Chcę zacząć
od małego wyjaśnienia.
W momencie, kiedy Kacperek przekroczył próg mojego domu, wzięłam
za niego całkowitą odpowiedzialność i mogę obiecać, że zapewnię mu najlepsze
warunki, jakie jestem w stanie. Jeśli nie znajdę mu wspaniałego domu, zostanie u
mnie. Zgoda?
Nie chcę jednak
zakocać mojego domu, bo to zamyka mi drogę do następnych działań.
Zresztą mam
inne doświadczenia, np. gdybym nie oddała Minii, nie byłoby tamtego maila, gdybym
zatrzymała Melę, nie otrzymałabym niedawno smsa: „jestem Pani tak bardzo wdzięczna, że
ją mam” (napiszę o tym wkrótce), gdybym nie wypuściła z rąk Cruelli, nie znalazłaby ona domu, gdybym nie oddała Kamili Dziadka nie powstałby
ten dzisiejszy post.
Mam co do Kacpra przeczucie. Ktoś na niego czeka. Ktoś za
nim tęskni. Ktoś będzie się o niego bardzo starał.
Jeśli nie, Kacper
zostanie z nami.
I jeszcze
jedno. Wiem i pamiętam o osobach, które NAPRAWDĘ pomagają zwierzętom. To
właśnie robią „Sąsiadki” z Kociego podwórka. Wciąż mają pełne ręce roboty. Wciąż brak środków. Czy muszę przypominać w tym miejscu niezwykłą Ori? Im należą się słowa uznania.
Post o
Dziadku przygotowałam już w zeszłym tygodniu, dziś jednak jest dopiero
właściwy dzień na jego publikację. Oto on:
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pamiętacie kota Dziadka? Jeśli nie, to można o nim
poczytać TU - początki, TU - łapanka i pierwsze chwile w nowym domu, TU - niezbyt dobre wieści i TU - dużo lepsze.
Dostałam o nim nowe wieści i z radością przekazuję je
dalej, żeby poszło w świat, jak kot i człowiek mogą uszczęśliwić się wzajemnie. Dziadek to dziki
kot z działek. Przez długi czas na widok człowieka uciekał w panice. A teraz?
Oto list od Kamili:
Przepraszam bardzo, że tak długo milczałam, ale
trochę się pozmieniało w moim życiu.
(…) Pewnie jest Pani bardzo ciekawa co u naszego DZIADKA.
:)
Nie chciałam wcześniej się odzywać i wysyłać zdjęć, ponieważ kotek
przechodził zły okres. Zanim się do nas wszystkich przyzwyczaił, przechodził
straszny stres. Każda próba zapoznania go z Zorką nie kończyła się za dobrze.
Chociaż tak naprawdę nie było tak strasznie, nie pogryzły się ani razu do krwi
itp. Jednak schudł bardzo i z tego całego stresu wygryzł sobie sierść z tylnej
łapki do krwi. :(
Od około dwóch miesięcy jest zupełnie innym kotem.
Przyzwyczaił się do wszystkich domowników, także do Michałka, mojego siostrzeńca.
Z Zorką też już mają dobry kontakt, bawią się razem i wychodzą na noc. :)
Dziadkowi zdarza się nocować na dworze. :)
Jest strasznym głodomorem i
pieszczochem. :) Łasi się do wszystkich, ale tak naprawdę to do mnie
strasznie się przyzwyczaił, chodzi za mną krok w krok. Jak wychodzę z domu, to
chodzi po korytarzu i miauczy. Śpi ze mną prawie każdej nocy, ciągle się do
mnie tuli i mruczy. Jest kochanym stworzeniem, nigdy nie miałam tak cudownego
kota. Bardzo Pani dziękuję za to, że przywiozła mi go Pani i że przede
wszystkim zaufała. (…)
Pozdrawiam serdecznie.
Kamila
Szczęściarz!
Kamilko, dziękuję za te dobre wieści. Mam nadzieję, że tych kilka trudnych
miesięcy pójdzie niedługo w zapomnienie i będziecie cieszyć się jeszcze długie
lata, tą niezwykłą przyjaźnią.
zdjęcia są autorstwa Kamili
-------------------------------------------------------------------------------
Ktoś mnie teraz rozumie?
