Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zachód słońca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zachód słońca. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 17 września 2015

Zjawiskowy zachód słońca

Takie marzenie miałam...

Być nad polskim morzem. We wrześniu. Po sezonie. Spacerować po pustych plażach. Sycić oczy widokiem wszechobecnego  nagle nieba - mieszkania stada chmur, chmurek i obłoczków. Nieba - domu słońca i mgły. Nieba, co nie ma takiego gdzie indziej. Tego, co błękitem płynie z koronami świerków, gdy zadrze się głowę, idąc przez las. Sycić oczy bezkresem wielkiej wody. Przejrzystej, zimnej i fascynującej. Tej, co wieczorami przyjmuje słońce gorące jak... zachwyt. Wdychać zapach soli, świeżości i mokrego piasku. Wiatru plączącego włosy. Słyszeć uspokajający szum fal, głośniejszy niż złe myśli. Pochylać się, wypatrywać i podnosić kamienie jak klejnoty. Znajdować lśniące brązem podgrzybki i dusić je w aksamitnej śmietanie. 
Być razem. Rozmawiać. Cieszyć się z Fikuni, z tego, że jest. Zachwycać się nią w każdym momencie. Czuć miłość, co przysiadła na sercu i gniecie słodkim ciężarem. Być TU i TERAZ. 

Czy mogłoby być aż tak pięknie? 
A jednak! 

Tak właśnie jest. 



Ciekawe, kto jest bardziej szczęśliwy - zagadnęłam MójCiOnego. - Czy my, czy Fika. Czy my, bo mamy ją tutaj, czy ona, że jest tu z nami, że przyjechała nad morze. 
Oczywiście, że my - odpowiedział. 

Fisiulek nad morzem... To już temat na kolejną opowieść. :)

PODPIS

PS dla bardzo spostrzegawczych i dociekliwych. Z powodów czysto technicznych (bo brak sieci na plażowym pustkowiu) jako autorka posta figuruje niejaka JolkaM, która łaskawie wyraziła zgodę na zdalną współpracę. :)

sobota, 26 lipca 2014

Ślemy, ślemy, ślemy moc

Dla naszej Pantery chorej, zamkniętej w szpitalnej dżungli. Wiem, że dziś będzie Jej potrzebna.

Dla Ciebie piwonie:





Dla Ciebie kwiaty dzikiego bzu:





Dla Ciebie róże:





Dla Ciebie mnóstwo ciepłych myśli!

Ślijmy to wszystko, proszę,  na blogu Aniniech wie, że myślimy i mocno kibicujemy Jej powrotowi do zdrowia!

Anka, będzie dobrze!

PODPIS

sobota, 7 września 2013

Trzeci zachodni post

To już ostatnia seria zdjęć zachodów słońca nad Bałtykiem. Poprzednie, pierwszą i drugą, urozmaiciłam scenkami zaobserwowanymi przeze mnie podczas pobytu nad morzem. Dziś będzie to scenka z mojego życia. Niestety prawdziwa. Niestety jestem jej częściowym sprawcą, świadkiem i ofiarą, ale największą ofiarą jest...





Akcja dzieje się w dniu, a nawet o godzinie naszego odjazdu znad morza (10.08.2013). Jak może uważni czytelnicy pamiętają, poprzedniego dnia odwiedzili nas nad morzem Jola i Igor, a tego dnia rano byłyśmy z Jolką oglądać wschód słońca na plaży. Po śniadanku zaczęliśmy się pakować. Wszyscy krzątali się jak w ulu. Jola robiła nam kanapki, ja pakowałam i znosiłam torby pod bagażnik, a MójCiOn umieszczał na dachu samochodu rowery. Potem, kiedy wszystko zostało spakowane, nastąpił moment sprawdzania, czy coś w domku nie zostało, samochód ruszył i... coś okropnie zgrzytnęło! Rzuciliśmy się z niepokojem zaglądać pod auto. Niestety coś tam było. Niestety była tam... moja najcenniejsza torba. Najcenniejsza, bo z komputerem! 

