Bez niej nic tu nie będzie takie samo. Jeszcze trwa, jeszcze tu jest, ale już za progiem czeka ta, przed którą nie ma ucieczki. Nie wiem, ile to potrwa. Nie można nic zrobić. Nic. Kompletnie nic. Nadszedł czas, by się żegnać. Wiem, że też ją kochacie, tę naszą kosmitkę. Jeśli istnieje ktoś, kto dotąd nigdy nie zranił, nie zawiódł, nie skrzywdził, kto dawał tylko dobro, miłość, łagodność i piękno - to właśnie jest ona. Nasza Amisia. Nasz opiekuńczy duch. Była tu od zawsze i miała być jeszcze długo, i to jest ten jedyny raz, gdy z jej powodu płyną niekończące się łzy, a serce rozpada się na kawałki. Boże, jak to boli! Amisiu, tak bardzo cię kocham, skarbie.
Wybaczcie, nie odpowiadam na żadne pytania, na żadne maile, nie odbieram telefonów. Z trudem stać mnie było tylko na napisanie tego posta, żebyście wiedzieli.
Ami.