie.
UsuńDziękuję i wzajemnie, Klarko.
o tak! widziałam film Suger Man - nieprawdopodobna historia!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Widziałam, że widziałaś i nawet napisałaś. Ja poszukam jeszcze więcej na ten temat. Chętnie posłucham jego muzyki.
UsuńSuger Man - nasłuchałam się o nim w Trójce i jest w planach :)). Muzyka cudna!
OdpowiedzUsuńNie jest tak, że jak się tu publicznie coś postanowi to więcej się zrealizuje? :) Gratuluję, że wszystko prawie się udało! Paszport w tym wszystkim to chyba najmniej istotny ;), więc wszystko zrealizowałaś :)
Ja okulistę zaliczyłam w tamtym tyg., teraz czeka mnie zmiana szkieł :/.
Postanowiłam też, że w tym tygodniu kupię sobie dżinsy - NIE ZNOSZĘ ich kupować!!! Nawet się nie przyznam kiedy kupiłam ostatnie :P
Za zdjęcia dziękuję :))). Oczywiście oglądałam je i czytałam opisy z roześmianą gębą ;). Jeszcze się odezwę :).
Miłego poniedziałku!
Właśnie tak jest, Alu. Bardzo mnie to mobilizuje, bo wiem, że mimo, że tak naprawdę to tylko ja jestem tym zainteresowana, to świadomość, że prowadzę ten dziennik, gdzie widać jak mi idzie, pomaga mi!
UsuńNa film idź i napisz co sądzisz.
Ciekawe czemu nie lubisz kupować dżinsów. Pewnie trudno dostać Ci taki maleńki rozmiar :))
Oczywiście możesz upublicznić wszystkie zdjęcia, jakie Ci przysłałam. :)
Oj nie. Właśnie te dżinsy wszystkie jak na jakieś lalki czy małe dziewczynki :/. A ja mam jednak i biodra i tyłek i uda i... takie tam ;)). No i wiadomo, że zawsze dżinsy są o milion metrów za długie ;)
UsuńDopiero dziś zajarzyłam, że masz nową zakładkę tam u góry! Będę śledzić ją, oj będę ;)
Oficjalnie i publicznie postanawiań iść w następnym tyg. do kina! ;)
Dobrej nocki!
Miłego tygodnia, załatwienia postanowień. Śliczne nosalki!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kamilko!
UsuńOby nie za długo przyszło nam czekać! Serdeczności.
OdpowiedzUsuńOby! Wzajemnie :)
UsuńTeż walczę z paszczą,widać na blogu jak:)Tak naprawdę słodyczy nie jadam i chodzę z kijkami.Zocha ma spacer a Ja spalam kalorie:)
OdpowiedzUsuńNa blogu widać same pyszności, ale dzięki temu, że zajrzałam zobaczyłam, że zapomniałam o Twoim poetyckim wyzwaniu! Może jeszcze zdążę coś przygotować.
UsuńTylko zatem pogratulować, Tobie, Aniu za wytrwanie w postanowieniach :)
OdpowiedzUsuńZe słodyczami to chyba jest tak, jak np. z papierochami. Jak przestajesz ,to już nigdy po to nie sięgasz. I na tym może polegać tajemnica sukcesu.
Filmu nie oglądałam, ale skoro polecasz .... :)
Tydzień temu byłam w naszym kinie na dwóch fajnych filmach. Jeden bośniacki "Jej droga", a drugi libański "Dokąd teraz". Zrobione przez kobiety i o kobietach.
Noski słodkie :)
I co? Dobre? Warto zobaczyć?
UsuńA za gratulację dziękuję, ale jeszcze długa droga przede mną. :)
Moim zdaniem warto. Trochę ciężkie, bo tematyka niełatwa - konflikty na tle religijnym w Bośni i Libanie, ale warto obejrzeć.
UsuńUtwierdziłam się jeszcze bardziej w przekonaniu, że w wielu przypadkach, religia czyni więcej złego niż dobrego. Niestety.