Okazało się, że MójCiOn musiał ciut cofnąć przy pakowaniu rowerów na dach, bo przeszkadzały mu gałęzie drzewa. Cofnął i torba znalazła się pod autem. Kiedy ruszyliśmy, coś tam się o coś zahaczyło i z laptopa zrobiła się harmonijka... Buuuuuuuuuu!

Bolało, oj, bolało. Na szczęście dysk pozostał nieuszkodzony i odzyskałam wszystkie dane. No cóż, bywa... Oby tylko takie nieszczęścia spotykały nas w życiu. Wolałabym jednak na przyszłość uniknąć takich atrakcji... 






PODPIS

sobota, 31 sierpnia 2013

Zachodni film i nowe zwierzakowe historie

Poznajcie dziś, proszę, zwierzaki Marii, mojej miłej czytaczki i ziomalki.  :) 
Maria napisała bardzo ciekawie o swoich pupilach. Zachęcam do przeczytania. 


120. Maria Nowicka z Wrocławia, bezblogowa. Natchnęło ją w końcu, ku mojej wielkiej radości, żeby zapisać się do Zwierzolubnych.

W moim dorosłym życiu były trzy zwierzaki. Kiedyś w zamierzchłych czasach mieliśmy koty, ale to inna historia.
Piętnaście lat temu moja bratanica znalazła psiaka w parku, przywiązanego do drzewa. Akurat były imieniny mojej mamy, więc wręczyli go mojej mamie w prezencie. Otrzymał imię Podarek, a wołaliśmy na niego Darek. Piesio miał maleńkie ciało, ale duch był w nim ogromny. Był to psi zawadiaka, waleczny jak lew, terroryzował szczeniaka dobermana, prowokował rottweilera. No i był z niego pies na ko... suczki. To go zgubiło, domowi panowie go nie dopilnowali i wpadł pod samochód.
Następnego psa wzięliśmy ze schroniska. Trafiliśmy tam w porze karmienia i jedna sierota stała z boku i patrzyła, jak reszta jadła. Jak skończyli, poszedł wylizywać miski, no to padło na niego. Przez długą sierść czuć było wszystkie żebra. Był cały czarny, jak umorusany, więc mama nazwała go Morus. Morus to był pies ideał, kochający i kochany, mający swoiste pojęcie o wygodzie, co widać na zdjęciu, na którym trzyma głowę pod biurkiem, bo ja siedziałam obok, no i tak mu było wygodnie. Morus w trakcie spaceru z moją mamą stracił oko; wydrapał mu je wielki pies spuszczony ze smyczy na naszym podwórzu, trzeba je było usunąć. Bardzo cierpliwie znosił rekonwalescencję i szybko nauczył się żyć bez oka. Odszedł od nas w Wigilię, stary i schorowany.
AAAAAAAAAAAA teraz mamy KOTA. Mały kociak siedział na drzewie i miauczał, z tego, drzewka raczej, ściągnął go mój brat i przywiózł do nas. Nazwałam go Smyk, co przekłada się na Myk Myk - na to reaguje, albo Miki, w chwilach uniesień - Mykasia. Jest to kot wyścigowy i brykający. Od małego przyzwyczajony do wspinaczki po tkaninach rozpiętych na ścianie i po drabinie ciężkiej, drewnianej, którą zaadaptowałam na kwietnik i jest także drapakiem kota. Ostatnio do zabawy służą mu łodyżki od warzyw; gdy ma ochotę na zabawę, to podchodzi do lodówki i drapie, bo tam przechowywane są gałązki.

Oto Darek, Morus i Myk: 


**************************Witam Cię, miły Myku, wśród nas******************************

Wrócę jeszcze do rodziny, którą już przedstawiłam, ale okazało się, że wpisując ją do spisu, pominęłam cały opis, jaki przysłała mi Hana! Pominęłam jej jedno zwierzę - kotkę Grażynkę, a Ona nawet nie pisnęła słówkiem!  Te historie też są wspaniałe, co jedna, to bardziej łapiąca za serce.


