Małe kotki, urocze, zdrowe, śliczne i kochane Białaski Alba i Albus nadal są u mnie.
Nie do wiary!Zobaczcie, jakie to cuda. Najpierw galeria.
Alba. |
Albus. |
Albus uwielbia Fikunię! |
Taka jedna na "f" załatwiła mi stół i krzesła. Maupa! |
Alba jest taka śliczna... |
Zaczynam tracić nadzieję, że jest tym szkrabom pisany jakiś godny zaufania człowiek. Maluchy cieszą się popularnością, miałam już kilkanaście propozycji, ale wszystkie one były nie do przyjęcia.
Dzwonią ludzie, którzy nie mają pojęcia o kotach, o procesie adopcyjnym. Którzy demaskują się w różny sposób podczas rozmowy wstępnej, bądź nie oddzwaniają mimo obietnic, nie przychodzą mimo umówienia się - sami się eliminują. Naprawdę nie przesadzam.
Zaczynam, zdaje się, przy okazji tej adopcji pracować na złą opinię, jaką mają ludzie zajmujący się zwierzętami - zwierzooszołomy. Tyle się o tym słyszy, że adoptować kota to gorzej niż dziecko! Tyle pytań, tyle wymagań! I pytanie o to, czy mieli kiedyś koty, czy mają teraz jakieś zwierzęta; o to, czy mieszkają w mieszkaniu - i czy mają siatkę w choć jednym oknie; a może w domku - czy nie blisko ruchliwej ulicy. A może wynajmują mieszkanie - co ze zgodą właściciela, jest? Czy wiedzą, że kotki należy jeszcze zaszczepić, odrobaczyć, a potem wykastrować (nie, kociąt w wieku 2 miesięcy się nie kastruje!). Że to są realne koszty. Czy zdają sobie sprawę, że koty żyją naście lat? Czy wiedzą, jak należy je karmić (nie, ziemniakami nie wolno!). Czy mają małe dzieci, a jeśli tak, to w jakim wieku?
Przecież ja jako osoba, która chce się pozbyć kotów, powinnam brać jak leci i po rękach całować, a na pewno powinnam już po pierwszym słowie wiedzieć, że dzwonią "dobrzy ludzie", a przede wszystkim powinnam się "nie martwić". Jasnowidzem powinnam być i tyle.
Zazwyczaj pierwsze pytanie osoby dzwoniącej brzmi: w jakim wieku są koty, jakiej płci i czy się coś za nie płaci. Takie pytanie mnie zjeża, bo oni dzwonią w reakcji na ogłoszenie "Alba i Albus, 4,5 mies, za darmo". W treści jest napisane o nich wszystko, o tym, że to jeszcze dzikuski, że potrzebują czasu, o tym, jakiego człowieka szukają. Jeśli komuś nawet nie chce się przeczytać ogłoszenia, to świadczy moim zdaniem o nim. Niestety.
Czasem już bardzo bym chciała wziąć za dobrą monetę zapewnienia w rodzaju "niech się pani nie martwi, ja się znam na kotach, będą u mnie miały dobrze", ale niestety zakończenie rozmowy "to ja jutro przyjadę po nie, ale tramwajem, bo nie mam samochodu, no i nie mam transportera, to nie szkodzi, niech się pani nie martwi, przewiozę je pod kurtką" rozwiewa moje złudzenia, że ta osoba wie, co to znaczy "dzikuski". Zresztą nawet oswojonych Pączków nie dałabym w ten sposób przewieźć.
Nie dalej jak wczoraj dzwoni pewna dziewczyna i mówi, że "jej chłopak coś kombinuje, że ona nic nie wie, ale ma się dowiedzieć, czy się płaci, no i jakie to są kotki". Oddzwania za minutę, że jej chłopak chce oba i zaraz może po nie przyjechać (jest 21. w niedzielę), ale nie ma transportera... - i tu jej przerywam: to wykluczone, ja nie chcę się tych kotków pozbyć, ja chcę im znaleźć dobre domy i odpowiedzialnych ludzi. I odkładam słuchawkę. To jakaś paranoja.
