piątek, 16 maja 2014

Po trzech dniach odnalezieni

Są! I podróżnicy, i wieści. :)


Oczywiście mogliśmy się tego domyślać, bo kto śledzi ruch na Instagramie, ten widzi, że się nie zaszyli w żadnej japońskiej willi (czyt. dziupli), tylko zasuwają dalej. I to zasuwają dosłownie. Na ten przykład 500 km w 3 godziny! To rozumiem! Gdyby takie połączenia były osiągalne w naszej ojczyźnie, odwiedzałabym Kajtusia, Ami i Hokiego oraz ich psa Rufiego (a przy okazji personel ludzki) co najmniej dwa razy w miesiącu. ;)


Często jadą tu dwa połączone ze sobą pociągi.

To tyle tytułem wstępu. Oddaję pole blogowe naszym w terenie. :)

Piątek, 2014-05-16 01:48 (tuż przed dziewiątą czasu ichniego)

Jolu, i stało się! Jestem odcięta od sieci. :) No, może nie tak zupełnie, bo miasto Kioto zapewnia turystom trzy godziny darmowego internetu w czasie ich pobytu. Jednak żeby z niego skorzystać, trzeba wędrować z komputerem do jednego z punktów WiFi. Nie mamy daleko, więc raz dziennie czy raz na dwa dni powinnam wysłać Ci moje notatki. Wiem, że wiele osób, w tym rodzina, czeka na wieści. Miło mi! Fajnie jest, jak niedawno  pisała Mika, dzielić się. Wrażeniami z podróży także. :)

Już zaczynam się gubić w tym wszystkim. To, że nie nadążam z codziennym kronikowaniem naszych dni, sprawia, że mam zamęt w głowie. Co było wczoraj? A co jeszcze wcześniej?  Gdzie ja w ogóle jestem?? Wrażeń jest tak dużo, tyle myśli przebiega przez głowę, tyle emocji się czuje, że można dostać pomieszania!

To, jak mylą mi się wszystkie nazwy i plącze język, też zasługuje na wzmiankę. Nikko to dla mnie Kiotto – nieistniejące miasto, Kioto to też Kiotto, shinkansen nieustannie myli mi się z onsenem, że o nazwach różnych stacji nie wspomnę. MCO ma ubaw po pachy! 


Widać te grzeczne kolejki?
Czekając na shinkansen.

Z ciekawostek spisanych 14 maja w pociągu do Kioto, czyli dotyczą one jeszcze Tokio oraz doliny Owakudani (tej z siarką):

- ciężko dostać tutaj zieloną gorącą herbatę! Zaskoczenie! Ile razy prosiliśmy o nią w barach, dostaliśmy szklankę zimnej.

- fajne jest to, że automaty z napojami są na każdym kroku, nie ma potrzeby dźwigania ze sobą wody, która w automacie kosztuje jakieś 110 jenów (podzielić przez 100 i razy 3).

- w mieście i na stacjach metra w Tokio jest bardzo mało koszy na odpadki. Każdy papierek czy butelkę trzeba ze sobą nosić, aż trafi się miejsce do jego wyrzucenia. Denerwujące. A jednocześnie zadziwiające i budujące jest, że mimo to wszędzie jest czyściutko. Każdy jest nauczony swoje śmieci zabierać ze sobą. W tym momencie myślę o polskiej rzeczywistości i wywalaniu odpadów do lasu. Chętnie bym się zamieniła z Japończykami na geny…

- architektura poza Tokio, ta, którą do tej pory widzieliśmy, to niskie miasta zapchane domkami położnymi blisko siebie. Coś takiego jak szeregówka tu nie istnieje. Pewnie ze względu na trzęsienia ziemi musi być zachowany odstęp między domami, choć kilkadziesiąt centymetrów. Śmiesznie i dość dziwnie jak dla nas wyglądają takie „wille” z własnymi „działkami” po kilkadziesiąt cm wokół domu.


Uliczka w Nikko.



Widoki z okien shinkansena.

