http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2017/02/koko-szanel-za-moimi-drzwiami.html
Rodzeństwo wydobyte trochę podstępem dłuuuugo się ośmielało, myślę, że miesiąc spędziło Za Moimi Drzwiami, a potem znalazło wspólny dom. Pamiętacie?
Szanel - wielki atramentowoczarny kocurek długo siedział w kącie, na łóżku piętrowym, za takim słupkiem, który tam jest i stąd jego przezwisko.
Co to była za radość, gdy kotki znalazły wspólny dom, a były wciąż jeszcze pełne obaw co do człowieka! To był prawdziwy cud - pojawienie się tej rodzinki, mającej w sercach nauki dr Sumińskiej, że jeśli koty, to tylko dwa! I mimo moich obaw, jak dadzą sobie radę - świetnie sobie poradziły. Piękna historia!
Retrospekcja:
Wracamy do teraźniejszości: wyobraźcie sobie, że jest u mnie w tej chwili ich tatuś!
Oto on! Tadam!
A więc tyle już wiecie, że Tatusiek jest ojcem Koko i Szanela, a to ojcostwo widać jak na dłoni, po prostu skóra zdjęta z... syna! :) Szanel wyglądał identycznie! Wiecie też, że jest wielkim kocurem ważącym ponad sześć kilo, że ma piękne zielone oczy i jest ogólnie zachwycający.
Nie wiecie, że półtora roku temu kotek najprawdopodobniej uległ wypadkowi samochodowemu, w wyniku którego uszkodził sobie lewą przednią łapkę...
Od tego dnia prowadził życie, jakiego żadnemu zwierzakowi nie życzę.
Po wypadku kocurek został złapany, umieszczony w klatce w piwnicy. Spędziłby tam półtora roku, ale w międzyczasie dwa razy zwiał i został ponownie złapany. Włącza mi się od razu empatia i wyobrażam sobie, co przeżywa zwierzę, które było królem swojego podwórka, myślę o tym, jak okrutny to dla niego los być narażonym na kontakty z człowiekiem, na klatkę w piwnicy, na ciągłe wizyty u weta...
Uszkodzenie łapki było na tyle trwałe, że nie chciała ona wrócić do sprawności. Dodatkowo, gdy kocur wymknął się drugi raz swojej opiekunce, poobijał gdzieś łapkę w brudnej piwnicy, pogłębił i rozpaskudził sobie ranę na nadgarstku, która jest leczona do dziś.
Oczywiście kotek będzie konsultowany, ale ryzyko amputacji łapki jest bardzo duże. Dotychczasowa opiekunka - starsza pani, bała się podjąć taką decyzję, stąd trzymanie go w zamknięciu. Ja wiem i rozumiem ten strach, ale kotek musi zacząć żyć! Jeśli trzeba, jeśli naprawdę nie ma innego wyjścia, to trzeba będzie to zrobić.
Czy Tatusiek na trzech łapach znajdzie swój dom? Czy ktoś pokocha takiego kotka?
Oczywiście nie czas teraz na martwienie się tym.
Ta cała historia nie jest czarno-biała. Ma wiele odcieni. Chciałabym, abyśmy nie skupiali się na tym co niedobre. Ważne, że to piękne zwierzę trafiło na swojej drodze na wiele osób, którym na nim zależało, począwszy od starszej pani, która zajmowała się nim z wielkim oddaniem, lecząc ranę, konsultując i targając go (a jest co!) do weterynarza - nawet codziennie, jeśli trzeba było. A że nie umiała się z nim rozstać i trwałoby to pewnie jeszcze latami... W międzyczasie kocurkiem opiekowała się dr Kasia z pobliskiej lecznicy, nie dość, że robiła to za darmo, to z prawdziwym sercem - zależało jej na jego losie. To wszystko było, minęło, bo zjawiły się jeszcze inne osoby, które wręcz zawalczyły o wydostanie Tatuśka z "więzienia": Kasia i Bernadeta. No i jest!
Napiszmy mu nowy rozdział historii, tym razem dobry!
Oby, oby! Baaaardzo bym chciała!
Tatusiek, dzień drugi.
Nie da się ukryć: kotek jest przerażony. Ukrył się w kąciku, a kiedy go znalazłam i chciałam pogłaskać, postraszył mnie pozorowanym atakiem. Musimy dość szybko się zaprzyjaźnić na tyle, abym mogła go dotykać, ponieważ niestety kocurkowi trzeba robić zastrzyki, i to aż dwa...
