Dziś króciutko, szybciutko, bo nadrabiam zaległości. Obiecałam przecież nagrodzić wyjątkowym upominkiem jedną z osób, które tak kreatywnie i sympatycznie udzielały się przy wybieraniu imion dla rudzielców.
Ponieważ brakuje mi wciąż czasu, jestem jakaś przemęczona, gonię w piętkę, nie zrobiłam tym razem losowania przy pomocy Amisi, ale za to skorzystałam z pomocy wyjątkowego Sierotka.
Posłuchajcie:
Zwyciężczynią tej minizabawy jest więc Agnieszka, i to nie ta z Białej, ani ta z Lublina (personel Dakoty), a inna Agnieszka. Napisała ona taki komentarz:
Anonimowy 13 sty 2014, 15:25:00 Elek i Melek :-) Agnieszka
Agnieszko, gratuluję serdecznie, czekam na Twój adres. Dostaniesz mój celebrycki (he, he) kalendarz z tymczasami 2013 (brakuje czterech, bo się nie zmieściły). Cieszysz się? :)
Są na świecie tylko trzy takie kalendarze. :)
Z innej beczki. Wczoraj byłam z Hokusem na badaniach. Są wzorcowe, więc za 2-3 tygodnie czeka chłopaka odjajecznienie. To groźne przy jego nerkach, ale musimy zaryzykować. Hokus jest kotem wychodzącym, więc nie mogę ryzykować, że za kotkami będzie przemierzał okolicę. Poza tym, jak bym wyglądała w swoich oczach, gdybym wypuszczała niekastrowanego kota! Będzie dobrze.
No i jeszcze jedna informacja. Postanowiłam jednak rozdzielić rudzielce. Nie było chętnych na oba, ale przede wszystkim widzę, że one nie spędzają ze sobą czasu. Nie bawią się, nie śpią razem, raczej zaczęły rywalizować. Julian (strasznie słodki kot!) już znalazł domek. Będzie miał przyjaciółkę w postaci dziewczynki - takiej jak Maja dla Andżelinki. Jak wiecie, Maja opiekuje się koteczką z całym oddaniem, z sercem i miłością i dlatego uważam, że jest to jedna z najlepszych moich adopcji.
Z mejla:
Maja zrobiła Meli tor przeszkód z kartonu, deseczek, poduszek itp. Bardzo spodobało się to kici. Następnym razem podeślę fotkę tego sprzętu. :)
Codziennie coś innego, nowego przeżywamy z kićką. Jest naprawdę niesamowita.
Tak się cieszę, że one mają siebie!
Gdzie jest Maja?
Julian będzie miał taką samą przyjaciółkę. Kiedy była u nas go oglądać, już wykazała się czarodziejskokocimi umiejętnościami. Koty przede mną uciekały, a przez Wiktorią nie!
Julian powinien nazywać się Krewetka!
Na adopcję czeka więc cudowny, przepiękny, wielki, imponujący i wciąż dzikusowaty Romeo. Wszystkie propozycje jakie dostałam do tej pory, odpadają.
Na deser kolejny filmik z energicznej zabawy rudzielców. To nieliczna chwila, kiedy one są razem, kiedy przebywają koło siebie, więc nie rońcie łez, że zostaną rozdzielone. Nie jest to porywający film, ale tak właśnie wygląda zabawa z nimi. :)
Miało być krótko, a i tak siedzę tu już ponad godzinę. :)
Kiedy odwieźliśmy Młodego do jego stałego domku, już tego samego dnia wieczorem na moją pocztę przyszedł mejl. Pani Magda pisała, że jej rodzina chętnie zaopiekuje się Andżeliną, a mieszkają oni w... Wałbrzychu!
A niech to licho! :))
Gotowi na kolejną budującą historię z happy endem?
Przygotujcie sobie chusteczki, bo łezka zakręci się Wam w oku nie raz.
