czwartek, 24 października 2013

Kenzaburō Ōe - "Sprawa osobista"

Sprawa osobista - Kenzaburō Ōe
Dawno nie było u  mnie nic o czytanych książkach. W ciągu ostatnich kilku miesięcy kilka pozycji przeczytałam, nie mam jednak czasu i zaparcia do pisania recenzji.
Na szczęście wyręcza mnie w tym mąż.

Dziś powieść japońskiego noblisty. Kontrowersyjna. Powieści nie znam, ale recenzja bardzo mi się podoba.
Zapraszam. :)


 Kenzaburō Ōe  - "Sprawa osobista"

Miała być powieść o przemianie znanej zapewne większości mężczyzn, którzy swoje pierwsze dziecko mają już odchowane. Rozprawa o emocjonalnym przejściu od początkowego lęku o bycie ojcem do realnego i świadomego bycia ojcem.

Lęk ten został przez autora podrasowany narodzinami dziecka upośledzonego wielką naroślą na czaszce (wodogłowie lub guz) i diagnozą, że dziecko umrze lub ewentualnie pozostanie przy życiu, ale jako warzywo. Bohater wpada więc w popłoch, a właściwie w panikę pomnożoną przez histerię i w związku z tym ucieka w: bijatyki, alkoholizm, wyuzdany seks z kochanką, a to wszystko raptem w ciągu kilku dni, podczas których żona i dziecko (odseparowani od siebie) spędzają czas w szpitalu. Ponadto, a nawet przede wszystkim, planuje wraz z personelem medycznym zabić własne dziecko przez zagłodzenie. Cała ta suma jego reakcji jest chorobliwie przerysowana przez autora. Jakby wykałaczka strugana siekierą.

Może dałoby się to jeszcze uratować, gdyby, w odpowiednich proporcjach do opisanej wyżej części, zaproponować wiarygodną przemianę, która zachodzi ostatecznie w świeżo upieczonym ojcu. Ta część książki powinna być jej trzonem, a paniczne reakcje jedynie wstępem do dalszych rozważań. Niestety autor tak się rozmiłował w perwersjach swojego bohatera, że zajęło mu to jakieś 99% pojemności dzieła. Młody tatuś, niczym Pomysłowy Dobromir, doznaje natychmiastowego olśnienia, którego katalizatorem jest pewien Bułgar z pobocznego, nonsensownego wątku, sprzedający mu kilka życiowych banałów rodem z hollywoodzkiego filmu. Zapala mu się ta magiczna lampka i jedzie do szpitala, aby odebrać dzieciaka zdumionemu niedoszłemu współsprawcy zbrodni, czyli rzeczonemu personelowi medycznemu. Całość tej przemiany typu Dr Jekyll and Mr Hyde zajmuje raptem kilka kartek. Zanim udręczony czytelnik doczeka jakiejś głębszej refleksji ze strony bohatera lub narratora, musi czytać napisy końcowe.

Nie pasuje mi również język książki. Jest napuszony w swoich formułach. Mam wrażenie, że autor obficie się pocił, wyciskając z siebie te różne porównania, metafory i refleksje. Duszno mi było podczas czytania. Jest to, według mnie, styl przez rozdęte "S".

Reasumując, ciekawemu pomysłowi (a są inne?) brakuje: subtelności - w miejsce topornego przerysowania; odpowiednich proporcji wątków - w miejsce ciągłej fascynacji perwersją; wiarygodności decyzji i zachowań - w miejsce błyskawicznego hokus-pokus; więcej luzu - w miejsce nadęcia przy ruchach piórem.

PODPIS

Bardzo dziękuję za udział we wczorajszej dyskusji. Wasze uwagi bardzo się przydały.


A rok temu Za Moimi Drzwiami byliśmy wszyscy u fryzjera (klik). :)

21 komentarzy:

  1. Dobra, to nie rusze tego Kazuara :P w ogole mam jakies opory przeciw japonszczyznie, w ogole nie wiem dlaczego, ale recenzja to jeszcze poglebia, hrehrehre. Co wcale nie oznacza, ze jak zlapie jakas nastepna jap. ksiazke to nie dokoncze. Znowu!