Kotek odkrył parapet i widok na ptaki buszujące na świerku. Tyle dobrego na razie!
18:00
Uff, jesteśmy po zastrzykach, choć lekko nie było. Chłopak uciekał, aż bałam się, że sobie coś zrobi. W końcu wylądował na parapecie. Podstępem - najpierw dotykałam go patyczkiem z piórkami (taką sztywną wędką); syczał i groził, potem zamieniłam patyczek na szczotkę - udało mi się trochę uśpić jego czujność... Potem zamieniłam patyczek na dłoń, a wreszcie na strzykawki...
Całość trwała 40 minut.
Jeszcze czeka mnie zmiana opatrunku. Nie wiem, jak to zrobię...
20:00
Uffff!!! Melduję wykonanie zadania! Opatrunek zmieniony, choć spociliśmy się ze strachu oboje. 😲
Nie podoba mi się ta rana ani cała łapka. Kot jej nie używa, ona tylko mu przeszkadza i jest wciąż urażana. Oczywiście to na moje - laika - oko.
Kocurek dostał nowe imię; Bonifacy!
Przepiękny kocur, te oczy i ta czarna błyszcząca sierść 😀 Niestety zabiegi pewnie trochę wydłuża w czasie jego socjalizację i ufność do Ciebie, ale najważniejsze jest teraz jego zdrowie i usprawnienie łapki......Oby tylko słupka nie odkrył ......Życzę Tatuskowi sprawnej łapki i żeby zrozumiał ze to wszystko dla jego dobra.
OdpowiedzUsuńOby faktycznie nie odkrył tego słupka, bo ciężko byłoby mi z drabiny oporządzać go... :)
UsuńKotek w zasadzie od poczatku...mial i ma szczescie. Niech go dalej nie omija a pomnaza sie! I trzymam kciuki za lapke.
OdpowiedzUsuńMasz rację, stawiasz kolację! ;) A, właśnie, kiedy będziesz we Wro? :)
UsuńGosiu kolejne trudne zadanie dla Ciebie.Ale kto jak nie Ty.Dobrze,że ten parapet odkrył.Fejsa mam w pracy więc śledzę wszystko[z czego się bardzo cieszę].A kotki pani Lucynki to Ańdzia i Bunia teraz.
OdpowiedzUsuńFaktycznie! Muszę wybrać się do pani Lucynki z aparatem. :) Fajnie, że masz tego fejsa, cieszę się. Na fejsie postów jest co niemiara!
UsuńKolejne bardzo trudne wyzwanie, oswoić takiego przerażonego kotka. Nie wie biedaczek, że to jego okno na świat,na miłość, na spokojne,dobre życie. Kibicuję I jemu i Tobie,żebyscie dali radę,żeby nabierł zaufania,co jest trudne,bo przecież musisz mu i leki podawac i zastrzyki i opatrywac łapkę.To nie sprzyja zaprzyjaźnianiu.Powodzenia!
OdpowiedzUsuńKotka ,którą opiekuje się ciotka zwyczajnie się jej boi, nie lubi jej,nawet jej głosu, bo kojarzy ją sobie od razu z zabiegami pielęgnacyjnymi, a niestety, ciągle koteczka ma jakieś problemy zdrowotne i nadal kiepsko znosi towarzystwo kotki rezydentki:(
Ojej, mam nadzieję, że ze mną tak nie będzie, choć zaczynamy przyjaźń od trudnych spraw, ale on jest do tego przyzwyczajony i pewnie myśli, że człowiek równa się bolesne, mniej lub bardziej, zabiegi...
UsuńSprowadzę mu koleżków, którzy są oswojeni, niech się chłopak uczy, że ludzie nie gryzą. :)
Tatusiek-Tusiek?
OdpowiedzUsuńPasuje! :)
UsuńTen kiedyś wspaniały, dumny kocur piorunem wróci do siebie. Już widać ile dla niego znaczy możliwość ponownego oglądania świata, choćby przez okno. Był wolny a za nie swoje grzechy 1,5 roku spędził w piwnicy bez dziennego światła. Jest młody - ma jeszcze szmat życia przed sobą. Kiedyś się znowu otworzy, a wcześniej na pewno ktoś go pokocha, bo jest PIĘKNY do zakochania :)
OdpowiedzUsuńJa już go kocham i to nie jest tylko takie gadanie. Zachwyca mnie jego łeb jak grejpfrut, wielkie zielone oczy, jego czerń, jego dzikość, ech...
