W grudniu 2015 zapisałam sobie:
Fika jest już po pierwszej cieczce. Przeszliśmy ten czas bez kłopotu; po prostu chodziła na smyczy. Była może bardziej rozchwiana emocjonalnie, znów bała się zapinania szelek. Zresztą i bez tego wciąż tkwią w niej stare traumy i ma swoje dziwactwa. Gdy wracam do domu, nieważne, czy po kilku godzinach, czy po dziesięciu minutach, Fisiunia cieszy się jak wariatka, śpiewa pieśni powitalne, wygina całe ciało w spazmach radości, ale podejść do niej nie mogę. Pogłaskać się nie pozwala. Dopiero za jakiś czas, gdy gdzieś usiądę, mogę jej dotknąć i przytulić. Uff, co za rozkosz. :)
Fika jest już po pierwszej cieczce, a to oznacza, że zaczęliśmy odliczać dni do sterylizacji. W marcu czeka nas ta konieczność, ale nie wiem, jak to przeżyję. Kocham (wszyscy kochamy) ją tak strasznie i na myśl, że będzie cierpieć, cała się kurczę.
Przed gabinetem. |
To wcale nie jest prosta decyzja: kastrować czy nie. Przy analizowaniu tego tematu czytałam wiele opracowań. Nie ma jednej idealnej odpowiedzi. Oczywiście, że jestem przeciw rozmnażaniu zwierząt, podczas gdy tak wiele z nich czeka na zmiłowanie w schroniskach. Jestem za tym, żeby nie przyczyniać się do ogromu zwierzęcych nieszczęść, rozmnażając swoje koty czy psy.
Jednak w przypadku Fiki upilnowałabym ją przecież.
Bardzo długo męczyłam się z podjęciem decyzji, rozmawialiśmy o tym z MCO, aż w końcu zdecydowaliśmy się przeprowadzić jej ten zabieg. Przyjęliśmy wiele argumentów, ale przeważył ten, o którym napiszę na końcu.
W przypadku suk (...) wydaje się, że korzyści z kastracji mogą przewyższać zagrożenia zdrowotne.
http://www.molosy.pl/showthread.php?t=29608 - tak piszą, ale po analizie tematu kluczowe jest tu słowo "wydaje się"...
Wiele mówi się o tym, że kastracja zapobiega guzom listwy mlecznej. Okazuje się, że nowotwory dotykają również suk kastrowanych, może trochę rzadziej...
Najbardziej podstępnym i najgroźniejszym schorzeniem u niekastrowanych suk jest niestety coraz częstsze ropomacicze. W tej chwili ta choroba spotyka coraz młodsze suki i kotki, a jest to przypadłość bardzo ciężka, trudna do wyłapania na czas i niestety nieleczona lub leczona zbyt późno - śmiertelna.
Kastracja jest z całą pewnością ingerencją w naturę, ale psy dawno nie są już zwierzętami w naturze. Mieszkają w nienaturalnych warunkach, jedzą w większości nienaturalnie, chodzą na smyczach, są leczone, pielęgnowane i dożywają zupełnie nienaturalnego wieku. A większość chorób, którym kastracja zapobiega, to choroby wieku podeszłego. W naturze nie chorowałyby na to, bo po prostu nie dożyłyby.
U mnie szalę przeważył jeszcze inny argument. Pomyślałam sobie, że jeśli Fika będzie wykastrowana, to jeśli jakimś tragicznym zrządzeniem losu zginie czy zostanie ukradziona, nie będzie służyć jako maszynka do robienia pieniędzy w pseudohodowlach... Jest małą suczką, a takie, choć nierasowe, są w cenie. Nie chcę nawet o tym myśleć!!!
Pewnie wiecie, jak kochamy tę naszą psinkę, więc to wszystko było ogromnie trudne, a czy dobrze się stało... Tego już się nie dowiemy.
Czekam na koniec zabiegu. |
Fika miała zabieg w środę wieczorem u naszej "rodzinnej wetki". Wszystko poszło super; wystarczyła malutka dawka środka usypiającego, operacja przebiegła bez zakłóceń, a ranka, która została po zabiegu, była malutka. Wróciliśmy do domku o 21., Fikunia poszła spać, ale...
