sobota, 29 września 2012

Uwaga, uwaga, Amisia i ja ogłaszamy SPIS POWSZECHNY!



Z pewną nieśmiałością, bo wiem, jak wielu z Was, z różnych powodów, nie było nigdzie na urlopie, ja znowu zapowiadam swój. Jedziemy tym razem na tydzień w Dolomity. Brak mi słów, aby wyrazić, jak się z tego cieszę! Czuję się wypalona i przemęczona. 
Mały przedsmak:



Tradycyjnie już jednak mam dla moich Kochanych, Drogich i Cennych Odwiedzaczy zadanie na ten czas.
Pamiętacie, jak jechaliśmy wszyscy razem do Brukseli, świętować moje urodziny? Zaprosiłam wtedy wszystkich gości wraz z całym zwierzyńcem! Niestety nie mogłam się doliczyć, ile zwierzaków pojechało z nami. Czas to zmienić!
Liczymy nasze zwierzęta! Ja i Amisia jesteśmy bardzo ciekawe, jaką mamy statystykę.
Amisią kieruje też inna motywacja:



Hej, Kotowie i wy, Psowie!
Myszki, Świnki, Bazyliszki!
Cztero- oraz Ośmionogi!
Nieście wieść personelowi:

Że na blogu "Za Trzewiami"
Się pojawił nowy wątek
Tam Amisia z kolegami
Ogłaszają SPIS ZWIERZĄTEK!

Każde według jego rasy
Musi przysłać nam fotasy.
Imię, rysy pysko-twarzne
Oraz... co tam jeszcze ważne!

Po tym spisie się ogłosi
Okoliczność ustawową
Że te nowe Zwierzo-Stany
Aklamują wnet Królową!

Może to być każdy zwierzak.
Lecz znaj lepiej nasze zdanie:
Ma Amisia być na tronie!
Bo inaczej...
Ręka, noga, mózg na ścianie!

*autorem wierszyka jest MójCiOn


Uwaga, spis powszechny jest jednocześnie loterią, bo przewidziałam drobne niespodzianki za udział w nim! Zapraszam bardzo serdecznie!

Zasady są takie:
Pierwszy sposób:
Piszecie do mnie na adres anka.wroclawianka@op.pl następujące dane:
1. nazwę bloga – blogerzy lub pseudonim, jakim się podpisujecie – osoby bez blogów, gatunek zwierzaka (pies, kot, królik, szczurek…)
2. imię i płeć - bo to bywa mylące - patrz Mozart u Iw :-)
3. oraz przesyłacie podpisane zdjęcie pupila/pupilów
(wysłanie go jest jednocześnie zgodą na opublikowanie go przeze mnie na moim blogu lub na blogu Amisi)

Drugi sposób (różni się tylko punktem nr 3): 
Piszecie do mnie na adres anka.wroclawianka@op.pl następujące dane:
1. nazwę bloga – blogerzy lub pseudonim, jakim się podpisujecie - osoby bez blogów,  gatunek zwierzaka (pies, kot, królik, szczurek…)
2. imię i płeć
3. nie chce Wam się wysyłać zdjęcia, wskazujecie mi miejsce na Waszym blogu, skąd mogę je wziąć. Np. Qra nasza Domowa może napisać:
 Lub: 10.09.2012, drugie od dołu - można te dane zostawić w komentarzu, zamiast pisać mail
(jest to jednocześnie zgoda na opublikowanie go przeze mnie na moim blogu lub na blogu Amisi)

Dopisek od Amisi:
Wśród osób, które spełnią powyższe warunki, wylosuję szczęśliwców, którzy otrzymają nagrodę niespodziankę od Łysej. Będzie to coś całkowicie Wam niepotrzebnego, zbytecznego, jakiś fajny duperelek, mały gadżecik lub…  wręcz przeciwnie, całkiem przydatna i pożądana rzecz! Zależy to tylko i wyłącznie od mojego humoru i polotu oraz od fazy księżyca. Będzie to rzecz o małej wartości materialnej,  za to wielkiej sentymentalnej, gdyż obiecuję, że każda z nich będzie osobiście przeze mnie powąchana!
Szczęśliwców będzie co najmniej trzech, a jak Rufi będzie grzeczny, to może jeszcze kilku nagrodzę, a co! Potem poproszę Was jeszcze o wytypowanie ulubionej zwierzęcej rodzinki i zwycięzca otrzyma nagrodę publiczności. Nagrodę niespodziankę oczywiście!