UsuńZ moich nowych wiadomości wynika, że on nie siedział cały czas w tej piwnicy, że dwukrotnie zwiał, z tego raz był na wolności bardzo długo...
Wygląda jak mała nieśmiała pantera. :) Mam nadzieję, że strach szybko ustąpi i kocina wróci do zdrowia.
OdpowiedzUsuńPantera jak nic! Cudny jest!
UsuńChyba nawet na dzisiejszym filmiku widać, że Tatulek miałby nieśmiałą chęć zaufać. Oby!
OdpowiedzUsuńGalia Anonimia
On ledwo to znosi, ale od czegoś trzeba zacząć. :)
UsuńJaki on piękny! Życzę mu całkowitego powrotu do zdrowia i zaufania do ludzi.Napisałabym więcej ale czarne futro się wpakowało i blokuje mi rękę...
OdpowiedzUsuńHre, hre :)) Czarne futra są the best! Tęsknię okropnie za magicznym Hokusem-Pokusem...
UsuńTatuniu, jesteś piękny... Dla mnie - ty swoim szóstym zmysłem pojmiesz dlaczego - czarne koty, z oczami koloru twoich, zawsze będą najpiękniejszymi istotami świata.
OdpowiedzUsuńI tak jak piękny, tak dzielny i mężny jesteś. Zaufasz, nie będzie to szybko, ale potem pokochasz nad życie. I Ty wiesz, skąd ja to wiem... Wy - małe czarne pantery - tacy jesteście. Zdrowiej kochany.
Poetka z Ciebie, sowo! :)
UsuńSłodziak
OdpowiedzUsuńHmm, raczej dziki lew! :)
UsuńKibicuję Tatuśkowi i Tobie, Gosianko, bo to nie lada wyzwanie taka dzika, czarna pantera. Podziwiam Cię za całokształt, ale teraz przede wszystkim za odwagę, chyba by mi jej zabrakło w konfrontacji z tym wielkim, silnym kocurem.
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki i łapki, ja i moja banda trojga ( w tym Czarnulka :) ).
Trzymaj, Ksan, dzięki!
UsuńCóż można jeszcze napisać... powodzenia Gosiu :) Uda się. Ty, Tatuśku, zdrowiej, bo może już czeka gdzieś tam na Ciebie - nowy Domek :) Trzymam kciuki...
OdpowiedzUsuńDzięki, ten domek na końcu to szczyt marzeń!
UsuńObserwuje, obserwuje. Przerazony, ale powoli sie chyba oswaja. Ech, dzielna jestes ♥
OdpowiedzUsuńEch, wiesz... masz rację, to niełatwe. :*
UsuńPiękny jest ten szczęśliwy nieszczęśnik ♥
OdpowiedzUsuńOby się udało tę łapkę uratować
Oby, dzięki!
UsuńKibicuję i obserwuję na FB ;-)
OdpowiedzUsuńKciuki trzymam !
Cieszę się, że jesteś, Amyszko!
UsuńPiękne, czarne kociaczki; tatuś zapewne znajdzie świetny domek;
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Gosiu
ps. piszę parę słów ale widz, że Twój blog czytam niemalże na bieżąco ... jakoś ostatnio czasu mam mniej na wpisywanie się
Dzięki, Joasiu, nie ma za bardzo co czytać. Prawie wcale nie piszę ostatnio... Buziaki.
UsuńGosiu, piszę tutaj, bo nie mam fb. Małe zakupy były zrobione z DaWandy. Większe będą za około miesiąc. Zooplus, co trzy miesiące - smakołyki dla czarnej małpy. :)
OdpowiedzUsuńO, kurczę, ale numer! Będzie pierwsza prowizja nie z Zooplusa. Dziękuję! To na szczęście. :) Ciekawe co kupiłaś, Bogusiu. Dziękuję. :))
UsuńGreat article..I am looking so forward to your blogcomment and
OdpowiedzUsuńI love your page on your post.. That is so pretty..
ดูหนัง