W poprzednim poście KLIK pod jednym z komentarzy niejaka Rabarbara, bardzo uważna czytelniczka, napisała: Jolko, ale że co? Że okazało się, że "Ty i tylko Ty, jesteś mu przeznaczona" ;)))?
Ten komentarz dotyczył słów pani Krysi, która z kolei odnosiła się do pewnego zdjęcia, które wstawiłam jako zajawkę-zgadywankę... I tak to po nitce się dotarło do... Malina. :)
Malin już na ZMD występował - dla czytelników/ochotników spragnionych psich historii niniejszym zapodaję ścieżki do wpisów, które przybliżą jego losy: Przerwa w przerwie, czyli Malin KLIK, Malin po raz drugi, czyli druga przerwa w przerwie KLIK, Malin bez przerwy KLIK, Malinowa nalewka z aronii KLIK, Malin pojedzie do Kluski i do Benia KLIK, Doniesienie z niedalekiej północy KLIK, Piątek z Malinem KLIK.
Dla osób, które nie znajdą czasu/ochoty na przedzieranie się przez treściowo bardzo obfite posty o Malinie, zamieszczam streszczenie:
W 2014 roku w wyniku pewnych perypetii i okoliczności przejęłam psa od człowieka, który zajmował się nim beztrosko i nieodpowiedzialnie. A właściwie to się nim wcale nie zajmował. Ponieważ nie mogliśmy przyjąć Malina do naszego domu, z pomocą łańcuszka dobrych ludzi pod koniec roku udało się znaleźć mu bardzo dobry dom i opiekę. Malin, zwany odtąd Mańkiem, zamieszkał z panią Krysią i jej ludzką i psią rodziną. I mieszkał tam blisko trzy i pół roku.
W tym czasie nie raz zdarzało mi się go wspominać, zawsze bardzo dobrze (mimo pewnych komplikacji i trudności, jakie za jego przyczyną nastąpiły w moim życiu) i z pewną tęsknotą... Ten piesek, mimo że jestem kociarą do sześcianu, zapisał mi się w sercu jakimś sentymentem i czułością.
Może więc ten mój sentyment i tęsknota namieszały w kosmosie na tyle, że nadszedł dzień, gdy pani Krysia skontaktowała się ze mną i poprosiła o pomoc w... znalezieniu Mańkowi innego domu. I tu od razu uprzedzę ewentualne domysły i komentarze - to nie była decyzja nagła i podjęta z lekkim sercem, złożyły się na nią pewne zdarzenia i okoliczności. Już bez przybliżania szczegółów i rozwlekłych opisów napiszę tylko, że zmieniła się nieco sytuacja zdrowotna pani Krysi, a także rodzinna, i opieka nad tym wciąż jeszcze młodym i temperamentnym psem stała się zbyt uciążliwa, a wręcz niemożliwa. Usiedliśmy więc z Panem Mężem i zaczęliśmy rozważać wszelkie za i wszelkie przeciwy. Dla większego dramatyzmu sytuacji powinnam może napisać, że rozważania były burzliwe i emocjonujące, ale byłaby to ściema, gdyż ja może, a nawet z całą pewnością, jestem emocjonalna, ale Pan Mąż ze swoim zrównoważeniem i spokojnością do burzy nieczęsto doprowadza. Chyba że przesolę obiad! ;)
A zatem w wyniku rzeczowej nie-burzy decyzyjnej wyszło nam, że Malin zamieszka z nami.
Przyjechał do nas 8 czerwca i niemal natychmiast
zaczął urządzać się po swojemu/psiemu.
Ukochane dołki - ten akurat pod jabłonką,
gdzie Malin spędzał czas w pierwszych dniach
- zaczepiony na dwóch połączonych ze sobą smyczach
gdzie Malin spędzał czas w pierwszych dniach
- zaczepiony na dwóch połączonych ze sobą smyczach
dla wydłużenia zasięgu. I niechby tam sobie kopał następne dołki
(ja tylko litościwie zasypywałam te, w których odsłaniał korzenie jabłonce),
ale cwaniak przegryzł najpierw jedną smycz, potem drugą...
Na szczęście stało się to w naszej obecności
i zostało w porę dostrzeżone, a Malin spacyfikowany,
zanim ruszył na dłuższy spacer po tutejszych lasach i łąkach.
Zanim wymyślimy jakiś inny system uwalniania go
i zostało w porę dostrzeżone, a Malin spacyfikowany,
zanim ruszył na dłuższy spacer po tutejszych lasach i łąkach.