Tak prorokuję, zobaczymy, czy prorokowaniem zarobiłabym na chleb. :)
Nasza iskierka kochana, śliczna Andżelinka, zawróciła nam w głowie. Wiem, że nie jest trudno zawrócić nam w głowie, ale sami powiedzcie, czy można oprzeć się takiej urodzie w połączeniu z miłym, choć niezależnym, charakterem. Andżelinka to nie żadne cielę. Ona ma swoje zdanie! Ona wie, czego chce!
To jest OSOBOWOŚĆ. Nie byle kto.
Wie np., że uwielbia pieszczoty, ale dopiero po skończonej zabawie.
Wie też, że rozróba to jest coś, co tygrysy kochają najbardziej.
Kradzione nie tuczy! Ten niemądry personel zostawił kanapkę z żółtym serem na wierzchu! Ha, ha, ha, kot by się uśmiał. :))
No, ale wracam do opowieści adopcyjnej. Kiedy pani Magda napisała do mnie, byłam już po dwóch rozmowach w sprawie Adżelinki. Obie doprowadziły do tego, że osoba początkowo chętna zrezygnowała. Odradziłam branie kota kobiecie z małym dzieckiem, psem, chomikiem i jednym pokojem w bloku... Nie dogadałam się też z inną panią. Do sprawdzenia pozostały mi jeszcze kolejne dwie propozycje. Andżelinka bowiem miała niezłe branie! Co te szaraki w sobie mają...
Te propozycje i to, że, prawdę mówiąc, nie chciało nam się znowu (po raz trzeci w jednym tygodniu) do Wałbrzycha jechać (88 km od naszego domu), sprawiły, że odmówiliśmy również pani Magdzie, a wtedy ona napisała do mnie mejl, w którym użyła argumentu nie do odparcia: że jej córeczka, Maja, sobie Andżi wybrała, że się zakochała własnie w niej, że teraz jej smutno... Aaaaa!! Do tego nie mogłam dopuścić. Przecież jeszcze doskonale pamiętam, jak to jest być małą dziewczynką. Jak to jest zakochać się w kotku, jak to jest, gdy ma się nadzieję, a potem kicha...
Tym właśnie sposobem Andżelinka została wyadoptowana do Wałbrzycha, gdzie będzie miała wspaniałą przyjaciółkę i opiekunkę w postaci Mai oraz psiego przyjaciela takiego jak Rufi! Po cichu liczę też na to, że kiedy nowa rodzinka Andżeli zobaczy dzisiejszy filmik i sceny pożegnalne, to może kiedyś dowiozę do Wałbrzycha kolejnego koteczka... Pożyjemy, zobaczymy. :)
Nadszedł moment pożegnania. Teraz właśnie przydadzą się Wam chusteczki po raz pierwszy.
Hokus i Andżelina dały wzruszający pokaz kociej miłości...
FILM
A kiedy Kasia (bowiem to ona zawiozła koteczkę do jej nowego domku) już odjechała wraz z naszą ukochaną podopieczną, Hokusik wyglądał na smutnego... Prawda? :(
Potem zaczęły spływać do mnie sprawozdania, które to ostatecznie upewniły mnie, że Andżelina będzie szczęśliwym kotem. Z takim personelem nie ma innego wyjścia!
(...)
No to mamy już pierwsze chwile poznania się za sobą. Kicia faktycznie była zdziwiona, wystraszona i zaskoczona - tak jak Pani mówiła. W zasadzie do teraz jest jeszcze zaskoczona i schowała się pod szafę. :)
Zanim schowała się pod, to ukryła się na parapecie przy oknie, za książkami. Na początku kiedy podchodziłam, trochę syczała. Ale krok po kroku, pomalutku zrobiłam kilka podchodów i zaczęłam ją delikatnie głaskać. Na początku nie było łatwo. Ale po jakiejś chwili już dała się pogłaskać dłużej i po następnej chwili wzięłam ją na ręce, i tuliła się. Przeszłam z nią do drugiego pokoju, gdzie ma naszykowaną kuwetę, legowisko, miseczki. Chwilę jeszcze była u mnie na rękach, ale później odskoczyła i właśnie schowała się pod szafę. Na razie obserwuje. Potrzebuje trochę czasu na poznanie, zaaklimatyzowanie się.
