źródło zdjęcia: empik.com |
Tak długo chodziłam za MójCiOnym i prosiłam: "napisz recenzję, napisz, Ty tak dobrze to robisz", aż w końcu uległ mi i napisał. Polecam i książkę, i recenzję!
Jedwabny romans
Jest
rok 1861. Herve Joncour jest handlarzem jedwabnikami. Taki ma zawód. Z potrzeby
serca zaś jest podróżnikiem na koniec świata. Ma w sobie tę melancholię, tę
pustkę, przed którą mężczyzna jest gotów uciec w najdalsze zakątki globu,
uciekając w rzeczywistości przed samym sobą. Kocha swoją żonę Helenę tym
bardziej, im dalej i dłużej znajduje się od domu. Kocha ją prawdziwie, ale
niewystarczająco, aby czuć się szczęśliwym i spełnionym.
W
tej sytuacji nieuniknione staje się faktem: na końcu świata, w niewyobrażalnie
dalekiej Japonii, znajduje to, czego podświadomie pragnie - kobietę-sen.
Zjawę, której głosu nigdy nie dane będzie mu usłyszeć. Zakazany owoc, którego
nigdy nie posmakuje. Słodki lek na jego udręczoną duszę. Poddaje się
subtelnemu, wręcz jedwabnemu romansowi. Nieczystej miłości w czystej formie.
Nieskalanej zdradzie.
Zapada
w platoniczne zauroczenie, z którego obudzi go ktoś twardo stąpający po ziemi.
Ktoś, kto kocha go miłością z krwi i kości. Miłością na jawie.
Krótka,
zaledwie sto stron licząca powieść Alessandra Baricco, to historia możliwa,
prawdopodobna i realna, podana jednakże w cudownej, baśniowej narracji. Taka
forma opowiadania do złudzenia przypomina mi powieści Marqueza. Autor prowadzi
czytelnika przez całe życie bohatera. Czas przepływa pomiędzy słowami z dużą
zmiennością, fragmentami biegnąc niezwykle wartko, przenosząc nas błyskawicznie
z jednego miejsca w inne, z jednej chwili w odległą od niej o miesiące lub
lata, po to, aby za kilka zdań wyhamować i w trybie slow-motion pozwolić
autorowi z precyzją drobiazgowego obserwatora wprowadzić nas w szczegóły
istotnych dla opowieści wydarzeń. Fakt, że owa precyzja nie zamienia się w
żadnym momencie w rozwlekłość, że podawana jest w zdaniach zwięzłych i celnych,
wydobywających z przekazywanej historii czystą esencję, istotę rzeczy i uczuć
oraz refleksję budzi mój wielki podziw dla autora. Każde zdanie nabiera
znaczenia, a całość może stanowić frajdę dla miłośników haiku. Dzięki owej
oszczędności słów Baricco tworzy niezwykle czarującą miniaturę romansu.
W
ramach gry skondensowanym słowem, niczym wprawny malarz, kilkoma zaledwie
pociągnięciami pióra nakreśla szereg ciekawych i wiarygodnych ludzkich
portretów. Kompletność tych szkiców i unikatowość każdej postaci, przy
całkowitym uniknięciu łopatologicznie dosłownych lub nachalnych opisów, dowodzi
wybornego warsztatu Alessandra Baricco. Do tego chętnie dodam, że relacje i
dialogi pomiędzy bohaterami powieści brzmią naturalnie i spójnie. Określają ich
osobowości.
Lektura
"Jedwabiu" pochłonęła (pochłaniając mnie) dwie godziny niedzielnego
popołudnia i w ciągu tak krótkiego czasu stała się niezapomnianą ucztą
literacką.
Alessandro Baricco
źródło zdjęcia: wikipedia
Bardzo gorąco polecam też recenzję Agnieszki, zamieszczoną, na Jej blogu.
Dziękuję Ci, Agnieszko.
|
No to trzeba przeczytać;))
OdpowiedzUsuńAniu- specjalnie dla Ciebie w nowym poscie stare, zasuszone wianki:))
Widziałam, bardzo dziękuję:)
UsuńTak - trzeba przeczytać - wzruszyłam się - piękna recenzja:)
OdpowiedzUsuńKsiążka godna uwagi , a recenzja świetna.Gdybym potrafiła chociaż w 1/3 tyle wyrazić własnymi słowami.
OdpowiedzUsuńNie chciałabym takiej zdrady!dobrej niedziel;))
OdpowiedzUsuńMiałam bardzo podobne uczucia po przeczytaniu tej książki.
UsuńI Tobie Misiu:)
Muszę przeczytać!!!!
OdpowiedzUsuńZachęciła mnie, świetna recenzja.
Ślę niedzielne pozdrowienia:)
Ja bardzo lubię Twoje wygłupy. Bądź jak dziecko ciągłe śmiechy i chichy. To jest super :D :D :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Specjalne podziekowania MojCiJowi za swietna recenzje, juz prawie nie potrzeba czytac ksiazki.