Zanim wymyślimy jakiś inny system uwalniania go
z konieczności przebywania w kojcu,
który otrzymał w spadku po Pudelsie, musi w nim rezydować
- z przerwami na spacery.
który otrzymał w spadku po Pudelsie, musi w nim rezydować
- z przerwami na spacery.
Ten kłębek kłaków na zdjęciu to oczywiście Lecha,
ale w tle niezbyt może fotogeniczne buda i kojec Malina.
Buda jest ocieplona, pokryta prawdziwymi dachówkami, przestronna
i na zimę wymoszczona słomą (aktualnie słoma też tam jest,
ale Malin się jej sukcesywnie pozbywa).
I to by było na tyle tytułem wprowadzenia w powrót Malinera. Jeśli kto ciekaw, jak układają się teraz stosunki między zwierzorami, niech zajrzy w najbliższym czasie - nie chciałam przedłużać i tak przydługiego wpisu. Bo kto ma teraz czas na takie "powieścidła"...
Miłego tygodnia wszystkim tu zaglądaczom! :)
JolkaM
:)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę. ;)
UsuńTo już wiem :), nie jestem zaskoczona ;)) ale co z Kamykiem !!!!!? Aa - nasz kochany pies , poza domem , miał miejscówkę pod czereśnią ;), dość to lubił, zwłaszcza w czereśniowym sezonie :))). Rabarbara
OdpowiedzUsuńPod czereśnią zwykle zalega staruszek Pudels.
UsuńA co z Kamykiem? Cóż, Rabarbaro, jest wspaniały! Dziś pierwszy raz (przynajmniej w mojej obecności) próbował wdostać się na stół w kuchni. Normalnie to każdemu kotu pozwalam na takie ekscesy, ale że Kamulec idzie do ludzi, to zachowałam się wielce wychowawczo (tfu!) i mu tego zabroniłam. I to czterokrotnie! Na pewno już mnie nie lubi i nie przyjdzie pospać na moim obojczyku... :(
Taki Wałek, tylko większy:)
OdpowiedzUsuńNo gdzie? Toż to prawie owczarek niemiecki, gdzie tam Wałeczkowi maluckiemu do niego! :)
UsuńHanie chodzi raczej nie o rozmiar, a o włóczęgostwo obu obwiesiów :)
UsuńOba chłopaki mają włóczęgostwo wpisane w geny i chyba także nabyte. Przy czym nie wiem, czy Wałek jest z tych polujących. Malin na pewno nie odpuściłby sarnom i zającom. A dziś widziałam całkiem niedaleko domu mamę sarnę z maleństwem. Zresztą coraz to się natykamy na te zwierzorki na naszym poletku podczas spacerów. Na smyczy oczywiście.
UsuńMario, masz rację, nie załapałam... :)
UsuńTeż jak Wałek przystojny, chociaż przystojnością odmienną. Będzie kochany kłopot bo jak widać Malin tryska energią.
OdpowiedzUsuńTwoje posty długie też mogę czytać bez wysiłku. :-))
Zapytam za Rabarbarą: jak Kamyk?
Ewunia, czy Ty wiesz, jak dopingujesz mnie do pisania swoimi pochlebstwami? Normalnie obrastam w piórka i już zaczynam bić rekordy - jeden post w tygodniu! A może będzie ich jeszcze więcej. ;)
UsuńA Kamyk jest wielce przebojowy i rezolutny, jak już wspominałam. Oraz uroczy i rozśmieszający. Trafił się prawdziwy diament na tym wiejskim głazie w przydrożnych krzaczorach...
Poasinoga z Malina , niech przynosi wam wiecej radosci niz trosk.Malin, pilnuj się!
OdpowiedzUsuńPowsinoga, owszem, ale jest z niego naprawdę cudowny piesek. Ma w sobie coś takiego, że się przy nim jakoś tak mięknie. :)
UsuńA jeśli chodzi o dotychczasowy bilans radości i trosk, to jest zdecydowana przewaga tych pierwszych. :) I mam nadzieję, że to się nie zmieni.
Powsinoga!
OdpowiedzUsuńObu, Jolko, nie była to jakaś klątwa, że co któregoś wyadoptujesz, to i tak jak bumerang... hre, hre ;)
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha, ale śmieszne... :P
UsuńNajwyraźniej wędrowanie Malinowi weszło w krew, a teraz jeszcze lżejszy o ten łańcuch co go musiał wlec ze sobą ;)
OdpowiedzUsuńEj Malinie, Malinie, ceń sobie co ci dane!!!
