piątek, 10 kwietnia 2015

Chcę mieć to już za sobą

Prowadzenie domu tymczasowego to nie tylko miód-malina, ale także chwile przykre, trudne, aż do tragicznych włącznie. Musiałam sobie sama to poukładać w głowie i w sercu, zanim o tym tu napiszę. Potrzebowałam sobie powtarzać raz za razem, że nie zawsze, mimo najlepszych chęci i starań, udaje się pomóc.

Zula, która wraz z Psotką przyjechała do nas ze schroniska (klik), umarła już ponad dwa tygodnie temu. :(
Wszystko układało się dobrze, Zula miała nawet już zapewniony dom; nowi ludzie mieli po nią przyjechać w piątek (jeśli byłoby wszystko dobrze), tymczasem w czwartek wieczorem koteczka odeszła od nas na zawsze.





Zula była wciąż, mimo miesiąca pobytu Za Moimi Drzwiami, wycofana i przestraszona, choć robiła duże postępy. Nie uszło jednak mojej uwadze, że coś jest z nią nie tak. W czwartek wieczorem zabrałam ją na drugą wizytę do weterynarza, gdzie zmarła na stole... Nie było dla niej ratunku. Zula zmarła na FIP. Dziwna to choroba, wciąż tajemnicza, która, niczym w jakiejś upiornej ruletce, skazuje niektóre koty na śmierć, a niektóre na niegroźne dolegliwości, najczęściej jelitowe. Jest to choroba popularna. 90% wszystkich kotów nosi w sobie koronawirusa FIP, ale tylko u niektórych (do 5%) mutuje on do postaci fipogennej i nie ma wtedy ratunku. To taka choroba, która w wersji niegroźnej jest zaraźliwa, ale kiedy przekształci się w postać śmiertelną, chory na nią kot już nie zaraża innych. Przeważnie nie można jej zdiagnozować właściwie, kiedy kot choruje i robi się to dopiero po śmierci.
Ja zleciłam takie badanie, więc wiem na pewno.

Czynnikiem, który uaktywnia tego wirusa, jest m.in. stres i dlatego uważam, że to on przyczynił się do śmierci koci. Działka, złapanie, schronisko, sterylizacja, kociarnia, dom tymczasowy... To bardzo dużo jak na taką jedną malutką kićkę.
Żegnaj, Malutka. Przykro mi bardzo, że nie udało ci się pomóc...

Kolejna sprawa dotyczy Morelki. Przyznaję, że nie dałam rady. Zdarzenie z Zulą, ale także okrutny strach Morelki powodujący, że trzęsła się cała wraz z... gałkami ocznymi (pierwszy raz widziałam aż taki objaw!) i to, że bardzo płakała, siedząc w klatce, sprawiły, że wypuściłam ją na jej teren. Nie mogłam już słuchać tego skarżenia się dzień i noc. Włożyłam wiele pracy w jej odratowanie. Przez dwa tygodnie co dwa, trzy dni, byłyśmy u weta na zastrzykach i smarowaniach (jeśli się udało, bo musiała być trzymana przez doświadczoną osobę). Kiedy jej stan zdrowia poprawił się i dostałam na to zgodę, zwróciłam jej wolność.




No cóż. Nie jest mi z tym dobrze, obie te sprawy to takie kamienie, które zalegają na sercu. Ale tak się stało i nie miałam na to wpływu bądź podjęłam taką, a nie inną decyzję, i muszę z nią żyć. Czy ona była dobra, czy nie - tego się nie dowiemy. A może... Może nasze losy; moje i Morelki, jeszcze się przetną? Panie karmicielki mają mieć baczenie na wygląd i zdrowie kotki. Jeśli będzie z nią coś nie tak - będziemy interweniować.

PODPIS

Uprzedzając Wasze pytania: nie, Amisia nie jest chora na FIP, co nie znaczy, że jutro, za miesiąc czy pięć lat nie zachoruje. Może to spotkać każdego z naszych/Waszych kotów, nawet tego, który jest w domu sam i nie wychodzi na zewnątrz. Niestety wiele z naszych mruczków nosi w sobie tego wirusa i nikt nie wie, czemu pewnego dnia on postanawia się zmutować, a wtedy nie ma ratunku. Na szczęście dzieje się to u niewielkiego procenta kotów. I oby to nie spotkało żadnego z naszych... Nigdy. 