Albo państwo, którzy nie chcą rozmawiać przez telefon, bo co to za rozmowa, umawiają się na 18., a kiedy nauczona doświadczaniem dzwonię do nich dziesięć po, oznajmiają, że "blablala - dlatego nie przyjadą", i czy można się umówić na jutro. Jakoś nie mam ochoty umawiać się z kimś, kto nawet nie odwołał przyjazdu. Tłumaczę więc przez telefon, niemal zmuszając do tej rozmowy panią, że odradzam jej te kotki przy dwójce malutkich dzieci. Chodzi o ich bezpieczeństwo.
Są tak kuriozalne przypadki, że to trudno uwierzyć. Przychodzi np. wiadomość na mój telefon, że otrzymałam odpowiedź na moje ogłoszenie "Alba i Albus, 4,5 mies." Ta wiadomość brzmi tak, że najpierw chciałam odpowiedzieć z sarkastycznym entuzjazmem "Hura, dziękuję! To gdzie dostarczyć koty wraz z kwiatami jako podziękowaniem za to cudowne zainteresowanie?!". Odpowiedziałam jednak inaczej i moglibyśmy sobie korespondować do lata. To nie była poważna propozycja.
Jednak przebojem, absolutnym przebojem, jest ta odpowiedź. Wyobraźcie sobie, czekacie na to, że pojawi się odpowiednia osoba. Przychodzi wiadomość, że jest odpowiedź na ogłoszenie. Otwieracie ją, a tam:
O, nie! Nie wezmem, bo nie dam. Mowy nie ma!
:)
Kotki mogą być rozdzielone, ale fajnie, jakby miały w nowych domach kocie towarzystwo.
No i mądrych ludzi. Z sercem.
To co, ktoś wezmywuje??
Dwa śliczne kotki, nie całkiem białe,
jeszcze ciut dzikie, troszkę nieśmiałe,
jeszcze się ludzi troszeczkę boją,
lecz grzbiet już prężą pod dłonią twoją,
kiedy ci się je pogłaskać uda.
I nie myśl, że to jakieś są cuda!
Kotki pokochać kogoś gotowe,
kogoś, kto chce się podzielić domem,
kto o nie zadba, opiekę da im,
że będą wreszcie szczęśliwe, sprawi,
a wtedy oba, braciszek z siostrą,
dużo mu szczęścia w życiu przyniosą.
Wierszyk dla Białasów od Ninki.
Gosiu, znam podobne sprawy, bo jak wiesz, moja córka zajmuje się adopcjami królików. Bardzo popieram taką postawę jak Twoja, bo ludzi, niestety, trzeba sprawdzać. A i tak nie ma pewności, że wszystko pójdzie gładko. Po niedawnym przypadku królika, którego w domu tymczasowym (mili ludzie, kot i pies, oba w dobrej kondycji) praktycznie doprowadzono do skrajnego wycieńczenia i w rezultacie śmierci, wiem, że nawet z pozoru idealne warunki mogą być niepewne. A Białaskom chyba potrzebny wierszyk adopcyjny. Pomyślę:)))
OdpowiedzUsuńPierwsza!!!
UsuńO, właśnie! wierszyk im potrzebny! To dlatego dotąd nie majo szczęścia! Przez ciebie! :P
UsuńBijem siem wew pierś i już siem poprawiłam.
Usuńo kurcze .... przytkało mnie :/ nie mogę weznonć ale kciuki czymam!
OdpowiedzUsuńRęce opadują...
