Są historie szczególnie zasługujące na uwiecznienie.
Aby się wzruszyć, aby się zbudować i cieszyć, że jeszcze jedno bezdomne, biedne stworzenie zostanie uratowane.
Ale publikuję ją, bo MUSIMY TRZYMAĆ KCIUKI, aby się to przedsięwzięcie powiodło.
Mam taką niezwykłą koleżankę - Agnieszkę. Aga mieszka w Irlandii i tak się stało, że wyrwała się niedawno na krótki urlop na Sycylię.
Sycylia, w ogóle Włochy, tak jak i Grecja, to dla mnie jedno skojarzenie: biedne koty...
Znam już niejedną historię urlopowiczów, którzy zamiast odpocząć, wracają wykończeni, ze złamanym sercem.
No i tym razem stało się tak samo, tylko że zakończenie tej historii MUSI być wspaniałe!
Poczytajcie, co napisała Aga:
Jutro wracam do irlandzkiej rzeczywistości po krótkiej przerwie na Sycylii. W trakcie naszego pobytu zaprzyjaźnił się z nami kot, taka lokalna bieda z nędzą. Chcę go zabrać do Irlandii (!!), i tu zaczynają się schody.
I Agnieszka zaczęła ostro działać, by:
Ugadałam się z właścicielem domu, że będę mu płacić za jedzenie i zrobienie paszportu (...).
Czip i szczepionkę przeciwko wściekliźnie już mamy. Mamy też kontenerek, żarcie na miesiąc i obietnicę odebrania paszportu. Za miesiąc muszę po nią przyjechać, bo jak mnie dzisiaj jedyne irlandzkie linie poinformowały - zwierząt nie zabierają. Ale damy radę. Będą następne wakacje.
Za pół dnia:
Kot ma już paszport. (...) Luśka (od patronki Sycylii) już od czternastego może jechać do Irlandii.
Oby wszystko poszło sprawnie, bez zbędnej biurokracji.
Sycylia jest dziwna. W niektórych, bardziej turystycznych miastach można dostać karę za dokarmianie kotów. Jednocześnie świadomość potrzeby sterylizacji nie istnieje, nie ma schronisk, fundacji, rząd ma gdzieś ten problem, zwierzęta się mnożą, więc i mnoży się bieda... Błędne koło się zamyka.
A to jest, moi drodzy, najciekawsze i najbardziej imponujące:
Z Dublina albo Rosslare do Roscoff (pokazuje mi też Cherbourg, zależy od linii) i dalej przez Genewę, Mediolan, Rzym, Neapol na Sycylię, do Giardini Naxos. Kupa kilometrów (chyba 2400 w jedną stronę), ale nie widzę innego wyjścia. Mama ze mną jedzie, trochę towarzysko, a trochę do pomocy, np. płacenie czy bilety na autostradzie (bo mam kierownicę z drugiej strony).
Mogłabym Lufthansą, ale są trzy międzylądowania i leci się kupę godzin. Do tego masa naszych gości narzeka na obsuwy w lotach, przesunięcia, odwołania, bo pogoda jest jaka jest. Poza tym nigdy nie latałam ze zwierzakiem, za to dużo jeździłam, mam dużą klatkę na tylne siedzenie, taką z kuwetą i miseczkami na jedzenie i wodę (przerobiona klatka dla królików).
Będziemy nocować po drodze, obliczyłam, że podróż plus dwa obowiązkowe dni na miejscu zajmie nam tydzień.
Agnieszka zapytana dlaczego to robi, bo to przecież tak wiele zachodu dla jakiegoś tam kota; pieniędzy, czasu, wysiłku - odpowiada, że nie mogłaby zasnąć, gdyby nie pomogła temu biednemu stworzeniu skazanemu na samotność i głód po sezonie, gdy wyjadą już turyści, a gospodarze zamkną kwatery na zimę... Co by się wtedy stało z Luśką? Tam nie ma nic, żadnych zabudowań, tylko góry...