    OdpowiedzUsuń
  2. To znaczy że można sobie odpuścić :)
    Miłego Dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda na to, że autor użył tematu jako pretekstu do szokowania (choć to w dzisiejszych czasach niełatwe) odbiorcy. Jakoś to wygląda znajomo - czyżby korzystał z obcych sposobów, aby dobrze sprzedać swoją książkę? Japonia, mimo pewnej znajomości realiów, jest dla mnie czymś w rodzaju innej planety, nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ją znam i rozumiem, a to wygląda na typowe zagranie -wrzucić seks, alkohol, jakieś morderstwo, bo wtedy lepiej się sprzeda. Cóż, banalnie stwierdzę, że przecież jesteśmy globalną wioską, tylko dlaczego najłatwiej rozprzestrzeniają się najgorsze wzorce?
    A recenzja TwójCiOnego - pochlebna czy nie - jak zawsze świetnie napisana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytam "Spraw osobistych" , nie bardzo mnie interesuja. Recenzja wystarcza bo dobra, krótka, pewnie tez trafna :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Książki nie czytałam. Widziałam to w realu. Też zachowywałam się jak głupek. Może Kenzaburo przeżył coś takiego i fazie szoku ją napisał...
    Agnieszka z Żyrardowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, że tak na to spojrzałaś, Agnieszko, Kenzaburo rzeczywiście ma syna, który urodził się z wadą mózgu. Pewnie nie było to bez wpływu na autora i jego twórczość (wątek opieki nad chorym dzieckiem pojawia się też ponoć w innych jego książkach)
      Zdania o widzeniu "tego" w realu i zachowywaniu się jak głupek dają do myślenia...

      Usuń
    2. A teraz jeszcze się przyłapałam na tym, że oczywiście nie mam pojęcia, czy Kenzaburo to imię, czy nazwisko. Coś mi jednak mówi, że to pierwsze to imię, no więc co ja mu tak po imieniu... Hm. Nie dość, że piszą krzakami, to jeszcze nie sposób zidentyfikować ich... nazewnictwa. Co za ludzie! ;)

      Usuń
    3. Dziękuję, Aniu. Tak przeczuwałam, tyle że o godzinę za późno. ;)

      Usuń
  6. Zastanawia mnie, czy przy odbiorze tej książki duże znaczenie ma płeć czytającego.
    Z pewnej przekory może bym przeczytała, ale tyle książek leży odłogiem, a ja co się zabiorę do czytania, to... zasypiam. :] Czyżby dopiero emerytura miała mnie "wyzwolić"? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "wyzwolić" może tez sanatorium. Dresik chyba masz?
      Sądzę, że płeć ma znaczenie jak i bycie matką czy otarcie się o podobny przypadek w swoim życiu. Obszar kulturowy też wpływa na odbiór mimo, że chodzi o sprawy uniwersalniejsze.
      Imię czy nazwisko - przecież wiadomo, że o pisarza chodzi, który zwie się tak jak sie zwie.

      Usuń
    2. Echo, z nieba spadasz z tym sanatoryjnym pomysłem. Tylko czy mi dasz skierowanie? ;)

      Twoja teoria imienia i nazwiska w przypadku pisarza przypadła mi do gustu. Od razu mi lepiej. :)

      Usuń
    3. O płci wspomniałam dlatego, że właśnie nią zasadniczo różnię się od JejCiOnego. Obszar kulturowy w zasadzie wydaje się być jednakowy w obu przypadkach. :)

      Usuń
    4. Skierowania ci nie wypisze ale jak kiedyś otrzymam to ci mogę odstąpi choć to tez sprawa osobista, to skierowanie :).
      Sądzę też, ze japoński pisarz pisze w pierwszej kolejności o swoim i dla swojego zasięgu kulturowego. Potem jego książkę tłumacz tłumaczy... Ja miałam na myśli tak ogólnie o percepcji książki/treści :)...
      A w pól. wydawnictwach chyba obowiązujące jest imie i nazwisko autora, co potwierdziła Ania M. Zaczyna mnie intrygować to nazwisko choć mimo braku zainteresowania wcześniejszego i tak nie mam szans na tłumaczenie. Wasze komentarze zaczynają być prawdziwie opiniotwórcze, nie pomijając autora recenzji. Czy recenzenta można jeszcze gdzieś poczytać?

      Usuń
  7. Właśnie wyszły trzy powieści japońskie w jednym z "moich" wydawnictw. Podobno dobre.
    Spodziewajcie się więc we w miarę nieodległej przeszłości :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaobserwowałam, że jestem dziś bardzo aktywna. Hm. A przecież jeszcze nie odezwałam się w sprawie fryzjera, który jako taki jest mi w zasadzie całkiem obcy, gdyż włosy rosną mi same, a i z myciem ich i czesaniem sobie radzę. ;) Z przyjemnością jednak przypomniałam sobie Twoją prześliczną paziową fryzurę sprzed roku i sprzed lat ...iestu, Gosiu. :)

    :*

    OdpowiedzUsuń
  9. japońszczyzna w wydaniu książkowym oraz filmowym nie interesuje mnie nic a nic. próbowałam, owszem, ale nic z tego nie wyszło:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak już japońskie rzeczy to tylko Haiku! Albo filmy o Yakuzie.

    OdpowiedzUsuń
  11. nooo.. to żeś recenzję wymalowała ;-)))
    Choc w sumie nie natknęłam się nigdzie na tę książkę to teraz z całą pewnością będę ją unikać jak ognia ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo ciekawe :)...., to nie żałuję, że nie czytałam...

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...