Tak - rozumiem . I cieszę się że Dziadkowi trafił się taki dobry dom i że jest szczęśliwy:)
OdpowiedzUsuńPrawdziwy szczęściarz i na dodatek urodziwy . Wiele Ci Aniu zawdzięcza.
OdpowiedzUsuńNajwięcej zawdzięcza Kamili, która przez wiele miesięcy miała do niego olbrzymią cierpliwość i wielkie serce.
UsuńAniu, robisz kawał dobrej roboty !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale wypiękniał, jednak co to znaczy być w dobrym domku :-)
OdpowiedzUsuńI ile to nam kociarzom daje radości jak kot trafi w dobre miejsce :-)
Prawda, że przepiękny? Ja jestem nim zachwycona!
UsuńBrawo, Dziadku!
OdpowiedzUsuńNawet lwa da sie oswoic.
To chyba wspaniałe uczucie, świadomość, że tylu potrzebującym zapewniło się szczęśliwy dom;-)
OdpowiedzUsuńDziadek wygląda na zadowolonego i zaaklimatyzowanego.
Jeszcze raz chylę czoła przed tym, co dla zwierzaków robisz.
Buziaki.
Rozumie, rozumie! Super, tylko tak dalej :)
OdpowiedzUsuńA ktoś nie rozumiał? :)... Piękny kot z Dziadka :D
OdpowiedzUsuńKażde najmniejsze nawet stworzenie zasługuje na szczęście...
OdpowiedzUsuńTak niewiele trzeba, by je dać, a zyskujemy tak wiele.
Ja mam w domu też same "sieroty" uratowane od mrozu, głodu i złych ludzi:))
Pozdrawiam Aniu, coś mi sie wydaje,że Kacperek już ma dom...
Wiem M.Arto, że z Ciebie też dobre serce.
UsuńJeśli chodzi o mnie to nawet przez chwilę nie nie rozumiałam. Ba! Podziwiam i zazdroszczę, i żałuję, że ja tak nie potrafiłabym. Do wszystkiego trzeba mieć predyspozycje, by to robić z należytą starannością i odpowiedzialnością. Słowa podziękowania są budujące, ale przecież nie dla nich to robisz robisz. Dobrze, że jesteś, moje wielkie szczęście, że Cię poznałam:)
OdpowiedzUsuńIvo:*
UsuńTo ci dziadek-szczęściarz:)
OdpowiedzUsuńPiękny kot. Jakoś buraski szczególnie mi się podobają (ale szaaaa, nie mówcie o tym Mefisto). Może dlatego, że są tak podobne do dzikich żbików czy rysi, które uwielbiam oglądać. Ale złapałem się na tym, że ciągle odpalam posta z rudym Kacperkiem...
OdpowiedzUsuńPS Gratuluję Amisi świetnie zagranej roli w KOTmiksie, ale co się dziwić, to niemal zawodowiec! Doświadczenie aktorskie ma przecież bogate poprzez Twoje fotostory ;)
Śpiesz się Przemku, jeśli Ci się roi coś na jego temat, bo już ktoś... coś...
UsuńCzytam dalej te historyjki, jakbym miała w tym jakiś interes, albo udział...hmmm, a ja nawet kota nie mam, choć bardzo je lubię, nigdy się nie złożyło, żebym miała...
UsuńNo to tak czytam i czytam i pomyślałam, że to może nie człowiek za Kacprem tak bardzo tęskni, tylko jakiś drugi kot!?:))
Oj, roi, roi i z głowy wyjść nie może. Tyle, że u mnie dramat i dno takie, że niedługo zacznę kupczyć swym grzesznym ciałem, by wykarmić czy zapewnić podstawowe potrzeby mojej małej "rodzince". Lui poniekąd też jest "przygarniętą" przeze mnie sierotą, więc wsparcia poza moimi rodzicami nie mamy. A ja już nie wyrabiam. Ale, ja nie o tym chciałem pisać. Dręczy mnie kilka spraw z kocimi sierotami.