To musiało być przeznaczenie, naprawdę, a wiecie czemu? Nie dlatego, że to biała, ładna kotka, bo równie dobrze mogłaby być czarna, bura, a nawet fioletowa. ;)
Otóż kotka Lucynka ma... uczulenie na słońce! Irlandia w związku z tym będzie dla niej na pewno odpowiednim krajem. :)
I jeszcze jedno. Czy ktoś ma doświadczenia podobne do tego? Dzielcie się, proszę.
I wspierajmy Agnieszkę z całych sił!
Lucynko, Lucynko!
OdpowiedzUsuńSzacun Agnieszko! Jesteś super. Trzymamy kciuki za powodzenie akcji M&M&M
OdpowiedzUsuńO RANY, LUDZKIE SŁOWO NIE WYPOWIE! Wielki szacun! Będę trzymać wszystkie paluchy z całej siły!
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy Lucynka szybko zacznie mruczeć po ... no właśnie, po jakiemu?
Galia Anonimia
Aga, jeszcze raz powiem JESTEŚ WIELKA. Uda się, musi się udać.
OdpowiedzUsuńTo jest jak wejście na Mount Everest.
OdpowiedzUsuńMoja imienniczka :D... Mocne kciuki - niech podróż minie spokojnie i wszystko będzie tak jak trzeba :)!
OdpowiedzUsuńO Boze dziewczyno ....powodzenia !!!!
OdpowiedzUsuńJeżeli koteczka ma paszport, czip i jest zaszczepiona przeciw wściekliźnie to z wjazdem do Irlandii nie będzie problemu. Dobrze, że podróż jest samochodem bo samolot to zdecydowanie niebezpieczny środek transportu dla kota. Zdarza się, że kot jest umieszczany w samolocie cały i zdrowy, a po przylocie na miejsce okazuje się zamrożony na śmierć (zwierzęta nie podróżują w kabinie dla pasażerów).
OdpowiedzUsuńA tutaj podobna historia - ratowanie kotka z greckiej wyspy Rhodos:
http://www.dailymail.co.uk/travel/travel_news/article-2728657/It-expensive-trip-I-planned-Holidaymaker-spends-1-000-two-months-rescuing-starving-kitten-half-tail-Greek-island.html
Wszystko będzie dobrze, powodzenia Agnieszko!
Zanim szczepienie nabierze ważności musi minąć 21 dni. Wtedy Lusi będzie miała już wszystko jak trzeba. Oby tylko gospodarz dotrzymał słowa i karmił ją codziennie...
Usuńjak można coś takiego napisać. Koty jak i inne zwierzęta do 8 kg podróżują na pokładzie a nie w luku bagazowym. Ten luk bagażowy to spcjalne pomieszcenie z klimatyzacją. Inną sprawą jest że nie wszystkie linie zabierają zwierzęta. Powodzenia i szczęsliwego życia dla Was i Lucynki
UsuńWspieram ze wszystkich sił i podziwiam energię, upór i determinację. POWODZENIA!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAga tak już to wszystko dobrze wymyśliła i przygotowała, że na pewno się uda !
OdpowiedzUsuńA to, że jest cudowną kobietą, to wiadomo :)
Trzymam kciuki ♥
Serce, empatia i miłość do zwierząt.
OdpowiedzUsuńWielki szacunek dla takich dobrych LUDZI.
Powodzenia!
Mam wielki szacunek dla Agnieszki.Będzie dobrze.Wiem co to znaczy zakochać się w zwierzaku o sama mam kotkę przemyconą przez dwie granice.Przyjechała do mnie malusieńka 7 ( ? ) miesięczna kotka z kocim katarem ,pchłami, zawszona i pogryziona. Weterynarz nie dawał dużych szans na przeżycie,ale udało się. Już od 3 lat zaprzyjażniona z psem.
OdpowiedzUsuńSuper! Dzięki za to!
UsuńTrzyman kciuki bardzo mocno.
OdpowiedzUsuńJeju, jestem pod wrażeniem determinacji Agnieszki i trzymam kciukasy za przeprowadzkę Lucynki.
OdpowiedzUsuńPS. Gosiu, pamiętasz opowieść państwa, którzy latem wzięli od Ciebie Gryzeldę? Ci przesympatyczni ludzie też mają na koncie podobną historię. Ech!