OdpowiedzUsuńi śmieszno i straszno... ;-)
OdpowiedzUsuńPrawda . Zanim się trafi na ten właściwy dom , trzeba przejść przez całe to tumaństwo ://
UsuńNiestety :(... ignorancja ludzi jest wielka... :/
OdpowiedzUsuńTo się wydaje śmieszne ale jest przerażające. Zresztą w wielu dziedzinach brak rozeznania się zaznacza. ja też nie raz usłyszałam "pani a cóż tyle ceregieli z kotami,to z dziećmi się tak nawet nie przesadza..." No właśnie, na posiadanie dzieci też powinno być pozwolenie a przynajmniej kursy z elementarną wiedzą. ciemność, widzę ciemność albo ciemnotem ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę... ręce mi opadły. Ja wiem, że Ty Gosiu masz niełatwą robotę z tymi adopcjami ale jakoś nie brała do tej pory pod uwagę pierwiastka ludzkiego tej sprawy. A widzę że on jest co najmniej rakotwórczy. Ty święta jesteś, że jeszcze do nich nie strzelasz...
OdpowiedzUsuńNo dramat normalnie.
Wytrzymałości i cierpliwości życze.
Ludzki pierwiastek jest najtrudniejszy w tej "robocie". Odpowiedzialność, możliwość pomyłki, zawiedzenia tych kochanych stworzeń.
UsuńAle z drugiej strony bez ludzi to się nic nie uda. :)
Tu nie wiadomo czy się śmiać czy płakać... Z własnego doświadczenia mogę przytoczyć dwie kolejne historyjki:
OdpowiedzUsuń-dzwonią w sprawie kotka, któremu szukałam domu. Studentki. Na pytanie co będzie gdy skończą studia, z kim kotek zostanie odpowiadają, że wywiozą na wieś....
- dzwoni kobieta, mówi, że ma duży dom z ogrodem i kotek będzie u niej szczęśliwy. Poza tym ma dwa psy. Pytam, czy miała kiedyś kota, czy psy są przyzwyczajone do kociej obecności etc. Odpowiada, że tak. Pytam, co się stało z kotkiem.... mówi, że wyszedł i jeszcze nie wrócił......
Także ten, bez komentarza....
Trzeba się za czarowanie zabrać, bo zastój i marazm jest. Ninka napisze piękny wierszyk, to domek raz dwa sie znajdzie.
OdpowiedzUsuńAbrakadabra i już!
Masz rację, Gosiu. Trzeba pytać, pytać i jeszcze raz pytać. Wątpić, nie dowierzać, sprawdzać i znów pytać. Kot (i pies, i królik, i chomik etc, etc) nie jest zabawką. To żywe, czujące stworzenie.
OdpowiedzUsuńJa tam wolę być zwierzooszołomem niż innym oszołomem-zbliżonym np.do obecnej przewodniej partii.
OdpowiedzUsuńGorzej będziesz w przyszłości/oby jak najdalszej/miała ze mną,bo ja se jeszcze zażyczę cobyś odpowiedni kontener zakupiła,żeby za pazuchę nie chować;)
Przyjdzie pora to i"normalny"się znajdzie na owe kociaki:)
Dla ciebie kupię osobiście najpiękniejszy i wypasiony kontener jaki jest na świecie!
UsuńRozwściecza mnie coś takiego do białości. To są ci sąsiedzi zza ściany i zza płota. Bezrozumne istoty pozbawione uczuć - już nie mówię, że wyższych. Uczuć w ogóle.
OdpowiedzUsuńI tak masz cierpliwość oraz takt. Dawno miałabym opinię wariatki.
"Proszę pani, a on mi wez piłke"- tak poskarżył się kolega na mojego brata, kiedy byli w szkole podstawowej. I jeszcze drugi kfiatek- szedł pochylony- szedł po schyloncku. Ja, wyprostowana czy po schyloncku wezłabym obadwa, ale jak mówisz, że kartoflami nie można karmić, to nie biere. :) Gosiu, znajdzie się dobry domek, wierzę. Albusik w te czarne kropy bardzo mi się podoba, a Alba ma słodki pycholek. To co, czarujemy?