Jeszcze wcześniej, kiedy wchodziłam do salonu, ukradkiem wskoczyła i miała spotkanie z naszą psicą. Przeszła obok i wskoczyła na ten parapet. Psica była też zaskoczona, ale nie szczekała.
Machała ogonem i była bardzo ciekawa. Jednak bliższe poznanie nastąpi, jak już kicia poczuje się u nas lepiej.
Dziękuję za wszystkie informacje, wskazówki.
Będę informować na bieżąco, jak u nas.
(...)
I tak nam minął pierwszy dzień z kicią. :)
Kićka większość dnia przesiedziała pod szafą. Tam chyba czuje się najbardziej bezpiecznie. Ale był moment, że przeszła do innego miejsca, pod regały. Udało nam się ją pogłaskać i wziąć na ręce. Pokazałam jej, gdzie jest kuweta. Chwilę w niej była. Martwi mnie, że jednak jeszcze nie skorzystała z kuwety. Może to jeszcze nie ten moment.
Nic też nie zjadła. No, ważne, że już nie trzęsie się tak jak na początku i nie syczy na nas. :) I cieszę się, że zrobiła pierwsze kroki w inne miejsca. Krok po kroku. Maja jest bardzo cierpliwa :) i cieszy się każdą małą chwilą - wydarzeniem, jak właśnie to przejście jej pod regały. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie w nocy. Może będzie miała więcej odwagi. :)
(...)
Przesyłam kilka informacji od nas.
Jeszcze wczoraj w nocy okazało się, że kicia zrobiła siku do kuwety. Ufff, uspokoiło mnie to.
Dzisiaj rano okazało się, że też zrobiła siku. Tak więc zaczęła wychodzić spod szafy.
Daje się już zabierać spokojnie na ręce, kolana do głaskania. No i zjadła też trochę suchego pokarmu, a mokry jadła z Mai palca. Tak więc małymi kroczkami coraz bardziej nas poznaje, jest bliżej nas.
(...)
Oj, Mai bardzo podoba się kicia. Jest w niej zakochana. Co chwilę mówi, jaka jest śliczna, jakie ma futerko, jakie łapki, oczy, spojrzenie. Zabawkami koteczka jeszcze nie chce się bawić. Choć jak ruszamy, to patrzy, obserwuje, gdzie jej np. znika sznurek.
Zaraz prześlę nasze pierwsze zdjęcia. :)
No i zdjęcia dostałam.
Tu z panią Magdą.
Tu z Mają - kicia jeszcze przestraszona, niepewna.
A teraz szykujcie chusteczki po raz drugi. Tym razem to będą łezki wzruszenia i radości. Te zdjęcia mówią same za siebie.
Dobrego życia, Andżelinko!
I najnowsze, wczorajsze wieści:
Otóż kićka zrobiła dzisiaj rano pierwszą kupkę. :) Pojadła i zaczęła przemieszczać się po całym pokoju.
Sama wskakuje na Mai łóżko i upomina się o głaskanie. Jeszcze tak niepewnie i nie zawsze, ale... No i zaczęła dzisiaj po południu szaleństwo ze swoją zabawką!
To była prawdziwa inicjatywa Mai. Była taka cierpliwa. Trzymała, ruszała, podrzucała jej i początki były trudnawe, bo nie za bardzo ją to jeszcze interesowało. Ale po jakimś czasie drgnęło i krok po kroku dawała się coraz bardziej wciągnąć w zabawę.
Jest dzisiaj już zupełnie inna niż wcześniej, jest po prostu odważniejsza. Rozkręciła się. Przy głaskaniu kładzie się na grzbiecie i niesamowicie mruczy. Bardzo lubi głaskanie po brzuszku. Jest niesamowita!
No to jeszcze raz:
No i jak tam z tymi chusteczkami było. Przydały się? :)