Anko, znaczy się,że jesteś mentalnie wciąż bardzo młodą kobietą. Ja już nie robię od dawna żadnych postanowień - odkąd wyeliminowałam ze swojego słownika słówko "muszę", żyje mi się znacznie lepiej, rzadziej wpadam w dołki. A teraz jedna uwaga, której Ci pewnie lekarz jeszcze nie powiedział- rtg kolana to za mało- trzeba zrobić USG tegoż kolana- po prostu na rtg nie wychodzi wiele różnych uszkodzeń tego stawu.Kręgosłup- zacznij od pływania, , a gdy wzmocnisz mięśnie podtrzymujące kręgosłup będziesz robiła więcej, choć powinnaś zapomnieć i aerobiku i każdej gimnastyce z podskokami itp..Ale w pozycji horyzontalnej jest cała masa b.dobrych ćwiczeń.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ja bez postanowień dryfowała i dryfowałam, aż dopłynęłam do portu, który nazywa się "baleroniarstwo" :)
UsuńUSG robiłam. Nic szczególnego nie widać.
Dzięki za rady, muszę się tym zająć.
Poszukaj dobrego ortopedy, który specjalizuje się w kolanach. To organ wymagający fachowca, dobrego. Łatwo popsuć, naprawić trudno.
UsuńZ braku odpowiedniego fachowca nie idę na operację łąkotki - mam potrzaskaną, ale przynajmniej chodzę. Niestety ten ortopeda, który mi operował prawe kolano już nie operuje, jest po bardzo rozległym zawale.
Miłego, ;)
Wow! Jestem pod wrażeniem jak dzielnie się spisałaś i jak pięknie sobie ze wszystkimi postanowieniami poradziłaś... ! Noski są prześliczne.
OdpowiedzUsuńA co do odpuszczenia sobie diety... - wyczytałam kiedyś, że gdy się jest na diecie, idealnie raz na jakiś czas, ale nie częściej niż raz w tygodniu, złamać ją, najeść do pełna i jeszcze więcej, żeby organizm musiał przyspieszyć znów metabolizm... Wtedy wyniki odchudzania są lepsze, mimo, chwilowych przestojów w chudnięciu... ;).
Bardzo mi się ta teoria podoba! To byłoby dla mnie ok: jeść raz w tygodniu słodycze do woli.
Usuń:)
Sympatyczne noski.Życzę Ci realizacji postanowień na ten tydzień.Ja takich nie robię a też by się przydały.
OdpowiedzUsuńAniu wyróżniłam Twój blog.
Jeżeli Cię taka zabawa kręci zapraszam po odbiór na http://natanna-mojezaczytanie.blogspot.com/2013/03/creative-blog-award-zostaam-wyrozniona.html
Pozdrawiam ciepło.)
Dziękuję i pomyślę. :)
UsuńPodziwiam Twój poniedziałkowy entuzjazm:) Ja sflaczała na maksa;) Nie czytać w pracy blogów, hmmm, to kiedy?;)))Nosy całuję, a najczulej prosiaczkowy:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, kiedy? :)
Usuń...o wiośnie nawet nie wspominaj, żal i wqrw w jednym. Noski super, a planów nie robię, ba jak planuję to d**a blada z tego wychodzi, he he. Idę na żywioł...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, przeważnie nawet z postanowień wychodzi mi d.. blada, ale nigdy wcześniej nie publikowałam ich na blogu! Może to pomoże!
Usuńłe no łanęśtu podsumowanie podsumowania poczyniłaś:) ja wiedziałem, że nie strzymiesz bez słodkiego!, ale to w końcu urodziny były, więc... na pewno waga wybaczy:) o noskach się nie wypowiadam, bo i co tu mówić, eh,ah,oh i tak jeszcze mogę :)
OdpowiedzUsuńRafal vel Liptom_ER
a tak z inszej beczki na której pozycji plasuje się moja osoba w kwestii gadulstwa u Ciebia, Hę??
a wiosna? no coż...
