poniedziałek, 30 marca 2015

Wiedza, rozsądek, odpowiedzialność i miłość - jak mądrze kochać zwierzęta

Zapowiedziany post o tym, co to znaczy mądrze kochać zwierzęta, nie chce się napisać w mojej głowie. Przede wszystkim wiem, że mogę wypowiadać się tylko o zwierzętach domowych, i to najbardziej o takich trzymanych w warunkach miejskich. 

Bo czy mam Wam prawić kazania, że zwierzę to nie zabawka, że nie kupujemy go w prezencie, że to odpowiedzialność na całe życie? Że wymaga odpowiednich warunków, należy je właściwie karmić, leczyć, gdy zachoruje? Eeee, wszyscy odwiedzający to miejsce dobrze o tym wiedzą. 

Zastanawiałam się i myślę, że kluczem do mądrego kochania jest WIEDZA. Wiedza, czyli świadomość cech gatunku i potrzeb zwierzęcia, którym mamy się opiekować. Trzeba zacząć od tego, że kot, pies, papuga czy inne domowe zwierzątko to nie jest człowiek! Przerażające jest, jak wielu ludzi wie o tym tylko teoretycznie. Spotkałam ostatnio na spacerze panią, która wygłosiła swojemu psu wykład na temat tego, że "tak się, mój drogi, nie zachowuje" i "proszę już więcej nie odchodzić, bo to nieładnie". Pies oczywiście nie pojmował tego nagłego zainteresowania i machania mu pod nosem grożącą ręką. Czuł, że coś się dzieje, więc patrzył, a potem znowu pognał do innego psa. Pani była oburzona, bo "przecież ci mówiłam", a kiedy zapięła go na smycz, musiała za nim niemal biec, by nie dać sobie wyrwać ręki, tak ją ciągnął!

Ten niewychowany pies stanie się z czasem dla swojej pani wielkim zawodem, bo przecież jest "niegrzeczny", i może wylądować w schronisku. A to przecież absolutnie nie jego wina! Gdyby wspomniana właścicielka zechciała się dokształcić, wiedziałaby, że psy potrzebują tresury rozumianej jako nauka zachowania, i ustalenia hierarchii w stadzie. Niefajnie żyje się z pieskiem, który ucieka, nie przychodzi na wołanie, skacze na innych ludzi, albo po prostu jest agresywny. Niefajnie i niebezpiecznie, i dla naszego zwierzaka, i dla innych ludzi. Wiele z tych zachowań można przy odrobinie pracy uniknąć, trzeba tylko wiedzieć, że psy bardziej od całowania i miziania kochają tresurę. Mądrą tresurę, która powinna być zabawą. Bardziej od spania w łóżku kochają spacery i aktywne przebywanie z człowiekiem. Trzeba się dokształcać, szukać przydatnych informacji, aby wiedzieć, jak nie utrwalać w psie zachowań lękowych tak bardzo potem utrudniających nam i jemu życie. W dzisiejszych czasach zdobycie takiej świadomości nie jest trudne. Internet pęka od porad, mamy książki, specjalistów, kursy, fora, blogi. Co kto woli. Trzeba tylko czuć taką potrzebę.

Tak samo jest z kotami. Rozmawiałam ostatnio z moją panią wet i ona mówi, że coraz więcej ma kocich pacjentów z objawami depresji. Pozbawione bodźców, źle karmione, znudzone domowe tygrysy tracą radość życia i to objawia się u nich kłopotami ze zdrowiem. Samotne lub wręcz przeciwnie, w zbyt dużych stadach, koty czują się źle, są w wiecznym stresie, a za stres płacą. Tymczasem zapewnienie kotom urozmaicenia jest możliwe nawet w małym mieszkaniu. Można np. osiatkować okno, umieścić za nim karmnik dla ptaków, który będzie jak telewizor. Można udostępnić kotom podsufitową przestrzeń, pozwalać im wskakiwać na szafy, zrobić wysoko umieszczone półki, bawić się z nimi... Można wiele. Można nie przygarniać kolejnego kota, fundując swoim stres, tylko poszukać mu innego domu. Ludzie szukają kotów! Naprawdę jest możliwe znalezienie mu opieki!

Ktoś, kto ma podstawową wiedzę o kotach, nie każe im załatwiać się do "wc-kici", jeść ludzkiego jedzenia czy zmuszać ich do czegoś siłą. 

Przy tym wszystkim potrzebna jest wola i chęć poszerzania wiedzy, szukania rozwiązań. Nie wiem i nie mam pomysłu na ludzi, którzy ze swoją wiedzą tkwią w ciemnogrodzie i nic ich nie przekona. Wiele jest takich stereotypów, a z nich nie cierpię szczególnie powiedzenia "kot sobie poradzi." To tak jakby mógł żyć powietrzem i miał moc samoleczenia... Tymczasem to takie wrażliwe stworzenia!

Mądrze kochać to również przewidywać. Czy stać nas na kolejne zwierzę? Co będzie z tymi, które już mamy, gdy nas zabraknie? Czy jeśli nas nie będzie stać, przełamiemy się, by poprosić o pomoc, czy w imię swojej dumy pozwolimy im chorować? Czy stać nas na cierpliwość oswajania, czy oddamy zwierzaka przy pierwszej, drugiej lub trzeciej porażce?

Wiedza, rozsądek i miłość - czy to klucze do mądrego kochania?

Jest to temat bardzo obfity, a to tylko jego liźnięcie, dość chaotyczne przebiegnięcie się po nim.

Może Wy odpowiecie, co to dla Was znaczy kochać swoje domowe zwierzęta? Jestem ciekawa.


PODPIS

Poniżej jest kilka komentarzy, które kiedyś sobie skopiowałam spod czyjegoś posta oraz apel Przemka

Maskotka 3 marca 2014 11:45

Moim zdaniem ludzie bardzo często myślą sobie, że biorąc zwierzaka pod swój dach, dając mu miłość i jedzenie, zaspokoją wszystkie jego potrzeby. A tak niestety nie jest. Psy potrzebują długich spacerów, koty zabawy, niezależności i namiastkę wolności. Ja też nie lubię siatki na balkonie, ale wiesz dlaczego ją mam? Oprócz tego, że daje mi ona spokój ducha, sprawia, że moje koty i pies mogą być szczęśliwe, siedząc latem na balkonie. Uwielbiają nocami tam buszować i cieszyć się nocnym chłodem. Jakie ja mam prawo im to odbierać? Z tego samego powodu chodzę codziennie z psem na długie spacery, bo wiem, że tego potrzebuje. Uwielbiam sprawiać swoim zwierzakom przyjemność, bo je kocham. Sterylizacja pomaga zwierzakom cieszyć się życiem, bo hormony nie rządzą ich ciałem. Również z miłości do moich zwierzaków staram się ich nie przekarmiać, żeby nie miały nadwagi, szczepię je i odrobaczam. To tyle z mojej strony na ten temat.

efka i koty 4 marca 2014 04:03

Ja uwielbiam mieć otwarty balkon i u mnie prawie ciągle jest otwarty, jak tylko pogoda pozwala. Potrzebuję tej dodatkowej przestrzeni i powietrza - mojej namiastki ogrodu. W życiu nie kupiłabym mieszkania bez balkonu, bo tak mieszkałam dwa lata i byłam nieszczęśliwa latem, mimo że poza tym bardzo lubiłam tamto mieszkanie. I wiem, że koty kochają balkon tak samo jak ja. Mamy klapkę i wychodzą tam nawet zimą, jak chcą. Spędzają tam długie godziny. Nie odebrałabym im tej balkonowej radości, oglądania ludzi, ptaków i innych zwierzaków. Powietrza, zapachów i tego całego świata zewnętrznego, do którego ich nie wypuszczam poza balkonem.

A co do siatki, to ja ją uwielbiam - dała mi komfort korzystania z balkonu, luz i spokój, że nie muszę pilnować kotów albo że przez przypadek coś się stanie. U mnie jeszcze plus jest taki, że dzięki klapce mogę mieć na balkonie część kuwet. :-)

Kociafrania 4 marca 2014 06:10

Ja myślę, że potrzebne jest działanie, a nie plakaty czy widowiskowe przykuwanie się do bud z łańcuchem na szyi. Tak robi mój odział TOZ, ale kiedy poprosiłam o pomoc w czasie największych mrozów dla dwóch wolno żyjących kotów, do dziś czekam na odpowiedź i reakcję. Dlatego nie oddam im już mojego 1%, bo dokarmiam kilka kotów ze swojej nauczycielskiej emerytury; wspomagam Centaurusa i Vivę. I uważam, że taka, nawet groszowa, pomoc się liczy, a nie malowanki i słowa.

Co do sterylizacji, uważam, że to jedyny środek zapobiegający niekontrolowanemu rozrodowi zwierząt i związanym z tym ich cierpieniom, chorobom, śmierci. Balkon mam osiatkowany i nieważne, że brzydko to wygląda. Ważne, że moja Frania, która latem tam "dniuje i nocuje",  jest bezpieczna. Nie miałaby szans, spadając z 3. piętra. Kiedy tylko zabrałam ją do siebie, po szczepieniach natychmiast wysterylizowałam. Widziałam kotkę w rui, która wyskoczyła do kota z 1 .piętra. Nie zrobiła sobie krzywdy, ale zaginęła.