UsuńZaglądam codziennie na stronę pobliskiego schroniska. Czasem, gdy upatrzę tego wyjątkowego kocura "to on! mój!", mimo wszelkich przeciwskazań, by podjąć się kolejnej adopcji, wyrywam się "a niech to, wezmę, będę się martwić potem". Opiekun ze schroniska nie odbiera ode mnie telefonów, bo chyba wielce jest obrażony, że zwróciłem mu uwagę jak zmarnował Mefisto, w jakim opłakanym stanie trafił do mnie (mimo że 3 tygodnie wcześniej w schronisku był okazem zdrowia), że pośrednio zabiło to Baldricka i że nie powinien mieszać nowych, zdrowych kotów ze starymi, chorymi i zarażającymi. A do tego schroniska mogę podjechać jedynie w weekend.
Za każdym razem, gdy mi serce drgnie i podejmuję gorącą decyzję, żeby przygarnąć stamtąd jakąś sierotę, okazuje się, że jest za późno. Świeżo dodany kot, znika z tablicy ogłoszeń zaledwie po kilku dniach i ląduje do działu "za tęczowym mostem". Nawet ostatnio, kilka dni temu, urzekł mnie wyjątkowy burasek z pięknymi białymi okularkami wokół oczu. Chciałem pokazać Lui, że jadę w weekend po niego. Piękny, kilkumiesięczny, świeżo przywieziony, więc możliwe, że jeszcze niczym nie zarażony. A tu... kaplica... Po niecałym tygodniu pobytu schronisku! Serce się kraje. Stąd moje myśli, by jeśli już, to przygarnąć kota właśnie ze schroniska, aby wyrwać choć jednego z takiej umieralni!
Druga sytuacja, która mnie dręczy: Niedaleko mojego domu, mieszka taka młoda dziewczyna. Ma pieska, kotki (jedna z tych kotek to luba Mefisto). Często się spotykamy, jak wychodzę z Mefisto na spacer, rozmawiamy, nasze koty się miziają. Jej młodziutka kotka została poddana sterylizacji. Co się okazało: weterynarz zgarnął nie małą kasę za zabieg, a kotka prawdopodobnie jest zaciążona! Jeśli to prawda, to nie wiem co on w niej grzebał, ale na pewno nie dokonał sterylizacji. I tu właśnie przeżyłem mały szok. Ta dziewczyna powiedziała mi, że jeśli urodzą się te kotki żywe, to... je potopi... i że robiła to już kilka razy. Nie może mi wyjść z głowy obraz małych kociaków, które przez prawie pół godziny walczą o życie pod wodą... I tu właśnie moja kolejna gorączka - jeśli miało by do tego dojść, to chciałbym uratować choć jednego, reszcie może jakiegoś domu poszukać... Gdy to piszę, wyrywa mi się nieparlamentarne i bezsilne: K....wa mać!!!!!
To wygląda jak celowe dręczenie (Cię )tymi udrękami kotów, a potem jak już serce Ci pęka, to kot znajduje dom, albo odchodzi....
UsuńMam na to swoją teorię, ale to raczej nie temat na tego bloga.
Przemku, spokojnie. Sam wiesz, że nie da się uszczęśliwić wszystkich stworzeń. Ty też jesteś ważny i musisz zadbać o siebie! Tyle razy Ci to mówię, że chyba dostanę od ciebie jakąś patelnią, czy coś:(
UsuńMam dla Ciebie plan: najpierw jakiś mały urlopik, a potem pomyślisz o kocie:)
ała, ała, nie bij:(
Magnolio, dawaj tą teorię:) Może być w skrócie:)
UsuńAnno, kobieto zacna... ja dorobić muszę, fuchy dodatkowe wykombinować, a nie o urlopach myśleć. Zresztą, urlopy są przereklamowane (i tak wszystko ch...) :) Oj, czuję, że w moją stronę, nie patelnia lecz imadło leci :)
UsuńAaaa, tak mi się przypomniało: czy TwójCiOn myślał coś o tym blogu z recenzjami? Niech nie pisze do szuflady, tylko da poczytać innym, ot co!
Magnolio: tak, tak, zdradź choć kawałek tej teorii, boś ciekawość rozbudziła :)
Takie historie to miód na serce!
