|
Oto ona w całej swojej osiemnastokilowej okazałości. |
Nie sposób nie opowiedzieć tu historii Toi, suczki znalezionej w Strzelinie i mimo intensywnych poszukiwań właściciela wciąż bezdomnej, a więc zagrożonej wywozem do schroniska o nie najlepszej sławie. Toyą, która nazywała się wtedy "roboczo"... Kicia, opiekowała się niezastąpiona Joanna Waś ze Strzelina. My też, tzn. ja i fundacja Pręgowane i Skrzydlate wzięliśmy małą pod opiekę, aby ją przygotować do adopcji, czyli zapewnić jej kastrację, szczepienia itp. Możliwe, że dzięki tym zabiegom, a może wcale nie, Toya została wypatrzona przez naszą koleżankę blogową, znaną doskonale w naszym przyjacielskim kręgu - Anię z
http://swiattodzungla.blogspot.com/. Nie była to taka prosta miłość, bo Ania mieszka 650 km stąd, w Niemczech.
Zanim nastąpił przyjazd po Toyę, Asia z Julią opiekowały się Kicią rewelacyjnie. Socjalizowały ją z kotami, z innymi psami, nauczyły spacerować, no i dały jej wiele serca i miłości.
Ale cóż, taki los tymczasowych opiekunek - nadszedł w końcu czas rozstania...
Ania z mężem Piotrem zagościli przez chwilę Za Moimi Drzwiami, by następnego dnia rano poznać swoją córeczkę. I o tym właśnie jest dzisiejsza minifotorelacja.
|
Pierwszy dotyk! To mój pies... - pewnie myśli Ania. |
|
Anka przymierza się, by uściskać Asię, a Toya chyba jej broni. :) |
|
Uściskajmy się, Asiu, dziękuję ci!! - Ania cała wzruszona przytula jedną z opiekunek Kici. |
|
Wzruszenie... |
|
I druga opiekunka - Julia, |
|
ląduje w objęciach! |
|
A Toya lubi takie uściski. Towarzyska psinka. |
|
No to czas oddać smycz jej nowej pani. |
|
Ten moment nadchodzi i... |
|
I czyż nie tak wygląda SZCZĘŚCIE? |
|
No to idziemy na spacerek, aby Toya wybiegała się przed długą podróżą. |
|
Co za psina! Urocza! |
|
Wracamy do domku. |
|
Julia ze łzami w oczach żegna się z suczką, którą pokochała... |
|
A Toyeczka czaruje tymi swoimi poczciwymi oczyskami. |
|
Jeszcze na fejsa trzeba koniecznie wrzucić zdjęcie - dla koleżanek, co czekają na relację! |
|
A Toya to urodzona modelka! |
|
Nawet ja zdążyłam ją pokochać! I całowałam tę śliczną mordeczkę! |
|
No i ostatnie pamiątkowe zdjęcie. |
|
Asia z Julią cieszą się, że ich podopieczna znalazła dom. Miesiąc się nią zajmowały.
Można w tym czasie oddać całkiem serce... |
|
Kwiaty i owacje dla wszystkich! |
W tej opowieści najważniejsze jest to, że kolejny piesek znalazł doskonały dom!
Losy Toi będziemy mogli śledzić na blogu Ani:
http://swiattodzungla.blogspot.com/
A tu:
http://swiattodzungla.blogspot.com/2017/03/toya-dla-tych-bez-fb.html
i tu:
http://swiattodzungla.blogspot.com/2017/03/toya-relacji-ciag-dalszy.html
widać, jak piesek odnalazł się po zjawieniu się w swoim domku.
W związku z tą wizytą mam jeszcze jeden post do napisania. Następnym razem!
Miłego dzionka! :)
Takie relacje są okruchami dobra w tym porąbanym świecie :)
OdpowiedzUsuńToya ma niesamowitą mimikę pyszczka i chyba nie zdaje sobie sprawy, ile radości i wzruszeń wniosła w życie tylu osób :)) Również tych, którzy czekali na relacje fejsowo - blogowe :)
Nie byłam ostatnio tak całkiem na bieżąco, cieszę się z tej relacji:) Psinka faktycznie urocza, fajnie, że Panterka ją zaadoptowała:)))
OdpowiedzUsuńPS.1. Mam takie same tulipany - dostałam od syna przed jego wyjazdem:)
PS.2. Napiszę mejla.
PS.3. Czyżbym była druga?
A ja trzecia, to jeszcze podium :-) Toya jest cudownym pieskiem. Ten wyraz pyszczka... :-) Teraz muszę iść ale potem jeszcze wpadnę :-*
OdpowiedzUsuńCudowna historia:):):)
OdpowiedzUsuńCieszę się szczęściem Toyi, Pantery i męża Pantery. Fajnie, że się odnaleźli!
OdpowiedzUsuńIle radości dla wszystkich Zwierzolubnych dała ta/każda/adopcja.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla wszystkich zaangażowanych w akcję"Toya":)
To z pewnością bokserka musi być. No dobra, trochę wymieszana, ale tym samym jeszcze lepsza.
OdpowiedzUsuńAch, nie znudziłabym się wcale, czytając co dzień tylko takie happyendziaste opowieści zwierzęco-ludziowe!
OdpowiedzUsuńGalia Anonimia
Uwielbiam takie relacje, ciepło się na sercu robi.
OdpowiedzUsuńNooo, fajnie mamy, co nie? Dzisiaj chlop moj ugotowal sobie boczek od tesciowej i zostawil do wystygniecia na stole. Na chwile sie odwrocil i... pol boczku zniknelo w czelusciach paszczy Toyowej. Zeby jej tylko nie zaszkodzilo :)))
OdpowiedzUsuńNo cóż wiecie chociaż, że macie psa ;)
UsuńNo ale zeby po stolach chodzil? Jak jaki kot?
UsuńOna nie musi chodzić. Wystarczy że trochę stanie na paluszkach :-)
UsuńAle wskakuje na stol i nosem zanieczyszcza swiezo umyte szyby. Wrrr...
UsuńCoś pięknego. Ale zauważyłaś, jak psy po przejściach mają smutne oczy? One już nigdy nie będę radosne, cios po zdradzie człowieka zostawia okropne ,,znamię" w oczach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, jesteście Wspaniali przez wielkie W :D
Toya farciara, załapała się na wspaniały dom!!!
OdpowiedzUsuńPiękne spotkanie.Piękna Toya.I to ona była pisana panterze.Gosia z Jelcza
OdpowiedzUsuńWspaniała historia :)
OdpowiedzUsuńCo za ślicznie zmarszczone czółko!Panterko, niech Wam się razem wiedzie jak najlepiej!
OdpowiedzUsuńPantera czekała na swojego Psa. Po tylu podejściach :-) Szczęśliwych wspólnych lat wam życzę.
OdpowiedzUsuńJaka piekna historia, otymizmem napawa, zwierzaczki szczesliwe, ludzie tez!
OdpowiedzUsuńAż się cieplej na duszy zrobiło:)))
OdpowiedzUsuńjestem wciąż z Wami, choć tu rzadziej się odzywam, ale zawsze zaglądam :)
OdpowiedzUsuńAch... cudowna historia i przy okazji takie fajne blogowe spotkanie :)
OdpowiedzUsuńUściski dziewczyny!