108 komentarzy:

  1. O ile jeszcze ludzie w wiekszosci zdaja sobie sprawe z tego, ze wlasne dziecko trzeba jakos wychowac, bo inaczej wyrosnie na roszczeniowego egoiste albo innego psychopate, tak w przypadku zwierzat zdaja sie tego nie zauwazac. W koncu zawsze w razie czego mozna zwierzaka wyrzucic albo oddac do schroniska, czy w inne "dobre rece". Z dzieckiem gorzej, bo czlowiek jest w pewnym sensie na nie skazany.
    Wrecz uwielbiam podobne do opisanych przemowy do psa. Na zwrocona uwage slyszysz, ze on to przeciez dobrze rozumie, a nie slucha, bo jest uparty. Rece opadaja! Zero wiedzy o psychologii zwierzat, a psa bierze sie dla wlasnej przyjemnosci, a nie zeby jemu dac dom. Wystarczy zejsc na dol lub wrecz tylko drzwi otworzyc, zeby sam sie zalatwil, kwadrans mu wystarczy. Kastrowac? Za zadne skarby! To przeciez okaleczenie, a kazda suka choc raz powinna urodzic.
    Brac psa ze schroniska? Tyle jest przeciez szczeniaczkow, a kiedy bedzie sikal (wyprowadzany raz dziennie) lub gryzl meble (znudzony bezruchem), to sie go najwyzej odda do schronu. A juz na pewno wtedy, kiedy dziecko sie urodzi (przeciez bedzie uczulone, zreszta komu by sie chcialo schodzic kilka razy dziennie razem z wozkiem). Przeciez to tylko zwierze, co ono tam czuje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tych szczeniaczków jest tyle, bo "przecież się je wyda". Często byle komu. Albo zaniesie do schroniska. Niech się inni martwią potem o ich wyadoptowanie, leczenie, o ich traumy.
      W tym wszystkim brakuje właśnie zrozumienia, że zwierzęta też czują!! Tak jak my!!

      Usuń
    2. Od przyszłego tygodnia, przez kilka tygodni będę miała w domu labradora siostry ( z powodu przeprowadzki). Zgodziłam sie, ale namówiłam ją na kastrację tego psa. Jak z nia rozmawiałam o tym, to była zdziwiona, ze trzeba to zrobić, a absolutnie nie miała zamiaru go rozmnażać.I zastanawiałam się, że weci nie proponują tego, nie rozmawiają o tym..... A z L

      Usuń
    3. A przecież jeśli ona nie będzie rodzić to grozi jej mnóstwo chorób. Niewiele ludzi o tym wie.

      Poszukajcie dobrego weta, wciąż pamiętam o Luli...

      Usuń
  2. Ja właśnie zaraz jadę do weta okulisty z moja znajdą nr 1 i nr 2 wydać oszczędności ale to co pisałaś, trzeba dbać o ich zdrowi a nie udawać, że się nie widzi bo szkoda pieniędzy. Niestety mam "znajomych" w pracy chociażby którzy nie wiem po co maja psa czy kota. Bezmyślny odruch "dobrego serca" który skutkuje znerwicowanym kotem i psem z nieleczoną grzybicą ucha. Mnie już brak słów czasem bo i tak ludzie mnie mają za "tę wariatkę od kotów". A w tym niepewnym świecie pomaganie kotom (chwilowo jestem zahamowana przez ciągnące się chorowanie moich) stało się dla mnie sensem bytu. Czymś ważniejszym niż praca i pasje. Czymś co wlewa w moje serce rodzaj ciepłego łagodnego światła i sprawia, że nic nie jest straszne bo są koty, które można nakarmić, wyleczyć.
    Trochę zboczyłam z tematu. Ostatnio moja przyjaciółka krzywo się na mnie patrząc zapytała - Co sądzę o ludziach co mają po kilkadziesiąt kotów. Sądzę, że są głupio dobrzy - serce jest ale rozsądku nie ma i w gruncie rzeczy robią im krzywdę.
    A ty masz w niewielkim mieszkaniu trzy koty - nie za dużo? Możliwe, ale długo się zastanawiałam i wnikliwie obserwowałam. Może to niewielka przestrzeń, ale każdy kot może mieć swój pokój, latem balkon (osiatkowany) i nie ma między nimi negatywnej interakcji objawiającej się stresem. Nie po to studiuję kocią behawiorystykę żeby ignorować sygnały. A tych jakoś nie dostrzegam więc taka liczba jest ok. Ale myślę, że to już max i na czwartego nie będzie miejsca.
    To tyle bo miejsca mi zabraknie a czas goni. Pozdrawiam i dziękuję za ten post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luno, jak cię znam to twoje zwierzęta mają wszystkie potrzeby zaspokojone. Przecież nawet studiujesz kocią behawiorystkę. :)
      Osobiście uważam, że większość kotów potrzebuje towarzystwa. Dobrze się czują w niewielkim stadzie, ale to zależy i od ich charakterów, i od warunków. Co innego dom z ogrodem i w nim kilka/kilkanaście kotów, a co innego kilkanaście kotów i pies w kawalerce, a dla kotów jedna kuweta z papierem z gazety (to opisywana tu historia kotów z Miękini). Ja wiem, że ludzie z miękkim sercem litują się i potrafią przygarniać zwierzęta bez końca, ale kiedy nawet odrzucają propozycję pomocy w szukaniu domów ich podopiecznym to zaczyna już źle pachnieć. Zbieractwem.

      Usuń
    2. http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2014/01/zbieractwo-jest-choroba.html - jak to wygląda u zbieraczek jest tu.

      Usuń
    3. http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2014/01/miekinia-tutaj-tez-potrzebna-pomoc.html - a to akcja rozbrojona przez Martę, Kamilę z Przygarnij Kota, no i u mnie było ze dwa kotki, w tym kochana Ofelia, która jest u Ewy w Warszawie. :)
      http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/search/label/Kotka%20Ewy

      Usuń
  3. ja napiszę krótko-z miłości do psów nie mam ich w domu....nie miałabym kiedy z nimi chodzić na długie spacery....itp...i tłumaczenie innym ,ze dom z ogrodem nie jest wystarczającym powodem do posiadania psiaka mnie już męczy.......

    OdpowiedzUsuń
  4. nie tylko domowe, wszystkie
    nie wypalać traw, nie chodzić do cyrku, zostawić w ogrodzie trochę owoców dla ptaków, nie nosić futer..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, Klarka, ale dziś skupmy się na tych domowych. To i tak temat szeroki i obszerny.

      Usuń
  5. Kiedy odbierałam moją sunię ze schronu, przyszła jakaś baba z małą suczką i jej całym miotem.
    Suczka wzięta wcześniej właśnie z tego schronu - w odruchu "dobrego serca"!
    Ale serca zabrakło już, aby pieska dopilnować, więc, kiedy ta zaciążyła, to...już była be i do zwrotu...
    No, po prostu nie mieści mi się to w głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu płakać mi się chce... Może ta sunia trafi lepiej, ale za to powinny być kary!

      Usuń
    2. Gosianko, to miejskie schronisko zarządzane w wyniku przetargu (kryterium ceny) przez prywatną firmę. Nie wykonują sterylizacji więc los suni i jej potomstwa może być smutny...

      Usuń
    3. Ja tego nie rozumiem. Nie ma jednego prawa na cały kraj? We wrocławskim schronisku nie wypuszczą zwierzęcia bez kastracji, sterylizacji właśnie na mocy ustawy o ograniczeniu populacji bezdomnych zwierząt...

      Usuń
    4. Nie wiem, jak to jest. Może rządzą tam "inne" siły.
      Munię sterylizowałam na własny koszt, jak zamieszkałyśmy na wsi (tabuny kawalerów oblegały dom:)

      Usuń
    5. Moja Córka wzięła sunię ze schronu, też niewysterylizowaną. Po kilku dniach w domu - ma cieczkę. Też tego nie pojmuję. Siedziała w boksie z innymi psami - i co, byłaby teraz w ciąży?

      Usuń
    6. Nasz Ginter ze schroniska i wykastrowany, i z tego co wiem w lubelskim schronisku to standard. A z L

      Usuń
    7. To ciekawe, bo byłam świadkiem jak w naszym schronisku ktoś dzwonił i chciał koniecznie niewysterylizowaną sukę i pani stanowczo oświadczyła, że to jest niemożliwe.
      No, ale miasto Wrocław uchwaliło budżet na schronisko i wydatki na ochronę zwierząt 2.500.000 zł.
      Pewnie dlatego taka mądra polityka może być realizowana.