- właśnie! Zapomniałabym! Wczoraj przeżyliśmy maleńkie trzęsionko ziemi! Jedliśmy właśnie śniadanko w naszym mieszkanku w Tateishi, gdy poczuliśmy, że dom zadrżał w posadach. Miałam wrażenie, że to jakiś silny podmuch wiatru wprawił go w drżenie, ale za oknem nie drgnął nawet listek. To było maleńkie trzęsienie, jak napisała mi na Instagramie Anna Ikeda: pierdnięcie, przed którym nawet nie było oficjalnego ostrzeżenia. Jak dla mnie - wystarczy. Atrakcja pt. Zaliczyć trzęsienie ziemi odhaczona! :)

- w dolinie Owakudani, przy tych siarkowych rejonach, też jest nieszczególnie, i to nawet nie chodzi o zapach zgniłych jaj, jaki wydzielają kratery z siarką (ojej, jak się bałam, że przesiąknę tym uroczym zapachem! A ciuchów wzięłam jak na lekarstwo.). Nasze polskie uzdrowiskowe miasta przy nich to perełki. Zaskoczyło mnie, że jest tam byle jak, nieładnie po prostu. Zdaje się, że współcześni Japończycy nie przykładają wagi do upiększania swojego otoczenia. Beton rządzi. Nie dziwię się więc, że kiedy przyjeżdżają do Europy, są oczarowani architekturą Włoch, Francji, a nawet Polski. Siedzę teraz w pociągu i patrzę na widoki za oknem. Trasa Tokio – Kioto. Tu jest zwyczajnie brzydko… No dobrze, było kilka ładnych miejsc. :)

Nikko, widok na dworzec i główną ulicę.

Jeden z nielicznych miłych widoków z pociągu.

- tam też (w okolicy Owakudani) po raz pierwszy w Japonii byłam w toalecie publicznej gdzie… nie pachniało. No cóż, nigdzie nie jest doskonale. Pocieszające? :)

- znów widziałam panią z pieskiem niesionym w chuście jak dziecko. O ile jestem w stanie zrozumieć mieszkańców Tokio, że noszą tak lub wożą w wózeczkach swoje pieski, bo prowadzenie zwierzaka po makabrycznie zaludnionej ulicy byłoby dla niego i niewygodne, i niebezpieczne, to dlaczego odbywa się to w rejonie turystycznym, wśród zielonych terenów, na niemal pustej ulicy? Może taka moda.



- w Tokio na stacjach metra można usłyszeć… śpiewające ptaszki! Czasem jest to kukułka, czasem jakiś drozd czy inny gwizdacz. To na szczęście (dla ptaszków) tylko nagranie, które jest emitowane, by naprowadzić niewidomych na wyjścia i wejścia, ale przy okazji wprowadza miłą, relaksującą atmosferę.

- w Nikko spotkaliśmy grupę Polaków, pracowników jednego z banków, którzy dostali tę wycieczkę jako nagrodę za dobrą pracę. Również byli oczarowani zachowaniem Japończyków. Te grzeczne kolejki do metra, ta uprzejmość! I ja dobrze się w tym czuję. To luksus, idąc do metra czy na pociąg, wiedzieć, że nie będzie żadnych wyścigów, przepychanek czy wcinania się bez kolejki. Uświadomiłam sobie teraz, że tak było i na lotnisku w Monachium, gdy wchodziliśmy do samolotu wiozącego nas do Tokio. Żadnego stresu.  Już tam zadziałała japońska magia.

- nieustannie obserwujemy ludzi. Robimy to dyskretnie, ale jest to proceder ułatwiony tym, że oni zachowują się z dystansem, nie wgapiając się w drugiego człowieka, zajmują się swoimi sprawami, a kiedy kontakt wzrokowy zostanie jednak nawiązany, po chwili Japończyk odwraca wzrok. A my (często zza ciemnych okularów) dyskretnie patrzymy, chłoniemy, rejestrujemy każde zachowanie, które jest jakoś dla nas inne, nowe, ciekawe.


Nikko.

- mam w sobie moralny sprzeciw wobec fotografowania ludzi, jednak taka okazja, taka podróż życia nie trafia się często i postanowiłam to przełamać. Mam nadzieję, że tu, w dalekiej Japonii, nikogo to nie dotknie.