To może być coś takiego, ale niekoniecznie!
Pierwsze losowanie w poniedziałek 8.10.2012.

Dalej ludzie, do roboty! Liczmy nasze psy i koty!


(Ja odezwę się jeszcze tylko raz w przyszłym tygodniu, z kolorem pomarańczowym w naszej jesiennej zabawie w jesienne kolory tęczy.) Do zobaczenia za tydzień. Pa, pa. :)

czwartek, 27 września 2012

Perfidia

Witam czwartkowo i zapraszam chętne osoby do przeczytania zapowiadanego tydzień temu opowiadanka autorstwa MójCiOnego.
(Przypominam wstęp z poprzedniego wpisu:
Ostatnio umilaliśmy sobie z MójCiOnem wieczór, pisząc krótkie opowiadanka na zadany temat. Taka twórcza zabawa. Ćwiczenie dla mózgu. Czas jest ustalony na max 30 minut, można pisać na ok. stronę, temat zadaje jedna osoba. Padło na mnie. Wymyśliłam ni z gruszki, ni z pietruszki słowo: "perfidia" i tak powstały dwa opowiadanka).


PERFIDIA


Pijak leżał w bezwładnej pozycji niedaleko chodnika. Jedna noga tkwiła pod ramą roweru. Głowa zwieszona w dół, w stronę rowu. Widać było, ze padł tak, jak jechał. Jeden moment. Zamroczenie - zboczenie z trasy - po drodze dwa małe krzewy forsycji - upadek - zaśnięcie. Pewnie nie czul żadnego bólu. Kamienny sen.

Chłopak siedział na nim okrakiem. Najwyraźniej przeszukiwał mu kieszenie. Od chwili, kiedy się zatrzymałem, zdążył już zaglądnąć do drugiej, wyjmując coś przypominającego portfel. Był tak przejęty, że nie usłyszał, kiedy za nim stanąłem. Właśnie zaglądał do jednej z przegródek portfela.

