wtorek, 14 sierpnia 2018

Zaleganie psie pokotem

Kontynuacja Los Malinos  KLIK

Jak już chyba gdzieś wspominałam, w ciągu ostatnich  lat zmieniła się nieco nasza sytuacja zwierzęca; i nie żeby pogłowie się zmniejszyło, wręcz przeciwnie -  przybyło kotów-znajdów. Mogłoby to stanowić przeszkodę w przyjęciu jeszcze jednego zwierzaka do gospodarstwa, bo to i  dodatkowy koszt*, i miejsce trzeba było zorganizować, bo pies niemały i raczej nienadający się do domu. Jednak w związku z tym, że nasz staruszek Pudels od grudnia rezyduje poza  kojcem (w jego sytuacji zdrowotnej i kondycyjnej jest to lepszym rozwiązaniem), buda i zagroda były wolne. Tam więc na początku czerwca tego roku zakotwiczył Malin. W tej chwili jest to najlepszym rozwiązaniem, gdyż nasza posesja nie jest ogrodzona, a Malin jest psem powsinogą (tak został "wychowany" przez swojego pierwszego opiekuna, a i genetycznie ma chyba taką skłonność zapisaną) i puszczony wolno (jak np. Pudels) migiem poszedłby w las, i to dosłownie, bo gonitwy za zwierzętami bardzo go pociągają. Wobec ludzi i psów czy kotów jest łagodny i spokojny, ale sarny goniłby pasjami. To właśnie oraz brak możliwości puszczenia Malina wolno na posesji spędza mi sen z powiek, bo pod każdym innym względem zaadaptował się u nas bardzo dobrze. Z psami dogaduje się świetnie, zresztą i za pierwszym jego, wtedy jeszcze tymczasowym, pobytem było podobnie. Mimo że Pudels był jeszcze wtedy całkiem sprawny, no i niepozbawiony męskości (Malin zresztą też - początkowo), co mogło przecież skutkować męskimi spięciami. A jednak było inaczej - wszystkie trzy się świetnie dogadywały. I to się na szczęście nie zmieniło, co widać na załączonych obrazkach. Mam nawet wrażenie, a właściwie pewność, że po przybyciu Malina nasz staruszek nabrał więcej wigoru. Tłumaczę to sobie tym, że z jego punktu widzenia dołączył do stada ktoś z jego gatunku, a więc swój, podczas gdy wcześniej przybywało tylko kotów, których zresztą Pudels nie jest zwolennikiem. Nasz staruszek ma duże problemy ze stawami, trudno mu się czasem podnieść z leżenia, ale gdy tylko widzi któregoś kota, to natychmiast mu się włącza energia i zdobywa się nawet na galopik. Koty przywykły do tego, że mogą mu bezkarnie przebiec, a nawet przejść przed nosem, zwłaszcza gdy leży, bo zanim się z pozycji leżącej wygramoli, zdążą uciec.

Lesia i Pudels, Malin pod jabłonką.

Tytułowe psie zaleganie pokotem:
na pierwszym planie Leśna, za nią Pudels,
a w głębi Malin. Przy czym "w głębi" można odczytywać dosłownie, 
bo Maliner uwielbia leżeć w wykopanych przez siebie dołkach. 
Całkiem głębokich, co postaram się pokazać wkrótce, 
czyli gdy tylko zrobię zdjęcia jego aktualnym wykopaliskom. ;)


Tutaj znów cała trójca oraz zapraszająco wolny leżak.
Ten ostatni raczej ludzki, choć czasem zajmują go też koty -
najczęściej wtedy, gdy jest obłożony jakimś kocykiem
lub innym śpiworkiem, a jeszcze lepiej... człowiekiem. :)

Wraz z Malinem przybył nam dodatkowy obowiązek - mnie przeważnie spacer z rana, kilkunastominutowy, jeszcze przed pracą (a więc wcześniejsze wstawanie), a Igorowi (lub nam wspólnie) - długi popołudniowy/wieczorny włącznie z przebieżką. W sytuacjach podbramkowych w tych obowiązkach wspomaga nas także Pan Mąż. 
Ten pies potrzebuje ruchu... Chcieliśmy mu to zapewnić i w swojej naiwności już pierwszego wieczora po jego powrocie do nas na spacerze odpięliśmy go ze smyczy, żeby sobie na tzw. Psiej Łące pobiegał z Lechą. Ale ten łobuz nie docenił naszej wspaniałomyślności i dał nura w trawy i krzaczory. A Igor za nim. Ja nie byłam w stanie, gdyż akurat wygrzebywałam się z trwającego około miesiąca ataku lumbago. No więc dreptałam nerwowo z Lesią, trzymając kciuki za długie i sprawne nogi Igora, który go po paru minutach przydybał - nawiasem mówiąc u płotu leśniczówki, dokąd Malin się wypuścił, być może po to, by po paru latach niewidzenia przywitać się z tamtejszymi psami. W końcu jeszcze za pobytu u Niefrasobliwego biegał sobie swobodnie po całej wsi i okolicach i zapewne znał tamtejsze piesory.