- ja wymyśliłam sobie jeszcze inną zabawę. Wpadłam na nią, gdy naprzeciwko mnie szedł pewien chłopak. Wyglądał jak mój kuzyn Krzysiek. No wypisz wymaluj, to on w wersji azjatyckiej! Trochę bardziej skośne oczy, bardziej płaski nos, ale założę się, że Krzysztof tak by wyglądał, gdyby urodził się w Japonii. Zaczęłam wypatrywać innych znajomych i krewnych. I poleciało. Już tego samego dnia pojawiła się japońska wersja mojej sąsiadki, naprawdę niemal identyczna, tylko te oczy, włosy, ale zupełnie jak ona. W Tokio żyje też azjatycki klon mojej koleżanki z pracy. Ten sam uśmiech, ta sama fryzurka - w wersji azjatyckiej wygląda nawet lepiej! Najbardziej ucieszyłam się za to, kiedy zobaczyłam japońską Krysię Opakowaną! Oczy miała zrobione na czarno i z rudymi pasmami na włosach maszerowała bardzo dziarskim krokiem przed siebie Była tak podobna, że oczu nie mogłam oderwać! I miała chyba podobny temperament. Ciebie, Jolu, nie znalazłam na razie, choć takich chudzinek jest tu sporo. :)

- na stacji Tokyo, przy bramkach wejściowych do jednej z podstacji, przy takim rzędzie bramek (powiedzmy dwudziestu), gdzie panuje wielki ruch, ludzie wchodzą i wychodzą, latają jak z pieprzem w obie strony, stała dziewczyna z obsługi i wypatrywała, czy ktoś nie zapomniał odebrać swojego biletu (przy wejściu do bramki wtyka się go w specjalne miejsce, by po trzech krokach, przy wyjściu, go odebrać). Byłam świadkiem, gdy to się właśnie zdarzyło. Dziewczyna zauważyła, że mężczyzna w garniturze nie odebrał swojego biletu. Bez niego nie mógłby się „wymeldować” ze stacji. Dziewczyna jak pantera, sprintem rzuciła się po bilet i pognała za tym mężczyzną. Podała mu go, a on, jakby to było mu należne, wziął go, nie zwalniając kroku i wydawało mi się, że tylko lekko skłonił głowę. A może nie zrobił nawet tego. To dla nich oczywiste.

- dziewczyna w masce siedząca naprzeciwko w metrze odsunęła maskę, wyjęła chusteczkę i wytarła nos. Wytarła, a nie wysmarkała, co podobno u nich jest bardzo niegrzecznym zachowaniem. I obrzydliwym. Poczułam do niej wdzięczność za to, że będąc chorą, zakłada maskę, aby nie zarażać innych. 

Poza tym jaka to praktyczna sprawa! Nie chce ci się malować? Masz wielkie zimno na ustach? Zakładasz maskę i załatwione. :)

***
Dziś (14.05.2014) przyjechaliśmy do Kioto. Odległość ponad 500 km pokonaliśmy w 3 godziny. Na dworcu w Kioto – szok! Takich tłumów podróżnych to nawet w Tokio nie widziałam! Cały olbrzymi dworzec zawalony Japończykami, gaijinami, wycieczkami młodzieży szkolnej. A ja goopia myślałam, że tu będzie spokojniej! Za to mieszkanko mamy w dzielnicy willowej, choć jakże innej niż u nas. Nie ma chodników na ulicach, jest bardzo mało zieleni, straszą wszechobecne kable naziemne, domy stoją tuż przy sobie i są nieciekawe. Nasze mieszkanko jest malusieńkie, ciężko zmieścić futony i nasze walizki. Najgorsze, że klopik jest taki zwykły, niepodgrzewany, bez wodotrysków, zupełnie niejapoński. Phi!

Na razie największe wrażenie zrobiła na mnie sytuacja, która wydarzyła się w autobusie miejskim. Na jednym z przystanków czekało dziecko niepełnosprawne w wózku wraz z opiekunką. Kierowca wyskoczył z autobusu, pobiegł do środkowego wejścia, wyciągnął specjalną platformę, zamontował ją, złapał za uchwyty wózka i kłaniając się opiekunce, wprowadził dziewczynkę do środka. Umocował wózek na specjalnych zaczepach i pobiegł na swoje miejsce kierowcy. Pojazd ruszył. Kilka przystanków dalej cała akcja powtórzyła się w drugą stronę. Kiedy piszę „pobiegł”, musisz sobie wyobrazić, że dokładnie to zrobił. Pobiegł najszybszym sprintem możliwym w tej sytuacji! Gnał! Robota paliła mu się w rękach! Coś takiego jest u nas niewyobrażalne, a tutaj tak się właśnie pracuje. W naszych oczach - do przesady. Widzieliśmy, jak dziewczyna sprzedająca słodycze zachwala swój towar i zaprasza do zakupów, mimo że w jej otoczeniu nie ma ani jednej osoby. Nikogo nie było, a ona wciąż z miłym i uprzejmym uśmiechem na twarzy powtarzała swoją kwestię…

Tu też obrazki oglądane z pociągu.