52 komentarze:

  1. Bardzo wspolczuje, to smutne, ale staramy sie zawsze pomoc tym i kolejnym zwierzatkom, trzymaj sie i pozdrawiamy ania, PERELKA i Groszelk

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie trudne rzeczy, trudne chwile. Myślę, że godząc się na takie ryzyko, godzisz się na bycie człowiekiem w całej pełni. Podziwiam Cię bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gosia szkoda Zuli ,ale tak jak napisałas nie zawsze można pomóc ,życie to nie bajka . Jesli zaś chodzi o Morelkę to nie można uszczęśliwiać na siłę ,ani człowieka ,ani zwierzęcia .

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, mimo iż wiedziałam o Zuli to jednak bardzo mi się smutno zrobiło kiedy to teraz przeczytałam. Czekałam na posta o niej by się z nią tu na forum pożegnać. Mam w sercu jej piękne oczy które mnie urzekły najbardziej z całej opisywanej swego czasu przez Ciebie trójki. Zrobiłaś dla niej wszystko co mogłaś i tak chyba musiało być. A Morelka... ona po prostu ma dziką duszę i dzikość pod skórą.
    Ech dziś dużo smutnych wieści, rano o Misi, po południu o przerzutach szefowej zwierzolubnej a wieczorem Zula... Smutny dzień ale nie można się łamać. I tobie życzę sił bo potrzeba Ci ich. Tulę mocno do serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o Twoją szefową, Luno?

      Usuń
    2. Tak. To wspaniała kobieta raptem o rok ode mnie starsza. Ma wielki gorące serce, trzy przygarnięte koty i psiaka. A wczoraj nasz szef a jej partner powiedział nam o tym. Nie znam szczegółów ale nie brzmi to dobrze. Pozostaje modlić się o nią i słać dużo dobrej energii.
      Miłego dnia.

      Usuń
  5. Gosianko. Całego świata nie zbawimy, po prostu nie udało się, choć bardzo tego chciałaś...
    Do mnie przychodzi kotka. , wyjada resztki jedzenia spod karmnika. Zaczęłam ją dokarmiać - prosi o jedzenie. Co będzie jak przyprowadzi młode..... ? Do schroniska ?
    U mnie już kotów dostatek..., a po osiedlu chodzi ich mnóstwo.. Taki to koci los.. i mało kogo to interesuje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odłowić, wysterylizować,wypuścić - czy to takie trudne?

      Usuń
    2. Anonimowy, no to jazda! Rób to!

      Usuń
    3. Zofijanno, faktycznie zamiast czekać na młode, które będą się pojawiać pewnie 2 razy do roku, lepiej by było tę kotkę wysterylizować i wypuścić. Nie ma tam jakiejś fundacji, którą mogłabyś poprosić o pomoc?

      Usuń
  6. Smutne, bardzo smutne historie dziś opowiadasz...
    Tak mi żal tych biednych kociaków, zwłaszcza, że świetlany czas ich życia był już o krok.
    Bardzo mi przykro:(
    Trzymaj się Gosiu!
    Mam nadzieję, że Morelka da sobie radę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Da radę. Urodziła się tam, ma kogoś kto ją karmi. U niej problem polega na tym, że była bardzo zaświerzbiona. Mam nadzieję, że jej to nie nawróci. :(

      Usuń
  7. Samo zycie, Gosiu. Widac tak bylo tym biednym kotkom pisane. Losu nie da sie przechytrzyc, choc czlowiek na rzesach staje i chce jak najlepiej. Robisz naprawde duzo dobrego dla chorych i bezdomnych kotow, szybko znajdujesz dla nich nowe rodziny. Czasem jednak los decyduje inaczej i zadna miara nie da sie tego zmienic.
    Jest to ogromny balast dla duszy, budza sie demony wyrzutow sumienia, czy zrobilam wszystko, czy cos zaniedbalam, czy moglam lepiej. Lepiej juz nie moglas, Gosiu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Wiem, że z FIPem wygrać nie mogłam, a wypuszczenie Morelki kosztowało mnie wiele rozterek, jednak uważam tak jak niektórzy, że udamawianie niektórych kotów jest niedobre. Dla nich.

