Tym razem czasu było niewiele, ciasto francuskie szczęśliwym trafem leżało sobie w lodówce, a ostatni słoiczek farszu jabłkowo-pomarańczowo-dyniowego mrugnął do mnie oczkiem ze słoiczka, że nadszedł jego czas.
Rozwinęłam więc ciasto francuskie na desce, odcięłam centymetrowy paseczek z całej długości, podzieliłam resztę na 6 równych części, nacięłam narożniki i ułożyłam na środku po kupce pięknego pomarańczowego farszu.
Posypałam każdą kupkę płatkami migdałów (zapomniałam to zrobić od razu, musiałam odklejać złączone już narożniki, żeby dostać się do środka i stąd potem moje ciasteczka porozklejały się troszkę). Z odciętego kawałka ciasta skręciłam urocze (prawda?) różyczki, które umieściłam pośrodku - jak na zdjęciach. Pomalowałam je rozbełtanym jajkiem i piekłam w 180 stopniach do zrumienienia około 25 minut.
Pachniało bajecznie! Reszty dopełnił cukier puder i wierzcie mi lub nie, było to tak pyszne, że wspominamy do dziś tę szarlotkową ucztę. ;-)
Amisia zajęła już miejsce przy stole i oczekuje na podanie deseru.
Komu jeszcze podać? :-)
Komu jeszcze podać? :-)