115. Hana  pochwaliła się niezwykłym przystojniakiem: Przesyłam Ci zdjęcia mojego "moskala". Czyż nie jest absolutnie i zabójczo przystojny? A osobowość! Miodzio! Na pierwszym zdjęciu jestFrodo "przed", czyli pierwszego dnia w domu, zaraz po zabraniu go z "tymczasu", trzy, a właściwie już prawie cztery lata temu. Obok to pies "po", sprzed kilku dni.

Frodo ma ok. 3,5 roku, z dokładnością do 2-3 miesięcy. Na pewno był szczeniakiem wtedy. Pałętał się w okolicach Konina (Wielkopolska), aż odłowiła bidusia Alinka. Jak do nas trafił, to długa historia, w każdym razie wylądował w tymczasie pod Sieradzem, a stamtąd już do domu, czyli tutaj. I jest. Prześliczny, mądry, całuśny niesłychanie, uwielbia gości i parówki, kocha wszystkie bez wyjątku stworzenia, a zwłaszcza inne pieski. Chce się z nimi wyłącznie bawić. Nigdy nie okazał cienia agresji, nawet w stosunku do kotki, która była tu przed nim i pokazała mu, kto tu rządzi. Podporządkował się...

A kotka Grażynka przyszła do naszego śmietnika, żeby się pożywić. Znalazłam ją w stanie skrajnego wycieńczenia, miała koci katar, świerzb, gronkowca i paciorkowca w uszach, rany na brzuszku, pchły, że o innych robalach nie wspomnę. I ta przerażająca chudość. To się nie da opisać. Ryczę, jak to wspominam. Do dzisiaj jest tak, że nie mogę zostawić jej karmy, żeby sobie jadła, kiedy zechce. Ona je tak długo, aż zje, choćby miała pęknąć. I nauczona smutnym doświadczeniem je wszystko, co do jedzenia się nadaje. Kalafior, ziemniaki, rzodkiewka, wszystko! Spędza czas głównie na czekaniu na jedzenie i ewentualnie na spaniu. O piątej rano - pobudka, bo Grażynka wskakuje do łóżka i łazi po mnie w tę i nazad, aż wstanę i nakarmię. Wiem dokładnie, skąd przyszła i kto tak ją urządził. Tak więc Grażynka jest ukrywana, chociaż ten skurwiel (wybacz) raczej nie poznałby w niej tamtego kota. Ale wolę nie ryzykować, bo ludzie na wsi mają silnie rozwinięte poczucie, hm, własności, chociaż - jak się domyślasz - nikt jej nie szukał. Jednak wolę nie ryzykować. Teraz Grażynka jest naszym najpiękniejszym koteczkiem, chociaż ma charakterek. Kochamy ją jak szurnięci, nie bójmy się tego słowa.

Oto Frodo i Grażynka:



121. MIEJSCE DLA CIEBIE - zapraszam!

Hana zadała nam wczoraj pytanie:
Moje wielkie psisko ma ocean cierpliwości do "nowego", czyli Wałka - imię przylgnęło i on już pięknie na nie reaguje. Jest dokładnie takim rzepem, uwieszonym na Frodku przez cały czas. A co z nim wyprawia! Tarmosi, podgryza, wskakuje z rozpędu na jego grzbiet. Wszędzie w ogrodzie fruwają Frodkowe kudły, nie trzeba go czesać! Fantastycznie się dogadali. Kotka, niestety, dalej mieszka na szafie i nie podejmuje ryzyka, chociaż Wałek jest tylko ciekawski. Jakie macie doświadczenia w takiej kohabitacji?

I na koniec coś wyjątkowego. Kiedy mój syn, którego nazywam Wrocławskim, zobaczył zdjęcia zrobione przeze mnie nad morzem, spontanicznie skomponował do nich muzykę. W ten sposób powstał ten relaksacyjny filmik. Miłego oglądania i odpłynięcia
w świat marzeń... Polecam przed zaśnięciem. :)



Żegnaj, sierpniu, już za tobą tęsknię...

PODPIS

środa, 28 sierpnia 2013

Drugi zachodni post

Kolejna część zachodów, przedostatnia, i kolejna scenka.
Dziś nie do śmiechu.