I tu zaczyna się horror, bo w nocy o 5. obudziło mnie kręcenie się suni i z przerażeniem odkryłam, że ona krwawi! I to jak! Krew dosłownie kapała z rany ciurkiem! Od razu oczywiście znowu pomyślałam o Luli naszej Sonic. Cały czas miałam w głowie tę historię! Obudziłam MCO i na sygnale pognaliśmy do nocnej kliniki Intervet. Niech żyje duże miasto! Tam niestety zapadła decyzja o podaniu Fikuni kolejnej narkozy i o ponownym otwarciu brzucha w celu sprawdzenia, co się stało.
Druga narkoza w przeciągu paru godzin! To było straszne!
Okazało się, że pękło jakieś naczynko na szwie wewnętrznym i to ono tak bardzo krwawiło (lekarz zapisał "dwie krople" na sekundę). Naprawdę to nie było nic bardzo groźnego. Takie powikłanie zdarza się bardzo rzadko i pech chciał, że trafiło na Fikę. Nasza biduleńka na szczęście dobrze i dzielnie wszystko zniosła. W domu dość szybko wróciła do siebie. Natychmiast przyjechała zmartwiona pani Edyta (nasza wetka), obejrzała sunię i podała jej leki. Lekarz na nocnym dyżurze dobrze zrobił swoją pracę, szew jest ładny, solidny i szybko się goi.
Dziś jest piąty dzień po zabiegu. Fikunia czuje się świetnie. Chce bawić się i szaleć z Marcysią, ale jeszcze nie może. Myślę, że to dobry czas, bo kiedy panienki rozszaleją się na dobre, nie będzie już tak łatwo jej okiełznać. Czas był również dobry ze względu na okres hormonalny u Fiki. Kastrację suczek powinno się wykonywać w czwartym bądź piątym miesiącu po cieczce.
Już po, ale co się najedliśmy strachu, to nasze...
Przypominam, że jeszcze dziś i jutro można wziąć udział w konkursie Prevital, odpowiadając na pytanie "O czym myślą koty?". Można to zrobić pod postem na blogu albo na FB. Zapraszam! Są aż trzy nagrody: jedna od firmy One House, druga ode mnie, a trzecia od Hany!
http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2016/04/o-czym-mysla-koty-konkurs.html
No i pamiętajcie o Zooplusie. Po co ma się marnować robienie zakupów "na pusto". Z prowizji mogą się najeść jakieś zwierzaki. Ponieważ ostatnio nie mam wiele wydatków, za te pieniądze, dokładając coś ze Skarpety, zrobiłam duże zakupy Kwiaciarence.
Kupując przez ten baner, pomagasz mi pomagać!
Mimo że już po wszystkim, ciągle wszystko we mnie kurczy się strachu.
OdpowiedzUsuńNo to dobrze że już czuje się lepiej. Z kotkami jest chyba łatwiej. Moja ukochana suczka umarła na ropomacicze w wieku 9 lat. Nie była kastrowana. Nie chciałabym żeby to się przydarzyło żadnemu innemu pieskowi.
OdpowiedzUsuńA jak z tą sprawą u Marcysi?
Tak, to poważny argument za. Wyobrażam sobie co przeszłaś.
UsuńMarcysia też jeszcze przed.
Masz najlepszy przyklad, jak niewykastrowanie skonczylo sie u Kiry. Nie tylko guzy na listwach mlecznych, ale tysiace innych powiklan ponarkozowych. Bo jestem wiecej niz pewna, ze te nerki to skutek ostatniej narkozy (Justyna i nasza wetka to potwierdzily).
OdpowiedzUsuńNajgorsze macie juz za soba, teraz juz z gorki. A Marcysia jest juz wykastrowana?
Tak, u Kiry to widać, niestety. Biedna Kirunia!
UsuńMarcysua jest przed i dobrze, bo schronisko nie patrzy na moment w cyklu hormonalnym psa, a zrobienie tego w innym okresie jest niebezpieczne i niesie różne skutki uboczne. Poza tym studenci się ćwiczą na pieskach. Gdzieś muszą, ale dobrze, że nie na Marcyś. Czekamy na cieczkę, a potem w 4 i 5 miesiącu po niej. Chwilowo nie mam ochoty o tym myśleć. :(
Mieliście wszyscy silne przeżycia. Całe szczęście, że już jest po wszystkim i że Fikunia czuje się dobrze.