Tak, pamietam, oni przywieźli kotka z Grecji. :)
UsuńGosiu, nie mogłam się powstrzymać, by mojego wzruszenia i podziwu dla Agnieszki, dla jej empatii i determinacji nie ująć w rymowankę:)
OdpowiedzUsuńBallada o białej kotce Lusi
dla Agnieszki
Była raz kotka, prześliczna, biała,
co na Sycylii pięknej mieszkała,
w cieple i słońcu, u nieba bram,
ale szczęśliwa nie była tam.
Nie dla niej było to piękne słońce,
nie dla niej góry, plaże gorące,
tam tylko bieda przez noc i dzień,
tylko nad kotką choroby cień.
Lecz oto wszystko nagle się zmienia;
jest pod dostatkiem co dzień jedzenia,
a ktoś, kto przybył z dalekich stron,
z całego serca pokochał ją.
I choć to wcale łatwe nie będzie,
Chociaż trudności piętrzą się wszędzie,
Choć podróż przed nią długa, że strach,
To będzie miała nad głową dach.
Gdy dobrze pójdzie, Lusia zamieszka,
w pięknej Irlandii; bo tam Agnieszka
zabierze kotkę z dalekich stron,
żeby najlepszy stworzyć jej dom.
Ach, Ninko!!! Bomba!:)
UsuńSię mi oczy spociły.
UsuńPrzepraszam za błędy; mam program, który sam wstawia wielką literę na początku wersu i w pośpiechu nie poprawiłam tego w 2-gim, 3-cim i 4-tym wersie czwartej zwrotki, no i jeszcze niepotrzebny przecinek na końcu 1-szego wersu ostatniej zwrotki.
UsuńTe wszystkie kropki, przecinki i wielkie litery, to tylko szczegół. Słowa, tylko słowa tu się liczą Ninko. A Agnieszce i jej nowej podopiecznej, dużo miłości, mruczenia i kiziania życzę miauuuu :)
UsuńKciuki trzymamy mocno!
OdpowiedzUsuńOby wszystko poszło dobrze, trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki mocno!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Agnieszki i Lusi od Ani i jej cypryjskiego kotka Dyzia :) Jesteśmy przekonani...warto i na pewno sie uda :-*
OdpowiedzUsuńCo za zaangazowanie. Ale tylko dzieki takim wspanialym dziewczynom swiat jest piekniejszy !
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :). Szczesciara z tej kiciuni, a zwlaszcza ze bialy kot w slonecznym kraju to praktycznie pewny rak skóry.
OdpowiedzUsuńjestem całym sercem z takimi ludźmi... powodzenia życzę no i na wieści jak wszystko się skończyło :)
OdpowiedzUsuńJaka piękna historia, jaki piękny wiersz. Niech się uda :)
OdpowiedzUsuńNiezwykła opowieść, Luśce będzie dobrze w Irlandii i jeszcze z Agnieszką, która przejechała po nią całą Europę! Podziwiam
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki
OdpowiedzUsuńTo naprawdę budująca opowieść, która sprawia, że odzyskuje się wiarę w dobre serce człowieka...
OdpowiedzUsuńNie wiem, co napisać. Że tacy ludzie jeszcze są? Takie serca? Takie poświęcenie i tyle wysiłku dla zwierzęcia? Niesamowite... Wielki szacunek i powodzenia.
OdpowiedzUsuńI jeszcze - kara za karmienie?? Jak widać, inni ludzie zeszli na samo dno...
OdpowiedzUsuńCudowna historia, cudowna.
OdpowiedzUsuńJak to nie wolno karmić? Pierwszym uczynkiem miłosiernym względem ciała jest: "Głodnych nakarmić". W samochodzie wozimy karmę dla kotów i jak tylko się jakiś kociak napatoczy, to trzeba go nakarmić. Córka będąc w Grecji kazała mężowi pilnować głodnego kota, a sama pobiegła do sklepu kupić karmę. Ludzie patrzyli na nią dziwnie, ale stwierdziła, że ważniejszy pełny brzuszek bidnej kici, niż głupie spojrzenia.
OdpowiedzUsuń