OdpowiedzUsuńNinka.
To chyba jakaś telepatia!!!
OdpowiedzUsuńWczoraj myślałam o Dziadku i miałam zamiar Cię o niego zapytać.
Mam do niego ogromny sentyment, bo jego historia
jest bardzo podobna do historii naszego Kota.
Dziękuję za dobre wieści:)
Konwalio, to aż nieprawdopodobne! Ale Twój sentyment to tłumaczy:) Ja też mam do niego wielki sentyment, tak strasznie chciałam, żeby mu się udało. Kiedyś był przerażoną kupka nieszczęścia. A teraz?
UsuńHura, hura!!:))))))
Wiesz, przyznaję, że choć w komentarzu tego nie napisałam, w pierwszym odruchu też jakoś dziwnie się poczułam, gdy przeczytałam, że Kacperek jest u Ciebie tylko przejściowo. W końcu mieliście dość motywacji by przejechać kawał drogi i go przygarnąć, od razu widać jak bardzo się do Was przywiązuje, więc czemu skazywać go na kolejne rozstanie.... Do wątku wróciłam nieco później i przeczytałam jeden z Twoich komentarzy, w którym piszesz, że gdybyś takie kotki przygarniała na stałe to szybko zamknęła by się możliwość by pomagać kolejnym. Że przekazujesz je naprawdę dobrym ludziom, którzy będą w stanie stworzyć im prawdziwy dom, podczas gdy w Twoim domu pojawi się miejsce na kolejnego nieszczęśnika. Że też sama na to nie wpadłam... Kochana jesteś, ba jesteście naprawdę niesamowici! Kocie społeczeństwo powinno Was nagrodzić jakimś odznaczeniem za wyjątkowe zasługi. Teraz sama mocno trzymam kciuki, by wkrótce jakaś dobra dusza przygarnęła Kacperka. Ten kociak już wygrał los na loterii, zwracając Waszą uwagę i jestem pewna że w jego dalsze kocie życie będzie wypełnione wieloma cudownymi chwilami z naprawdę wspaniałymi opiekunami. Buziaki!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę Alison, że spojrzałaś na sprawę moimi oczami:)
UsuńBuziak
Widzę, że wiele dobrego zrobiłaś dla kociaków, i sporo ich przez Twój dom przeszło. Może Kacperek też jest jednym z takich kotów? Może już ktoś nie może się doczekać aż go przytuli?
OdpowiedzUsuńNa to zaczyna wyglądać Gosiu...tylko czemu tak szybko??:)
UsuńAniu, doskonale Cię rozumiem.
OdpowiedzUsuńWiem, ze osoby, które pod poprzednim postem pisały, żebyś nie oddawała Kacpra nie miały złej woli, ale (jestem pewna, że nieświadomie) stworzyły pewną presję. A przecież nie da się przygarnąć wszystkich zwierzaków, którym chciałoby się pomóc - i tak jak piszesz - jeśli weźmie się za dużo obowiązków na siebie, to nie da się rady pomóc większej ilości. To co robisz jest bardzo bardzo wartościowe, ponieważ ratujesz kolejne kocie biedy, szukasz im wspaniałych domków i ludzi, a potem pomagasz następnym. Tak 3maj Aniu, serdecznie Cię pozdrawiam, głaski dla Futrzastej Trójcy i Kacperka :-)
Ps: Cieszę się, że Dziadek tak dobrze trafił i przynosi tyle szczęścia swojej Pani :-)
Dziękuję za wsparcie:)
UsuńUwielbiam historie z happy endem :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cudowne wieści;)bardzo optymistycznie;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
niezmiennie zachwyca mnie ta szybka zmiana wyglądu u kotów, miesiąc - dwa, i już z dzikusa kot "ludzki". Bure oczywiście najpiękniejsze, to jasne:x
OdpowiedzUsuńTak. Nikt ze znajomych nie wierzył, że ktoś zechce takiego "brzydkiego, pospolitego" kota jak Dziadek. A jaki teraz jest piękny!