      Usuń
  6. To prawda, że niemal wszyscy odwiedzający Twój blog wiedzą, jak mądrze kochać zwierzęta (zresztą już o tym wspominałam w odpowiedzi na ten właśnie komentarz Przemka, który zainspirował powyższy post). Mam też nadzieję, że ci, którzy nie wiedzą, dzięki Twojemu blogowi się tego uczą.
    Muszę jednak powiedzieć, że choć problemy z psami czy kotami są ogólnie dość dobrze znane (nie chodzi mi o Twój blog, ale w ogóle o propagowanie wiedzy na ten temat), to już z innymi zwierzakami jest gorzej. A ludzie w ogóle się nad tym nie zastanawiają biorąc sobie do domu "zabawkę". Ja sama do niedawna nie miałam pojęcia, ile królików jest wyrzucanych, nawet w środku zimy, bo nagle się okazuje, że trzeba o nie zadbać, obciąć pazurki, skrócić nadmiernie przerastające zęby, bo nie da się ich karmić suchą bułką i karmami ze sklepów i nie można ich ciągle trzymać w małej klatce! Okazuje się, że wyrzucane są również świnki morskie, chomiki, myszki... A ciekawe ile osób, które kupiły sobie jakiegoś węża lub jaszczurkę ma właściwą wiedzę na ich temat? W ogóle horrorem jest dla mnie karmienie węża żywymi zwierzętami - choćby króliczkami właśnie; człowiek, który tak robi, ma - moim zdaniem - niezłe zadatki na psychopatę. I niech nikt mi nie wciska, że to jest naturalny proces! W naturalnych warunkach nikt nie podsuwa wężowi królika pod samą paszczę!
    Ja zawsze mam straszne poczucie winy, kiedy nie mogę pomóc jakiemuś kotu, który potrzebuje domu, ale staram się myśleć rozsądnie i robić więcej dobrego, niż złego - a nie na odwrót.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poznałam ten problem dzięki Tobie. Serce się kraje na te wszystkie króliczki, które kompletnie nie potrafią się obronić i pokazać jak cierpią. Maiłam kiedyś króliczka, który był wulkanem dobrego humoru i wesołości. Ganiał z prędkością światła po domu i robił salta w powietrzu! :)

      Usuń
    2. A Przemka komentarz mówił o czymś trochę innym co zasługuje na osobny post. :)

      Usuń
  7. A ja ostatnio usłyszałam, jak bardzo bliska mi osoba mówi do swoich dzieci, ze ciocia ( czyli ja ) męczy koty, bo nie wypuszcza ich z domu. Zrobiło mi sie bardzo przykro. Jak braliśmy Lolkę trzy lata temu, nie wiedzieliśmy nic o kotach, od zawsze w mojej rodzinie były psy, u D żadnego zwierzątka. Od początku uczyłam się, czytałam, szukałam w internecie. Lolkę wzieliśmy w czerwcu, było gorąco jak diabli i instyktownie wyczułam, że jak wypuszczę takie maleństwo mieszczące sie w dłoni na balkon ( drugie piętro), to może wypaść. Natychmiast przeszukałam internet i balkon został błyskawicznie osiatkowany. W tamtym roku jeszcze D osiatkował okno wychodzące na balkon, więc jak balkon jest zamknięty, koteczki siedzą sobie na parapecie przy otwartym na całość oknie - uwielbiają to. Dojrzewam do takiego wyjścia na balkon dla nich, jak ma Kasia Maskotka.Całe mieszkanie jest dla nich dostepne i tak dostosowane, żeby nie zrobiły sobie krzywdy, skaczą po szafach, półkach. Dakotka zaczęła wspinać się po telewizorze na szafkę, więc D przytwierdził stopkę tv do szafki rtv, żeby go nie wywaliła. Nie wypuszczę ich na osiedle, bo jeżdzi tu mnóstwo samochodów i po prostu sie boję, a obserwuję codziennie koty z obróżkami leżące pod samochodami, krążące wokół nich. Dla mnie to zgroza. Cały czas łamiemy też stereotypy myślowe dotyczące kotów w naszej rodzinie. Np. dzwoni brat, że on przyjedzie ze swoimi malutki dziećmi, bo chcą pobawić się z kotkami. O matko, żadna z moich kotek nie będzie bawić sie z malutkimi dziećmi, bi ich nie zna!!! Dakota schowa sie za kanapę i wyjdzie, jak bedzie spokój w domu, a Lolka może i by sie pobawiła, ale przy tym na pewno podrapała. Ale ludzie tak myślą - kotek zabawka dla małego dziecka!!!! Chciałam jeszcze napisać, że u nas w domu jest spokojnie, cicho, bo ja z racji swojej pracy, nienawidzę hałasu, krzyków i moje zwierzęta ( odpukać baaaardzo mocno w niemalowane drzewo ) są spokojne, nie mieliśmy nigdy kłopotów z ich zachowaniami. A znam domu, gdzie jest bardzo głośno, ludzie wrzeszczą na siebie, na psa i dziwią się, że pies jest dziwny i podsikuje pod siebie. No jak sie boi to podsikuje. Albo gotują mu jedzenie z tłustych skórek i dziwią się, że ma kłopoty z sierścia. Mój D też gotuje psu i czasami daje zamiast karmy - ale kupuje kawał mięsa, gotuje, wylewa tą pierwszą wodę, bo twierdzi, że jest tłusta, mieli mięsko, dogotowuje kaszę, warzywa, sypie coś na piękną sierść i Klara i teraz Ginter uwielbiją takie jedzonko.Ale się rozpisałam.....A z L

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wiele osób przeczyta dziś ten komentarz. Masz serce, Agnieszko, empatię, wiedzę i chęci. I masz za to najlepszą zapłatę. Szczęśliwe zwierzęta.

      Usuń
    2. Otórz to. Zwierzęta to zabaweczki w rękach dzieci i, o zgrozo - dorosłych.
      Dlatego też po świętach czy przed wakacjami zapełniają się schrony...
      Zabaweczki przeszkadzają, więc idą precz :(((

      Usuń
    3. A z L, brawo!! Mój Mopek też nie jest do bawienia się, choć tak się wielu osobom wydaje, taki mały, taki śliczny, pluszak normalnie. Nie pozwalam i koniec, tylko ewentualnie pogłaskać można, żadnego noszenia, prowadzania na smyczy bez powodu, np. na działce, a często bardzo chcą. Nawet nie pozwalam dzieciom prowadzić na smyczy na spacerze, bo go szarpią, krzyczą. Zawsze tłumaczę, że można prowadzić, ale są zasady, przy pierwszym złamaniu zasady smycz i pies są odbierane.

      Usuń
    4. Po pierwsze to bym jakoś odpowiedziała na zarzut że męczę zwierzęta... Bo jestem czasem pyskata. A jakby mi ktoś chciał przyjechać z dziećmi pobawić się z moimi kotami to bym zaproponowała, że mu pójdziemy na kawę a dzieci na plac zabaw,a koty zostaną spokojnie w domu. Jakby nie zrozumiał to zaproponowałabym żeby mi dzieci pożyczył bo mam przyjaciółki co chcą się w mamusie pobawić. Poniosło mnie bo mnie ludzie irytują. Zgadzam się z tym, że jak okolica jest niezbyt bezpieczna to wolę moje koty "męczyć" w domu niż ryzykować że ktoś je otruje, kopnie czy potrąci.

      Usuń
    5. Ja nie pozwalam przychodzić znajomym z małymi dziećmi do mojego domu. Zawsze mówię, że to nie zabawki,a moje koty nie lubią hałasu ani gwałtownych ruchów. Są przyzwyczajone do spokojnego domu, do gości podchodzą gdy poczują się w ich obecności pewnie.
      Tak naprawdę to prawie wszyscy moi przyjaciele i znajomi mają w domu psa albo kota. Moje futra wyczuwają osoby przyjazne i do tych, którzy mają i kochają zwierzaki, przychodzą na głaski, szczególnie Shadow- strachliwa z natury.

      Usuń
  8. Od czasu do czasu, ze względu na królika córki, czytuję blog Azy dla królików (http://www.azyl.vot.pl/). Dziś właśnie trafiłam na taki "kwiatek", cytuję: "Pilnie szukamy też transportu dla królika z Bydgoszczy 8-miesięczny król oddany przez właścicielkę z komenatrzem skierowanym do dziecka – „nie martw się, kupię ci kotka”. Królik ma przerośnięte pazury, pododermatitis i z zachowania przypomina Sarabi – Pani pochwaliła się tym, że dziecko rzucało w niego zabawkami, strzelało do niego pistoletem na kulki, a i karmili go co 2 dni mieszanką, bo jest za gruby. Fajnie."
    I co zrobić z takimi ludźmi? Powiem tylko - biedny ten kot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiści, "Azyl dla królików" :)

      Usuń
    2. Biedny królik, biedny kotek, a co wyrośnie z dziecka? :(:( A z L

      Usuń
    3. Mnie by to nie przekonało gdy byłam dzieckiem. Okropnie bym cierpiała z tego powodu. To dziecko też może tak to czuć, choć zdaje się wychowanie mamusi już zrobiło swoje skoro robiło mu te okropne rzeczy...
      Biedny kot! I niektórzy mają zastrzeżenia do solidnego wywiadu przedadopcyjnego! Przecież takie stwierdzenia od razu dyskwalifikują tę rodzinę! Niedawno dzwoniła do mnie w sprawie adopcji kotka dziewczyna, która bez żadnych oporów opowiedziała mi historię kotów w jej domu, a to oddawanych bo mamusia zaszła w ciążę, lub zaginionych bo kotek wypadł z okna, lub nawet oddanych do schroniska, bo posikał na łózko. Naprawdę trudno jest wtedy zachować spokój, bo taka osoba nie jarzy dlaczego kotka ode mnie nie dostanie.