OdpowiedzUsuńKażdego dnia czuje się lepiej. Chce już biegać i szaleć z Marcyś, trudno je powstrzymywać!
UsuńZrobiła zakupy na 150,00 w zooplusie przez twój banerek. Zamówiłam jedzenie bo co się okazało wyjdzie taniej niż w osiedlowym sklepie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Karolina z Tolą i Stasiem
Bardzo się cieszę, że z Fiką wszystko dobrze. Zdrówka życzę panience:)
Karolino, dziękuję. Będzie z 4,50! :)
Usuńa raczej mnie, bo powinnam policzyć od kwoty netto, jakieś 3 złote. Fajnie!
UsuńOjej, wyobrażam sobie co przeżyliście!Kilka moich koleżanek straciło swe sunie właśnie z powodu ropomacicza. Argumenty przeciw zabiegowi pełnej sterylizacji dotyczą zwłaszcza suk dużych ras, które często po tym zabiegu cierpią na nietrzymanie moczu i trzeba im podawać hormony, zwiększając z wiekiem dawkę.Z suniami małych ras jest inny problem, bardziej natury technicznej i wielu
OdpowiedzUsuńwetów preferuje sterylizacje po dwóch rujach, bo wtedy lepiej widoczna jest sama macica, która u suczek ma przecież kształt cienkiej rurki i zapewne łatwo ją pomylić z innymi "rureczkami" w jamie brzusznej. W W-wie ostatnimi laty , zupełnie jak w medycynie ludzkiej, są weci o różnych specjalnościach- okuliści, chirurdzy,rentgenolodzy, kardiolodzy a nawet położnicy.
Mój wet śmieje się, że to po to, by wyciągnąć od ludzi więcej forsy, bo leczenie u specjalisty zawsze jest droższe niż u lekarza "omnibusa".
Głaski i merdy dla obu suniek;)
Serdecznosci;)
Dzięki, Aniu. Dlatego robiliśmy to u bardzo doświadczonej wetki. Może mogliśmy jeszcze poczekać? Nie wiem... Już za późno na rozterki. :(
UsuńOjejku czytałam z bijącym sercem Dobrze ,że wszystko już idzie w dobrą stronę Współczuję nerwów! Głaski dla Fikuni <3
OdpowiedzUsuńNerwy były niesamowite, bo po prostu wszystko było zalane krwią; pościel, schody, moje ręce. Gdy zadzwoniłam do MCO budząc go starałam się jakoś zatamować to krwawienie i wyglądałam jak rzeźnik. :(
UsuńNiech zdrowieje Fikunia i cieszy się z towarzystwa Marcysi w domku, ogrodzie i na spacerach:)
OdpowiedzUsuńFotka z Hokusem na drzewie mnie rozbawiła, jak ja strasznie kocham tego kota :)
Matronę Stefanię zresztą też :))
Cudowny ten dom, gdzie koty i piesy som ... :)))
Fika z Marcysią na dole, a Hokus na drzewie wyglądali tak malowniczo o świcie, że musiałam pstryknąć tę fotkę. :)
UsuńOjej, komplikacje zawsze stresują. W ogóle zabiegi medyczne są stresujące, nawet bez komplikacji.
OdpowiedzUsuńAle już będzie dobrze :***
Tak! Dzięki, Aniu.
Usuńale się zdenerwowałam! zwłaszszca, że moje wizyty z kotami u weta są corza częstrze. Zyczę fikuni zdrowia a wam spokoju .
OdpowiedzUsuńEwo, niech to! Co się dzieje?
UsuńO kurczę, aż zjechałam w dół wpisu, jak przeczytałam o powikłaniach, żeby ostatnie zdanie przeczytać ...