Usuń"Brzydki i pospolity"???? Dobre sobie. Taki piękny żbik! Te pręgi, to szaro-srebrne futerko, te cudne zielone oczka! No niby o gustach się nie dyskutuje, ale ... wrrrrrr!
UsuńDokładnie: wrrrrrrrrrrrrr!!
UsuńSuper! Pewnie sporo nerwów to kosztowało, ale teraz i Dziadek i Domownicy będą szczęśliwi, oby i Kacperkowi się udało tak trafić...
OdpowiedzUsuńEch te koty... I jak tu ich nie lubić?
OdpowiedzUsuńDziadkowi należał się spokojny i kochający dom. super :)
OdpowiedzUsuńjakbym czytałam o Burasku...kiedyś sypiał w moim ogrodzie po krzakach...nie służyło to piwoniom...hihih:)).bał sie .uciekał..potem zaczął podjadać jedzonko z miski na tarasie.....nawet pamiętam że jakis czas wygryzał sobie futerko kolo ogona...dziś mój miziak kochany..jedyne co-to tylko sypia z 8 razy w roku ze mną -swinia:))))..Aniu ja rozumiem:)) i oczywiście masz rację....jakbym mieszkała bliżej..Kacper byłby mój....tęsknie za miziatym kotem..miałam takiego miziaka tylko raz uwierzysz???
OdpowiedzUsuńWierzę, wierzę, nawet te co niby są miziaste, jak już się poczują pewniej, stają się niezależne, cholery jedne!
UsuńAlbo nie lubią konkurencji - u nas tak było od zawsze, że Gacek przychodził, przytulał się, łasił (maminsynek z niego straszny), a kocia trzymała się z boku i alienowała się od ludzi. Okazało się, że nie ona jest taka niezależna, tylko, że przeszkadzał jej Gacek. Jak jego nie ma w pobliżu (np. jesteśmy same w łazience) to Kocia uwielbia się do nas przytulać i być głaskana. Ale jak tylko wejdzie Gacek - idzie sobie ;-))) Każdy kot to inny charakter. Nasz wet kiedyś powiedział, że koty to zwierzęta z pokręconą psychiką i ciężko wyjaśnić dlaczego zachowują się tak a nie inaczej. Ale jak my kochamy tych futrzastych wariatów :-)))
UsuńDzień Dobry Wrocławianko ! :)
OdpowiedzUsuńCzytam u Ciebie od dłuższego czasu opowieści nie tylko o kotach, przywędrowałam tu śladami , gdzie i Ty komentarze zostawiasz :)
Mój u Ciebie będzie pierwszy :))), a sprowokował mnie post u Klarki z listem od Babycochcekota.
Mój kot maine coon był znaleziony w śmietniku, miał wszystkie cechy tej rasy, poza umaszczeniem, był biało czarny. Wyłuskałam go w ogłoszeniu wrocławskiej gazety, fotki nie było, tylko opis ,że sierść dłuższa i kotek ok 4 -mce i wymaga dalszego leczenia . Zakochałam się ślepo, ale pojechać nie mogłam choć to tylko 70 km. Córka mieszkała w tym czasie we Wrocku, ale też miała inne zajęcia. Wykombinowałyśmy tak jak napisałam u Klarki. Kotek do koszyka, córka z nim na peron, tam jedna z pasażerek zgodziła się 1,5 godziny posiedzieć obok niego, a potem w drzwiach pociągu w moim pobliskim mieście , to już po tej walizeczce ją rozpoznałam :)
Fiodor był kochany, z oczami, które słowa przekazywały. Był u mnie dwa lata, niestety , popełniłam błąd - niewymiśkowałam go , bo mąż twierdził, że zabiorę mu "męskość". No to był samcem dbającym o podwórkową kotkę, i przeganiał konkurentów. Efekty tego wiadomo jakie, częste wizyty u wet i opatrywanie paskudnych ran. Któregoś marcowego wieczora wracał z amorów, biegł do naszej furtki przez jezdnię, i na oczach sąsiadki wpadł pod koła.
Chociaż powiadomiona o tym byłam przy nim natychmiast, to niestety...