      Usuń
  9. Przeczytałam komentarza A z L i jestem zachwycona ciepłem, miłością promieniująca z każdego słowa i zrozumieniem. Jednocześnie pytam czemu nie mówić wprost, kawę na ławę nie rozumiejącym za wiele? Np:
    myślisz że kot to zabawka, dlaczego tak myślisz? Albo głośno wrzeszczącej rodzinie, a kupy pod siebie nie robi, od tych waszych wrzasków? Jeszcze nie? Nie mówimy wprost, bo jesteśmy bardzo uprzejmi by nie ranić cudzych uczuć a oni nie wiedzą, naprawdę nie wiedzą. To jest tragedia współczesnego społeczeństwa, nie wiedzę i nie chcę wiedzieć.
    Zadbanie o zdrowie dobrym jedzeniem to podstawa, psy mają wrażliwe żołądki, żaden tłuszcz, ani odrobinki. Kupujemy - niestety z bólem serca i tylko dla Lorki koninę mieloną mrożoną. Wrzucam na parę, do ugotowanej kaszy czy ryżu miele mięso i dodaję, taka micha w try miga znika :) i nie ma problemu z żołądkiem, sunia zjada wszystkie warzywa surowe, łącznie z czosnkiem, wiec ich nie gotuję, suche stoi dostępne cały czas, nic poza tym nie dostaje, żadnych darów z pańskiego stołu.
    Dodam jeszcze że trzeba mieć coś w sobie, oprócz widzenia tylko siebie i swoich potrzeb i potrzeb swoich dzieci i raz jeszcze powtórzę: jesteśmy ludźmi bardzo uprzejmymi, by nie stracić przyjaciół boimy się mówić wprost.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, ale pisałyśmy już o tym, że czosnek dla psa jest bardzo szkodliwy. Czytałaś?

      Usuń
    2. A co do uprzejmości to tak właśnie jest. Osoba, która nie wytrzymuje i zwraca uwagę na jawną krzywdę jest odbierana zaraz jako fanatyk.
      Jakże często wcale nie śmieszą mnie filmy ze "śmiesznymi" zwierzętami. Tam często dzieje się coś bardzo złego, ale ludzie się śmieją...

      Usuń
    3. Nie znoszę, nienawidzę tych durnych filmików, tych głupoli, którzy to robią i rechoczą z uciechy, jak kot ślizga się w mokrej wannie i nie może z niej wyjść. Ja kiedyś kogoś zabiję.

      Usuń
    4. Hana, czuję to samo. Jak dobrze,że nie mam broni, bo bym tych wszystkich kretynów wystrzelała.

      Usuń
    5. Monika, przybij piątkę, zanim kogoś zabijemy...

      Usuń
    6. Zabijam z Wami. A z L

      Usuń
    7. Mnie też te filmiki okropnie denerwują. I czasem mam ochotę komuś przywalić.

      Usuń
    8. Razem w pierdlu będzie nam fantastycznie!

      Usuń
    9. Ja mam jeszcze jedną propozycję. Ktoś uderzył kota, psa, królika - wsadzić go na wybieg z tygrysem, koniecznie głodnym i zobaczyć jak sobie wtedy poradzi. Chętnie popatrzę.

      Usuń
    10. Mnie bolą często te filmiki, bo pokazują nieraz przestraszone i cierpiące zwierzęta. Ale nikogo nie chcę zabijać, bo wtedy nie będę lepsza od tych których chcemy ukarać, ale pokazać jak to jest, wepchnąć do ogromnej wanny z lodem żeby nie było za przyjemnie bez możliwości wyjścia. Wystraszyć tak że się zesra ze strachu albo pokazać jak dziwnie wygląda gdy jest chory lib pijany niech się inni pośmieją...

      Usuń
  10. Mnie jeszcze denerwują uwagi, że kot jest złośliwy, bo sika, bo drapie, bo gryzie, sprzęty czy ludzi.

    Co za bzdura! Kompletny brak wiedzy na temat zachowań i psychiki zwierzęcia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jaki fajny temat. Jaka szkoda, że czas goni, bo można by tu elaborat napisać. Nie wiem, czy mądrze kocham zwierzęta. Chyba nie ma takiej 100% poprawnej definicji. Wiem jedno, staram się aby mój pies był szczęśliwy, bezpieczny i zaopiekowany w trakcie choroby. Śpi w łóżku, bo zwyczajnie to lubi, kiedy nie chce ( a bywa) nie zmuszam. Karmię dobrze, nie żałuję na dobrą karmę, nie pozwalam jeść i nie daję żadnych słodyczy, czy innych śmieci. On nie ruszy cukierka, czy czekolady, nie zna tego smaku. Na spacery chodzi regularnie, choćby się waliło, czy paliło. Ale nie chodzi na spacerach luzem. Już nie. Od lat. Chodził, ale niestety był pogryziony przez większego psa, więc dla jego bezpieczeństwa teraz jest na smyczy. Długiej, rozciąganej. To samo na Mazurach, w lesie często biegają cudze psy. Doświadczyłam tego wiele razy i gdyby nie moje przewidywania, Mopa mogłoby już nie być. Mop nie ma szans w razie konfrontacji. Czasem zabieram go na lotnisko, to ogromna łąka, gdzie widzę, czy nie ma zagrożenia i wtedy biegamy, za kołeczkiem za patykiem. Leczenie ma zapewnione, szczepienia, zapobieganie pasożytom. Ma 2-3 razy w roku fryzjera, bo musi. Gęste futro latem utrudniałby mu funkcjonowanie, w mieszkaniu jest gorąco. a tak ma chłodniej. Nie ubieram w kubraczki, sukienki, na zimę zapuszczam długie futerko i nigdy nie widziałam, żeby mu było zimno.Mop posikuje, nie dlatego, że w domu jest hałas, czy awantury. Bo nie ma. Nie wiem dlaczego sika. Diagnozy były różne, bo tęskni, bo ma przerost prostaty, bo takie psy mają małe pęcherze, bo nawąchał się suk. Teraz to mi już wszystko jedno, przyjęłam na klatę zniszczenia i trudno. I przestałam zwracać uwagę na komentarze, daj psu żyć, puść z tej smyczy, co go tak pilnujesz. Na działce, mam go zawsze w zasięgu wzroku, bo oczka w siatce duże, a on czasem wymykał się do suk. Nie wiem też, czy ktoś "takiego ładnego pieska" nie przygarnie, albo nie przehandluje za pół litra. Napisałam wiele o sobie o swoich reakcjach, i myślę, że kocham mądrze. Nie będę też mieć więcej zwierzaków, choć bardzo bym chciała. To zbyt duży obowiązek, a my pracujemy, ja długo, więc Wu zabezpiecza Mopkowe terminy spacerkowe. Nie mogę zwalić tych obowiązków tylko na niego.
    Mam kilka przykładów, jak ludzie nawet światli, wykształceni podchodzą do zwierząt, ale to nie miejsce na opisywanie tych sytuacji. Nie tylko wśród wiejskich "gupków" takie zachowania się widuje. Nóż w kieszeni się otwiera. Swoją rolę edukacyjną w kilku przypadkach odegrałam, nastąpiła zmiana. Najgorzej wyperswadować, że kot to nie zabawka dla dziecka i kotem się nie rzuca, a w widziałam...sorry, ale przypomniało mi się to i się zdenerwowałam. I jeszcze przypomniała mi się opowieść o kocie, który "kradnie" ze stołu i co go za to spotkało...
    Nie wiem, nie umiem znaleźć sposobu na ludzką głupotę a często okrucieństwo nie takie zaplanowane, ale takie beznadziejne, bezmózgie okrucieństwo...
    Tylko rozwiązania prawne i bezwględne ich respektowanie coś zmieni, ale to praca na lata, dekady nawet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś, znajomi postanowili mieć pieska. Jako, że mieszkali w 15 piętrowym bloku, zdecydowali się na Yorka.
      No milusi był, bardzo.
      Ale jakoś tak, przestali mieć ochotę na te "ciągłe" spacery, więc zakupili sztuczną trawkę (jak wycieraczka), położyli na balkonie i... po sprawie.
      Nie widuję się już z nimi, bez żalu...

      Usuń
    2. Mnemo, rozwiązania prawne spowodują większą ilość zwierząt przywiązanych do drzew w lesie.
      Stawiałabym na edukację od małego.

      Usuń
    3. Fakt edukacja i prawo. Tylko zacznijmy od tego kto wyedukuje tych, co mają edukować?
      Z tym należy się liczyć ( zwierzętami przywiązanymi w lesie), ale moim zdaniem bez rozwiązań prawnych nie ma szans. Rozwiązania prawne musiałyby iść w parze z dobrym programem pomocowym dla porzuconych zwierząt. Po pewnym czasie przy braku tolerancji i odpowiednich konsekwencjach takie zachowania by się wyeliminowało, choćby ze strachu.
      Iza mnie się też pytano, dlaczego psa nie nauczyłam do kuwety, dlaczego zrywam się z gościny ( czas wieczornego spaceru), przecież pies poczeka, dlaczego ciągle czuwam na Mazurach i co rusz sprawdzam, a gdzie Mop?