OdpowiedzUsuńJoanna Katowice
:)))))))
UsuńTrochę przerażające jest to, jak dużo ludzi tak nieodpowiedzialnie podchodzi do zwierząt. Tyle się mówi, niby świadomość większa, ale chyba nie do końca? Tak jakby ciągle był zwierzak = zabawka :/
OdpowiedzUsuńI dzięki za link o ziemniakach. Dowiedziałam się, że nie można dawać surowej wieprzowiny. Nie wiedziałam! Dobrze, że wątróbkę daję drobiową.
UsuńNo niestety, ziemniaki nie. A mój 20 letni kot niejadek akurat szaleje za czipsami. Chciałabym czasem żeby cokolwiek zjadł a tu nawet czipsika mu nie mogę dać :(
UsuńElla-5
Ella, staruszkowi nie odmawiaj odrobiny (!!) przyjemności. :) Choć to solone, strach się bać!
UsuńWet powiedział mi ostatnio, że odrobina soli kotu dobrze robi na nerki. Np. szczyptunia dodana do wody. Czy czipsiki to nie wiem...
UsuńZiemniaków nigdy nie dawałam. Hela za to jest fanką... kokosa! Olej kokosowy liże, jak wyczuje rafaello to biegnie do źródła, ale nie je go. Skubnie dwa wiórki.
UsuńHana, sól ogólnie ma bardzo złą sławę, a jest nam niezbędna! Oczywiście z umiarem :)
Odrobinkę czipsika daję :), więcej się boję. Jakie to kotki mają ciekawe upodobania, no proszę, kokos. Hela, miłośniczka egzotyki. Olej chyba zdrowy? Moje stare kocisko uwielbia jeszcze bezy (te słodkie ciastka) :)
UsuńElla-5
Gosia, tak trzymaj, bo robisz slusznie! Bardzo odpowiedzialnie i z rozmyslem, a nie byle sie szybciej kotow pozbyc. Dostac Twojego tymczaska to swego rodzaju nobilitacja, bo byle kto na te sierotki nie zasluguje.
OdpowiedzUsuńAcha, chyba bardziej szarpneloby mna WEZNE, ale nie wiem, moze to ucki regionalizm, w kazdym razie dosc czesty w moich bylych stronach. ;)
Nobilitacja, o! To mi się podoba. Trza założyć klub nobilitowanych!
UsuńZwierzooszołom.. znam to z autopsji. Sama byłam kiedyś domem tymczasowym i wiem, jacy ludzie potrafią być nieodpowiedzialni. Traktują często zwierzę jak zabawkę - chcę mieć takiego słitaśnego kotka... ale co dalej poza chcem teraz? A co jak kotek zachoruje czy będzie go leczyć? ..
OdpowiedzUsuńGosiu, to nie oszołomstwo, to zwykła odpowiedzialność za żywe stworzenie, któremu daje się nowe życie!
Znajdą domek, zobaczysz... czasem trzeba dłużej poczekać :)
Małgosiu, współczuję, że przez to wszystko musisz przechodzić.
OdpowiedzUsuńEee, bez przesady, nie przejmuj się, Graszko, aż tak tego nie przeżywam. :)
UsuńA czy som wykajstrowane? I łowne? Może by mój sonsiad wzioł jak łowne.
OdpowiedzUsuńAle wykastrowanych już pewnie nie.
UsuńNo pewnie nie, bo córeczka by chciała kiedyś słodkie koteczki pokazać na Instagramie.
UsuńA tak poważnie to dramat. A miałaś Gosiu kiedyś taką sytuację, że takie tumany przyjechały po kota, że tak powiem w realu?
Dwa śliczne kotki, nie całkiem białe,
OdpowiedzUsuńjeszcze ciut dzikie, troszkę nieśmiałe,
jeszcze się ludzi troszeczkę boją,
lecz grzbiet już prężą pod dłonią twoją,
kiedy ci się je pogłaskać uda.
I nie myśl, że to jakieś są cuda!
Kotki pokochać kogoś gotowe,
kogoś, kto chce się podzielić domem,
kto o nie zadba, opiekę da im,
że będą wreszcie szczęśliwe, sprawi,
a wtedy oba, braciszek z siostrą,
dużo mu szczęścia w życiu przyniosą.
