Kayronka nie ma już ponad cztery miesiące. Szczególnie teraz, gdy jest zimno, znów okropnie się o niego martwię. Czasami taki nagły smutek powali mnie znienacka w trakcie zwykłej codziennej czynności i łzy same nabiegają do oczu. Tęsknię. Chciałabym wiedzieć, że jest bezpieczny.
Kilka dni przed naszym wyjazdem zadzwonił telefon. W sprawie ogłoszenia. Ogłoszenia o zaginionym kocie... Moje serce znów drgnęło, wbrew rozsądkowi, wbrew postanowieniom o nierobieniu sobie nadziei.
Kot o wyglądzie Kajtusia przypałętał się w lecie do piwnicy willi w odległości kilku przystanków tramwajowych od mojego domu. Niedaleko... Mieszka w tej piwnicy wraz z czarną kotką. Jest bardzo płochliwy. Z całą pewnością maine coon. Pani Edyta, ta, która dzwoni, karmi oba kotki, nosi im codziennie podgrzane jedzonko, dba. Tego dnia trafiła na moje ogłoszenie.
To niedaleko, jak pisałam. Nie mogłam czekać ani sekundy. Wszystko się zgadzało! Miałam na twarzy głupawy uśmieszek szczęścia i nadziei, gdy gnałam do domu (urywając się z pracy) po kontener i puszkę z rybą.
Wyobrażałam sobie, że to on, widziałam już tę wytęsknioną scenę. Już w marzeniach wtulałam twarz w kocie futro, a łzy zalewały mi oczy. Ledwo dojechałam na miejsce.
Znalazłam właściwe okno piwniczne.
Pojawiła się w nim czarna kotka...
Za chwilę... O Boże! Miałam szczęście, zza rogu wysunął się kot.
No cóż, jeden rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że to nie mój Książę.
Kotek zawahał się,
zastanowił,
ruszył w kierunku rybki, którą wystawiłam przed oknem piwnicznym...
Popatrzył na mnie. Bużkę ma drobną, niekajtkową.
Faktycznie jest bardzo płochliwy, bo nie zdecydował się
i uciekł...
Może dlatego moje wczasy nie były do końca udane, bo niecierpliwie czekałam, aby temu kotu pomóc, aby zabrać go Za Moje Drzwi i zająć się nim. Może ktoś go szuka? Może kot ma czip? A jeśli nie, to trzeba znaleźć mu dom i opiekę. Tam, gdzie mieszka, nie jest bezpiecznie. Obok jest bardzo ruchliwa ulica i torowisko. Umówiłam się z panią Edytą, że ja zabiorę Rysia (tak nazwała przybłędę), a ona zajmie się czarną koteczką. Będzie ją wabić coraz bliżej swoich drzwi, aż ta wejdzie do domu i może zostanie... To dzika kotka, która kilka lat temu została przez wrocławską fundację wysterylizowana i wypuszczona na wolność.
Pani Edyta od kilku dni próbuje złapać Rysia. Ja czekam, mój dom czeka na niego. Kotek oczywiście będzie do adopcji, ale najpierw musi skusić się na wejście do klatki-łapki... Mam nadzieję, że Kasia pomoże.
Wczoraj napisałam o mojej nadziei, że historię Rysia (bądź Rysi) będziemy tu na blogu przeżywać razem. Macie jeszcze w sercach miejsce na kolejną opowieść z kotem w roli głównej?
Jeśli tak, to fajnie. Z Wami jest raźniej.
Pani Edyta od kilku dni próbuje złapać Rysia. Ja czekam, mój dom czeka na niego. Kotek oczywiście będzie do adopcji, ale najpierw musi skusić się na wejście do klatki-łapki... Mam nadzieję, że Kasia pomoże.
Wczoraj napisałam o mojej nadziei, że historię Rysia (bądź Rysi) będziemy tu na blogu przeżywać razem. Macie jeszcze w sercach miejsce na kolejną opowieść z kotem w roli głównej?
Jeśli tak, to fajnie. Z Wami jest raźniej.
Moj ty swiecie! Moge sobie wyobrazic, co przechodzisz za kazdym razem, kiedy dostajesz podobne wiadomosci, jakie emocje Toba targaja. Od nadziei do beznadziei. Ale jak wiadomo, nadzieja umiera ostatnia i poki zycia, bedziesz zawsze biegla sprawdzac, bo przeciez kazdy sygnal to moze byc on, Kayron...
OdpowiedzUsuńMoze kiedys...