      Usuń
  8. Nikt nie mógłby zrobić więcej. Podziwiam Cię, nie wiem, czy potrafiłabym zmagać się z tym, z czym Ty się zmagasz.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gosianko, masz za sobą tyle przykrych doświadczeń, że już najwyższa pora na serię szczęśliwych zdarzeń i przeżyć, czego serdecznie Ci życzę. I przytulam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo to przykre, szkoda malutkiej........:( A z L

    OdpowiedzUsuń
  11. Biedna Zuleńka.Te cholerne choroby! Przykro mi bardzo.
    Morelki też szkoda,ale chociaz ma panie karmicielki ,wiec nie jest tak źle.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo mi przykro, nie wiem co powiedzieć :< Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Muszę się trochę dokształcić na temat FIPu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłopot w tym, że tu nawet dokładne studia niewiele dadzą. Może tylko tyle, żeby nie bać się tej choroby. To tzw. siła wyższa, nic się nie poradzi. Nie wiadomo który kot zachoruje i kiedy. :(

      Usuń
  13. Smutna historia z Zulą. Uważam, że dobrze zrobiłaś wypuszczając Morelkę.
    Pozdrawiam ciepło...

    OdpowiedzUsuń
  14. Smutne, szkoda ślicznej kici. Morelka musi sobie poradzić, widocznie tak miało być. Zrobiłaś wszystko co mogłaś. Trudno mi znaleźć słowa, po prostu przytulam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Przykro mi Gosiu głównie z uwagi na Ciebie- poświęcasz ratowaniu kotów tyle serca, czasu i środków! Do końca nie wiem, (zresztą nie ja jedna) czy to odławianie kotów, sterylizacja , leczenie i cały związany z tym stres koci wychodzi im na dobre. Już wiele razy słyszałam, że stres zabija koty. To z pewnością swego rodzaju
    skrót myślowy, w świetle tego co napisałaś.
    Jak wiesz dokarmiam z sąsiadem bezpańskie koty i ze stadka 8 lub 10 kotów, które stale się tu kręcą tylko jeden garnie się do ludzi.Przychodzi, ociera się o nogi,pokazuje brzuszek, ale nie ma ochoty być w mieszkaniu. Sąsiad usiłował go udomowić, ale on nie ma wcale ochoty na mieszkanie z ludzmi. Zwiedził mieszkanie, poniuchał jedzenie i zaczął miauczeć pod drzwiami wyjściowymi. Od tej pory gdy odprowadza nas
    do klatki schodowej "daje nogę" gdy tylko zobaczy, że chcemy otworzyć drzwi.
    Osiedlowy wet twierdzi, że lepiej je tylko dokarmiać i udostępnić im jakieś pomieszczenie. I zgodnie z tym latem koty mają drewniany wielopokojowy domek schowany w krzakach a oprócz tego sąsiad udostępnił im swój boks piwniczny, w którym one "zimują". Mają tam deski wyłożone kocami i dywanikami. Nasze piwnice są bardzo ciepłe.Co ciekawe, wcale w tym boksie nie cuchnie kotami, a kocury nie są w większości sterylizowane.
    Gosiu, wszystkim kotom nie pomożesz, zawsze znajdą się takie,którym nie dasz rady pomóc, bo taki los był im pisany. I wszystkich kotów nie udomowisz, jest ich po prostu zbyt wiele.
    Życzę Ci byś miała jak najmniej tego rodzaju przeżyć jak ostatnio;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Ty wiesz, Aniu, że ja właśnie tak robię? Nie udamawiam na siłę. Zula była w schronisku i nie można jej było już wypuścić na jej teren (nieznany), dlatego musiała, albo spędzić życie jako dzikus w schronie, albo mogłam spróbować ją udomowić i znaleźć jej dom.
      Morelka była złapana do sterylizacji i wypuszczenia, a próbowałam ją zostawić i oswoić tylko ze względu na jej stan zdrowia, a właściwie stan skóry. Wyleczyłam ją, ale czy jej to nie nawróci? Niestety mam obawy, że tak będzie i tylko stąd biorą się moje wyrzuty sumienia.
      Jeśli zajrzysz do zakładki Pokój Przemian, zobaczysz tam wiele kotów, które wypuściłam na ich teren bez próby ich udomawiania na siłę.

      Dziękuję za życzenia. Oby!

