Mam marzenie, największe na świecie - napisała na koniec poprzedniego roku Basia z Mozaiki Życia - aby znalazł się dom tymczasowy czy stały dla tej biednej, ale wspaniałej koteczki. Aby ten dom miał dość cierpliwości w oswajaniu do końca Malusi i dał jej miłość, na którą w pełni zasługuje.
Kto to jest ta Malusia, która weszła tak bardzo Basi do serca, że znalezienie jej domu uczyni z tej kobiety "niewyobrażalnie szczęśliwego człowieka"?
Zdjęcie autorstwa Basika. |
Cytuję z posta Basika:
***
Malusia mieszkała jak całe stado kilkunastu bezdomnych kotów na terenie przemysłowo-usługowym. Koty nie mają tam najgorzej, bo są systematycznie karmione i nikt ich nie przepędza, ale już nikt nie dba o ich zdrowie czy ich sterylizację. Jedna z karmicielek tam pracujących pokazała mi zabiedzoną, mocno zakatarzoną, ledwo oddychającą koteczkę (wtedy jeszcze nie było wiadomo, czy imię Malusia jest właściwe, ale tak kota nazywała karmicielka) chorującą od wiosny i mającą się coraz gorzej. Kotka była do tego stopnia oswojona z karmicielką, że reagowała na swoje imię i dawała się dotknąć. Nie miałam wątpliwości, że jeśli ja jej nie pomogę, to nikt tego nie zrobi.
I tak Malusia znalazła się w mojej piwnicy. Stan zdrowia to było jedno, drugie - to stan higieniczny kota. Weterynarz długo zastanawiał się, jakie ubarwienie futerka ma kotka i co wpisać do weterynaryjnego rejestru. Po dłuższych oględzinach zapisał: czarno-biała.
Byłam zdumiona, jakim cudem to zrudziałe, w dredach zalepione brudactwo, co cuchnie na odległość, ma czarno-białe futerko! Mało tego, ogonek był niemal łysy i obrzydliwie oblepiony. Fuuuuj...
Malusia przeszła sterylizację, leczenie, odpchlenie, odrobaczenie, odwszenie.
Potem znów leczenie, odrobaczenie, odwszenie i odpchlenie.
Trwało to 6 tygodni.
Dziś można powiedzieć, że jest zdrową, choć niemłodziutką już (weterynarz określił ją na około 5 lat) kotką. Niezwykle łagodną i płochliwą. Nadal mieszka w nieogrzewanej piwnicy w klatce bytowej.
Czyli niby ma dobrze, ma jedzenie, dach nad głową, ale siedzi zamknięta w więzieniu, a może nawet w karcerze kocim.
Są tylko dwie możliwości zmiany sytuacji.
Wypuszczę ją w stare miejsce i prawdopodobnie za jakiś krótki czas znów się rozchoruje (zima w końcu niestety nadejdzie) i całe 6-tygodniowe leczenie diabli wezmą, albo znajdzie się dom, który do końca zsocjalizuje koteczkę, która z jednej strony boi się człowieka, ale głaskana mruczy i nadstawia łepek do pieszczot. Wzięta na ręce sztywnieje, ale wcale nie ma ochoty uciekać. Wspaniała jest!!!
***
Ponieważ Andżelinka (teraz Melania Elżbieta Andżelina - imiona ma jak prawdziwa królewna ;-) ) pojechała do swojego domku, a wiedziałam, że dla rudzielców długo domu szukać nie będę, pomyślałam sobie, że spełnię marzenie Basi. Nie paliło mi się do tego, bo dobrze pamiętam, jaką ranę w sercu potrafi zrobić potem rozstanie z taką kotką. Oswajanie problematycznych przypadków trwa długo, człowiek się przywiązuje, kocha i recepta na złamane serce gotowa. Rana po Goplance wciąż doskwiera...
Akcja "Malusia" miała miejsce w poprzednią sobotę, czyli 11.01.2014.
Pewnie by jej nie było, gdybym wiedziała, że niespodziewanie w naszym domu
zjawi się Młody (zwany Juniorem)...
![]() |
Na Malusię czekała wypasiona kwatera w ogrzewanym pokoju, który kiedyś był "ludzki", a teraz jest "koci". :) |
![]() |
Basik długo się żegnała, długo nie mogła rozstać się z Malusią. Ta koteczka przez dwa miesiące pobytu u niej w piwnicy już zdążyła ją w sobie rozkochać. |
![]() |
Malusia była przerażona, ogromnie przerażona... |
![]() |
Co ciekawe, okazało się, że z Basi jest kocia czarodziejka, bo nawet Romeo dał się jej dotknąć. Szok, bo to było na początku jego pobytu u nas! |
![]() |
Czarodziejstwo potwierdza jeszcze powyższy obrazek. Jak wiecie, nie każdemu jest dane dotknąć miękkiego jak jedwab futerka Amisi. :) |
![]() |
Z Malusią nie poszło mi łatwo, ani na początku, ani po tygodniu jej pobytu u mnie. |
![]() |
Koteczka boi się mnie panicznie. Codziennie biorę ją na ręce, głaszczę, przemawiam, ale ona jest spięta, trzęsąca i tylko czeka, aby czmychnąć do swojej budki. |
![]() |
Po trzech dniach otworzyłam klatkę i może teraz grasować po całym pokoju, co chętnie robi. Musi dzielić go z trzema młodzieńcami. Radzi sobie. Nie pozwala im na poufałości. |
![]() |
Codzienna porcja przytulania. Tak wygląda nieszczęśliwy, przymuszony kot. :) |
![]() |
A tak wygląda nieufny kot na swoich włościach. |
Teraz ja mam marzenie. Wielkie marzenie: żeby znalazł się dom dla Malusi. Stały dom. Forever home (podoba mi się, jak to brzmi po angielsku). Dom, gdzie ta biedna kocinka będzie mogła w spokoju żyć, być bezpieczna, już zawsze najedzona i szczęśliwa na tyle, na ile umie. Wiem, jaki to ma być dom. Wiem dokładnie. Najlepiej taki, jaki znalazła Zoya-Bianca.
Byłam wczoraj odwiedzić Państwa S. Królowa angielska ma gorzej od tej działkowej kotki, mamy słynnego Vitusia.
Bianca adaptuje się coraz lepiej. Każdego dnia robi postępy. Jest grzeczna, trochę nadal lękliwa, ale lubi pozować do zdjęć.
A jaka jest śliczna!
Pan Wiktor zrobił jej wypasioną budkę z jej "posagowego" kartonika:
Przyniósł trawkę z ogrodu, żeby mogła się nią pocieszyć (i kotka to robi).
I właśnie za taki dom dla Malusi trzymajmy kciuki, taki wizualizujmy, taki przywołujmy myślami.
Czy marzenia się spełniają? Hmm, zobaczymy!
Zaglądnijcie do Basika, tam też będzie dziś o Malusi. TUTAJ (klik).
Od jutra robię przerwę w kocim temacie. Będzie coś innego, co czeka i czeka, i doczekać się nie może. :)