Scenka:

Zachód.  Rodzinka nad morzem. Mama, tata i ok. 6-letnia córka. Mama siedzi na kocu, obok stoją cztery butelki piwa.  Tata trzyma w rękach telefon i filmuje córkę. Dziewczynka zanosi się od płaczu. Krzyczy „Tatuś, nie filmuj, nie chcę, nie chcę!”. Jest cała zasmarkana, w prawdziwej histerii. Tatuś zanosi się od śmiechu i goni ją z telefonem wokół koca. Mamusia śmieje się w głos. Świetnie się bawi. Tatuś też ma wciąż niezły ubaw. Nie daje małej uciec, nie odpuszcza na krok.  „Nie, nie, nie filmuj!” – wrzeszczy dziecko i ucieka. Pokaz sadyzmu trwa i trwa.

Zatrzymałam się i patrzę. Kręcę głową z niedowierzaniem. Mam nadzieję, że w moich oczach maluje się potępienie. W końcu zauważa mnie tatuś. Uśmiech mu gaśnie. „Coś się pani nie podoba?” – pyta agresywnie. „Tak, bardzo mi się nie podoba, co pan robi dziecku. Makabra.” – Mówię, patrząc mu w oczy. „To niech pani tu podejdzie!”  – butnie woła tatuś i robi krok do przodu. Chyba chce mnie bić, a co najmniej potraktować tak jak córkę. „Aha – mówię. – Tak myślałam, że pan nie dosłyszy, to pewnie dlatego tak się pan znęca nad dzieckiem”. Kręcę głową z niedowierzaniem, z potępieniem, z pogardą – bo to właśnie czuję, patrząc na tę rodzinę sadystów. W tym czasie dziewczynka schroniła się w ramionach nagle otrzeźwiałej matki i łka. Jej małe plecki drgają od płaczu.

Wyobrażam sobie, co ona czuje, jak zawalił jej się świat, w którym od rodziców powinna dostać opiekę i wsparcie, a dostała znęcanie się, odrzucenie, nieczułość, agresję. Jej życie nie będzie proste z tak agresywnym ojcem i wspierającą go matką. Odchodzę, wiedząc, że nie zapomnę szybko tej sceny.





PODPIS

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Pierwszy zachodni post

Po wschodnim poście nastał czas na post zachodni. 
Mimo że zrobiłam wielką selekcję, wciąż mam mnóstwo zdjęć do pokazania.
Osobiście mogę patrzeć na zachody bez końca, każdy z nich jest wyjątkowy.
Trudno byłoby mi wybrać najpiękniejszy.

Dziś część pierwsza, dla urozmaicenia wzbogacona 
dwiema scenkami, które zaobserwowałam, będąc nad morzem.




Scenka 1:
Na plażę wchodzi rodzinka: tatuś, mamusia i dwójka małych dzieci. Tatuś w ręce trzyma otwartą butelkę piwa. Po młynarskiej bladości skóry widać, że wszyscy zaliczają się do nowego turnusu wczasowiczów. Mamusia rusza na spacer brzegiem morza z jednym z dzieci. Tatuś jest wniebowzięty. „Wspaniale, wspaniale!” – powtarza, patrząc na morze i zachodzące słońce. Sadowi się na piasku gotów do podziwiania wieczornego spektaklu. 
„Tatusiu, chcę kupę” – słyszy od swojej drugiej pociechy. 
„O kurde…” – wyrywa się z ust ojca i perspektywa maszerowania z powrotem sprawia, że cała radość uchodzi z niego jak powietrze z przebitego koła…




Scenka 2:
Plażą idzie dziadek za rączkę z około pięcioletnią wnuczką. Dziadek podśpiewuje:
Martynka idzie na spacerek,
Potem zje sobie deserek,
Mamusia da jej pyszny serek.
Na to odzywa się mała cwaniara:
Oj, dziadzio, dziadzio, myślis, ze taki klótki spacelek wystalcy, zebym zjadła ten sel? Naiwny jesteś.





Zachody jeszcze będą. :)

Miłego dnia!

PODPIS

PS. Dziękuję bardzo za wczorajszą akcję dla trójkowiczów.
Wygląda na to, że jest skuteczna, trzeba tylko jeszcze dokonać pewnych formalności i już będzie można się cieszyć. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...