OdpowiedzUsuńTak, to racja z tym nienormalnym trybem życia naszych zwierzaków. Dobrze, że u Fikuni wszystko w porządku, za chwilkę będzie z Marcysią szaleć i zapomni o jakimkolwiek zabiegu :)
Już by chciała szaleć. Muszę ją hamować. Nie mogę się doczekać aż one będą mogły dokazywać bez ograniczeń. :)
UsuńUff, zanim doczytalam do konca, az mnie zimny dreszcz przelecial. Wspaniale, ze malenka juz gotowa do szalenstw. (Leciwa)
OdpowiedzUsuńCo przeszliśmy to nasze. :(
UsuńMoja Klara miala ropomacicze w wieku 10 lat. Operacja byla w ostatniej chwili. Kosztowalo nas to mnostwo nerwow, lez i pieniedzy. Zyla jeszcze pozniej 8 lat, ale jezeli bede miala jeszcze kiedys suczke, to napewno ja wykastruje. Co przezyliscie to lepiej nie myslec:(
OdpowiedzUsuńDzięki, Aga, takie głosy są mi potrzebne. Chciałoby się zrobić dla nich jak najlepiej...
UsuńUfff...dobrze się skończyło, to najważniejsze. Niech szybko wraca do pełni sił.
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko parę dni! :**
UsuńW życiu musimy podejmować tyle nie jednoznacznych decyzji...to bardzo trudne!
OdpowiedzUsuńBiedna Fikunia i biedni Wy, dobrze że już po i że zdrowieje :)
tym bardziej, że te decyzje nie dotyczą nas, a innych istot. Skąd wiedzieć co jest dla nich najlepsze? :(
UsuńUFFF! Wyobrażam sobie, co przeżyliście. Teraz już można tylko się cieszyć, że to już za Wami.
OdpowiedzUsuńJeszcze wtrącę swoje trzy grosze do tego "wbrew naturze". Otóż zgodnie z naturą, to Fikunię dopadłby jakiś psi amant i byłyby z tego szczeniaki. Jeśli prowadzicie ja na smyczy i pilnujecie, żeby do tego nie doszło, to to jest tak samo wbrew naturze. A chyba nawet jeszcze bardziej, bo niewykastrowana suczka cierpi najpierw w czasie rui, a później w czasie urojonej ciąży, która jest bardzo częstą przypadłością.
Urojona ciąża też ma zdrowotne konsekwencje, niestety. Straciłam dwie sunie-bokserki z powodu ropomacicza. To było ładnych parę lat temu, wtedy dopiero zaczynało się mówić (i robić) zabiegi sterylizacji.
UsuńEch, dlatego jest to takie trudne.
UsuńJak znalazłam kastracja "niemalże wyklucza zagrożenie ropomaciczem, które dotyczy koło 23% niesterylizowanych suk, i zabija koło 1%".
A więc tylko 1% zabija...
A to dopiero zrobiło mi się trochę głupio, bo ja poddałam kastracji moje pieski,Kropkę i Lakiego, kompletnie bezrefleksyjnie. Tak jak bym je na szczepienie zawiozła, czy coś takiego. Kastracja była dla mnie oczywista, bo pierwsze suczka i piesek w jednym stały domu, a po drugie nieżyjąca już suczka bardzo ciężko przechodziła ropomacicze. Zawiozłam, przywiozłam, trochę pospały. Następnego dnia wróciły do pełnej formy. Goniły, jadły, bawiły się. Pogubiły kołnierze w ogrodzie i dopiero to mnie odrobinkę zmartwiło. Ale nic się nie stało, ranki były idealne i szybko w ogóle zniknęły. Ale mnie ominęło, teraz po tym, co piszecie będę się trzęsła ze strachu, kiedy znów z jakimś zwierzem udam się w tym celu do weta:):) A może jednak nie:)
OdpowiedzUsuńJa też się nie trzęsłam do tej pory, ale po historii Lulu (jest link wyżej) i po tym jak zmarła po zabiegu kotka Kazia Miziasta trzęsę się na sama myśl. To poważna operacja, ingerencja w organizm. Dobrze, że to już za Tobą, bo mnie jeszcze jedna czeka...
UsuńPodjeliscie sluszna decyzje, jednak co przezyliscie to Wasze i jeszcze nocna wizyta w kilnice, koszmar.
OdpowiedzUsuńGlaski dla Fikuni, jaka ona sliczna w tym kocyku w lapki.
Kocyk był za darmo w Zooplusie niedawno. Fajnie się dopasował do tego legowiska. :)
UsuńJak dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. Spokoju i zdrowia życzę:)
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie innej opcji!
UsuńDziękuję, Arteńko:***
To dobra decyzja, choć nerwy oczywiście są.