   



Nikko,  w drodze do toshogu.

Nikko, święty most.

Nikko, pięciopiętrowa pagoda.

To tyle! Muszę lecieć, buziaki. Pozdrowienia dla wszystkich zaglądających Za Moje Drzwi!

Dla Ciebie podziękowania za bycie wzorcową gospodynią NASZEGO bloga. Chyba trzeba zmienić jego nazwę! :)

PS. Z ostatniej chwili: widziałam japońską Aluszkę! Fajna dziewczyna z niej była. :)

***
Ale nam oberżyświaty zadały, co? I kto to zdzierży! ;)

To zlepiłam ja, JolkaM. I zaznaczam lojalnie, że nie bierę (nie poprawiać!) odpowiedzialności za omdlenia z przepra... ten, no... z przeczytania). ;)

56 komentarzy:

  1. piękne zdjęcia i coraz ciekawsza relacja! i bardzo się cieszę, że nasi podróżnicy już się odnaleźli ;-)
    tak się zastanawiałam jak Gosia będzie radzić sobie ze swoją ciekawością świata w bardzo zdystansowanej Japonii a tu szalenie prosty i skuteczny pomysł - ciemne okulary :)
    pozdrawiam serdecznie i czekam na dalsze relacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ciemne okulary to jest bardzo pożyteczny wynalazek. A jaki bywa twarzowy! :)

      Usuń
  2. MALO!!! Jakie tam omdlenia? Tak fajnie obie piszecie, ze nie sposob sie oderwac od lektury.
    Wszystko ciekawe, niezwykle, takie inne.
    Naprawde wspaniale to zorganizowalyscie, dziewczyny! Chapeaus bas! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, jak kto lubi czytać i poznawać, to kondycję mieć musi niemal taką jak ci tam w terenie. ;) Szczęście, żeś nie zaniedbywała odpowiednich... organów, Pantero, to teraz są jak znalazł i omdlenia Ci nie grożą. ;)

      PS. To Gosia tak sprytnie obmyśliła, a ja tylko podniosłam tę rękawicę. :)

      Usuń
  3. niesamowite opowieści!
    chyba jestem już uzależniona... :)
    Pozdrowienia dla podróżników i dla gospodyni oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emko, ja też je lubię. I cieszę się, że poznaję ten kraj dzięki relacjom Gosi.

      Współgospodyni odzdrawia. Myślę, że podróżnicy także. :)

      Usuń
  4. Globtrotuary nie majo letko. Mnie się w głowie kręci z nadmiaru bodźców od samego czytania! Ale sobie tempo narzucili! A JCO jeszcze na tym rowerze będzie musiał zasuwać! Całe 2 miesiące! Ja to ich podziwiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hana, a Ty myślisz, że JCO ktoś do tego przymusił? Hm, w sumie jak się tak zastanowić, to kto by tak z własnej, nieprzymuszonej woli... ;) Dobrze, że Gosia nie dała się sterroryzować wrażym siłom i zaraz po tej lekkiej wycieczce do nas wraca. ;)

      Usuń
    2. No mówię Jolka, że JCO z tej nieprzymuszonej! Tym bardziej podziwiam, bo we mnie jest leń:(

      Usuń
  5. To niesamowite! Odkąd GosiAnki nie ma to ja tu zaglądam dwa razy dziennie. To był piękny pomysł z takimi relacjami i Twoimi przerywnikami i komentarzami. Pozdrawiam Ciebie i naszych Podróżników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcesz powiedzieć, Ewo, że zaglądasz tu także dla mnie? I to dwa razy dziennie? Miodek na moje ego - dziękuję. :)
      I ciepło pozdrawiam, życząc Ci słońca, bo już Wam tam chyba dość ulewy...