- Co ty wyrabiasz? - prawie krzyknąłem. - Czemu grzebiesz po jego kieszeniach?
Chwyciłem go, ściskając mocno przetarty kołnierz kurtki dżinsowej.
Podskoczył przerażony. Odwrócił się, próbując wstać, ale przycisnąłem go, uniemożliwiając ucieczkę. Krew odpłynęła całkowicie z jego twarzy. Był za słaby, żeby pokonać górującego nad nim dorosłego mężczyznę. Wiedział już, że nie wstanie i nie wymknie się.
Otworzył usta, ale nie wydał dźwięku, jakby strach hamował proces myślenia. Przez chwilę patrzył na mnie, po czym wydukał:
- To mój ojciec, proszę pana... Stracił przytomność...
- I chcesz się o tym upewnić, grzebiąc mu po kieszeniach i w portfelu? - mój głos był jak wyrok sędziego.
- Szukam jego komórki... Chcę wezwać pomoc... Zawsze ją woził przy sobie... - Przerażenie nie schodziło z jego twarzy. Przełknął ślinę, spuścił wzrok. - ...Jest chory... Ma padaczkę - łzy popłynęły po jego policzkach.
Dopiero teraz spostrzegłem, że nie miał więcej niż 15 lat. Rzuciłem okiem na faceta leżącego pod rowerem. Nic nie wskazywało na alkohol. Był porządnie ubrany, a rower wyglądał na nieprzechodzony. Z boku głowy, blisko ucha, włosy miał sklejone. Prawdopodobnie krew. Z ust wisiała mu cienka nitka śliny. Wydawało mi się, że widzę również odrobinę piany. Szlag! Przecież on może umierać!
Puściłem chłopaka, którego emocje wybuchły po pierwszym szoku. Zaniósł się płaczem. Klęknął obok głowy leżącego i jak mantrę zaczął powtarzać słowo "tato". Nachyliłem się nad jego ojcem i chwyciłem nadgarstek. Trudno mi było opanować drżenie rąk. Jaki drań ze mnie!  Gdzie ten pieprzony puls... Wreszcie mój kciuk wyczuł słabe tętno... OK, trzeba działać...
- Masz telefon? - rzuciłem do chłopaka, od razu przeklinając własną głupotę. Przecież nie szukałby komórki ojca, gdyby miał własną.
- Trzeba zawołać karetkę! - załkał. - On może się udusić!
- Bedę musiał podjechać do jakiejś budki! Też nie mam komórki!
- Za tym zakrętem jest bank i poczta... Tam chyba jest telefon... To blisko... - wyjąkał, cały czas szlochając.
- Dobra. Łap - rzuciłem mu wcześniej zabrany portfel. - Pilnuj ojca, a ja podjadę, zadzwonię na pogotowie i zaraz do was wracam! - czułem, jak pulsuje we mnie krew nasycona adrenaliną. Działać! Działać!
Wskoczyłem do samochodu... Aha!
- Jak się nazywasz? Jak macie na nazwisko? Na pewno o to mnie spytają!
Nie wiem, skąd wytrzasnął tę kartkę i pisak. Widać, że się trochę uspokoił. Moja szybkość i pewność działania dodała mu otuchy.
- Zapiszę panu! Proszę im przedyktować - już pisał swoje dane.
Podbiegł do mnie i podając kartkę przez okno, ścierając łzy, powiedział:
- Dziękuję panu. Nigdy tego nie zapomnę.
- Pilnuj ojca. Wszystko będzie dobrze. Dopilnuję tego!
Pojawił się pierwszy uśmiech na jego twarzy. Kiedy ruszyłem, widziałem w lusterku wstecznym, jak podchodzi do ojca i nachyla się nad nim.
Skupiłem się na jeździe. Do zakrętu było dobre pół kilometra. Lepiej, żebym cały dojechał do tego telefonu. Czułem, jak drżą mi kolana. Ode mnie zależało być może czyjeś życie, a jednocześnie szczęście lub tragedia tego małego. Szybciej, do jasnej cholery! Gdzie jest ta budka!?!?
Jest! Widziałem bank po prawej stronie. Jest i poczta! Na ścianie telefon! Jak dobrze, że te zabytki wiszą jeszcze gdzieniegdzie!
Podjechałem z impetem na chodnik. Samochód aż podskoczył na krawężniku. Ostre hamowanie i już biegłem do telefonu... Teraz 112! Dłonie całe rozedrgane! Ledwo co mogę nacisnąć odpowiednie klawisze... Mylę się! Szlag!!! Jeszcze raz! Szybciej do cholery!!! ..... Jest! Sygnał... Gdzie ta pieprzona kartka. Nie w tej kieszeni??? Jezu!!! W samochodzie zostawiłem!!! Puszczam słuchawkę wiszącą na kablu wzdłuż ściany. Może się nie rozłączą... Bieg. Te kilka metrów jest jak maraton! Muszę obiec samochód dookoła, bo drzwi zamknięte od pasażera! Wiem, że każda chwila to kropla życia wyciekająca z tego biedaka. I ten dzieciak! Nie mogę go zawieść! JEST! Chwytam ją i zawracam do telefonu... Jeszcze chwila i już łapię słuchawkę.
- Halo! - przełykam ślinę...
- Pogotowie, słucham! - jest głos z drugiej strony! Jaka ulga!
Rozwijam kartkę, krzycząc do słuchawki:
- Był wypadek! Jest ranny rowerzysta! Nieprzytomny...
- Proszę podać...
Dalszego ciągu instrukcji dyspozytorki nie usłyszałem. Na pomarszczonej kartce nabazgrane zostało jedno koślawe słowo: PERFIDIA. Drukowanymi literami. Nic więcej... Krótki komunikat od tego szczeniaka.

Kiedy wróciłem, nie było chłopaka ani roweru. Leżący mężczyzna pozbawiony był kurtki, którą wcześniej na nim widziałem. Po kilku minutach nadjechało pogotowie wezwane przeze mnie. Mężczyzna już nie żył. Rana na głowie zadana była tępym narzędziem. Na trawie nie było nic twardego, co mogłoby spowodować takie uszkodzenie czaszki. Narzędzie zbrodni zniknęło.

KONIEC


A może ktoś przyłączy się do zabawy i opublikuje u siebie albo u mnie kolejną wersję? 
Zapraszam chętnych. Tylko pamiętajcie, żeby nie oszukiwać. Pół godzinki!!

środa, 26 września 2012

Tarta z karmelizowanymi jabłkami i rabarbarem

Po niesamowitym, absolutnie cudownym przepisie, jaki opublikowała przedwczoraj Konwalia, w pierwszym odruchu postanowiłam zamknąć mój kącik kulinarny, żeby się nie ośmieszać, ale potem machnęłam ręką, wydając z siebie dźwięk, brzmiący jak ulubione słówko mojego Taty: 
"E tam!" 
i postanowiłam, że nie zamknę. :)



Przepis pochodzi z mojej ulubionej strony ArtKulinaria.pl i przeleżał u mnie od lipca!
Tak dalej być nie będzie! Wiem, że nie ma już rabarbaru, ale gdyby tak zastąpić go śliwkami? Hm...

Szalejcie, eksperymentujcie, ciasto będzie na pewno przepyszne!


Kopiuję:
Ciasto kruche na tartę z migdałami:
200 g mąki pszennej
100 g masła
70 g cukru pudru
30 g zmielonych migdałów
1 małe jajko
 Nadzienie:

300 g pokrojonego na kawałki rabarbaru
1 wydrążona laska wanilii
1 łyżka cukru trzcinowego
50-75 ml wody

400 g obranych, i pokrojonych w ósemki jabłek, twardych i słodkich
2 łyżki cukru
1 łyżka masła


Dodatkowo:

cukier puder do posypania
płatki migdałowe

Przygotowanie:
Mąkę wsypać na stolnicę, dodać cukier, zmielone migdały i schłodzone masło - dokładnie posiekać nożem na "kaszę". Dodać całe jajko i szybko zagnieść ciasto. Zawinąć w przezroczystą folię i wstawić na 30 minut do lodówki. Po tym czasie ciasto rozwałkować na koło o średnicy trochę większej niż średnica foremki. Włożyć do foremki, dociskając do dna i brzegów, wyrównać, nadmiar ciasta odciąć. Spód ciasta nakłuć widelcem. Wstawić do lodówki na czas nagrzewania piekarnika.
Piekarnik nagrzać do temperatury 180 stopni (program góra/dół). Przygotować folię aluminiową i suchy groch. Ciasto w foremce wyłożyć folią aluminiową i wysypać suszonym grochem. Wstawić do piekarnika na około 15 minut. Po tym czasie zdjąć folię z grochem i dopiec około 5-10 minut, aby środek lekko zrumienił się. Upieczone ciasto przestudzić przed nałożeniem nadzienia.

Na patelni stopić masło, ułożyć kawałki jabłek, posypać cukrem i smażyć z obu stron, aż nabiorą złotej barwy.



Na ostudzone ciasto kruche nałożyć pulpę z rabarbaru, a następnie jabłka. Każdy kawałek jabłka delikatnie wcisnąć w rabarbarową masę. Wstawić do piekarnika na 10 minut. Po ostudzeniu posypać płatkami migdałowymi oraz posypać cukrem pudrem.




Smacznego i miłego dnia!
Jutro opowiadanie PERFIDIA autorstwa MójCiOnego, 
a dziś Amisia znowu się na mnie skarży TU.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...