Łańcuch to już przeszłość odległa. A Malinek jest cały urokiem wielkim i na pewno byś się w nim zakochała, Marijo. :)
UsuńTaż widzę widzę, że niezły z niego bałamut ;)))
UsuńAle wiadomości... :)!... Powodzenia z Malinem :D.
OdpowiedzUsuńDzięki, Lusi. :)
Usuń:*
Dzięki, Lusi. :)
Usuń:*
Ha! Ten zdublowany komentarz to sprawka Kamyczosa - nie wiem, jak to zrobił, ale przez chwilę skakał mi tu po klawiaturze, więc musiało to być wtedy. Wybitnie jest zdolny - wykorzystał jakiś adekwatny skrót klawiaturowy, którego nawet ja nie znam. ;)
UsuńJa tam też bym do Ciebie wracała...:) Jak bumerang:)
OdpowiedzUsuńEkhm, ten... no, jeśli wróci jeszcze jakiś, to będę odsyłać do Kraka... ;)
UsuńJolko kochana! Jakie znów powieścidło? Ja mam wyraźny niedosyt! Starczyło mi na jakieś 5 minut razem z oglądaniem zdjęć, w powiększeniu zresztą:)))
OdpowiedzUsuńI chcę Ci podziękować, bo strasznie mi brakowało postów tu, na blogu; Gosia pisze rzadko, co doskonale rozumiem, ale to nie znaczy, że mi nie żal - fejsbuk to jednak nie jest "to".
Ale mnie dopingujesz, Ninko. Mówisz - masz, zaraz będzie następny odcinek powieści. ;)
UsuńŚciskam Cię bardzo mocno!
♥♥
Kiedy na FB przeczytałam, że Malin zamieszkał u pani Krysi na całe 3,5 roku, prawie mnie umarło!!!!!!!!!!!!! Wicierozumicie, co mi się samo pomyślało!!!!!!!!!!! Teraz mogę odetchnąć z ulgą! Na szczęście dla Malinów tego świata są też Jolki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńGalia Anonimia
No, ależ Ci się pomyślało, a kysz!
UsuńMalinos ma się bardzo dobrze, potwierdził to dziś raniutko na spacerze swoim dobrym nastrojem, kilkunastoma sikami oraz tym drugim. ;) Ponadto żywo rozglądał się za zwierzyną i z nadzwyczajnym zaangażowaniem obwąchiwał wyleżane (prawdopodobnie przez sarenki) placki pod dziką gruszą na tyłach naszej niemałej posesji. :)
Uściski! :)
Odplułam przez lewe ramię, wlazłam pod stół i odszczekałam ;)
UsuńMalinom i Jolkom zawsze dobrze życzę!
Galia Anonimia
Pisz, Jolu, pisz.... ☺️
OdpowiedzUsuńCo za historia z Malinem - rozbojnikiem i obwiesiem - wlóczegą w jednym 😁 u Was ma zapewniony ruch, spacery, a niektóre psy zawsze wywalą z budy wszystko, co im się nakładzie. U mojej babci obie psice tak robiły... Zimą też.
Naturalne zioła wyleczyły tak wiele chorób, że leki i zastrzyki nie mogą wyleczyć. Widziałem wielkie znaczenie naturalnych ziół i cudowną pracę, jaką wykonali w życiu ludzi. Czytałem w Internecie zeznania ludzi na temat tego, jak zostali wyleczeni z opryszczki, HIV, diabetyków itp. przez ziołolecznictwo Dr.DAWN, więc postanowiłem skontaktować się z lekarzem, ponieważ wiem, że natura ma moc uzdrawiania wszystkiego. Zdiagnozowano u mnie HIV przez ostatnie 7 lat, ale Dr DAWN wyleczył mnie swoimi ziołami i od razu skierowałam do niego ciotkę i jej męża, ponieważ oboje chorowali na opryszczkę i też zostali wyleczeni. Wiem, że trudno w to uwierzyć ale jestem żywym świadectwem. Próbowanie ziół nie zaszkodzi. Jest także rzucającym zaklęcia, rzuca zaklęcia, aby przywrócić rozbite małżeństwa i zaklęcia powodzenia, aby prosperować i doskonalić się w życiu. Skontaktuj się z Dr.DAWN e-mail: ( dawnacuna314@gmail.com )
OdpowiedzUsuńWhatsapp: +2349046229159/
+3550685677099