Ninko, maestro! (w sensie że maestra - rodzaj żeński ) :-*
Usuń:)
UsuńNo to Ninko, niech wierszyk działa! Jutro zgram nowe zdjęcia, dodam wiersz, i odliczamy!
UsuńPo każdym takim wpisie mam ochotę natychmiast wziąć takie cudo. Na szczęście jeszcze jakieś resztki zdrowego rozsądku się mnie trzymają i wiem, że nie mam warunków. Żałuję bardzo.
OdpowiedzUsuńLudzie nie mają pojęcia, że żywe stworzenie to OBOWIĄZEK!!!
Bo ludzie mimo tego, że jest napisane - kot do adopcji, nie wiedzą, że to jest adopcja. Ręce opadają i szczęka takoż :-( Musimy poczekać, znajdzie się człowiek, który zasłuży na te cuda.
OdpowiedzUsuńI cycki tez opadajo.
UsuńZakochałam się w tych kotkach od pierwszego wejrzenia. Niestety moja Tola nie zaakceptowałaby oprócz swojego brata Stasia innego kociego towarzystwa. Szkoda wielka. Trzymam kciuki żeby znalazły dobry kochający dom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Karolina z Tolą i Stasiem
Orka na ugorze... Ale, Gosiu, tak sobie myślę, że jednak swoją odpowiedzialną postawą i zasadniczym podejściem zasiewasz w tych ludziach jakiś cień wątpliwości. Może oni, choćby i początkowo zdziwieni, nawet oburzeni, po przemyśleniu sprawy przyjmą do wiadomości, że racja jest po Twojej stronie. I z czasem się jednak... nawrócą - przynajmniej co któraś z tych osób.
OdpowiedzUsuńOch, wyobrażam sobie jaki to wielki stres, kiedy się takie wychuchane dzieci w obcy świat wypuszcza...
OdpowiedzUsuńAle, jak przeczytałam "wezmem dwa", zaraz mi się pomyślało, że może ten ktoś chętny, choć w polszczyźnie mało biegły, to serce ma wielkie i może pochopnie go oceniłaś? I tak mi się jakoś zrobiło "bynajmniej żal..."
https://www.youtube.com/watch?v=VHE5ldNguHE
a może pisał ze smarkfona i mu tam się samo napisało
UsuńSzkoda, że mu się nie napisało "dzień dobry" na początku. Przyznaję, że nie jestem w najlepszej kondycji. Nie mam cierpliwości, ani nastroju, aby rozkminiac takie wiadomości. Odpowiedzialny człowiek inaczej stara się o koty. Np. Beata z Poznania, która wzięła Węgielka opisała mi całą swoją zwierzęcą historię, wszystkie zwierzaki, opisała gdzie mieszka, jaką ma wiedzę o kotach, przysłała zdjęcia. I to nie ona jedna. Ja naprawdę nie przesadzam. Kieruję się sercem i intuicją bardziej niż jakąś kontrola, ankietami, wymogami. To pewnie nawet jest źle, powinnam bardziej się przykładać, ale do takich pozbawionych szacunku, kultury i wyobraźni wiadomości nie mam cierpliwości, ani serca.
UsuńMoże i miał ten ludź wielkie serce, ale nie pokazał tego ani trochę. Zawsze może zadzwonić, wcale nie jest skreślony, wyłączyłam tylko możliwość odpowiedzi na maila na to ogłoszenie.
Gosiu, oczywiście, trochę zażartowałam:) Ta ,,rozmowa" była beznadziejna,też uważam,że jeśli by komuś zależało,to nawet po takim czymś mógłby się zrehabilitować i sensownie coś napisać.