      Usuń
    4. Mnemo, swego czasu, jak miałam jeszcze kablówkę, naogladałam się Animal Planet.
      Środki jakie ma Policja dla zwierząt w np. Houston są imponujące.
      Karetki mają takie, jakich u nas nawet dla ludzi nie ma...
      Regulacje prawne też. Więc się da.
      Inna rzecz, że patologii to nie powstrzyma.
      Są i tu i tam.

      Dlatego postrzegana byłam jako jakaś wariatka, kiedy decydując sie na zabranie Muni ze schronu, chciałam najpierw pójść z nią na spacer...
      Tak po prostu, żeby się wzajemnie oswoić...

      Usuń
    5. Widzę, że oglądamy to samo:)
      Może Pantera dopowie słówko, jak to jest rozwiązane w Niemczech.

      Usuń
    6. Będąc w Niemczech nie spotkałam się nigdy z bezpańskim psem, w Austrii podobnie.
      Pewnie dlatego, że posiadanie zwierzaka jest luksusem, wysoko opodatkowanym...?
      A u nas?
      Łupią nas podatkami i tak ponad nasze możliwości :(
      To jeszcze za psa płacić???

      Smutne dla ludzi i zwierząt.

      Usuń
    7. Pantera już o tym pisała, ale nie znajdę teraz. Przepisy i ich egzekwowanie są w Niemczech restrykcyjne.

      Usuń
    8. W Holandii też nie widziałam i nie widzę bezdomnych psów ani biegających bez opieki. Za psy są podatki(spore), za np. puszczenie psa bez smyczy poza miejscami specjalnie wyznaczonymi ( w moim mieście jest kilka parków, gdzie psiaki mogą sobie biegać) są kary- wysokie. Znęcanie się nad zwierzętami też jest karane. Każdy pies musi być zgłoszony do gminy, zaczipowany i zapisany do przychodni weterynaryjnej.
      Za koty nie płaci się podatku, ale też nie widuję bezpańskich. W pobliżu mojego domu spotykam koty, ale w większości znam ich właścicieli. Nawet jeśli któryś nie ma domu, to na pewno ma miejsce gdzie może się schronić. Wszystkie są tłuściutkie, mają ładną sierść.
      Ja mam zawsze w torbie jakąś kocią saszetkę albo chrupki dla takich właśnie kotków

      Usuń
    9. W Holandii musiałabym znaleźć sobie inne zajęcie. :) To raj!

      Usuń
    10. Gosiu,tu tez są bezdomne zwierzęta i schroniska, ale nie na taką skalę jak w Polsce. Azyl, z którego wzięliśmy Shadow, był niewielki: kilka psów i kilkanascie kotów. Psy po prostu nie biegają po ulicach. Zauważyłam też, że naprawdę niewiele jest psów agresywnych. Zwierzaki reagują normalnie na ludzi wokół,można z nimi wejść prawie wszędzie i nikt tez nie rzuca się,żeby na siłę pogłaskać obcego psa.
      Gdy brałam Shadow ze schroniska powiedziano mi, że jeśli ją oddam, zapiszą to w rejestrze i już nigdy więcej nie będę mogła adoptować żadnego zwierzaka z żadnym azylu na terenie Holandii. Musiałam też zobowiązać się do zapewnienia opieki weterynaryjnej i w ciągu 2 tyg podać schronisku dane mojej lecznicy oraz podpisać kolejny dokument,że stać mnie na pokrycie kosztów wyżywienia kota w wysokości 35e/miesiąc ( taką kwotę ustaliło schronisko).Musialam tez mieć własny bezpieczny transporter lub kupić taki na miejscu. Koszt kociaka ze schroniska to 80-100e, szczeniaki od 170e, starsze koty i psy trochę mniej. Pierwsza wizyta kontrolna u weta i paszport, ok 60e. Do tego jedzenie, kuwety, żwirki, zabawki, akcesoria itd...
      Myślę, że w Holandii dużo bardziej świadomie podchodzi się do adopcji zwierząt. Przede wszystkim trzeba ponieść koszty . Jeśli ktoś decyduje się na wzięcie nierasowego kota czy psa i na początek wydać niemałe pieniądze, to raczej nie jest to chwilowy kaprys.
      Mam w mieście kilka profesjonalnych sklepików dla zwierząt i jeden wielki market (kocham go), w którym można kupić karmę jaką tylko sobie wymyślisz oraz wszelkie możliwe cuda. Nie ma czegoś, zamówią. Żaden z tych sklepów nie narzeka na brak klientów a i klienci nie oszczędzają na swoich pupilach.
      W tym markecie można też kupić króliczki, szczurki, świnki. Zwierzaki mają duuuże , czyste klatki z gadżetami i zabawkami. Są zadbane i przebywają w tzw strefie ciszy. Nawet dzieci wiedzą, że tam się nie hałasuje.
      Brzmi jak bajka? Też nie uwierzyłabym, gdybym tego wszystkiego nie widziała i nie doświadczyła.

      Usuń
    11. Mogłabym więc pracować w takim schronisku w Holandii. :) Bardzo podoba mi się, że trzeba ponieść na początku koszty. To logiczne. Bardzo mądra polityka, która u nas by się nie sprawdziła, niestety...
      W dalszym ciągu czytam to jak bajkę.

      Usuń
  12. Dużo jest jeszcze do zrobienia, żeby ludzie zaczęli mysleć i traktować zwierzęta jak się należy i nie robić im krzywdy.
    My osiatkowaliśmy balkon, żeby Bonus miał gdzie wychodzić i nie wypadł, bo łebek z chęcią wystawił między szczebelkami - raz. Poza tym zdaję sobie sprawę, że kot to drapieżnik, nieważne, że wychowany w domu. Chętnie na ptaszki patrzył, ogon mu cały chodził, instynkty grały na całego ;) Dlatego zabawa w domu też jest konieczna, żeby się nie rozleniwił. Jedzenie - nie przekarmić! To trudne, bo wymuszacz z niego pierwszej wody jest ;) Zobaczymy, jak to będzie. Każdy kot jest inny, a miałam ich w zyciu młodym kilka. Ten jest pierwszy po prawie 18 latach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już osiatkowałaś balkon?? Lidka, kocham cię normalnie! :)

      Usuń
    2. :)) Coraz cieplej się robi, więc Bonusik musi mieć możliwość wychodzenia na powietrze ;) Jeszcze nie do końca dopracowana jest ta siatka, ale kot może już spokojnie, pod nadzorem wyjść i świat pooglądać :)

      Usuń
  13. Aż musiałam sprawdzić czym jest "wc-kici". Nie wierzę, że ludzie stosują to z powodzeniem u swoich pupili i jeszcze wieszają kostki w wc.
    Inga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wierzę. Przede wszystkim to niezgodne z naturą kota.

      Usuń
    2. Widziałam program w tv o kotach i tam pokazywano jak przyucza ise koty do korzystania z toalety,Od kolejno wymienianych nakładek na muszle,do etapu,kiedy taka nakładka juz nie jest potrzebna.

      Usuń
    3. http://baldricksclaw.blogspot.com/2012/05/o-latrynie-jeszcze-sow-kilka.html - fajny tekst na ten temat. :)

      Usuń
    4. Dalsza znajoma tez chciala nauczyc swoje koty korzystania z toalety, a pozniej sie dziwila, dlaczego koty sikaja i kupkaja po katach.... Poza tym pierwszego kota przywiozla do siebie w plecaku, i byla oburzona, ze kociak na nia nasyczal i naprychal, jak smial??? Rece opadaja...
      Pozdrawiam, Iwona P, mama Lady i Nori

      Usuń
  14. Moja poprzednia kicia wcale za bardzo nie była zainteresowane balkonem, uwielbiała spacery w szelkach
    po parku, który mamy za oknami - tak było przez 12 lat. Obecna kicia to podlotek do szeleczek już ją
    przyzwyczajam i znów będą długie spacery, wspinaczki po drzewach, buszowanie w trawie - bardzo czekamy
    na ciepełko. W oknach mam moskitiery - jest bezpiecznie, a balkonu z pewnego powodu nie mogę
    osiatkować.
    Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koty uwielbiają spacery. Hokus to kot typowo spacerowy. Niestety w mieście nie pozwalamy mu na to. :)

      Usuń
    2. Moja poprzednia sunia była z nami wszędzie. Na Mazurach, pod namiotem w nocy, a w dzień na parometrowej lince rozpiętej między drzewami, żeby nie zwiała.
      Był to środek konieczny, bo zaraz na początku pobytu wytarzała się w resztkach zgniłych ryb, pozostawionych na brzegu jeziora przez wędkarzy...