OdpowiedzUsuńMoja poprzednia sunia nie była kastrowana i musiała mieć operację wycięcia listw mlecznych ze względu na guzy. To dało jej parę lat szczęśliwego życia.
Zdrowia dla Fikuni!!!
Miała więcej szczęścia niż Perełka...
UsuńBardzo się cieszymy, że już jest dobrze. Na tym blogu tyle się dzieje, ze można by kilka żyć zapełnić tymi zdarzeniami. A lody z ROMY troszkę pomagają złagodzić stres...
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiamy: I.,H.,Maksiu i Pikunia
Akurat Roma była już zamknięta, ale lodów we Wro nie brakuje :)
UsuńOdpozdrawiam równie serdecznie, miło mi, że zaglądacie.
Ale pech z tym pęknięciem :( ale macie najgorsze za sobą i Fikunia będzie już tylko szczęśliwa!!! Ostatnio mój tata mi opowiadał, jak dziewczyna nie mogła się opędzić od dwóch piesków, które ją strasznie prześladowały, bo czuły cieczkę jej suni. Dlatego tez warto zrobić zabieg i cieszyć się spokojem na spacerkach. Nasza Ada już nie pamięta, że miała operację, tylko głupoty jej w głowie ;)
OdpowiedzUsuńTo świetnie! Cieszę się ze względu na Adę. :)
UsuńFisiul jakie ma gustowne posłanie, jeju! Idealnie pasuje do niej. :)
OdpowiedzUsuńA o "tamtym" to już nie chcę nawet nic mówić, napędziło nam wiele strachu, a Wam to już wprost nieprawdopodobnie, ech...
Dużo pogłasków dla wszystkich Waszych i tymczasowych skarbów, Gosiu. :)
Tak, tym bardziej, że pisałam do ciebie po nocy...
UsuńJak to dobrze, że już po wszystkim, i że dobrze się skończyło. Niestety każdy, nawet prosty zabieg w narkozie, to ryzyko. Ale lepiej zaryzykować. Nasza pierwsza sukunia musiała zostać uśpiona, bo nowotwór listwy mlecznej. Żal do dziś, chociaż minęło 15 lat. Zdrowiej szybciutko Fikuniu, bo gonitwy z Marcysią czekają. Pozdrawiam. Margolcia.
OdpowiedzUsuńMargolciu, one już nie mogą się doczekać! Będzie się działo!
Usuń
OdpowiedzUsuńtez bym się wystraszyla. ...
No myślę, w końcu jesteś też kochającą psią mamą. :)
UsuńBiedna Fikunia, dobrze, że wszystko dobrze się skończyło.
OdpowiedzUsuńUściski dla Was i głaski dla małej rekonwalescentki :*
Dziękujemy, już będzie tylko lepiej. Dziś szósty dzień. Jeszcze cztery i zapomnimy o sprawie. Mam nadzieję...
Usuńno to horror przeżyliście! dobrze, że to już czas przeszły!
OdpowiedzUsuńFika faktycznie posłanie ma "szyte na miarę", świetnie do niego pasuje :)
ściski i głaski ode mnie dla wszystkich, rozdziel sprawiedliwie :)
Ok, załatwione i wykonane z przyjemnością!
UsuńDobrze, że już dobrze. Uściski dla Was :*
OdpowiedzUsuńOdściskujemy:***
UsuńZ trudem dobrnęłam do końca posta. Biedna Fikunia i biedni Wy :(, to wszystko jak zły sen, ale to już przeszło, minęło i teraz będzie tylko dobrze.
OdpowiedzUsuńPamiętam Lulę i Kazię...:( Jestem przerażona, bo moja koteczka Zunia nadal przed... Jest z nami od jesieni, a już szykuje się czwarta rujka. Wet chce zaaplikować zastrzyk hormonalny, aby ją wyciszyć i przygotować do zabiegu.
Też czytam, analizuję wszystkie za i przeciw. Wiem, że trzeba..., ale ten lęk, który mi towarzyszy jest nie do zniesienia:(
Współczuje tej sytuacji w której byliście, czasami trzeba przejść przez taką sytuację żeby inni ludzie byli świadomi że to zawsze jest ryzyko, dobrze że wszystko się tak skończyło cieszę się razem z wami i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń