środa, 15 czerwca 2016

O tym i owym, oraz o strasznej przygodzie FikiMiki

Wybieram zdjęcia do posta. Początkowo jest ich 150. Usuwam, kasuję, wyrzucam. I co? I jest ich 98...
No i nie da rady, aby było mniej. Zaczynamy!
Nadal jesteśmy w Jolinkowie.

Jeśli kiedyś będziecie tu przechodzić gdzieś obok i usłyszycie wołanie "Bekon! Słonina!", 
będzie to niechybnie znaczyć, że trafiliście do Jolinkowa. 
W domu mieszkają trzy duże psy, dwa o tych mięsnych imionach i kolejna suczka - Fiona. 
Ilekroć ktoś przejeżdża czy przechodzi drogą, Boczuś, Słoninka i Fiona lecą go obszczekać - jak na wiejskie psy przystało. Jola próbuje je przywołać i stąd to: Bekon!! Słonina!! Fiona!!!

Boczek, Słoninka i Fiona.
Szczęśliwy Pączek. 
Goście byli łaskawi i zostawili koteczkowi miskę po serku do wylizania.
Nie wiem, czy podzielił się z Bekonem. ;)
Codzienne sprawdzanie, czy kleszcz nie przyczepił się do któregoś zwierzaka.
Jola i Filemon.
MCO prowadzi na drugie pastwisko Lucka.
Jola i Lili, a Luzak trzyma się mamy.
Moje mieszczuchy Fika i Mika na widok wiejskich zwierzaków 
zareagowały wielkim zaciekawieniem i zupełnie bez agresji. 
Kozy? Jakie fajne rogate stwory! Można się z nimi bawić? Nie chcą? Uciekają? A to szkoda! 
Mika, która ma wiele cech border collie potwierdziła swój rodowód. 
Była bardzo chętna do zaganiania kóz. 
Taki pies dla Joli byłby skarbem, bo trzymałby to rozwydrzone towarzystwo na ich pastwisku, wyganiałby z ogrodu, który wciąż próbują zaanektować i wyżreć do gołej ziemi. 


To jest Lutek - wykastrowany kozioł rezydent, wielki pieszczoch, kochane stworzenie.

Pieski przyjęły FikiMiki dość spokojnie, choć Fiona cały czas przypomina im, że to nie jest ich dom. 
Szczególnie uwzięła się na Mikę, jednak dopóki to tylko takie straszenie,
a nie działanie, trzeba się cieszyć. Dziewczyny mają trochę tremy przed Fioną i Słoniną,
natomiast Bekona lubią, a Mika próbuje się nawet z nim bawić.

W domu mieszkają też cztery koty. Piękny czarny kocur Waldek - niezależny,
spędzający więcej czasu na dworze niż w domu, prześliczny biały Filemon - też powsinóg,
i oczywiście Pączek z Muffinką adoptowane Zza Moich Drzwi - trzymające się zawsze blisko domu. 
Te dwa nadal są największymi pieszczochami na świecie, są mięciutkie jak łabędzi puch,
przemiłe i niestety wciąż chorowite, z wiecznie załzawionymi oczami. 
Z Pączkiem było już w pewnym momencie tak źle, że Jola myślała o najgorszym. 
Na szczęście pozbierał się i daje radę. Nigdzie nie byłoby im lepiej. 
Kiedy patrzę na te zadbane i beztroskie koty, jestem szczęśliwa, 
że są właśnie w tak doskonałym domu z osobą, która kocha je ponad wszystko, 
tak jak i inne swoje zwierzaki. 

Muffinka, bielutka i śliczna.


Pączek i Fika nie widziały się pięć miesięcy. Może wciąż się pamiętają?
Słoninka i Muffinka.



Mika, jako prawie border collie, sama z siebie próbowała wykonywać pasterską pracę.
Kozy przed nią czmychały, zbijały się w kupę i szły tam, gdzie trzeba. :)
Fikunia natomiast chętnie by się z nimi pobawiła, ale nie aż tak chętnie jak z... kurami!
Kury ją zafascynowały. Bardzo chciała podejść do nich blisko i zachęcić do zabawy.
Myślała może, że będzie jak z kotkami. :) Kury, niewdzięcznice, nie dały się do igraszek zaprosić.

Fika i Mika gotowe do przyjaźni z kozami. 
Powiększcie sobie te zdjęcia.








To koniecznie powiększcie.











Najfajniejsza zabawa wywiązała się pomiędzy dziewczynami a... Luzakiem! 
Ten konik jest jak szczeniaczek. 
Wciąż chętny do harców, biegów, zaczepiania i podgryzania kogo się da. 
Cudowne stworzenie! 
Pogonił na cztery wiatry suczki, a one zachwycone rozpierzchły się przed nim 
i gnały zachwycone, sprawdzając, czy Luzak nadal je goni!
Patrzenie na interakcje pomiędzy wszystkimi zwierzakami to superzabawa. :)








Mika w roli psa pasterskiego.










Luzaczek bawi się też sam ze sobą. Złapałam go na swobodnym galopie.












Słoninka.







Goowniane panienki. :)
Luzak i mama. )






Waldek.
Filemon.
Nie było natomiast zabawne to, co nas spotkało na wieczornym spacerze. 
Robiliśmy trasę przez wieś, potem przez łąki, pola i las, aż do domu. 
Przez wieś szliśmy przezornie z piesami na smyczach. 
Dziewczyny zostały oszczekane przez sąsiedzkie psy, a potem, 
gdy minęliśmy ostatnie zabudowania, spuściliśmy je ze smyczy. 
Jakiś czas wędrowaliśmy całkiem spokojnie, ciesząc się miłymi chwilami. 
Wtem usłyszeliśmy z pobliskiego lasu oddzielonego cudną łąką od drogi jakiś szelest. 
Wyraźnie duże zwierzę grasowało w suchych liściach. 
Ledwie zanotowaliśmy ten fakt, nasze "myśliwskie" psy złapały trop 
i całkowicie ignorując nasze przeraźliwe wołanie, pognały do lasu! 
Jedna za drugą! Przebiegły przez łąkę - ledwo było je widać w wysokich trawach! 
Po czym zniknęły w przepastnym lesie... Od razu zaczęliśmy je nawoływać z powrotem.
Gwizdaliśmy, krzyczeliśmy, wyciągnęliśmy z psiej torby gwizdek i dmuchaliśmy w niego co sił!
Na nic. Minęło 5 minut, 10, 15... Ani śladu. 
Przedarliśmy się przez łąkę i mogliśmy zobaczyć, że las w tamtym miejscu rośnie
na zboczu spadającym ostro w dół, że jest przepastny, ciemny i gęsty. 
Wtedy stało się coś strasznego. Z tego właśnie lasu dobiegły nas strzały! 
Jeden, a zaraz za nim drugi... Za chwilę kolejny. To już było dla mnie za dużo. 
Wpadłam niemal w histerię i przez łzy nadal wołałam suczki z całych sił, 
a w głowie pisałam najgorsze scenariusze...
MCO postanowił wrócić do domu i sprawdzić, czy nie ma tam psinek. 
Minęło już z pół godziny od ich zaginięcia.
Zostałam na miejscu, tonąc we łzach i wciąż je wołając.
Za chwilę zadzwonił telefon. Jest Fika! Jest!
MCO zastał ją siedzącą na drodze i trzęsącą się ze strachu.
Bała się do niego podejść, więc szybko poleciałam do nich, 
wycałowałam moją kochaną, zapięłam na smycz i wróciłyśmy na miejsce zaginięcia. 
MCO poszedł do domu, do Jolinkowa, i... zastał Mikę w naszym pokoju na piętrze! 
Mądra ta psinka wróciła sama do domu! Boże, co za ulga, co za olbrzymia ulga! 
Teraz, co oczywiste, tylko smycz. Nasza głupota tym razem nam się upiekła... Uffff!











Teraz, co oczywiste, tylko smycz.


Miłego! Dziś będziemy z Jolą piec chleb (tzn. Jola będzie piec, a ja będę robić zdjęcia). :)

PODPIS



69 komentarzy:

  1. Ufff... Oesu! Dobrze wiem, coscie przezyli, bo i mnie sie zdarzalo, ze pies pognal za zwierzyna i przepadl. Nie pozostawalo nic innego, jak czekac w miejscu znikniecia trzesac sie ze strachu, zeby nic sie nie stalo, zeby trafil z powrotem. A tu jeszcze te strzaly...
    Niby pieski pokojowe, ale instynkty lowcze czesto biora gore nad rozsadkiem i posluszenstwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze były te strzały. To była kropka nad "i" mojego strachu.
      Niestety dziewczyny we dwie stanowią stado, które niczego się nie boi, nawet wilka złego. ;)

      Usuń
  2. Ale napędziły Wam strachu strasznego.Wiem co to znaczy bo w święta miałam podobną przygodę.Opiszeja wieczorem bo dostałam telefon i muszę jechać do pracy.A miałam mieć wolne.Buu..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj podobno wciąż się zdarza, że jakiś mieszczuch szuka swojego psa...

      Usuń
  3. Ufff... Przeżyliście prawdziwy koszmar! Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. A zabawy z Luzakiem cudne. Cały zwierzyniec, i kozy, i kury z kogucikiem, i konie, i kotulki, i pieski... no, cudne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te zabawy z Luzakiem to normalnie szał! Śmialiśmy się w głos patrząc jak Fika, Mika i Luzak bawią się w berka. :)

      Usuń
  4. Jeju, co za stres! Jednak każdy w takich okolicznościach przyrody spuściłby pieski ze smyczy. żadna to głupota.

    Jola stworzyła cudowne miejsce na ziemi. A Ty pięknie je pokazujesz na zdjęciach. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak można było to przewidzieć, tylko zmyliło nas, że nasze niunie takie grzeczne... Do czasu!

      Usuń
  5. Wybacz, ale nigdy nie puszcza się psa, nawet super mądrego, w obcym dla niego terenie bez smyczy. I pamiętaj - nadal pies w lesie to kłusownik i każdy myśliwy ma prawo, a nawet obowiązek go zabić. Nawet wtedy, gdy ten "kłusownik"
    jest tylko miniaturowym pinczerkiem, czyli ratlerkiem.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, zobacz jak cudownie konik bawi się z dziewczynami. To jest niezwykły widok!

      Usuń
    2. One są bardzo przyjaznie do wszystkich nastawione i on to wyczuwa. Poza tym jak u ludzi- dzieci się zawsze ze sobą dogadują, nawet obco-języczne. Obie sunie są cudne i takie "przytulaśne"- tzn. nam się do nich natychmiast przyklejają łapska:)) Gdybyś wiedziała jak mój bohaterski jamnik bał się kóz- od razu żądał by go wziąć na ręce i najlepiej szybko od tych "strasznych" zwierząt odejść. A widok konia- takiego dorosłego, ciągnącego wóz- omal na serducho nie padł ze strachu. No ale jak się ma raptem 25 cm wysokości to może nic dziwnego?
      Dziwne te kury, nie chciały się bawić????
      Podziwiam Jolę,że sobie daje radę z tym całym zwierzyńcem, bo naprawdę sporo tego jest a do tego prowadzenie domu i codzienne obowiązki domowe.
      Miłego;)

      Usuń
    3. Dzięki, Aniu. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Jak dobrze, że się przygoda tak skończyła. Instynkt to instynkt, a one żadnych doświadczeń z tego rodzaju niebezpieczeństwem nie mają.
    Dalej jestem pełna podziwu dla Joli, że potrafi ogarnąć takie duże gospodarstwo.
    Twoje zdjęcia są bardzo piękne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Post potraktowałem "podwójnie". Na pierwszy raz poszły zdjęcia a za drugim razom tekst. Nasz psiuta też potrafi wywinąć takie rzeczy i na nic mają się nawoływania. Jednak gdy się czegoś przestraszy to wraca. Nie dziwię się twojej reakcji. Będąc na twoim miejscu pewnie bym wyłysiał, a że choleryk jestem to i bluzgi by poleciały na cały świat.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie! Dobrze, że udało Ci się zrobić trochę zdjęć w słońcu:) Króliczek jest śliczny, ciekawa jestem, jak blisko udało Ci się podejść do tego uciekiniera:)
    A przygoda straszna, mógł je ten myśliwy postrzelić albo nawet zastrzelić, nie mówiąc już o ewentualnym niebezpieczeństwie ze strony zwierzęcia. Albo mogły się zgubić uciekając na oślep. Brrr... na samą myśl mam dreszcze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam bardzo blisko. Dziś będziemy chyba je łapać. :)

      Usuń
    2. Wieczorem moje psinki pogoniły króliczkowi kota, ale zapitalał! Z prędkością światła! Uciekł. :)

      Usuń
  9. No to faktycznie przygoda mrożąca krew w żyłach. I upiekło się... ale czemuś się mogło się nie upiec, ktoś do czegoś strzelał. To jest najgorsze.
    A wizyta musi być wspaniała. Te wszystkie zwierzęta, te krajobrazy. Dziewczynki są w swoim żywiole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MCO twierdzi, że to była wiatrówka, co moim zdaniem nie zmienia faktu, że jakieś stworzenie ucierpiało pewnie.

      Usuń
  10. To się panienki doigrały i wolności nie będzie ;)
    Zabawy z Luzakiem sobie powiększyłam :) To niesamowite stwory. A czy na jednym zdjęciu Luzak nie zjada Fikuni? ;)
    TCO natomiast, gospodarz pełnom gembom :)))
    Jeszcze tam zostaniecie na zawsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudownie tam. Oczywiście zdaję sobie sprawę że tak sielsko anielsko to tylko na obrazkach, bo na wsi narobić się trzeba, ale... Zazdroszczę Joli odwagi że się w takie miejsce przeprowadziła i że daje radę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Boszszsz, jakie szczęśliwe zwierzęta! FikMiki z Luzakiem normalnie mają głupawkę - ten charakterystycznie "podwinięty" zadek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Zwierzaki Joli są ufne, szczęśliwe, zadbane, ale ilość pracy jaką ona w to włada to szok! Ile to zmartwień, kłopotów, naprawdę to nie jest lekki kawałek życia.

      Usuń
  13. aleszszsz odreagowałam stres gapiąc się z rozdziawioną gębulą na foty , ale i kapeczkę zamarłam gdy futrzaki ,,poszły w las" - najważniejsze że ostały odnalezion

    macham - Gryzmo

    OdpowiedzUsuń
  14. Fikunia, to taki mały koniczek przecież, więc sztama z Luzakiem, to jakby oczywiste :) Cudne te ich zabawy :) Przygod straszna, wyobrażam sobie, co przeżyłaś ! A jaka Mikunia mądra, że do domku wróciła !
    pees. Gosiu maila odebrałaś ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, nie mam maila! Kiedy??

      Usuń
    2. W poniedzialek- 12-go. Wysłałam jeszcze raz.

      Usuń
    3. Ewa, nie mam, naprawdę. Wyślij na gosiku@gmail.com

      Usuń
    4. Ewunia, są oba! Były w spamie. :( Idę czytać.

      Usuń
  15. Piekne klimaty Jolinkowa :)
    Ciesze sie razem z Toba Gosianko, ze odwiedzilas swoich podopiecznych.
    A czytajac o przygodzie Fiki i Miki - dreszcz mnie przeszedl i gesiej skorki dostalam...
    Dobrze, ze wszystko sie skonczylo tak, a nie inaczej.
    Pozdrowienia serdeczne dla Ciebie i Twoich futrzakow :)

    OdpowiedzUsuń
  16. No to Gosiu horro przeżyłaś ..... Całe szczęście ze wszystko dobrze się skończyło ! A zwierzyniec Jolinkowy cudny! Ze o wspaniałych okolicznościach przyrody nie wspomnę ! Pięknie tam , tak sielsko, anielsko))) czekam z utęsknieniem na fotorelacje z pieczenia chleba, uwielbiam taki domowy chlebuś, niedawno nauczyłam się piec chleb z garnku żeliwnymi, pychota!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak chleb będzie Jola nastawiać wieczorem. Czekam z aparatem i nie odpuszczę. :)
      Mogę przywieźć ci trochę zakwasu, z wdzięczności, wiesz za co. :)

      Usuń
  17. O rety jak ja znam ten strach, jak strasznie nie lubię tego strachu o ukochane stworzenia. Gdy pomyślę o tym jakby ten nasz patyczak :) na tych swoich cienkich patyczkach :) pognałaby w las a jakiś urodzony kretyn, co niestety nie ma dostępu do rozumu, strzelał by do niej to ... no to . Uf nie powiem.
    Wiem Gosiu że pewnie zostało to sprawdzone ale zapytam, czy kociaczki nie mają zapalenia spojówek czasem? Te załzawione oczka. Kotusiowi łzawiło oczko byliśmy u weta, sprawdziła, zdrowy troszkę uszko zaczerwienione coś tam dała. Ale oczko łzawiło dalej, poszliśmy do innego, sprawdził rogówkę i stwierdził zapalenie spojówki, dał antybiotyk do oczka i spokój jest.
    Piękne zdjęcia cudowne wprost a ten konik i dziewczęta w biegu cudowne!! U nas Lorka by się też nabiegała zabawowo a kotuś kury uwielbia tyle że on chce na nie polować. :) Serdeczności posyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koteczki brały już niejedne krople... One mają zarośnięte kanaliki łzowe, a to przez schronisko, które wcale im tych oczów nie leczyło. :(

      Usuń
  18. Przygoda taka, że aż ciarki przechodzą. Niestety i ja takową przeżyłam. Stałam w miejscu dokładnie tak jak Ty, Gosiu a łzy mi ciekły po policzkach. Piesek ganiał w łąkach aż nagle gdzieś mi przepadł za zwierzyną. Rzecz się działa na moim osiedlu za którym rozpościerają się hektary łąk...ale psiak zawsze mógł zawrócić z łąk i wypaść wprost na osiedlową drogę pod auto albo spotkać się z np. z dzikiem. To była najgorsza chwila w moim życiu, na szczęście skończyła się dobrze. Akurat przechodzili sąsiedzi ze swoim pieskiem i poinformowali mnie, że moja psina stoi grzecznie pod blokiem a nawet doprasza się wpuszczenia do klatki zaczepiając listonosza.
    Relacja z Jolinkowa cudowna, wciąż oglądam zdjęcia i napatrzyć się nie mogę. Jolinkowo cudowne a Ty masz dar snucia opowieści :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam traumę po tym zdarzeniu. Mika okazała się bardzo mądra i trafiła do domu, a nawet do naszego pokoju, ale Fika... Głuptas siedział na drodze i umierał ze strachu! :(

      Usuń
  19. Fantastyczne zdjecia:) Odkad piszesz wiecej o psach - zagladam czesciej, jako psiara;)

    Dobrze, ze niemila przygoda dobrze sie skonczyla. Zapytam tylko przy okazji, czy psice sa zaczipowane, czipy wpisane do bazy danych a sunie maja adresatki z Waszymi telefonami?

    Wciaz wielu wlascicieli tego nie robi, a to takie proste i skuteczne w sytuacji zagubienia psiego przyjaciela. Dla mnie tez to kiedys nie bylo oczywiste, ale po wolontariacie schroniskowym nie wyobrazam sobie innej opcji. Nigdy nie chcialabym zeby moje psiaki tam trafily lub walesaly sie po miescie/ulicy.

    Zdjecia z wypadu do Joli to jak dokumentacja ze zwierzecego raju:) Podziwiam Jole za serce dla zwierzakow i sily, zeby sobie poradzic z taaaaka ich gromada, samodzielnie! Okolica piekna i sprzyjajaca wypoczynkowi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, obie dziewczyny mają czipa, zarejestrowanego na safe animals. Mają też przy szelkach zawieszki z adresami i telefonami, oprócz tego na szelkach przyszyłam im mój nr telefonu. :)

      Usuń
    2. Super:) Zycze Wam juz do konca pobytu braku niespodzianek tego typu;) a jesli to samych milych:) Czekam na kolejne wpisy:)

      Usuń
  20. Gosiu, a jak się Fika ma po tej okropnej przygodzie? Po tym, jak ją wczoraj znaleźliście i dzisiaj? Normalnie się zachowuje czy wciąż widać po niej stres?

    OdpowiedzUsuń
  21. Jolinkowo przepiękne, okoliczności przyrody i zwierzaczki wszelakie.
    Fajne fotki ustrzeliłaś!
    Zazdraszczam Wam możliwości odwiedzenia tego klimatycznego miejsca.
    Pozdrawiam Was, Jolinkowo i cały słodki inwentarz:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wspolczuje strachu o Dziewczyki, ale tak w zyciu bywa, ze czlowiek caly czas sie uczy. Niby daleko od cywilizacji miastowej a jednak inne niebezpieczenstwa czyhaja na kazdym kroku.

    Pieknie jest u Joli w Jolinkowie wiec wypoczywajcie, relaksujcie sie i lapcie zycie w kieszenie i gdzie sie da:)
    Jola chudzinka z wielkim sercem nie tylko dla zwierzat , pracy jej nie brakuje - podziwiam jej zapal i to co robi. Znalazla swoj kawalek nieba, i wielka szkoda, ze tak malo pisze.
    Przesylam moc serdecznosci dla mieszkancow Jolinkowa i czekam na relacje jak powstaje chlebek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że to sporo psów ginie w ten sposób. To się wciąż zdarza. To tez zagłębie dla wyrzuconych zwierzaków. Niedawno była akcja z dwoma wyrzuconymi pieskami, w tym jednym w kagańcu... Trzeba być potworem, aby to zrobić zwierzęciu; w kagańcu...
      Psy zostały odłowione w czym wielką zasługę ma Jola.

      Usuń
  23. I ja ciągle się kłócę o to z Wu, jedwo tylko wejdziemy do lasu to Wu zaraz jęczy, no puść go, niech ten pies ma trochę swobody. Tak jęczy i jęczy, a ja czasem puszczę, ale już mam po spacerze, nieustannie się rozglądam, czy aby jakiś pies obcy nie kręci się gdzieś w pobliżu. Mop niby zwierzyny nie gania, chyba, że wiewiórki, tego się nie boję, tylko tych psów...W ten sposób został prawie zagryziony kilka lat temu. Mam takiego pecha, kilka razy mi się trafiło, że nawet rano o 7, w lesie potrafiłam spotkać Panią spacerującą z wilkiem wielkim ( i pięknym) jak niedźwiedź (bez smyczy, pies nie niedźwiedź). Ten pies mieszka w sąsiedniej wiosce, a włości tych ludzi sięgają prawie do naszych działek, więc ten pies tam się kręci, nawet koło siebie nie jestem bezpieczna, kiedyś pojawił się przy nas jak duch, nie było słychać jak biegnie. Ludzi nie atakuje, ale ja nie wiem, jak na psy reaguje. U Joli jest pięknie, boszsz, jak pięknie, uwielbiam takie wnętrza, te serwetunie, bibeloty, pomysłowe dekoracje, koronki, stare meble. Może Jola by mnie zaadoptowała? Lubię zwierzaki, umiem przy nich chodzić, w ogródku też lubię grzebać...reszty się nauczę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i przez to co napisałam chciałam powiedzieć, że wiem, jak byliście przerażeni, kiedy sunie poszły w las.