Czekamy na historie Rysia. I wierzymy ze Kajtus sie znajdzie:*
OdpowiedzUsuńaz we mnie calej cos sie zrobilo...nic nie chcialam pisac, ale Ty teraz zaczelas, ale ja tak czesto mysle o Tobie i Kayronie, ze az dziwnie...ale - jak zwykle - mam nadzieje, ze to myslenie, ktore samo zupelnie do mnie przychodzi, choc odrobinke odciaza Twoja zmientolona dusze.... nadzieja przebije wszystko, i rozsadek i logike i prawie to co oczy widza....oby sie oba koty daly zlapac pani Edycie, ktora wyraznie tez jest aniolem w ludzkiej postaci. W Kurniku po czytaniu trzeba czesto zmieniac gacie, tu teraz trzeba zmienic rekaw, bo w ten juz sie wysmarkalam i wyplakalam.
OdpowiedzUsuńKrysia ma rację, targają nami emocje, gdy tak latamy między Kurnikiem a, Twoimi Drzwiami :)
UsuńZwłaszcza gdy znajdziemy się TUŻ przed, a nawet za ;PPP
I ja myślę o Kayronku, bo jak nie myśleć? I banerki na naszych blogach o nim cały czas przypominają i tak ma być !
Na Rysia oczywiście, ze wszyscy będą czekać
Swoją drogą, to ja nie wiem o co kamon, ale w tym Wrocku to pełno bezdomnych Maine coonów !
Pewnie, że mamy :)))
OdpowiedzUsuńKolejny Rysiek. Jak wystraszony, bidulek. Mam nadzieję, że szybko uda się pomóc i jemu i czarnulce :)
Mam nadzieję że uda się pomóc Rysiowi i Czarnulce.Każdego dnia czekam na tą dobrą wiadomość i wierzę.
OdpowiedzUsuńI ten kotek jest piekny, niepowtarzalny i spragniony dobra. Jemu też nalezy sie bezpieczny, ciepły dom...Dobrze, ze weźmiesz go pod swoje skrzydła Gosiu. Mam nadzieję, że znajdzie sie dla Rysia ktos, kto go pokocha, oswoi i sprawi by był szczęśliwy.
OdpowiedzUsuńA w sprawie Kayronka wciaz jest nadzieja. I niech ona trwa, obok tego bólu w sercu... Bo może w końcu nadejdzie ta właściwa wiadomośc.Wierzę, że tak sie w końcu stanie!
Ściskam Cię Gosienko gorąco!:-))***
Zawsze mamy w sercach miejsce dla kotów i dla opowieści o nich, choć smutne czasem bardzo...
OdpowiedzUsuńMimo, że już słyszałam tę opowieść kiedy po Antka przybyliśmy to nadal jestem pod ogromnym wrażeniem ile takich rysiowatych kotów jest bez opieki w okolicy. Ile zbiegów okoliczności... Mam nadzieję, że tym razem też się wszystko dobrze ułoży, chociaż żal, że to nie Kayron. Jeśli o mnie chodzi to przyjmę kolejną historię o kocie i jeszcze jedną i jeszcze.
OdpowiedzUsuńGosiu, czytam i łzy jak grochy mi lecą do kawy, biedne te Twoje serce :( u mnie Kajtusiowe ogłoszenie wisi i będzie wisieć do skutku, dopóki on się nie znajdzie! a za odłowienie Rysia i szczęśliwy ciąg dalszy trzymam kciuki, mocno!
OdpowiedzUsuńOjejj...ja też przy kawie ze łzami. Czekam tutaj po drugiej stronie ekranu, zaglądam z nadzieją na ten jeden, jedyny, właściwy post...Będę czekać aż się znajdzie! Gdzieś przecież jest...musi.
OdpowiedzUsuńA z drugiej strony ileż Wy tam macie tych bezdomnych maine conn`ów, niebywałe... tyle piękna błąka się po ulicach? Serce pojemne , wystarczy na wszystkie Twoje historie:) Czekamy wszyscy w domu.
Biedna Ty i biedny Ryś.Jego włóczęga chyba już trochę trwa, taki biedak skołtuniony:(
OdpowiedzUsuńZłapiesz go, albo Kasia złapie, dacie radę, trzymam kciuki.
O kotach mogę czytać zawsze, więc i kolejną historię przyjmę. Powodzenia w łapaniu tych biedaków. Mnie też szokuje ilość bezdomnych miałkunów.
OdpowiedzUsuńA, zryczałam się znów. Kocio cudny , niech da się jak najprędzej złapać! Czarnula również.
OdpowiedzUsuńCiesze się z takiej łagodnej zimy, mając na uwadze wszystkie bezdomne biedy.
Czekam razem z Tobą na ten właściwy telefon .
OdpowiedzUsuńWierzę ,że trafił do dobrego człowieka , omotał go swoim urokiem i jest bezpieczny .
Historia z Rysiem daje nadzieję ,że sporo jest karmicielek wrażliwych na koci los .
Biedny Ryś tak zdziczał ,mam nadzieję że prędko jego życie się odmieni ...
Gosiu ta nadzieja człowieka potrafi dobić. Wbrew logice i rozsądkowi. I tak ból szarpie serce. I nic nie można zrobić. Tylko modlić się i mieć tą goopią nadzieję.