      Po sąsiedzku był kot na szelkach i smyczy.
      Nie powiem, żeby mu było źle :)

      Usuń
    3. Na pewno nie było mu źle. Spacer z kotem wygląda trochę inaczej niż z psem.
      To kot wyprowadza człowieka, to człowiek musi iść tam, gdzie chce kot. Dobrze, że mieszkam
      na obrzeżach miasta i mamy ten park.
      Ania

      Usuń
  15. Bardzo dobry i potrzebny post. Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania takiego kodeksu dla tych którzy chcą adoptować Kota a nie mają o tym pojęcia. Podpisuję się pod wszystkim co napisałaś oraz tym co napisano w komentarzach. Pewnie że zdarzają się czasem sytuacje jak teraz u nas że przy poważniejszej długotrwałej chorobie jest problem z finansami ale to jest przejściowe, a ja nie waham się prosić ani robić co w mojej mocy. Dlatego też dokładnie opisuję jak to wszystko wygląda podając też koszty żeby niewiedzący uświadomili sobie czy są na taką ewentualność gotowi. Edukacja konieczna, trąbienie i prawo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. niejeden niby zwierzolubny znajomy usypia z byle powodu zwierzaka albo niewłaściwie się nim zajmuje. Część z nich już pożegnałam.

      Usuń
    2. Opiekujesz się swoimi zwierzakami z podziwu godnym zaangażowaniem i wielką miłością.

      Usuń
  16. Nie lubię czytać, ani pisać o krzywdzie zwierząt i głupocie ludzkiej. Więc moim wkładem do tego postu niech będzie artykuł p.t." Czego nie powinien jeść pies"

    http://www.e-lecznica.pl/artykul/czego-nie-moze-jesc-pies

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię. Pytanie brzmiało inaczej, ale zawsze jakoś tak zejdzie się na te gorsze tematy. Nie ma rady.

      Widzę, że jest napisane o czosnku: Niezalecany jest także czosnek, jednak jako że jest mniej szkodliwy, możemy go znaleźć w niektórych pokarmach dla zwierzaków.

      Myślałam, że jest bardziej szkodliwy.

      Usuń
  17. http://www.e-lecznica.pl/artykul/czego-nie-moze-jesc-kot

    OdpowiedzUsuń
  18. Kiedy przyjmuje się pod swój dach zwierzę,nie ważne,kota,psa, czy konika polnego,to z całym dobrodziejstwem inwentarza. na całe jego lub nasze życie i "na wakacje tez" jak powiedziała mi kiedyś rezolutna 6 -latka.
    Ludzie,którzy biorą zwierzę a potem brutalnie się go pozbywają powinni być karani. Nie ma jednak na tę okoliczność stosownego paragrafu. Do znudzenia powtarzam-zwierzę nie jest rzeczą . Nie podaję ręki komuś,kto krzywdzi zwierzęta. I staram się reagować na wszystkie podłosci jakich dopuszcza się człowiek wobec braci mniejszych. Nasze milczenie jest przyzwoleniem na okrucieństwo i bezduszność.

    OdpowiedzUsuń
  19. Na wsi chyba jest jednak gorzej. Niejednokrotnie pisałam o tym. W mieście nie ma przynajmniej dziurawych bud w palącym słońcu, lub trzaskającym mrozie, kojców metr na metr. Są inne patologie, wiem. Tutaj nikomu przez myśl nie przejdzie sterylizacja psa/kota. Myślę, że gdyby ktoś za to zapłacił, to część ludzi zrobiłaby to. Ale dopóki trzeba za to zapłacić 200 złotych, to nie ma mowy. Tak samo sprawy mają się w przypadku choroby. Zwierzę żyje tak długo, jak samo da radę. Taniej wychodzi potopienie szczeniąt/kociąt, albo po prostu zostawienie ich samym sobie. Najgorsza jest późna wiosna i stada wałęsających się, nikomu niepotrzebnych, chorych i głodnych kociaków i szczeniąt. Myślę o tym ze zgrozą.To nie do zniesienia. Gdyby gmina w porozumieniu z weterynarzami dała na to jakąś kasę... Ale to utopia. W gminie pracują ludzie z okolicznych wsi i miasteczek, którzy robią swoim zwierzętom to samo, z wójtem na czele. Wiem coś o tym, bo miałam scysję na szczeblu - mur, stal zbrojona i beton. Tutejsze gabinety weterynaryjne robią takie akcje i sterylizują za pół ceny np. w lutym. Ale to za mało, nikt tutejszy nie zapłaci za to nawet połowy stawki.
    Może wydrukować treść Twojego wpisu i rozklejać jak ulotki z pizzerii? Bo tutaj nie przeczytają ci, którzy powinni. A "na mieście" może choć przypadkiem przeczyta ktoś taki i coś mu w łepetynie zaświta?
    A propos "uczłowieczania" zwierząt: wiadomo, że Wałek nawiewa od czasu do czasu, wie o tym sąsiad, trudno, żeby nie wiedział i nie widział, jak od czasu do czasu ganiam po wsi w piżamie. Udzielił on mi zbawiennej rady pt: nie możesz gu uwiunzać? I zadziwił się, że taki gupi - zobocz, tak mo dobrze i nie szanuje tegu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem, Hana, jak ty to znosisz. Nie wiem. :(

      Usuń
    2. Z trudem. Z tego powodu do większości autochtonów czuję niechęć. Ten aspekt wiejskiego życia mnie przygnębił, rozczarował, zbulwersował. Pędząc wielkomiejskie życie nie wiedziałam, że to aż tak źle wygląda, chociaż nie żyłam w naiwnej nieświadomości. I nic nie można zrobić, nic. Nie wyłapię wszystkich kociaków i szczeniaków. Nie wiem, jak im pomóc, jak sprawić, żeby to się skończyło, albo przynajmniej ograniczyło, nie wiem. Z bezsilności rośnie we mnie złość i budzą się demony, o istnieniu których dotąd nie wiedziałam.

      Usuń
    3. Jestem pewna, że nie dałabym rady żyć wśród tego nieszczęścia. Jeden pies, trzymany kiedyś w piwnicy, pies sąsiada, który już dawno tu nie mieszka, powodował, że nie mogłam spać, wciąż się o niego martwiłam. :(

      Usuń
  20. Konieczna sterylizacja każdej suczki po pierwszej cieczce i konieczne dawanie kropelki od kleszczy i pcheł co 28 dni. Przerwa w okresie zimowym, ale tylko wtedy jak jest mróz. Setki piesków w Warszawie umiera, przez ludzką głupotę i skąpstwo. Podobno w Niemczech za nie wysterylizowaną suczkę płaci się duży podatek, bo wtedy uważają, że jest hodowla. Dlatego właśnie tam nie ma bezdomnych psów ani kotów.

    OdpowiedzUsuń
  21. Gosiu,
    Czytam Twoj blog od jakiegos czasu, ale rzadko komentuje. Trafilam tu "przez" Nike, jestesmy z tych samych okolic poludniowej Francji.
    Tez nie moge sluchac " kot sobie poradzi". Wlasnie przeczytalam komentarz na FB, dziewczyna pisala, ze wyjechala na 6 dni, zostawila kota samego i zostawila otwarty balkon, bo wlasnie "kot sobie poradzi". Jak ma sobie poradzic, gdzie ma znalezc czysta i swieza wode do picia? Kran sam odkreci, napelni karafke filtrujaca, umyje miske i napelni ???!!!! A kto mu kuwety posprzata, ma kupkac do takich brudnych??? Swiezbilo mnie, zeby jej cos napisac, ale ciezko zmienic glupie poglady.
    Mam 2 niewychodzace koty ( centrum miasta , 6 pietro): Nori 9 lat - duzy, 7 kilowy kocurek, mieszaniec europejskiego z bengalem(??), wziety od znajomego z pracy, i Lady, 8 lat, 3 kilowa delikatna kotka, syjamsko-europejska, zaadoptowana ze schroniska.
    Moje koty sa moimi dziecmi, daje im dobra i wartosciowa karme, wole wydac na dobre jedzonko, zeby byly zdrowe. Coroczna wizyta na szczepienie, advantage pipetki przeciw pasozytom i pchlom 2 razy w roku. Przy najmniejszym podejrzeniu jedziemy do weta. Nie raz zdarzylo sie wydac duzo kasy, ale nie moglabym nie leczyc mojego dzieciaka. Jak sie chce miec zwierzeta, to trzeba o nie dbac.
    Jak wyjezdzam to zawsze ktos ze znajomych przychodzi co dzien, aby zmienic wode i posprzatac kuwety. Moje koty nie lubia korzystac z brudnej kuwety. Rozstawiamy co najmniej 2 duze miski z karma, a znajomy daje saszetki miesne. Pobawi sie przy okazji, rozrusza i sprawdzi czy wszystko ok.
    Mam zabezpieczone okna, jak je wymienialismy, to kazalam przykrecic do ram metalowe siatki, nam nie przeszkadzaja w widoku, a koty nie wyleca. Mam tez drewniane drzwi z metalowa siatka w drzwiach balkonowych, bo sam balkon nie moze byc osiatkowany.
    Czesto slysze glupie i zacofane komentarze na temat kotow, ludzie malo znaja te zwierzeta. Maz kupil mi ciekawa ksiazke o zachowaniu i pielegnowaniu kotow : "Comment parler chat" czyli "Jak mowic po kociemu". Znalam duzo z obserwacji moich kociakow, ale duzo sie tez dowiedzialam.
    Sasiadka ma dwie kotki, niestety sa tak otyle, ze ledwo sie ruszaja. Wg mojej wetki maja bulimie, bo prawdopodobnie jedza raz dziennie, nie maja suchej karmy do dyspozycji. Dla mnie to maltretowanie zwierzat, jedna z kotek prawie umarla, miala ciezki atak watroby i zatluszczenie organizmu. Jakos to sasiadce nie przeszkadza, a weta kotki chyba nigdy nie widzialy. Zal mi ich strasznie, mowilam sasiadce jek sie zywi koty, ale widocznie ma to gdzies.
    Pozdrawiam cieplo i zawsze czekam na nowe wpisy, szczegolnie o kotkach.
    Czy do Skarpety mozna robic wplaty przez Paypal, ( tu nie mozna robic przelewu z wlasnego konta jak w Polsce, trzeba isc do banku etc)
    Iwona P z Perpignan, Francja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Iwona. :) Wygląda na to, że we Francji też jest nie najlepiej ze świadomością ludzi. A jak wygląda sprawa schronisk? Są? Jakie są tam warunki? Czy za zwierzę ze schroniska się płaci?
      W sprawie Skarpety, napisz proszę, na maila: anka.wroclawianka@op.pl