Rafale, piszesz przeważnie jako niezalogowany, to jak ma Cię zliczyć licznik gaduł? Niestety nie figurujesz, musisz się poprawić :)
Usuńo masz Ci nos :) obiecuję się poprawić w statystykach, zaczyynam od teraz :)
UsuńNosy!!! Cudowne!
OdpowiedzUsuńLody tej firmy też uwielbiam. natchnęłaś mnie do łamania postanowień :)
Aniu, nie kuś!:)
UsuńNo to powodzenia życzę w realizowaniu, fajnie mieć takie wyznaczone cele, do których się dąży. Co do nałogu słodyczowego - znam go, niestety ;-)
OdpowiedzUsuńA nosie są cudne, Ruficzka też. Wszystkim noskom przesyłam ciumki, a szczególnie Wisiowemu, bo mi się strasznie podoba :-)
Pozdrowienia Aniu
Dziękuję, Aneczko!
UsuńNie wierzę-dieta? a niedawno pisałas o wspanialych efektach stosowania diety...
OdpowiedzUsuńBoże, może to było w zeszlym roku? Czas tak szybko płynie...
Ach, te postanowienia...Wiosna zrobi z nimi porządek, zmusi nas do działania ...i do ruchu...i do diety...
Uściski, Aniu
Byle do wiosn, chyba kiedyś wreszcie przyjdzie!
Trochę już minęło od tamtego czasu, a że miałam trudny okres, to zajadałam swoim zwyczajem smutki i są skutki :(
UsuńCieszę się, że udało Ci się zrealizować prawie wszystkie postanowienia.
OdpowiedzUsuńJa nie zrobiłam nic z tego, co zaplanowałam na weekend;))
Postanowienia nie zając, nie uciekną!
Nosy cudne!
Nigdy nie mogę się powstrzymać przed ich całowaniem,
szczególnie, kiedy słodko śpią.
Miłego tygodnia:)
Postanowienie nie zając, ale d... rośnie :)) Publiczne deklaracje mnie mobilizują.
UsuńNawzajem, Konwalio.
Jak tam z wazeniem? Milczysz niezwykle dyskretnie na ten temat.
OdpowiedzUsuńKocham noski. Psie, czy prosiaczkowe, kocie - wszystkie z wielkim zaangazowaniem. Kirunia sie rewanzuje i tez daje mi buziaka, Miecka natomiast odbiera holdy z godnoscia wlasciwa kotom.
Ja tam niczego nie postanawiam, ale jakos daje rade robic wszystko, co trzeba, bez strachu, ze naraze sie na wlasne wyrzuty sumienia :)))
Milczę? Wszystko jest w zakładce: Walczę, na górze.
UsuńPodziwiam, Panterko! Bądź mym mistrzem!
Jekju, Anko, całuję każdy nosek z osobna. Ja uwielbiam rodzinne imprezy, a postanowienia na pewno się zrealizują:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Gosieńko!
UsuńNo, co prawda napisałam, że nie robię postanowień "terminowych", ale jednak planuję (jak chyba każdy), tylko te plany są raczej mocno ruchome i nie boleję za bardzo, jeśli nie uda mi się ich zrealizować: po prostu przerzucam na inny - dogodniejszy - termin:)
OdpowiedzUsuńAle Tobie gratuluję pomyślnej realizacji planów i podziwiam konsekwencję:)
Noski przesłodkie - wszystkie!
Ninka.