      :*

      Usuń
  6. Rozbawił mnie ten pies niesiony w chuście, no to bylibyśmy byli na miejscu w tej Japoniji :) nosząc kota w chuście, bo my tak naszego kota nosimy. :) Ale mało zieleni i te przewody takie jakieś wyjątkowo brzydkie :). Są plusy ale są i minusy uważam ze powtarzanie tekstu choć nikt nie słucha jak ta panienka sprzedająca coś tam jest ... degradacją, robi z człowieka androida, smutno się mi jakoś zrobiło. Ciekawe czy jest tam taka wieś jak u nas dom i uprawy dookoła. może Gosia coś takiego podpatrzy dla nas. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję, że globtroterzy DLA NAS zapuszczą się na tereny wiejskie i pokażą Japonię także od tej strony.

      Nad tą dziewczyną też się zastanawiałam, czy to jest narzucone, czy może ona sama tak woli, żeby, hm, nie wypaść z rytmu? Tak czy siak, dla mnie nie do przyjęcia. :(

      Usuń
  7. Czytam z zapartym tchem ! I wcale się nie dziwię, że Tokio się z Kioto miesza. Aaaa, i pendolino zauważyłam :) Może my już jednak druga Japonia. Może niepotrzebnie wyjechali :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) He, he, nie mogli się doczekać u nas szybkich pociągów, to pojechali do Japonii. A przecież i tutaj zaraz będzie cała sieć szybkich kolei, jeszcze tylko trzeba troszkę unowocześnić infrastrukturę i takie tam, i będziemy śmigać z prędkością światła. ;)

      Usuń
  8. No patrzta ludziska, japonska wersja mnie...podoba mi sie pomysl!!
    Obserwacje bardzo ciekawe, w pewnym sensie potwierdzaja to, co juz czytalam u innych ludzi, czyli nie ma ogrodkow, sa kable, straszne ilosci ludzi, mikro mieszkania, betonowa dzungla, ordnung i grzecznosc. Znaczy sie to prawda jest!
    Tak, jak gor nie lubie za bardzo, te gory w tle sa baaaardzo malownicze!
    Obie dziewczyny piszecie do kupy galante sprawozdania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobają, Krysiu. :)
      I zazdroszczę Ci trochę, że Gosia Ciebie to już sobie wypatrzyła w Japonii, a mnie jeszcze nie. Pocieszam się myślą, że może ja taka unikatowa jestem... ;)

      Usuń
    2. no wyraznie jestes unikatem! taka Mona Lisa badz Lenin.... a ja na peczki znaczy sie, hrehreher

      Usuń
    3. To żeby być jeszcze bardziej unikatszą, wybieram Lenina. Najlepiej znad pianina. ;:P

      Usuń
  9. Z gory zaznaczam, ze to co napisze to tylko moje gdybanie:))) Bo i niby jak to ja jedyna tutaj niezwierzatkowa nagle znam sie na traktowaniu zwierzakow, nawet kon by sie z tego usmial:))
    Ale mam wrazenie, ze pewne zjawiska mozna wytlumaczyc z amerykanskiego punktu widzenia, wiec sie pokusilam. Tutaj zwierzeta domowe, a wiec psy i koty biegaja swobodnie tylko na ogrodzonym terenie posesji wlasciciela a wiec dookola domu. Jesli wyprowadza sie psa na spacer to jest to tylko i wylacznie spacer z psem, czyli pies na smyczy, zapas torebek do sprzatania w kieszeni wyprowadzajacego i to wszystko.
    Mozna owszem przy okazji takiego spaceru wstapic do okolicznego sklepu po jedna czy dwie rzeczy, wtedy wiaze sie psa przy drzewie przed sklepem. Taki sklep z reguly musi byc maly i wiadomo, ze wpada sie tam i wypada w ciagu doslownie minuty, bo zazwyczaj jest tam czlowiek jedynym klientem chwilowo, a wiec pies nie czeka dlugo.
    Na zdjeciu, ktore przekazala GosiAnka ta kobieta ma torbe/torebke damska i jeszcze dodatkowo reklamowke z zakupami, co moim zdaniem swiadczy o tym, ze nie jest to spacer z psem, tylko wyjscie w innym celu. Byc moze z psem do pobliskiego weterynarza, a moze trzeba skorzystac z metra, autobusu czy tez innego srodka lokomocji miejskiej zeby sie udac gdzie tam ona idzie.
    W takich wypadkach pies nie moze isc wolno, a nawet smycz to za malo, pies musi byc zabezpieczony albo w klatce, albo jak na zdjeciu w torbie. Jedyne psy jakie moga w takich sytuacjach byc na smyczy to psy niewidomych. Te sa tak trenowane, ze po wejsciu do pociagu wyszukuja miejsce dla swojego podopiecznego i jak on/ona usiadzie to pies siada natychmiast przy stopach.
    Nie wiem na ile to jest prawdziwe, ale moim zdaniem logiczne.
    Oczywiscie lepiej byloby gdyby odezwal sie ktos kto mieszka w Japonii i wie a nie... gdyba jak ja:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi sie zapomnialo:) sa jeszcze inne miejsca gdzie psy moga biegac wolno bez ograniczen, to sa specjalnie wyznaczone duze wybiegi dla psow w parkach.