      Usuń
  16. Przy tak wielkiej ilości dobra, którą oferujesz zwierzakom i ludziom, niestety są i tak przykre chwile, że pewnie nawet o niektórych trudno Ci i tu napisać.
    Nieprzerwanie Cię podziwiam i życzę za każdym razem, kiedy o Tobie pomyślę, samych dobrych zdarzeń.
    Uściski Gosianko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. iw-nowa, nie ujęłabym tego lepiej:)
      Gosiu, to co robisz, co robicie z TCO jest bezcenne, nieprzeliczalne na pieniądze, chociaż i ich nie szczędzicie- z tego już jakaś życiowa misja wyszła, tak wiele ocaliliście zwierząt i tak dobrym przykładem świecicie, aż serce rośnie i chce się Was naśladować.

      Usuń
  17. Nie bój się Gosianko. Amisia napewno na Fib nie zachoruje. Od lat opiekuję się kotami na działce. Fib atakuje głównie młode koty, te do roku. Ta choroba nie jest zaraźliwa dla innego kota. Parę lat temu wzięliśmy z działki koteczkę chorą na Fib. Wydaliśmy na jej leczenie majątek. Nic nie pomogło. Umarła. Co do Morelki - trudno. Skoro tak bardzo była nieszcześliwa, dobrze zrobiłaś, że wróciła tam gdzie się wychowała. Może "karmicielkom" uda się ją oswoić i kiedyś do Ciebie wróci, czego bardzo Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się wyleczyć kota, który ma ten śmiercionośny wirus FIP, choć zanim się to okaże robi się wszystko by leczyć kota. Objawy FIP mogą świadczyć o innych chorobach.
      Buziaki

      Usuń
    2. Okropna ta choroba ten FIP... nasza pierwsza koteczka też na to zachorowała, prawdopodobnie z powodu stresu spowodowanego zamieszkaniem u nas a potem sterylizacją. Na jej leczenie też wydaliśmy majątek, chociaż wiedzieliśmy, że tak naprawdę tylko przedłużamy jej życie. Niestety nie ma na razie lekarstwa na to okropieństwo.

      Usuń
  18. Czasami trzeba przegrać z losem,żeby małe wygrane bardziej cieszyły....
    Bardzo mi przykro.

    OdpowiedzUsuń
  19. Gosiu, tak bym chciała wziąć część Twoich smutków na siebie, ale nie da się :(
    przytulam, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  20. Niestety, nam 2 lata temu fip zabrał kocię :-(

    OdpowiedzUsuń
  21. Smutne to wieści :( szkoda ładnej, młodej koteczki ale siła wyższa, paskudne choróbsko, natura. Co do Kobry-Moreli może gdyby brała jakiś preparat na uspokojenie byłoby lepiej ale niekoniecznie. Być może jednak nie wszystkie da się obłaskawić na domowe tygryski. Nic na siłę, grunt że nie będzie się rozmnażać i ma karmicieli a w razie czego pomoc.Wszystkich nie uratujemy a stres dopada zwierzaki wszędzie tylko innego rodzaju i na to też rady nie ma. Pozytywne przypadki górą i to jest najważniejsze. Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Czasem nie da sie uratowac jakiegos istnienia. Strata jest bolesna ale takie jest zycie. Trafny wybor. Nie udomowi sie dzikiej natury. Smutek i nostalgia powinny uspokoic a z czasem oczyscic Twoja dusze. Dla mnie jestes Wielka. Pozdrawiam Joanna-Jo

    OdpowiedzUsuń
  23. Gosiu, w to co robisz dla futrzaków wpisane jest ryzyko takich smutnych historii bez happy endu.Zwłaszcza w zderzeniu z nieuleczalną chorobą, niestety. Żal koteńki, jednak odeszła zaopiekowana, w towarzystwie ludzi, którzy próbowali jej pomóc.Kosztem emocji i żalu, że się nie udało.
    Twoich emocji Gosiu i za to szacunek.

    Co do drugiego tygryska Morelki, to wiemy, że są koty nie do oswojenia, których dzikość jest nieujarzmiona, znają tylko życie na wolności i prędzej zmarnieją uszczęśliwione "na siłę" niż przyzwyczają się do nowego życia w zamknięciu.
    Zwróciłaś jej Gosiu wolność i jakość jej życia będzie już inna - została wysterylizowana i wyleczona, ma nadzór swojej dotychczasowej karmicielki i w razie potrzeby może liczyć na pomoc.
    Kto wie czy nie zagości jeszcze kiedyś u Ciebie ?
    Serdeczne uściski.:)))

    OdpowiedzUsuń
  24. to sa te okruchy zycia, te prawdziwe....