OdpowiedzUsuńA ilość maine coonów we Wrocku pałętających się bez opieki, szczególnie takich rysiowych po prostu powala. Po co Ci ludzie kupują te nie tanie przecież koty? Masakra
Gosiu miejsce w sercu jest na jeszcze nie jedną kocią historię, często boli, że tylko w sercu (i w głowie) to miejsce jest i poza tym nie da rady być częścią historii...
OdpowiedzUsuńRysio piękny, jak Wy nie dacie rady to Kasia na pewno pomoże go odłowić! I czarnulkę też :)
Ja Kayronkowo czekam na styczeń...
A masz czasem jakieś wieści o Janku?
Miałam nie tak dawno. Janek czuje się rewelacyjnie, jest nadal bardzo miziasty, ale zrobił się odważny, czuje się pewnie. :)
UsuńGosiu - zawsze :***
OdpowiedzUsuńCzekamy na efekty :)
OdpowiedzUsuńPosoliłam łzami kawę, często myślę o Kajtusiu. Współczuję Ci tej huśtawki emocjonalnej, wierzę że jeszcze kiedyś zadzwoni ten właściwy telefon. O kotach mogę czytać zawsze.
OdpowiedzUsuńI znowu piękny kot bezdomny, jak to się dzieje ?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że ma chipa...
W głowie się nie mieści że taki kot może być bezdomny... Przepraszam, wychodzi ze mnie znowu jędza, ale maine coon to drogi kot, bardzo charakterystyczny, jakoś tak rasowe koty i bezdomność nie idą w moim mózgu w parze... Zgroza po prostu... Gosiu, przesyłam uściski ♥♥♥
OdpowiedzUsuńTak mamy!!!!!!
OdpowiedzUsuńGosiu,moje serce jest jak stodoła - z otwartymi na oścież wrotami !
OdpowiedzUsuńZapłakało mi się za Kayronkiem. Myślę o nim codziennie .
ewa .
Strasznie to smutne, kiedy zwierzę jest tak lękliwe. Mam nadzieję, że u Ciebie kotek odżyje i zachwyci pełnią swej urody.
OdpowiedzUsuń:(... tęskno za Kayronem... :(... ale dobrze, że Rysiu znalazł pomoc. Że ktoś go dokarmiał i że teraz trafi do Ciebie. Mocne kciuki!
OdpowiedzUsuńCzęsto myślę o Tobie i Kajronku i nie dziwię się Twojemu postępowaniu. Cały czas liczę, że może, że jednak ......
OdpowiedzUsuńCo innego, jak zwierzę odchodzi do krainy wiecznych mysich łowów, a co innego jak ginie w dziwnych okolicznością..
Powodzenia z Rysiem !
wiem jak musisz tęsknić....skoro ja, obca osoba ciągle o nim myślę?
OdpowiedzUsuńja mam w sercu dużo miejsca, okazuje się, że ono się rozciąga....
Oj Gosiu, powodzenia życzę z Rysiem. Jaki on (ona) jest piękny! Mam nadzieję, że go złapiecie. Oby!
OdpowiedzUsuńWiem jak musisz tęsknić za Swoim, bardzo to smutna historia.
Pozdrawiam serdecznie.
Ja też myślę o Kayronku i liczę na to, że kiedyś w końcu zadzwoni TEN telefon....
OdpowiedzUsuńTen kocinek piękny, szkoda, szkoda, że nie mogę mieć kota.....
Gosiu..
OdpowiedzUsuńnie wiem, co powiedzieć.. kolejny emocjonalny rollercoaster..
przytulam Cię, kochana!
to jest zupełnie nieprawdopodobne! tyle lat żyję i jeszcze nie widziałam w W-wie bezdomnego maincoona (choć zwracam uwagę na każdego napotkanego kota). a u Was jakiś worek się rozsypał z maincoonami.. chyba po to, żeby za Waszą sprawą kolejny maincoon znalazł dom.
a Kayron gdzieś jest i ktoś się nim na pewno opiekuje.
sama widzisz, ludzie nie są obojętni!
Lubie Twoje opowieści -czekamy na szczęśliwe zakończenia:**
OdpowiedzUsuńO Kayronie myślę zawsze, gdy mam wejść na Twój blog, wciąż cały czas myślę, że zobaczę to, na co czekam...
OdpowiedzUsuńTo ja, obca.
Nie wyobrażę więc sobie tego, co Ty musisz wciąż czuć...
Gosiu, a może tego maine coona ktoś poszukiwał? Może, gdy uda się go złapać, dać ogłoszenia w internecie?
Gdybym była potrzebna do pomocy - napisz.
Współczuję że to nie Kayronek :((( Ale serca mi starczy na kolejną opowieść :)
OdpowiedzUsuńGosiu ściskam <3