Moje obecne kocisko też jest wielkie, też ma nietypową długą sierść, choć jest od kotki dachówki. Miałam za nic protesty męża, i tego "okaleczyłam" u wet gdy miał siedem m-cy.
Pozdrawiam :)
Dzień dobry Majko:)
UsuńJak fajnie, że napisałaś! Prowadzenie bloga jest trochę, jak rozmowa, dobrze widzieć, że po drugiej stronie ktoś jest:)
Świetnie zrobiłaś ignorując protesty męża. Och, ci mężczyźni wrażliwi na punkcie męskości! Przez takie podejście niejeden kot stracił życie, no i wiele urodziło się na poniewierkę. Ale, Ty to wiesz, nie muszę więcej pisać.
Ciekawa jestem, jak wyglądał ten maine coonowaty biało - czarny kot...Masz jakieś zdjęcie?
Twój przykład, pokazuje, że jak człowiek chce, to coś wymyśli, żeby swój zamysł zrealizować - świetny pomysł z tym pociągiem! napisałaś to tej Pani u Klarki? Idę zobaczyć:)
Pozdrawiam Cię również:)
Dziękuję Anko za tak ciepłe przyjęcie.
OdpowiedzUsuńNiestety fotek Fiodora nie mam. Nie miałam wówczas obecnej zabawki foto-cyfra.Zdjęcia, które miałam robione jeszcze na kliszy, to wysłałam Pani, która ratuje koty z różnych opresji. Potem nie zrobiłam kolejnych odbitek, bo kotek dorastał i był przy mnie :))). Wciąż wracam myślami, aby odszukać negatywy.
To może nadszedł ten czas?:)
UsuńPozdrawiam Cię Majko!
mam przykład w domu, ze dzikie koty jednak szybko się oswajają...dziunek oswoił sie w momencie, kiedy wszedł do kuchni ( i został w niej), a był małym , biednym kotkiem z krzywo zrośniętym(połamanym )ogonkiem...no, ale miał chyba łatwiej bo był młodziutki, a Dziadunio to kot w różnymi doświadczeniami...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że to okropnie trudne być Domem Tymczasowym ale jest niesamowicie potrzebne i chcę uspokoić wszystkich, którzy mają wątpliwości że kotu to krzywdy nie robi a każdy kto zdecydował się być takim "buforem" jest w pełni świadomy, że może oddać kotka w dobre ręce dopiero po jego solidnej socjalizacji. Przekazanie kota dalej w chwili kiedy przeżywa straszne stresy z tym związane faktycznie byłoby męczeniem kota ale na tyle co obserwuję działania Anki Wrocławianki wierzę, że jest odpowiednią osobą do tworzenia domku tymczasowego. Zapewnia spokojny kącik gdzie kot może się oswoić, ma genialny płot przez który kot nie ucieknie ze strachu i nie zgubi się w wielkim świecie, szuka z wyczuciem właściwego domku, dba o to aby koty nie namnażały się gdzie i ile popadnie, przez co ukłony wysyłam i wyrazy szacunku. Podziwiam i gratuluję :)
OdpowiedzUsuńPS. każdy kto próbuje pomagać zwierzętom wszelakim poprzez przygarnianie wszystkich do siebie zaczyna uprawiać "zbieractwo" i jakość takiej pomocy spada ze względu na coraz mniejsze możliwości finansowe. Ten co nie pomaga w ogóle... bez komentarza. Dlatego warto przygarnąć kociaka, napoić, wyleczyć, oswoić i znaleźć solidny bezpieczny dom. Wtedy można pomóc następnym.
A ja właśnie niedawno myślałam o Tobie, że przepadłaś.
Usuń:)
jestem, jestem tylko nie zawsze mam czas się podpiąć pod dyskusję :) A po drugie ostatnio tu tak tłoczno że chyba nie mam nawet siły przebicia :D
UsuńWażne tematy to i sporo gości na blogu.
W kwestii kociej zapraszam na targi zoo botanika http://wigor-targi.com/targi,593,ZOO-BOTANICA+2012.html
Samych kocich wystaw nie lubię bo nadal spostrzegam je jako męczarnia dla zwierząt ale jest sporo ciekawych wykładów. W zeszłym woku wzięłam udział w wykładzie o pierwszej pomocy dla zwierząt.
będzie można też osobiście poznać wolontariuszy z fundacji Kocie Życie i nabyć sporo gadżetów robionych na tę okazję, z zakupów których pieniądze trafia wprost do potrzebujących kotów w postaci karmy i leków oczywiście.