Psia Łąka. Najpierw przebieganko, potem leżanko i mizianko.

Oraz przytulanko. Z jęzorkiem. :)

Jeśli chodzi o relacje Malina z kotami, to w zasadzie nie ma między nimi specjalnie bliskich stosunków. To znaczy Malin by chciał, i owszem, interesuje się nimi, gdy łazimy po obejściu na smyczy, ale koty raczej czmychają, gdy się zbliżamy, gdyż niewłaściwie odczytują żywe zainteresowanie Malina. Myślę, że gdyby ten chodził luzem (tak jak było wcześniej, kilka lat temu, gdy tylko nas odwiedzał, kiedy zwiewał Niefrasobliwemu), kontakty między nim i kotami ułożyłyby się bezkonfliktowo. Ponieważ jednak nie mają one bezpośredniego, swobodnego kontaktu, a dodatkowo Malin jest na uwięzi, nie może być między nimi tak całkiem luzacko. To także nieco mnie martwi i intensywnie myślę, jak mogłabym to zmienić. Się zobaczy - na razie musi być tak jak jest.

Co by tu jeszcze? Najważniejsze chyba napisałam... Ach, nie, chwila - jeszcze coś! Nie napisałam, że bardzo się cieszymy, że Malin jest z nami. Także dlatego, że i pani Krysia może być teraz o niego spokojna i mocniej skupić się na swoim zdrowiu, a i na pozostałych pieskach, którymi się opiekuje: Klusce staruszce  i Beniu.
Serdecznie pozdrawiamy, Pani Krysiu! Razem z Mańkiem, czyli jednak Malinem. :)

JolkaM

*Przy okazji kosztów chcę zaznaczyć, że oprócz wyprawki w postaci smyczy, misek, posłania i innych drobiazgów Malin został zaopatrzony przez panią Krysię w półroczny zapas karmy! Nie wspominając o innych smakołykach przesłanych nam ludziom przy okazji psiej przeprowadzki. 
Jeszcze raz bardzo dziękujemy, Pani Krysiu! :) 

PS Myślę, że nie zaszkodzi przypomnieć jeszcze jednego archiwalnego wpisu z Malinem - jest tam tyle energii! I chłodu, co nie jest przecież  tego lata bez znaczenia. ;) KLIK

J.



31 komentarzy:

  1. Jolko, szapo bas, taki pies to wyzwanie. Pamiętam ile nerwów kosztowały mnie ucieczki Wałka. Tylko dla Ciebie (dla Was) z mojej wiedzy nic nie wynika i mam tę świadomość. Nie mam niczego sensownego do powiedzenia, bo z Wałkiem przerobiłam wszystko, z rurą na szyi włącznie, o ile pamiętasz. Tutaj nie mam problemów, a najbardziej przyczynił się do tego szczelny płot. A może taka dłuuuuga smycz zamocowana na rozciągniętym drucie - pies wtedy może sobie biegać - wprawdzie w tę i nazad tylko, ale zawsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam rurę Wałka! :)
      Wiesz, Hana, też się zastanawiałam nad takim "wyciągiem". Malin miałby większy obszar do penetrowania. Jego kojec nie jest jakiś bardzo ciasny (4 x 5 m), ale to jednak zamknięta przestrzeń... Inna rzecz, że on w nim za dużo nie łazi - głównie zalega w wykopanym przez siebie dołku. A właściwie to już prawie studnia. Muszę temu zrobić zdjęcie. ;)

      Usuń
  2. O tym drucie też myślałam, zawsze to jakieś wyjście. Malin bardzo ładnie się uśmiecha, to taki typ łobuza, którego nie sposób nie kochać mimo że daje w kość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, masz rację, Ewa, jak to wczoraj napisała Marija: bałamut. Bardzo adekwatnie określiła Malinera. :)

      Usuń
  3. Ps. Co do komentarza pod poprzednim postem, to ja Ci wcale Jolko nie schlebiam, tylko zwyczajnie lubię czytać. Znów można zaglądać za ZMD, bardzo to lubiłam, a jeszcze jak był Jolko Gosiankowy duet to ach, ach...
    Z tego wszystkiego bardzo niepoprawny stylistycznie komentarz wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci Ewa, że bardzo tęsknię za tymi czasami, a jednak mimo że tematów mi nie brakuje to bardzo ciężko mi się wraca na bloga. Nie mam już tyle cierpliwości, żeby szykować wpisy. Mam teraz fajny temat o ceramice i zabieram się i zabieram. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie.