      Usuń
    2. Star, to jest całkiem logiczne rozumowanie (o inne Cię zresztą nie podejrzewam :) i chyba słuszne jest, że odnosisz obserwacje amerykańskie do japońskich realiów. To może być to. Ja sama oglądając fotkę i czytając, pomyślałam, że jest to spowodowane jakimiś względami praktycznymi plus zwyczajem, że nie wyprowadza się tam psów na spacer w takie otoczenie. Słyszałam o tych wybiegach spacerowych dla psów, zresztą i u nas jest to powoli wprowadzane w terenach miejskich, ale jest to jeszcze słabo rozwinięte. To rozsądne, żeby na spacer iść z psem na taki wybieg, zamiast łazić z nim po ulicach.
      Pomyślałam też, że może to być kwestia fantazji tej dziewczyny. Jakbym miała takiego kurdupelka, to kto wie, czy nie nosiłabym go w torebeczce lub w kieszeni. Ale weź takiego Rufiego wyobraź sobie w podobnych okolicznościach. Chyba dlatego Gosię tak to zdziwiło. :)

      Usuń
    3. Hahahahahhaha wyobrazilam sobie najpierw GosiAnke z Rufikiem w torbie:))))))))))))))))))
      A zaraz potem GosiAnke w kabinie operatora koparki a Rufik w lyzce wyglada ciekawie na swiat przy czym GosiAnka mowi "no to Ruficzku teraz jedziemy na spacerek":)))))))))))))))))) Nie wiem czy sie zdolam pozbyc tych widokow :)))))

      Usuń
    4. Wiesz, Star, Twoja wizja podziałała i na moją wyobraźnię. :D

      Usuń
  10. Dostaję zadyszki od samego czytania!:)))Czytając relację czuję się tak jak bym sama we własnej osobie była uczestniczką tych wszystkich wycieczek:)))Fajniście!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale fajne pociągi :)) Przejażdżki takowym szczerze zazdraszczam, chociaż niekoniecznie chciałabym takim codziennie jeździć. Kupa kabli rzuciła się mi w oczy już przy którejś poprzedniej relacji i skojarzyła z Czarnogórą. Bo tam wyglądało podobnie, tylko większy bajzel przy słupie.
    Kolejki przy wsiadaniu - super sprawa, a zachowanie kierowcy autobusu godne naśladowania.
    Super relacja, dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, Lidia i pociągi. Przyznaję się, że też Cię od jakiegoś czasu utożsamiam z koleją, choć nie do końca wiem, o co idzie, bo pewnie mi coś umknęło. Domyślam się, że to z powodu jakichś związków z kolejami lub może taka pociągowa pasja. :)

      Pozdrówka! :)

      Usuń
    2. :)) po pierwsze mam związek z kolejarzem, a poza tym popełniłam kilka postów ze zdjęciami, na których uwieczniłam pociągi i na temat kolei to ja mogę długo ;)

      Usuń
  12. Ten krajobraz z pędzącego pociągu jak dla mnie też wygląda nieciekawie ,oprócz gór te są piękne .
    Takie intensywne zwiedzanie ,a co za tym idzie natłok informacji ,zrobiłby mi bałagan w głowie . Potrzebuje sporo czasu na przyswojenie sobie informacji . Robert jest w lepszej sytuacji ,bo on od dłuższego czasu przyswajał sobie wiadomości na temat Japoni ,a teraz sobie je utrwala .
    Zgadzam się z Elą ,ze takie wykrzykiwanie wiadomości w pustą przestrzeń ,to sprowadzanie człowieka do roli automatu. Na pewno naszemu społeczeństwu przydało by się więcej uprzejmości ,ale wydaje mi się ,że nie czułabym się najlepiej w takim uładzonym społeczęństwie ,dla mnie to nie jest prawdziwe , bo w kazdym człowieku są dobre i złe emocje .
    To że Gosianka wyłuskuje z otoczenia znajome rysy ,moim zdanie wskazuje na to, że pomimo zachwytu ,czuje sie tam po prostu obco i w ten sposób oswaja otoczenie .
    Trzym sie Gosia :)))) W Japonię idziemy.......niech się psia nędza nikt nie oszczędza .......odpoczniesz w pracy ;))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Dobre, Marija! Uniwersalny pan Gołas! I idealna rada dla Gosi. :)