      Usuń
    2. W schronisku miejskim bylam 8 lat temu, chcialam adoptowac kotke, aby moj Nori nie byl sam. Bylo czysto, koty byly razem w duzej sali, mialy szerokie polki z legowiskami, sporo bylo starszych. Reszty nie pamietam.
      Kotke znalazlam w prywatnym "schronisku" u pewnej Pani, dostalam namiary od wetki. Niestety, tam okolo 30 kotow bylo razem w duzej przyczepie kampingowej, widac bylo, ze nie maja za duzo miejsca. Pewnie Pani przygarniala koty pomimo niemozliwosci zapewnienia im porzadnych warunkow. Kotka miala straszny swiezb w uszach, byla w trakcie leczenia, wetka leczyla za darmo koty tej Pani. Za kotke zaplacilam 100 euro, podpisalam umowe adopcyjna, wyleczylam.
      Pozdrawiam
      Iwona P z Perpignan

      Usuń
    3. I u nas są takie "schroniska", a ludzie psioczą na to nasze miejskie, wrocławskie, co mnie upewnia w tym, że psioczą bo lubią.

      Pozdrawiam i ja. :)

      Usuń
  22. Właśnie - po przeczytaniu wszystkich komentarzy - doszłam do wniosku, że wypowiedziałam się nie na temat i podałam tylko przykłady negatywne, a ty pytałaś, co my uważamy za mądrą miłość do zwierząt. Nie napisałam tego wprost, bo (znów! ) wydało mi się to oczywiste i dlatego, że podzielam w stu procentach Twoje zdanie; to musi być miłość poparta wiedzą, rozsądkiem i - dodam jeszcze - odpowiedzialnością (bo, niestety, nawet tzw. rozsądne podejście do zwierząt, w zależności od poglądów, znaczy co innego).
    Męczyła mnie też Twoja odpowiedź na mój pierwszy komentarz, ta, że Przemek pisał o czymś trochę innym. To prawda, ale nie chodziło mi o komentarz Przemka, ale o moją odpowiedź, pozwól, że zacytuję:
    "No, tak, ogólnie biorąc masz rację. Ale ja myślałam raczej o osobach skupionych wokół tego bloga - myślę, że wszyscy tu wiedzą, jak wygląda mądre podejście do zwierząt."
    Zajrzałam i sprawdziłam, bo już myślałam, że napisałam to jakoś inaczej :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, Ninko, mnie chodziło o ten fragment wypowiedzi Przemka, że ludzie kochający zwierzęta często postępują tak głupio, że zrażają wszystkich do siebie, a te zwierzęta tak naprawdę często krzywdzą. I to wydaje mi się też warte omówienia. :)
      A "odpowiedzialność" to idealne uzupełnienie tytułu. Dodaję!

      Usuń
  23. Jakieś 2 lata temu popełniłem pewien wpis na swoim blogu: <a href="http://baldricksclaw.blogspot.com/2012/05/okrutnicy-miosnicy.html>!!!TUTAJ!!!</a>. Chcąc wziąć udział w powyższej dyskusji przypomniałem sobie o nim i w zasadzie jest on nadal aktualny więc go zacytuję w całości:

    Okrutnicy - miłośnicy
    Okrutni miłośnicy zwierząt? Brzmi jak paradoks? Bynajmniej...

    Okrutnicy...

    Nudząc się po szkole lecz w całym swym ludzkim, kształtowanym wszakże przez tysiąclecia, geniuszu, nie potrafiąc wymyślić żadnego pożytecznego zajęcia, grupka młodzieńców siedziała na ławeczce pod blokiem. Pod ich czaszkami, w miejscu gdzie powinien znajdować się mózg, ziała tak wielka pustka, że gdyby strzelić z otwartej dłoni w ich głowy, echo by im zęby wybiło. Jedyną, w ich mniemaniu twórczą, czynnością jaką przejawiali było plucie na odległość, rozbijanie butelek o pobliski kontener ze śmieciami, wydrapywanie jakiegoś wulgaryzmu w ławeczkowym drewnie...

    Leniwie mijały godziny. Od czasu do czasu, dla podtrzymania iluzji atmosfery fajnego spędzania czasu, ten lub tamten, rzucał odkrywcze "K..., ale nuda". Dostrzegli wychudzoną, bezdomną kotkę, przemykającą niepewnie pod żywopłotem.

    Pomiędzy uszami jednego z nich, w tej bezkresnej wydawałoby się pustce, zapaliła się iskierka. Niewielki ognik, który można by uznać za narodziny myśl jakiejś. "Chłopaki, zabawimy się!". Zeskoczyli z ławki, pobiegli za przerażoną kotką, osaczyli ją w jakimś zaułku. Dalej wydarzenia potoczyły się szybko.

    Po czaszkami kolejnych zaczęły zapalać się iskierki. Każdy zapragnął wykazać się inicjatywą, zaimponować pozostałym. "Podpalmy kota! Przyniosę z piwnicy rozpuszczalnik.", "Wrzućmy kota do mrowiska, nakryjmy wiadrem, zobaczymy czy mrówki zjedzą go żywcem.", "Wyrwijmy ogon!", "Obetnijmy uszy!", "Utopmy w rzece!", "Wlejmy mu rozpuszczalnik do pyska"...

    Znacie to, prawda? Niemal codziennie media donoszą o takich przypadkach. Każdy z powyższych pomysłów na zadanie cierpienia zwierzęciu został gdzieś, przez kogoś zrealizowany. Wczoraj, dzisiaj... jutro dowiemy się o czymś nowym. W zadawaniu cierpienia innym, ludzka pomysłowość nie ma granic. Jeśli wyobrazicie sobie najbardziej wyrafinowaną, odrażającą i bestialską rzecz jaką człowiek może wyrządzić innym (czy to ludziom, czy braciom mniejszym), to wiedzcie o tym, że ktoś, gdzieś, kiedyś to naprawdę uczynił, bądź uczyni w bliższej lub dalszej przyszłości.

    Jakie myśli Wam przychodzą do głowy, gdy czytacie takie przerażające wiadomości. Okrutne prawda? Podłe? Nieludzkie? Odrażające! Co myślicie o takich ludziach? Zwyrodnialcy? Barbarzyńcy? Bestie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłośnicy...


      Kobieta. Trzydziestopięcioletnia. Trochę nawet ładna, a mimo to jeszcze nie w ciąży. Nazwijmy ją jakoś. Oto, ja Ciebie chrzczę... Matylda. Trochę ładna Matylda jest posiadaczką całkiem ładnych zwierząt.

      Dwa koty, pies, papużka. Matylda w ogóle jest miłośniczką zwierząt. Przynajmniej ma takie o sobie mniemanie. Znajomych katuje opowieściami, jak to jej piesek Fafik posłusznie aportuje, Pusia Jeden cudownie mruczy, a Pusia Dwa nauczyła się korzystać z ubikacji. A papużka... no cóż, zostawmy papużkę, bo poza wyrywaniem sobie piórek to akurat niczego godnego wspomnienia akurat nie czyni.

      Matylda prowadzi bloga. O swoich zwierzętach, a jakże! Codziennie wstawia tam nowe zdjęcia swoich słodziaczków, w nowych postach opisuje jak jej "słitaśne" futerka śpią, co jedzą, "na co one paczą"... Matylda udziela się też na wielu forach internetowych poświęconych psom i kotom. Na papużkowym forum, jednak jakoś nie bardzo....

      Jednozdaniowo przeważnie ("jaki piękny koteczek", "zupełnie jak mój") komentuje wpisy innych. Zaś na wszelkie przejawy okrucieństwa wobec zwierząt reaguje z oburzeniem, dzieli się z innymi swymi poglądami, wyraża zdecydowany sprzeciw wobec ludzkiego barbarzyństwa, podkreśla, że po przeczytaniu takiej wiadomości nie może spać, nie może jeść, szlocha po nocach, a takim zwyrodnialcom uczyniłaby to samo co oni zrobili biednemu zwierzęciu...