      Usuń
    2. Właśnie, Gosiu, pamiętasz, jak my przy niektórych postach współpracowałyśmy. Mnie najbardziej utkwiły w pamięci chyba te z Japonii, kiedy to wysyłałaś mi fotki i dość surową treść, a ja robiłam zagajenie i dokomponowywałam Twoje zdjęcia i tekst. To było dosyć karkołomne zadanie, ale chyba nam się przeważnie udawało. :)

      A o ceramice, owszem, bym chciała; mignęły mi gdzieś na twarzaku Twoje prace - powinnaś koniecznie o tym napisać. :)

      Usuń
    3. Gosia, napisz o ceramice, proooszę...

      Usuń
  4. Jolu dziękuję.Krystyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my dziękujemy, Pani Krysiu. :)
      Jak Pani widzi, wreszcie zebrałam się i napisałam parę słów o Mańku/Malinie. Wszystko u niego w porządku, jest grzeczny i... uwodzicielski. ;) Bałamut, jak napisała Marija. :)

      Usuń
  5. Malin ma coś z akity. A to, wiadomo, trudne psy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, Malin to jakaś kompletna pomieszanka ras. Nie mam pojęcia, co to był za mezalians, ale dziecię wyszło z tego dość osobliwe. ;)

      Usuń
  6. Jolko, pamiętam, jak zawoziliście Malina do pani Krysi, bo w drodze powrotnej odwiedziliście nas, a zwłaszcza Igę i Jagę, czyli KaliMali :) Wiesz, że Rufcia naszego kochanego od blisko trzech miesięcy już z nami nie ma :( Pozdrawiamy :) Tiya_Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, i ja pamiętam! Również to, że błądziłam na obwodnicy, i trochę też na Waszym osiedlu. Tak to jest, jak się kierowca z prowincji wyprawi do dużego miasta. No ale warto było, bo nie dość, że Wy, to jeszcze Iga i Jaga, i pozostałe Wasze koteczki, i to poczciwe, wielkie psisko z wielkim gnatem do obgryzania... Chyba pierwszy raz widziałam tak dużego piesorka na żywo. Żal, że już go nie ma. Nasze zwierzęta odchodzą za wcześnie... :(

      Ściskamy Was mocno, Aniu. Ucałuj S. i wszystkie koteczki. I, o ile dobrze kojarzę, macie chyba też pieska staruszka błąkającego się w Waszej okolicy i przygarniętego...

      Usuń
    2. Tak Jolu, mamy - kochaną, schorowaną staruszkę Finę - mądrą, zrównoważoną, cichutką, kochaną Finę. Drżymy o jej zdrowie każdego dnia, no ale dobrze, że z nami jest. Ciebie i Twoją ludzko-zwierzęcą gromadkę serdecznie pozdrawiamy, a gdybyś w okolicy cudem przebywała - zapraszamy :)

      Usuń
    3. To jeszcze buziak w nos Finy, Aniu. :)
      Dziękujemy za pozdrowienia i za zaproszenie. Już w zeszłym roku planowałam wypad do Trójmiasta, a głównie do Gdańska, bo to przecież blisko, a ja wcale nie znam tego miasta! Jednak na planach się skończyło, a właściwie przełożyłam je na tegoroczny urlop. Ale ten właśnie mi się kończy i znów nie dam rady. Takie to jest to moje planowanie. ;)

      Buziaki!

      ♥♥

      Usuń
    4. To jeszcze buziak w nos Finy, Aniu. :)
      Dziękujemy za pozdrowienia i za zaproszenie. Już w zeszłym roku planowałam wypad do Trójmiasta, a głównie do Gdańska, bo to przecież blisko, a ja wcale nie znam tego miasta! Jednak na planach się skończyło, a właściwie przełożyłam je na tegoroczny urlop. Ale ten właśnie mi się kończy i znów nie dam rady. Takie to jest to moje planowanie. ;)

      Buziaki!

      ♥♥

      Usuń
  7. Jolu, wiem jak tęskniłaś za tym pieskiem i dlatego nie martwię się wcale, że masz teraz trochę trudności. Jestem pewna że je pokonacie i zaraz Pan Mąż uczyni wspaniałe ogrodzenie i Malin będzie mógł biegać do woli. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym ogrodzeniem to nie taka prosta sprawa, bo mamy spory obszar. Chyba że dałoby się ogrodzić częściowo. Zobaczymy. Muszę trochę podrążyć... skałę. ;)
      Nawiasem mówiąc, i tak nieźle, że Pan Mąż dał się tak szybko namówić na przyjęcie Malinka. Inna rzecz, że użyłam między innymi dość przykrego argumentu, mianowicie zaawansowanego wieku Pudelsa i jego coraz słabszej kondycji. :( Ale, jak wspomniałam wyżej, tymczasem Pudelsowi też najwyraźniej dobrze zrobiło przybycie Malina, jakby odmłodniał - żeby dorównać młokosowi. ;)