      Wiesz, ja też bym się nie odnalazła w tym społeczeństwie, choć wiele cech i zwyczajów bardzo chciałabym przenieść do nas. :)

      Usuń
  13. No właśnie, Jolu! Tak czytam i czytam, popijając ciepłą zieloną herbatę z jaśminem (a inną ciepłą herbatę można kupić?) i sobie myślę, że już nawet nie będę wiedziała co mam skomentować. ;))
    Dobrze, że w PeeSie Anka napisała, że mnie japońską widziała (ale jestem ciekawa takiej wersji!:D) i mogę skomentować, że super zabawę sobie Anko wymyśliłaś. ;))) Japońska Krysia! Czy to możliwe?? :D
    Ta japońska czystość i uprzejmość to niesamowita odmiana po naszych realiach. ;)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najbardziej zazdroszczę tej czystości, tego, że ludzie nie zaśmiecają sami sobie otoczenia bezmyślnym wyrzucaniem choćby papierka na ulicy. Od takich scenek u nas zgrzytam zębami i okropnie fukam. :]

      Buźka! :)

      Usuń
  14. Dzięki za relację:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. ...a ja mam nadal lekki niedosyt, jak to mówią apetyt rośnie w miarę jedzenie. To kiedy kolejna porcja Japonii???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano widzisz, dziś miałam krótką informację od Gosi, że mają słabe połączenie, więc następny odcinek serialu o naszych w Nipponie najwcześniej w poniedziałek. Cierpliwości. ;)
      Zapraszamy! :)

      Usuń
  16. Dzięki wielkie za kolejne opowieści. Pamiętam, ze zdjęć Teda, że przerażały mnie te linie wysokiego napięcia nad miastami, widzę, że tak jest wszędzie, nie tylko tam, gdzie bywał Ted.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, te kable nie wyglądają zachęcająco.
      Fajnie, że ktoś to jednak czyta. ;)
      Pozdrowienia! :)

      Usuń
  17. Witam. Czytam regularnie wszystkie relacje z podrozy Gosi i MCO. Rewelacja, cudowna wyprawa w inny swiat, kulture i zwyczaje. A podroz takim pociagem to prawie (czasowo) jak lot samolotem. Ja z Pragi do Warszawy (620 km) jade 11,5 h. Koszmar. Jolu Ty jako sprawozdawca jestes niezastapiona. A oberzyswiatom zycze wspanialej kondycji i niezapomínanych wrazen z dalszej podrozy po Japonii. Pozdrawiam Bozena z Pragi + Fibi i Bentleyek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bożeno, możesz nie wierzyć, ale dziś myślałam o Tobie! I to naprawdę intensywnie. Myślałam, że nie odzywasz się, że nie mamy wieści, co u Waszych kotków, i w ogóle. Zresztą nie tylko dziś myślałam, czasem wpadnie do głowy jakieś wspomnienie Waszych przygód z Bantleyem, nie myśl sobie, że nie pamiętamy. Bardzo się cieszę, że się odezwałaś. :)

      Uściski! :)

      Usuń
  18. Kibelek nieogrzewany i bez bajerów , phi ...;)))) A pomysł z maseczkami tu by nam się nieraz przydał ;)
    GosiAnko uwielbiam Twoje relacje i zdjęcia ! :-D I oczywiście wzmianki i narrację Joli też;-)
    Ps.:
    Zaglądam i chłonę jeszcze wszystko co na instagramie ,żeby nie było ;))
    Najbardziej fascynują mnie wszystkie pokazane potrawy ;)
    Trzymam kciuki żeby zdrówko dopisało i czasu starczyło na wszystko !