Dzieki, Ninko, zazwyczaj działam, jak Ty. Tym razem to wyjątek. Nigdy wcześniej nie upubliczniałam swoich planów, wierz mi :))
UsuńTrzymam kciuki za Twoje wytrwanie w postanowieniach, Aniu. Jak do tej pory, to jestem pod wrażeniem - mnie się nic nie chce. Może to od tego mrozu, który powrócił... Ale zaraz jadę do domu i ucałuję wszystkie nosy i może będzie mi trochę lepiej. Tymczasem Ty ucałuj ode mnie Wasze piękne nochalki. :)
OdpowiedzUsuńTylko, że tydzień, to malutko, jeśli chce się coś osiągnąć, a ja mam tendencję, że się trzymam, trzymam, aż... wszystko sobie odpuszczam :)
UsuńMam nadzieję, że dzień całowania nosków poprawił Ci humor i poniedziałek stał się milszy. :)
nochalki tylko całować,z postanowieniami bywa u mnie różnie,zdarza mi się nie wytrwać może tobie się uda ,trzymam kciuki .
OdpowiedzUsuńMoże. Zobaczymy :)
UsuńAniu czytając Twój wpis przypomniało mi się jak ja swoje plany zapisywałam na żółtych karteczkach. To było w czasach gdzie nic mnie nie cieszyło i trudno było zabrać mi się za cokolwiek. Sceptycznie podchodziłam do planowania, aż w końcu dałam się namówić. Doskonale pamiętam tą radość wykreślania :-)
OdpowiedzUsuńZdjęcia super
Właśnie, Graszko. Ja sama z siebie nie jestem zbyt obowiązkowa. Planowanie to dobry sposób, ale na mnie chyba najlepiej działają te publiczne obietnice. Mobilizują mnie!
UsuńAneczko! A propos diety, to lepeij zbyt często się nie ważyc. Najwyżej raz na tydzień. A najlepiej obserwować chudnięcie po ciuchach. Jak sie po kilku dniach pojawia wygoda, tam gdzie była dotąd ciasnota znaczy to, że idzie dobrze.A jak się nie pojawia, to trzeba sobie czegos ująć (jedzonko!) a czegoś dodać (ćwiczonko!). Łatwo radzić, he, he! Ale jestem odchudzaniową weteranką i wiem, że to musi potrwać. Najlepiej wyrzec się w ogóle pszenicopochodnych węglowodanów a na to miejsce zajadać się burakami, marchewką, selerem i kapustą. A jako słodycz jabłuszka podjadać. Dwa lata temu, zywiąc się w ten sposób 3 miesiące schudłam 12 kilo. Efekty utrzymywały się przez 2 lata aż do tej wiosny, kiedy cosik sieropuchłam tu i ówdzie. No więc znowu jestem na diecie - trudno!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco i powodzenia we wszystkich zamierzeniach życzę. A noski Twoich dzieciątek są przeurocze!:-))
Dziękuję, Olgo, za Twoje mądre rady. Ja oczywiście też to wszystko wiem, jestem również weteranką odchudzeniową, choć bardziej należałoby napisać: tuczeniową. ;) Nie mam cierpliwości to takiego chudnięcia po kilo tygodniowo, mimo, że wiem, że to najzdrowsza metoda. Ta moja dieta pozwala mi szybko schudnąć te parę kio na początku, a potem to już mogę sobie pozwolić na większą cierpliwość. Przypomniałaś mi jednak o burakach, ich jem stanowczo za mało.
UsuńCałuski i obiecuję, że nadrobię kangurze posty, jak tylko mi czas ciut zwolni, bo pędzi, że ho ho!
I jeszcze kapusta pekińska jest świetna w każdej postaci!Serdecznosci dla siostry w odchudzaniu i nie tylko!:-))
UsuńAniu noski są przecudne ale...Bardzo proszę o honorowe członkostwo Rodziny Zwierzolubnych dla właściciela blogu "pan na włościach" http://dompodlasemcztery.blox.pl/html. To mój kolega a wczoraj jego Pies odszedł za Tęczowy Most.Zobacz jak pięknie o nim napisał.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Bardzo mi przykro. Oczywiście z chęcią go umieszczę, będzie miał swoje miejsce pamięci. Zrobię to wieczorkiem. Pięknie napisał, a ten cytat z Murakamiego jest niezwykle trafny.
Usuń