OdpowiedzUsuńA wyglupy? Chichotania? To jest to, co pozwala nam pozostac mlodymi i u Ciebie, Anulka, widac to, jak na dloni!
Spokojnej niedzieli.
A ja uwielbiam te śmiechy i chichy...i co mi zrobisz?:)))
OdpowiedzUsuńKsiążka cudownie się zapowiada, uwielbiam taką tematykę, juz sama recenzja wciągnęła mnie ogromnie...cudownego dnia, pozdrawiam
Jeśli przeczytasz, to daj znać, co sądzisz.
UsuńI nic Ci nie zrobię, ciesze się:)
TwójCi rewelacyjne recenzje pisze, jestem pełna podziwu! czyżby zawodowo też miał bliskie kontakty ze "słowem pisanym"?
OdpowiedzUsuńZawodowo nie, to tylko Jego wielka pasja:)
Usuńno zobaczymy .. sama piłka wydaje się być wytrzymałą, niestety sznurek już mniej ;)
OdpowiedzUsuńHmmm, ciekawe :) - i recenzja i książka.
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcona do przeczytania opowiadania. A już to odwołanie do Marqueza to wisienka na torcie jakby, lub może jeszcze lepiej - śmietanka na serniku z jagodami. :) Muszę posmakować.
OdpowiedzUsuńJolkaM
Zachęcam Cię Jolko:) Wróć tu potem i napisz, co sądzisz.
UsuńBuziak:)
Przeczytałam jednym tchem :)Niesamowicie mądra i głęboka.
OdpowiedzUsuńPoleciłam ją mojej bardzo młodej znajomej, która wierzy w wymarzone uczucia, w swoje "sny" szukając księcia na białym koniu. Poleciłam książkę bardzo dyskretnie. Może zmusi dziewczę do przemyśleń? O ile wybierze wieczór z książką, a nie balety (ehhh ta dzisiejsza bezrefleksyjna młodzież)
Aaaaaa i nie wiem czy wiecie, ale książka została zekranizowana 5 lat temu. W zeszłym roku miałam okazję obejrzeć film na HBO. :)
UsuńPo lekturze książki polecam obejrzeć film :)
Twojej młodej znajomej życie może przeciec przez palce, w oczekiwaniu na księcia - dobrze że jej pożyczałaś, choć, ktoś, kto będzie chciał znaleźć niepowiedzenie, że warto czekać, też znajdzie je.
UsuńFilm musimy koniecznie oglądnąć:)
Niektóre książki tak wciągają ,że czyta się je bardzo szybko ...
OdpowiedzUsuńZnów przegapiłam kilka postów, ale przyjemnie od czasu do czasu trochę więcej przeczytać.
OdpowiedzUsuńA książka - jeśli jest taka, jak recenzja, to muszę ją zdobyć natychmiast (w bibliotece, niestety, oczywiście).
Ninka.
A ja się właśnie dziś zastanawiałam gdzie się podziałaś:)
UsuńSięgnę więc:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam. Na pewno!
OdpowiedzUsuńTo ci niespodzianka.Ale myślę,że to będzie chleb powszedni Twojego bloga Aneczko.Pomysł recenzją od M trafiona.Postaram się zdobyć!
OdpowiedzUsuńAkurat na wieczorną sjestę w hamaku, aby nie usnąć, można poczytać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie czytam romansów, ale recenzja mnie zaciekawiła i jak tylko będzie w bibliotece, chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPochłaniam wszystko co trzcionką pisane więc czemu nie to? Zachęciliście mnie :)
OdpowiedzUsuńkocham Marqueza więc muszę przeczytać:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
jednakze stwierdzenie:"..Nieczystej miłości w czystej formie. Nieskalanej zdradzie.",,zabolało mnie fizycznie....na psa urok z taka miłościa:((Mąż Aniu ma cudnie lekkie pióro do recenzji:))
OdpowiedzUsuńNiesamowite! Ja zareagowałam tak samo: wewnętrznym sprzeciwem i oburzeniem. Na psa urok!
Usuń:)
Z wielka przyjemnością przeczytałam recenzję.
OdpowiedzUsuńKsiążkę też z pewnością przeczytam:)
Aniu, recenzja Twojego Męża mnie zachwyciła. To niemożliwe, że nie para się zawodowo pisaniem. Zawsze ciekawi mnie też spojrzenie męskie na tak subtelne kwestie jak m.in. motywy zdrady emocjonalnej. Dla kobiet to jedno z najboleśniejszych przeżyć, czy mężczyźni zdają sobie z tego sprawę?
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam, Agnieszka
P.S.
Zamieściłam na swoim blogu moją refleksję dotyczącą historii Hevre, oczywiście możesz ją także zamieścić u siebie:)
Dziękuję za Twoją opinię Agnieszko!
UsuńUmieściłam u siebie link do Twojego postu z recenzją:)