Mydlę, że jak nic nie stanie na przeszkodzie, będę tam. A ty?
Usuńpewnie z biegu tam wpadnę przynajmniej na wykład i po nowości w dziedzinie karmienia no a przede wszystkim na stoisko fundacji bo w tym roku pracujący weekend i jeszcze w tym samym czasie kibicuję maratończykom :)
UsuńJak ja lubie takie opowiesci, z "happy endem";-))
OdpowiedzUsuńOgarniam powoli wszystkie koty :)
OdpowiedzUsuńA ja równie powoli powoli Twoje wiersze:)
Usuńkolejna cudowna opowiesc, jak to dobrze, ze czasem kocie marzenia sie spelniają...
OdpowiedzUsuńWspaniała, budująca kocio-ludzka historia! :-)
OdpowiedzUsuńAniu, tak sobie myślę, uczepiwszy się napisanego przez Ciebie zdania: Dziadek to dziki kot z działek, że Dziadek powinien się nazywać... Działek! :)
OdpowiedzUsuńCo do pytania, czy ktoś Cię rozumie, pozwolę sobie odpowiedzieć, że zapewne bardzo wiele osób. Ale nie każdy potrafi tak nieegoistycznie, pragmatycznie, a zarazem z wielkim zaangażowaniem i empatią przyjmować rzeczywistość i działać. To piękna i bardzo wartościowa umiejętność.
Uściski, Aniu. Rudzikowi wielkie przytulenie. :)
JolkaM
Jolu, Ty jesteś świetna w wymyślaniu nazw i fajnych tekstów! Chyba Cię podpłacę, bo piątek za pasem, a ja coś pomysłów nie mam za dużo:(
UsuńPodoba mi się nazwanie Kacperka Rudzikiem:)
Ażem się spłoniła od Twojego komplimentu. :)
UsuńWyobraź sobie, że sama bodajże 4 lata temu przygarnęłam jednego Kacperka, którego już nie chciano w domu, gdzie też go zresztą, choć niezbyt odpowiedzialnie, przygarnięto jako małe kocię. Jakoś mi jednak imię jego nie spełniało kryteriów... adekwatności do samej treści kota i Kacper wkrótce został nazwany Mietkiem, bo tak ładnie miesił ciasto (kociarze wiedzą, o czym mówię, niekociarzy uprasza się o sprawdzenie w sieci, jak kot miesi ciasto). Mietka zamiennie nazywamy też Białasem, bo jest taki właśnie plus rude... maskowania na głowie, grzbiecie i ogonie.
Matko, znowu się rozpisałam!
Podpowiem Ci jeszcze tylko, że jeśli nie zamieścisz w piątek komiksu, to tylko zaostrzy nasze apetyty i z tym większą wdzięcznością i przyjemnością powitamy go w przyszły piątek. Harmonogram harmonogramem, ale od czego tak zwane odstępstwa od reguły? A niech kto piśnie, to go... zagadam. :))
A rudzik to piękny ptaszek, jako i kiciuś jest piękny, więc nazywanie go po ptaszemu bardzo mi się harmonijnie składa. :)
J.
Wysłałam Ci zdjęcie Rudzika Kacperka. Ptaszki rudziki bardzo lubię:)
UsuńTak, rozumie, rozumie :))
OdpowiedzUsuńTwoje posty wyglądają bardzo ciekawe, niektóre z wątpliwościami są wyczyszczone i chciałbym zobaczyć więcej takich stanowisk od ciebie.
OdpowiedzUsuńMy oferujemy najlepszy kot klapy mikroczip więcej szczegółów:Jochen
aaaa nie moge komentować nowych wpisów!
OdpowiedzUsuńnie widzę w ogóle opcji dodaj komentarz - dlatego weszłam w pierwszy proponowany post i piszę tutaj .. a chciałam w poście o Gienku :(