    OdpowiedzUsuń
  25. Ważne że Morelka nie będzie się rozmnażać, to dla niej bardzo wiele. W swoim środowisku dobrze się poczuje i żyć będzie spokojniej. Zwierzęta jak ludzie mają swoje lęki, przyzwyczajenia i urazy, zresztą o świecie zwierząt niewiele wiemy tak naprawdę, nasza wiedza jest powierzchowna, ledwo liźnięcie. Ale bliskość daje obydwu stronom wiele radości. Jeśli się pragnie być blisko z nimi.
    Dla malutkiej co odeszła niech tam gdzie poszła, znajdzie to czego nie znalazła tutaj. Wierzę głęboko w życie tam.

    OdpowiedzUsuń
  26. Przykra to wiadomość, ale co zrobić. Nawet nie wiedziałam, że taka choroba istnieje.
    A Morelka będzie na pewno szczęśliwsza na wolności, jest wysterylizowana, zaleczona, więc może nabrała sił i odporności, wiec choróbska nie będą się jej tak czepiać. Rodzić też nie będzie, przez to nie straci sił i energii na rujkę, ciążę, poród, karmienie. Ale o tym wszystkim wiesz, Gosiu doskonale.

    OdpowiedzUsuń
  27. Bardzo mi przykro z powodu Zulki:(.Pomagasz tak wielu kotom, że statystycznie niemożliwe jest, by wszystkie udało się uratować, to oczywiste. Ale rozum swoje, serce swoje. Ważne, że bilans zysków i strat jest pozytywny. Naprawdę, Twój zapał, to, co robisz dla kotów budzi mój ogromny podziw, jeszcze większy, odkąd mam pod opieką 1 bezdomniaka (o którym pisałam w komentarzach pod jednym z postów). Już dopadają mnie wątpliwości, kryzysy, nie wiem, czy podołam, a to tylko 1 sztuka kota, na dodatek oswojonego!.... Jesteś niesamowita. Morelce widać przeznaczone jest dzikie życie na wolności. Zrobiłaś dla niej wszystko, co mogłaś i decyzja na pewno była słuszna. Deksina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deksino, strasznie się cieszę, że się nim opiekujesz. Nogę da się uratować?

      Usuń
    2. To jeszcze nic pewnego, ale jest lepiej. Co 2 dni jeździmy na zmianę opatrunku, nie jest lekko... Wczoraj godzinę po powrocie od weta, Mysza rozpracowała konstrukcję (mniej misterną, bo robił ją inny weterynarz), więc spakowałam kota w 2 minuty (wybieramy się zawsze znacznie dłużej ;( ) i pognaliśmy do gabinetu. Kurczę, już padnięta jestem, bo tak ganiam kilka razy dziennie do kota mieszkającego u moich rodziców, z tego wszystkiego dopadło mnie przeziębienie i spadek formy i motywacji. Myszol pozbierał się na tyle, że zaczyna się męczyć w domu, koniecznie chce wyjść. Ufff, jak ty ogarniasz całe to towarzystwo? Jestem pod wrażeniem :) :). Cieszę się, że Amisia czuje się lepiej, super wieści (dopiero teraz odkryłam profil na FB). Kochana kocina o złotym sercu. Myślę, że odezwę się jeszcze w sprawie rudzielca, ale wyślę wiadomość przez formularz, żeby nie zaśmiecać komentarzy. Pozdrawiam!

      Usuń
  28. Nie wiem, co napisać. Współczuję. Może tylko tyle, że żyjemy w świecie kontrastów i bez zła nie umielibyśmy cenić dobra, a bez ciemności światła. Może po to są porażki, żeby bardziej cenić to, co się nam udaje. Nie wiem, może tak musi być, ale wcale nie zmniejsza to mojego smutku.

    OdpowiedzUsuń
  29. Trzeba mieć siłę, żeby być Tobą Gosiu...
    Ściskam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  30. Gosiu, współczuję bardzo i niezmiennie podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
  31. Gosiu, myślę, że podjęłaś najlepszą z decyzji. I najważniejsze, że ją podjęłaś, to co mogłoby być najtrudniejsze i dla Ciebie i dla Morelki to trwanie w zawieszeniu, czekanie ....

    Zula [*]

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...