      A że tęskniłam to fakt, zdarzało mi się wspominać dni, kiedy Malin z nami pomieszkiwał, najpierw na werandzie; potem ten czas, gdy go wydobywałam z tarapatów, gdy jeździł ze mną do pracy... Jeju, te nasze codzienne podróże do Koszalina i z powrotem (chyba przez kilka tygodni) to było coś niesamowitego. Nigdy nie zapomnę, jak umoszczony obok, na siedzeniu pasażera, ufnie kładł swoją głowę w okolicy moich ud lub na dłoni ułożonej na drążku zmiany biegów, czasem uniemożliwiając ich przełączenie... :)

      Usuń
  8. https://2.bp.blogspot.com/-0v0rXRAxBRU/VIDNWbKvpWI/AAAAAAAAB7o/owvO1y2EgyQ/s1600/park%2Bi%2Binne%2B081.jpg - koniecznie przypomnijcie sobie to... To niemal czterokilogramowa przeszłość Malina.

    OdpowiedzUsuń
  9. Do Malina serce moje bije.Coś ma niewątpliwie z hasiora.A mojej Lunki hasky nie ma juz od listopada.Mamy nową Lunkę . Mama Hasky tatuś nieznany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, doszło do mezaliansu zapewne niemałego między rodzicami Malina. ;) Ale może właśnie dlatego ten piesor jest taki cudownie łagodny.

      A dawna Lunka chorowała czy była już staruszką, Gosiu?
      To smutne, że one nas pozostawiają, te nasze zwierzaki...

      Usuń
  10. Miała osiem lat nie była stara.Chorowała na padaczkę.Co spowodowało ,że miała jakieś zmiany w mózgu.I zapolowała za naszym kotem.Spadła z kuchenki.Zwaliła czajnik i spadając się o niego uderzyła.W sekcji wyszło ,że miała pękniętą przeponę.I wdało się zapalenie trzustki.Zmarła przy mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To smutne, Gosiu, bardzo współczuję Ci tego doświadczenia.

      Uściski!

      Usuń
  11. No i częstotliwość ukazywania się postów mnie zaskoczyła:D:D:D
    Malin i Lesia i Pudels tworzą piękny psi... obrazek. Nie chcę pisać "pokot", bo mi się źle kojarzy, choć oczywiście wiem, co miałaś na myśli:) Czekam na zdjęcia Malinowych dołków, wraz z opisem, mam nadzieję:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Ninko, ten "pokot" może trochę kontrowersyjny. Mniej inwazyjny byłby przysłówek "pokotem", ale wtedy bardziej zagubiłby się w tym słowie "kot", do którego oczywiście chciałam nawiązać w swoim kocim zakręceniu. Tak czy siak, dałaś mi do myślenia, tym bardziej że od samego początku miałam wątpliwości, nadając taki tytuł. W związku z tym trochę w nim post factum pokombinuję. ;)

      O dołkach pamiętam i się postaram, zwłaszcza jeden jest spektakularny. ;)

      Usuń
  12. Dobrze, ze sa ludzie, ktorzy ratuja takie znajdy. Sama mialam okazje kilku takim pomoc, i wdziecznosci na pyszczku takiego psiaka jest cudowna. Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Naturalne zioła wyleczyły tak wiele chorób, że leki i zastrzyki nie mogą wyleczyć. Widziałem wielkie znaczenie naturalnych ziół i cudowną pracę, jaką wykonali w życiu ludzi. Czytałem w Internecie zeznania ludzi na temat tego, jak zostali wyleczeni z opryszczki, HIV, diabetyków itp. przez ziołolecznictwo Dr.DAWN, więc postanowiłem skontaktować się z lekarzem, ponieważ wiem, że natura ma moc uzdrawiania wszystkiego. Zdiagnozowano u mnie HIV przez ostatnie 7 lat, ale Dr DAWN wyleczył mnie swoimi ziołami i od razu skierowałam do niego ciotkę i jej męża, ponieważ oboje chorowali na opryszczkę i też zostali wyleczeni. Wiem, że trudno w to uwierzyć ale jestem żywym świadectwem. Próbowanie ziół nie zaszkodzi. Jest także rzucającym zaklęcia, rzuca zaklęcia, aby przywrócić rozbite małżeństwa i zaklęcia powodzenia, aby prosperować i doskonalić się w życiu. Skontaktuj się z Dr.DAWN e-mail: ( dawnacuna314@gmail.com )
    Whatsapp: +2349046229159/
    +3550685677099

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...