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam miło, Amyszko. Myślę, że śmiało mogę użyć liczby mnogiej. :)

      Instagram jest świetnym wynalazkiem. Właśnie! Jeszcze tam dziś nie byłam, bo mnie ogród pochłonął. :)

      Pozdrawiam Cię, Amyszko. :)

      PS. Potrawy rzeczywiście wyglądają odjazdowo. Niektóre to nawet bałabym się tknąć. ;)

      Usuń
  19. Czytam szfszysto, szfszyściutko!!!! Ja japończykom nie zazdroszczę tych klitek, sama kilka lat mieszkałam w kawalerce i to krótko mówiąc był koszmar. Żeby pobyć samemu szło się do kibla!!!!

    Muszę poniuchać, co to ten Instagram,,,,,,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak mieszkanie w klitce doświadcza specyficznie.

      I co wyniuchałaś, Mnemo? Przejrzałaś Instagram? Tam już jest niezła kronika zdjęciowa opatrzona krótkimi komentarzami Gosi. :)

      Usuń
  20. Autobus i usłużny kierowca? Nadrabia braki techniczne autobusu bo wystarczy nacisnąć dźwignię, autobus się obniża i przechyla tak, że dotyka podłoża i bez problemu można wjechać wózkiem inwalidzkim lub dziecięcym do środka, na miejsce, które ma uchwyt do łatwego zamocowania wózka, siedzenie dla osoby towarzyszącej i takie tam drobnostki ... Samoobsługa w pełni. Autobusy takie produkowane w naszej Ojczyźnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie, i mnie to zastanowiło. Bo przecież już i u nas jeżdżą autobusy z obniżanymi platformami, które służą do tego, aby łatwo wprowadzić czy wjechać do nich wózkiem. Może więc rzeczywiście ten był uszkodzony lub starszego typu, niemający takich udogodnień. To całkiem prawdopodobne. Jednak ten sprint kierowcy mógł zdarzyć się chyba tylko tam, w kraju uprzejmych, usłużnych, bardzo pracowitych ludzi. No chyba że chodziło o nieopóźnianie kursu. ;)

      Godzina opublikowania tego komentarza świadczy o tym, że albo jesteś w innej strefie czasowej, albo nocnym markiem. Co by tu obstawić, hm?
      :)

      Usuń
    2. Sprint można wytłumaczyć bardzo ścisłym rozkładem jazdy, który przy takiej ilości ludzi musi być przestrzegany :). Nie ma to nic wspólnego pewnie z kulturą co wymogami w stosunku do przewoźnika i konkurencji.

      Usuń
    3. Tak się pracuje w Japonii. Po prostu.

      Usuń
    4. Po prostu. Czemu nas to dziwi? ;)

      Usuń
    5. Po prostu pracuje sie na 100 % albo i przyslowiowo na 102, bo inzczej to sie juz nie pracuje :/. Nie ma miejsca na jakies osobiste odczucia czy niesnaski miedzy uslugodawca (no i jeszcze tylko zatrudnionym) a uslugobiorca. Przyjmuje sie role (w tym przypadku) kierowcy i stosuje do zasad obslugi klienta bez mrugniecia okiem. To nie tylko Japonia tak ma, choc ona ma duzy wklad w bardzo, bardzo racjonalne wykorzystanie czasu, mozliwosci pracownika :).

      Usuń
  21. Niesamowicie to wszystko ciekawe! Do przeczytania po wielekroc, bo na raz to za dużo szczegółów. W Australii jets to samo z koszami na śwmieci - prawie ich nie ma, bo każdy zabiera swoje śmieni ze soba. i wszedzie czysciutko. Ach! A tutaj? Piekne, dzikie okolice a po rowach pełno tego dziadostwa. Wstyd!
    Serdecznosci zasyłam GosiAnce i Joli, która na najwyższe laury zasługuje za wiernosc, pracowitość i oddanie sprawie reporterskiej!:-))***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Olgo, za dobre słowo. :)

      A śmieci wszechobecne w naszych miastach i wsiach to temat, który mnie ogromnie irytuje. Nie mogę zrozumieć tego lekceważenia dla innych, jeśli już nawet pominąć względy estetyczne czy ekologiczne, a nawet bezpieczeństwa. Przecież to aż w oczy kłuje, aż boli. A tak jest proste!

      Uściski, Olu!. :)

      Usuń
  22. naprawdę ogromną przyjemność sprawia mi poznawanie Japonii w Twoim towarzystwie :)

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...