      Usuń
    2. Mnemo, ja sie dam razem z Toba adoptowac. Juz od dawna Jolinkowo znam i wzdycham. I podziwiam. I tez rozne rzeczy umiem robic, drozdzowe przesmaczne upiec, zupki swietne ugotowac, ogrodek przeplewic;)

      Usuń
    3. Obawiam się, że w ten sposób, w krótkim czasie Jola będzie miała wielodzietną rodzinę:)

      Usuń
    4. He, he, każdy by chciał być adoptowanym przez Jolę. Ona świetnie gotuje i ogarnia to wszystko. :)
      Mnemo, pamiętam twoją przygodę i rozumiem cię. Ja też mam fioła, a w szczególności na punkcie zaginięcia moich suń. Fikunia teraz taka biedna, taka trzęsąca się... Nie wyobrażam sobie co ona by przeżyła... Brrr, nie chcę o tym myśleć.

      Usuń
  24. Zmrozilo mnie. I potem ulzylo. Uff.
    Napatrzec sie noe moge na Jolinkowo, i te 150 zdjec nie byloby za duzo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, bo mimo że już staram się nie robić nowych, to jednak coś się zawsze uzbiera... :)

      Usuń
  25. Nooo,pięknie tam jest i pewnie cisza i spokój.Zazdraszczam i chyba złożę minutową wizytę w Jolinkowie.Będę w sierpniu u koleżanki w R.-ma TAKI sam dom,tylko nie tak pięknie urządzony,poproszę Ją żebyśmy do Joli zaglądnęły na minutkę:)
    Współczuję przygody z suniami.Umarnęła bym na miejscu.
    Dzięki za umieszczenie tylu zdjęć i pokazanie tyyylu zwierzaków:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orko, myślę, że Jola nie ma nic przeciwko, po prostu wcześniej napisz do niej i uprzedź ją.
      Te zwierzaki aż się proszą o pokazywanie! :)

      Usuń
  26. Jeszcze raz powiem że napędziły wam strachu.Miałaś Gosiu serce w gardle.Ja w święta Wielkanocne poszłam z Luną polami do lasu nad stawy.Luna zniknęła mi z oczu.Za czymś poleciała.Po 10 ninutach wraca.Widzę z daleka,ze jakoś dziwnie idzie.Patrze nie ma kolczatki.Oglądam psa i patrzę że ma dziurę w brzuchu wielkości pięści.Skończyło się na dyżurze w Oławie.Miała 8 szwów.Od tamtej pory chodzę z nią tylko na smyczy.Myślałam że padnę jak do mnie podeszła.A tak się cieszyłam, że lata sobie po pięknych terenach.

    OdpowiedzUsuń
  27. Chyba się na coś nadziała jak zahaczyła kolczatką o drzewo.Wet jak dał narkozę i szył to powiedział że to nie od ugryzienia.Jak pomyślę że mogło być po psie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Mieliscie mega szczescie, ze Fika siedziala na drodze i nie zwiala dalej ze strachu.....i tez megaszescie, ze Fika wraca sama do domu...., rozne przejscia mialam z moja Klara i juz jestem nauczona, ze trzymam psa na smyczy na spacerze:( W Jolinkoeie pieknie,a Paczek i Mufinka cudo:):):)

    OdpowiedzUsuń
  29. Co ja Ci morały prawić będę, że w obcym terenie smycz to obowiązek, sama najadłaś się strachu, czego serdecznie współczuję.
    Pięknie tam macie, muszę tam jechać z Najmłodszą, muszę, bo to raj na ziemi !
    Dobrego wypoczynku :*

    OdpowiedzUsuń
  30. Wspaniałe miejsce, zdjęcia i dobrze, że Wasze powsinóżki wróciły. Uściski ciepłe

    OdpowiedzUsuń
  31. Miejsce cudowne, zaświadczam po dzisiejszym wieczorze! :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Miejsce cudowne, zaświadczam po dzisiejszym wieczorze! :)

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...