UsuńJasne, wiem. :))
UsuńGosiu, intencje miałam jak najlepsze. Myślałam, że Cię tym Młynarskim troszkę rozbawię... :)
UsuńSama widzisz, że nie jestem w formie :)
UsuńTrzymaj się, pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNie trać, Gosia, nadziei. Ależ zaufany człowiek (człowieki) jest im pisany, musi się znaleźć. Przecież od początku ogłaszałaś, że szukają domu na stałe.
OdpowiedzUsuńI zawsze tak było, że w końcu się znajdował dobry dom. Trzymamy kciuki i cierpliwości.
Ella-5
Na pierwszy rzut oka niby śmieszne. Na drugi i trzeci całkiem tragiczne... ;(
OdpowiedzUsuńHmmm, żót, chciałam żec.
UsuńTo prawda:(
UsuńMoge tylko napisac o kolezance z pracy, kobieta z wyzszym wyksztalceniem, na stanowisku....mieszka pod Lublinem, w domu bez ogrodzenia, przy ruchliwej ulicy. Mowi, ze bardzo kocha kotki:( Moja Lolka ma 3,5roku. Ona miala juz w tym czasie 3 koyeczki i wszystkie ginely pod kolami samochodow. I nic ja to nie nauczylo. Nadal bardzo kocha kotki i chce miec nastepne:(:(:(
OdpowiedzUsuńNo właśnie. takich też mam trochę przygód, ale nie mogę ich opisać. :(
UsuńDała dom trzem kotkom i teraz może go dać następnym. :(
UsuńA my mamy zwierzęta po kilkanaście lat, statystycznie słabo wypadamy.
Takie rozmowy z kochającymi zwierzęta znajomymi, obrzydziły mi spotkania towarzyskie z "normalnymi" ludźmi. Teraz dobrze się czuję tylko z tymi "świrniętymi". Przynajmniej się rozumiemy.
Nie dziwię się, też bym nie dała i z kwitkiem odesłała. Tylko szkoda Twjego czasu.
OdpowiedzUsuńBąbelki znajdą domy, w swoim czasie.
To witaj w klubie kochana.Ja mam tak ciągle i ręce opadają.Wymogi ogromne a jakże,przecież przysługę mi robią prawda.W zeszłym tyg.3 osoby umówiły się na sobotę,żadna nie przyjechała.Oj jak znam ten ból.Pozrawiam
OdpowiedzUsuńZnam te kretyńskie rozmowy, wyzwalają we mnie złego człowieka.
OdpowiedzUsuńDla żadnego młotka nie ma psa ni kotka ;)
Masz kochana po prostu święta cierpliwość i chwała Ci za to. Ja tak nie potrafię. Potrafię być cierpliwa w stosunku do zwierząt ale ludzkiej bezmyślności i głupoty nie potrafię zńiesc...
OdpowiedzUsuńJuż nic mnie nie zaskoczy, po tym jak miałam okazję wystawić kilka różnego kalibru ogłoszeń na tablicy... Czasami ktoś wzięwał, a czasem nie chciał braść...;)
OdpowiedzUsuńKiedyś w zaprzyjaźnionej Fundacji byłam świadkiem rozmowy wolontariuszki z ewentualną rodziną zainteresowaną kotem... Ludzie nie mogli zrozumieć, dlaczego zadaje im się pewne kluczowe pytania, jak właśnie o zabezpieczenie okien czy ogrodu i zapewniali, że będą kota pilnować, aby nie uciekł z domu i w ogóle będą go trzymać tylko na piętrze, więc nie ma szans czmychnąć do ogrodu. Podsumowali rozmowę tym, że fundacja z pocałowaniem ręki powinna im dać małego kota, a jeszcze robi problemy..... Wolontariuszka powiedziała, że za dużo energii i pieniędzy wkładają w leczenie, ratowanie, socjalizowanie kotów, aby potem wydawać je do nieodpowiedzialnych ludzi.... No ale niektórzy chyba nigdy tego nie zrozumieją..... A zapewniam, że jak się jest człowiekiem kochającym zwierzęta i wykazującym się rozsądkiem, to proces adopcyjny jest do przejścia ;)
OdpowiedzUsuń