"A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój."
Listopad był piękny nie tylko, gdy patrzyłam przez oko aparatu fotograficznego.
Był spokojny nie tylko trwałym, znanym, wciąż zachwycającym krajobrazem.
Był pracowity nie tylko porannym, dobrym rytuałem, który reaktywowałam.
Na ślad tych wrażeń dziś Was zapraszam.
Warto było doczekać listopada.
Z rudością liści, niknącą we mgle ścieżką i różowością wschodów słońca
- będę pamiętać.
Patrzę na ten widok i każdego dnia wiem, że odchodzi.
Kolejne osiedle ma powstać tuż za moim płotem.
Jeszcze inne, wielkie, olbrzymie na setki tysięcy osób już jest
i rozbudowuje się po drugiej stronie kanału. Widać je za starutkimi dębami.
Cisza tego miejsca odchodzi w przeszłość.
Tak jak wszystko, wiem, ale "przecież mi żal"...
A oto i listopad 2016 w szumie dni...
Oczywiście więcej zdjęć - z pojedynczych dni - jest w zakładce PROJEKT MOST 2016.
Przykro mi Gosianko, że Twój spokój ginie w blokowiskach. Sama od wielu lat uciekam w ciszę z różnym skutkiem, więc rozumiem. A zdjęcia mojego ukochanego Wrocławia jak zwykle piękne😊.
OdpowiedzUsuńOj, współczuję - mnie też za oknem wybudowano osiedle. Miałam fantastyczny widok, a teraz mam połowę widoku nad dachami nowego osiedla. A listopad piękny, zarówno ten za mgłą (fot. 15), jak i ze złotymi smugami (fot.15,18).
OdpowiedzUsuńPrzyłączę się do głosów wyżej. Miałam we Wrocławiu semper fidelis ;) miejsca ukochane, cudowne. Kiedy po kilkuletniej nieobecnosci leciałam do nich jak na skrzydłach, niektóre upięknione i unowocześnione straciły swą cudowność i wyjątkowość. Najbardziej mi żal dziedzińczyka przy Osso. Wchodziło się nań wtedy od Szewskiej, zamykało ciężkie okute drzwi w jeszcze cięższej okutej bramie i znajdowało się w innym świecie... Teraz wchodzi się od Grodzkiej, otwartą bramą pełną wyziewów z knajpy "U hrabiego" (chyba?). Sam dziedzinie odnowiony, odmalowany, z równiutkimi żywopłocikami bukszpanowymi, z bialutkimi plastikowymi oknami niby ładny, ale jakoś mi się kojarzył z dziwką po liftingu...
OdpowiedzUsuńJuż nie moje miejsce...
Na szczęście kilka innych jeszcze się trzyma, w tym mała uliczka Czackiego, na której mieszkałam.No, przynajmniej trzymało się, gdy ostatnio byłam we Wrocławiu ;)
Galia Anonimia
Gosiu, zachwycają zdjęcia, a jeszcze bardziej, Twoja wrażliwość :) Przytulam mocno :)
OdpowiedzUsuńRadam ogromnie, że lubisz listopad, miesiąc, który sporo ponad pół wieku temu wyszedł mi na spotkanie, przez wielu traktowany po macoszemu .... "mój" miesiąc, któremu zapewniłaś piękną pamięć w scenerii ukochanego Twojego miejsca. Pozdrawiam nie tylko świątecznie. Guśka
OdpowiedzUsuńCzlowiek rychtuje sobie chalupe na skraju miasta, bo lubi cisze, spokoj i bezkres, a tu go ze wszystkich stron obudowuja bloczyskami, do ktorych wprowadza sie setki rozwrzeszczanych dzieciorow. Chyba przyjdzie Wam szukac spokojniejszego miejsca na reszte zycia. ;)
OdpowiedzUsuńPiękny, ciepły portret jesieni.
OdpowiedzUsuńMoja jesień nie była taka łaskawa.
Widocznie Gosianka sobie zasłużyła ;)
PS. Bardzo, bardzo cieszy mnie ta reaktywacja :)*
Motto z Budki Suflera,którą kiedyś słuchałam na okrągło.Byłam trzy razy na koncercie.Za parę dni konieć roku,konieć Twojego projektu.Jestem pełna podziwu dla Ciebie że wytrwałaś.
OdpowiedzUsuńGosia u Ciebie ten listopad jakby ładniejszy był niż u mnie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko jeden miesiąc i będzie finisz, gratuluję! :)
dobrze, że noc i burza ustąpiły jaśniejszym klimatom :) zdjęcia piękne, grudniowe niektóre będą w śniegu, mam nadzieję! a dzisiejsze na pewno będzie w czołówce!! ups, to już wczorajsze, nie dzisiejsze ;)
OdpowiedzUsuńA wydaje się, że dopiero co zaczęłaś ten projekt. I mało brakowało, żebyś go nie ukończyła:)
OdpowiedzUsuńA dzielnice willowe często zostają "obudowane" wielkim miastem. Może tracą trochę spokoju, ale zachowują specyficzny klimat i kiedy się w nie wchodzi, można na chwilę zapomnieć, że tuż obok jest hałaśliwa ulica i wieżowce - przy takiej właśnie uliczce mieszka moja siostra:)
Nie wiem, Gosiu, czy jutro będę miała chwilę na komputer, więc już dziś życzę Ci po prostu Wesołych Świąt:)
Usuń