Pokazywanie postów oznaczonych etykietą łapanka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą łapanka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 3 września 2013

O kotkach na babkę złapanych

Kto lubi długie posty?
Zapraszam. :)

(Opisana akcja działa się już ponad tydzień temu, 26.08.2013)

Oglądając te zdjęcia, wyobraźcie sobie centrum miasta,  
uliczkę w pobliżu pasażu handlowego, stare kamienice na tej uliczce, 
obok sklep monopolowy całodobowy i duży ruch samochodowo-pieszy.
W takim miejscu pewna czarna kota koci się co roku. 
Może dla niej, a może nie, ktoś wybił dziurę w piwnicznym oknie 
i przez nie widać zawalone do granic wyobraźni pomieszczenie oraz deskę, 
dzięki której kotka może do piwnicy wejść.
Dostałam informację od pewnej miłej dziewczyny, która wie, czym się zajmuję, 
o koczujących tam kotkach. Zaraz powiedziałam o tym Kasi
mojej od niedawna wspaniałej pomocnicy i dobremu duchowi.
Pojechałyśmy zobaczyć, jak się sprawy mają. 
Pojechałyśmy niezależnie, ale spotkałyśmy się na miejscu.
To też symboliczne. :)


Kotki z mamą siedziały pod schodkami. 
Pierwszą zauważyłam szylkretową kociczkę. 
No cudo, panie, cudo!


Uroda drugiego kotka, który się ujawnił, zaparła mi dech w piersiach. 
Przepiękny czarnuszek, puszysty jak maine coon! Ojej, jaki cudowny!!


Koteczki brykały, ale na każdy gwałtowny ruch czmychały do swojej piwnicy.


Przyszła je karmić samozwańcza opiekunka.
Wkoło stało dużo misek pełnych jedzenia, 
ktoś nawet dał im materiałową budkę.


Ta starsza pani doskonale rozumie, że to nie jest bezpieczne miejsce 
dla tych niezwykłych kociąt. Dla żadnych by nie było....

Widzicie go? :)
Czarnuszek wystawił główkę ciekawy, co będzie na obiadek i w tym momencie


do akcji wkroczyła Kasia.


Maleńkie arcydzieło natury zaglądało z lękiem, co to też tam szmera po kracie,


a Kasia kusiła go trawką 
(info dla Megi: wiem, że to babka zwyczajna, ale trawka lepiej brzmi),


i zachęcała,


i wabiła, aż...


maleńki stracił czujność


 i...


został schwytany!





W tym momencie jego los zmienił się diametralnie, 
bowiem od tej chwili kociak będzie miał dom.


Kasia zajęła się wabieniem kociczki.


Poszło równie sprawnie!


Malutka podzieliła los siostry (bo to czarne to, jak się okazało, dziewczyna)
i szybko znalazła się razem z nią w kontenerze.


Wtedy zaczęły dziać się cuda. Wezwana przez sąsiadkę pojawiła się kolejna sąsiadka, która, jak się okazało, nosiła się już z zamiarem wyłapania kociąt i zajęcia się nimi, ale nie umiała tego zrobić. Teraz zadeklarowała chęć otoczenia ich opieką i znalezienia im domu - najlepiej razem. U pani Agnieszki pomaganie kotom jest rodzinne, bo jej mama zajmuje się tym od lat i ma niezwykły talent w szukaniu im domów (muszą być z ogrodem!). Kociaki nie mogły trafić w lepsze ręce niż ręce jej córki. Powiem szczerze, że z zazdrości, że ja ich mieć nie będę, aż mnie skręcało, ale przecież miałam w domu jeszcze trójkowiczów, więc powinnam się cieszyć, że ktoś mnie wyręczył, ech... Wciąż, mimo że od tej akcji minął już ponad tydzień, nie mogę odżałować, że te kociaki nie są u mnie, buuuuuuuuuuuuuuuu!


I żeby było jeszcze ciekawiej, ulicą przechodzili właśnie młodzi ludzie, którzy wcześniej wzięli trzeciego dzieciaka z miotu czarnej kotki. Szli z nim do lekarza. Dzięki temu mogłyśmy zobaczyć też to niezwykłej urody kocie dziecko. Kotek ten ma dłuższe futerko, pędzelki na uszach i jest zjawiskowy. No, cudo, panie, cudo!

Po całej akcji, umówione na to, że Kasia będzie łapała kocią mamę, której okropnie było nam żal, poszłyśmy sobie nad Odrę na spacer i jak przystało na dwie blogerki, pstrykałyśmy zdjęcie za zdjęciem. A zachodziło właśnie słońce...










PODPIS


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...