Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciuciu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciuciu. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 listopada 2014

Przywitajmy i... pożegnajmy rodzeństwo Cukiereczków

Czas tak szybko mija, że nie wyrabiam. Nie zdążyłam ich jeszcze przedstawić, a już wszystkie są w swoich domach stałych! Przedwczoraj miałam niedzielę udanych adopcji. Od rana wycieczki chętnych. Po drobnych perturbacjach udało się! Koteczki mają dobre domy, już się w nich pomału adaptują. 

Przedstawiam Wam przecudnej urody kocięta, słodkie, cukierkowe, przeurocze!



To Ptyś. Odważny, przebojowy, pełen zaufania.
Ideał z charakteru, o urodzie nie wspomnę -
kto ma oczy, ten widzi. 
Miodynka. Niesamowicie oryginalnie umaszczona dziewczyna.
Maźnięta na rudo.

Ostrożna, wymagająca więcej czasu, bardzo chętna do zabawy. 

To prawdziwy cukiereczek. Królewna Ciuciu,
Delikatna, wrażliwa, spokojna koteńka.
Wzruszająco kokietująca człowieka. 

Trafiły do mnie za sprawą Megi Moher, która mi o nich doniosła, ale przede wszystkim za sprawą pana Jana - kolejnej osoby, której na sercu leży los bezdomnych kotów. 

Tak mi o nich napisał:

Garść informacji o kotkach. Jeszcze przed 1 listopada, podczas rodzinnego spaceru w okolicy, gdzie mieszkamy, zobaczyliśmy kotki z matką przy starej szopie na terenie opuszczonego, zdziczałego sadu. Zawiadomiliśmy TOZ, ponieważ było jasne, że są bezpańskie. Matkę spotkaliśmy już wcześniej, latem poprzedniego roku. Była w ciąży. Myśleliśmy wówczas, że ma właściciela, bo garnęła się do ludzi i nie była zabiedzona, tak więc nie reagowaliśmy. Później już jej nie było. Pracownicy TOZ próbowali  złapać maluchy 2 listopada, ale się nie udało. W tej sytuacji spadło to na mnie. Koty nie miały wcześniej bliższego kontaktu z człowiekiem, stąd wyłapywanie było trudne. Najpierw, 5 listopada, złapałem rudo-białego, dwa dni później buro-rudą kotkę. Najtrudniej poszło ze srebrno-białą. Po wielu próbach udało się to dopiero 11 listopada. Postanowiliśmy szybko reagować, ponieważ 7 lat wcześniej znaleźliśmy w tej okolicy (30 grudnia) kotka skrajnie zagłodzonego, z jesiennego miotu. Praktycznie zostały mu najwyżej dwa dni życia. Na szczęście udało się go uratować. Żyje i ma szczęśliwy dom, mieszka u naszych znajomych w Jeleniej Górze. Mimo trudnego dzieciństwa wyrósł na dużego kocura.
Chciałbym wyłapać całą resztę, tzn. ostatniego malucha z rodzeństwa, matkę oraz jej córkę z poprzedniego roku, i oddać do adopcji. Kotka urodzona w poprzednim roku w tym też rodziła, ale podobno żaden kociak nie przeżył. Dorosłe kotki są oswojone i dokarmiane (nieregularnie) przez starszych ludzi mieszkających w najbliższej okolicy. Przesyłam zdjęcie jednej z nich. Obie to trikolorki. Od owych starszych ludzi dowiedzieliśmy się, że większość kotów, która przychodzi tam na świat, umiera w ciągu paru miesięcy. Muszę zakończyć tę gehennę. Gdyby znała Pani kogoś, kto chciałby zaadoptować dwie trójkolorowe kotki (jedną roczną, a drugą 2-3-letnią), bardzo proszę o kontakt.  
Sami mamy trzy koty po przejściach. Jeden został kiedyś mocno poparzony, tak że w tym miejscu nie wyrasta sierść. Drugiemu ktoś obciął część ogona i coś zrobił z łapą. Trzecia kotka wybrała nas jeszcze podczas budowy domu. W tej chwili ma już co najmniej 11 lat.  Do adopcji oddaliśmy blisko 30 przygarniętych wcześniej „sierot”. Mamy też kota rezydenta, który choć ma możliwość mieszkania u nas, woli tylko pomieszkiwać, najczęściej w garażu.  
Pozdrawiam serdecznie.
Jan K.   

Kochana śliczna kotunia do adopcji.
Tam, gdzie jest, żyje jej się źle.
Często głoduje. Może ktoś? 

Ona daje się brać na ręce panu Janowi, nie jest całkiem dzika.
A teraz już czas na rozkosz dla oczu. Zrobiłam im mnóstwo zdjęć. Tu tylko niektóre.
Ptyś, Miodynka i Królewna Ciuciu:














Widzicie to piękne kółeczko?






























A w niedzielę:

Pierwsza do swojego domu - z drugą, ośmiomiesięczną kotką -
pojechała Miodynka. Będzie się nazywać Luna. 
Druga wybrała się na swoje Ciuciu.
Domek pod Wrocławiem, mądra dziewczynka jako przyjaciółka,
druga młoda kotka do towarzystwa.
Koteczka to teraz Lusia.
Ptyś opuścił kociarnię Za Moimi Drzwiami jako ostatni.
Domek, a w nim piesek jak Rufi, króliczek, ogród,
a w niedużej odległości stadnina koni.
No i młoda pani, której był marzeniem.
Kotek czeka na swoje imię.
To była bułka z masłem, znaleźć tym cudom domy. Pewnie w jeden dzień znalazłyby amatorów, ale najpierw je zaszczepiłam, potem poczekałam, aż nabiorą wstępnej odporności i dopiero pozwoliłam im odejść. Mam nadzieję, że będą szczęśliwe i syte wśród tych dobrych ludzi, którzy je odnaleźli dla siebie.
Ja niestety nie umiałam się nimi cieszyć, jak mogłam. Radość zatruwał mi lęk o Szuszu, który się rozchorował. Już jest dobrze, wspaniale, a ja o tym najukochańszym z kotków opowiem Wam jutro. Zapraszam!

PODPIS



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...