      Matylda kocha swoje zwierzęta, kupuje im zabawki (trochę nie ma czasu, by się z nimi bawić, ale może pobawią się same), karmę suchą, karmę mokrą, ubranka nawet, bo tak "słitaśnie" w nich wyglądają. Matylda uważa swoje zwierzęta za najpiękniejsze i najmądrzejsze na świecie... Trochę denerwuje ją tylko, że Pusia Jeden i Pusia Dwa drapią pazurkami jej meble, firanki, kanapę, Fafik zaś szczeka a czasem nawet wyje, na co skarżą się sąsiedzi...

      Matylda wykształconą kobietą jest. Studia skończyła, tytuł magistra zaocznie uzyskała, fachowcem od administracji i zarządzania mienić się może. Językiem polskim w mowie i piśmie na przyzwoitym poziomie się posługuje, rozwiązanie swych problemów szybko więc znalazła. Ileż to w internecie zacnych porad, książki fachowe w formie e-booka powszechnie dostępne, a i inni miłośnicy zwierząt, tak samo kochający zwierzęta jak Matylda, podpowiedziami i poradami dzielą się z innymi. "Jak kotu usuniesz chirurgicznie pazury, to drapać mebli nie będzie miał czym", "Psom struny głosowe się fachowo podcina, kłopotu z nieznośnym szczekaniem tym samym pozbyć się można"...

      Usuń
    2. Dwie historie... jeden dla mnie wniosek...

      Jednakoweż to dla mnie sk....syństwo...


      Trzęsie mnie, gdy czytam o różnych sposobach ułatwiania sobie życia przez ludzi, bez refleksji jednak żadnej nad zwierzakami, którymi te osoby się "opiekują". Usuwanie chirurgiczne/wyrywanie pazurów czy podcinanie strun głosowych jest zwykłym barbarzyństwem i sk...syństwem wobec zwierząt. Szkoda, że ich (znaczy ludzi) rodzice nie wpadli na taki np. pomysł, by w dzieciństwie okaleczyć im struny głosowe, zaszyć odbyty, zakneblować i w kaftan bezpieczeństwa ubierać, bo przecież dzieci płaczą, ryczą, srają i psocą na potęgę!!! Tym samym, sąsiadom, którym przeszkadza moja muzyka, powinienem chyba przebić bębenki w uszach, żeby nie przeszkadzał im ani mój wiking metal, ani miauczenie kota, ani ujadanie psa, gdybym go kiedyś miał posiadać...

      W dawnych czasach, gdy z kocich futer szyto ubrania jeszcze i w cenie były ładne, zadbane skórki z kotów, często właściciele szczególnie pięknych kotów stosowali różne praktyki, by ich koty nie wychodziły na zewnątrz i nie padły ofiarą łowców skórek... np. przypalano im sierść, by nie były już takie ładne lub obcinano uszy! Tamte czasy nazywamy ciemnymi wiekami... czy coś się zmieniło? Jak widać, nic a nic. Możemy mieć komputery, smartfony, statki kosmiczne, a w większości jesteśmy takimi samymi okrutnymi i beznadziejnie prymitywnymi prostakami!

      Znów podpadnę tym wpisem, znów ktoś się obrazi. Ale barbarzyństwu i głupocie mówię, wręcz krzyczę NIE! Czemu nawet najokrutniejsze rzeczy, które robi się zwierzętom, próbuje się tłumaczyć, że to dla ich dobra? Czemu ułatwianie ludzkiego życia odbywa się kosztem cierpienia, robienia krzywdy zwierzętom? I to przez tych, którzy mienią się miłośnikami zwierząt... Co gorsza, niektórzy z nich są ekspertami od zwierząt. Książki wydają. Porad udzielają...

      Usuń
    3. Tak, to jednakowe sku...syństwo.
      Oba zabiegi są w Polsce zakazane i mam nadzieję, że lekarze boja się konsekwencji. Oba zabiegi to okaleczanie zwierząt. Kot z usuniętymi pazurami nigdy nie będzie zdrowy. Ma całą masę problemów zaczynających się od załatwiania poza kuwetą. Człowiek, który to mu zrobi z "wygody" skazuje jego na ból, który nie mija, a siebie na o wiele większe problemy. Często takiego kota trzeba po prostu uśpić, bo życie z nim i dla niego jest zbyt ciężkie.

      Masz na myśli kogoś szczególnego kto wydaje książki i zaleca te zabiegi?

      Usuń
    4. Odpadam, ręce mi opadły i już chyba nie mam dziś siły. Jutro się z tym zmierzę bo jak to czytam to mnie flaki się skręcają.

      Usuń
  24. Witaj Gosiu.Jestem stałą czytelniczką bloga, wiem, że masz duże doświadczenie z kotami i dlatego proszę Cię o pomoc. Jestem teraz u rodziców i nie mam dostępu do żadnego mojego konta, w tym pocztowego, a sprawa jest pilna. Od kilku tygodni dokarmiam bezdomnego kota, dzisiaj wrócił po kilku dniach, płakał i utykał na łapkę. Od razu zabrałam go do weta (nie będę opisywać tej wizyty teraz szczegółowo, ale kotek cierpiał podczas oczyszczania rany i na pewno więcej tam nie pójdę). Teraz jest w domu moich rodziców, dochodzi do siebie po głupim jasiu (chyba, bo ten pan unikał podawania nazw leków, chociaż nalegałam), jest w transporterze. Kot mnie zna, ufał mi - ale teraz jest bardzo wystraszony, strasznie płacze, a ja panikuję. Będzie przebywał na dolnym piętrze, w biurze mojego taty. Na razie plączą mu się nóżki, więc poczekam zanim go wypuszczę z transportera, ale zastanawiam się, co zrobić, by czuł się choć trochę bardziej komfortowo. Jestem podłamana tą wizytą u weta, żałuję, że nie znalazłam innego, ale w moim miasteczku o tej porze tylko ten nas przyjął. Wiem, że kot jest przerażony, bo jest w nowym miejscu i po bolesnym zabiegu. Jak myślisz, co zrobić - zamknąć go w tym biurze na noc samego? Nie drażnić go dodatkowo (teraz zachowuje się, jakby mnie nie poznawał). przepraszam za chaotyczny opis, ale się bardzo stresuję tym wszystkim.Wiem, że komentarze to nie kącik porad, ale nie miałam kogo się poradzić. Deksina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deksino, kot jest po lekach zdezorientowany. Pomyśl jak zapewnić mu bezpieczeństwo. Czy w biurze taty nie zrobi sobie krzywdy? Moim zdaniem dobrze będzie jeśli zostawisz go samego aż dojdzie do siebie. Daj mu kocyk, kuwetę, nie dawaj dzisiaj nic do jedzenia, zostaw tylko wodę w miseczce. Rano powinien znowu cię poznawać, choć może czuć się niepewnie w nowym miejscu. Nie wiem o której miał zabieg, nie wiem co dostał, że go bolało... Nie spał? Na żywca miał robione? To po co ten głupi jasiu? Czy on sobie nie rozdrapie tej rany? Czy jutro go wypuścisz?

      W biurze zabezpiecz różne otwory, miejsca za/pod szafami i zostaw go. To dla niego trudne, ale uspokoi się. Mam nadzieję. Czasem po tych lekach koty czują się bardzo pobudzone, łażą, miauczą. To musi minąć.
      Kochana jesteś, że się nim zajęłaś.

      Usuń
    2. Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź. W tej chwili kot jest już w mojej byłej sypialni. Wypuściłam go z transportera i zaczął się łasić, nadstawiać do głaskania. Muszę jeszcze obejrzeć pokój. Mój kot domowy już tu wiele razy przebywał, ale on się niczym nie interesuje - mam na myśli domowe sprzęty, kable itp.. Rudy wskoczył już na łóżko,płacze jak go zostawiam, ale nie mogę tam z nim spać, bo pokój jest nieogrzewany (ale kocinie i tak tam lepiej niż na zewnątrz). Jutro go nie wypuszczę, chcę się jeszcze skonsultować z "moim" wetem. Ten, u którego dzisiaj byłam, nie budzi zaufania, wg mnie nie dba o higienę w miejscu pracy. Kiedyś u niego byłam z moim psem i aż do tej pory nie wróciłam tam z innym zwierzem, ale dziś przed 20 wszystkie lecznice były zamknięte. Pytałam o ten lek na uspokojenie, ale nie podał mi szczegółów (tylko"kot będzie spał"), mam nadzieję, że nie był to tylko lek zwiotczający. Kocina płakała podczas oczyszczania rany, choć faktycznie była bezwładna (oczy były otwarte). Coś tam gościu wyciskał z tej rany - podobno jest jakieś zakażenie i zgorzel, myślałam, że zemdleje, ale nie chciałam wyjść. Na pewno pójdę jeszcze do innego weta, jutro lub pojutrze. A kocina słodka, mrucząca. Miała kiedyś dom, ale właściciele się przeprowadzili i - albo go zostawili, albo uciekł - słyszałam 2 wersje. Dobrze się dogaduje z dziczkami, ale przychodzi do mnie na żer :).

      Usuń
    3. Pozwolę sobie na kolejną wypowiedź :). Myślę, że będzie mieć także odniesienie do powyższego postu. Kot jest u moich rodziców, na oko ma się dobrze - je, pije, skorzystał z kuwety. I bez przerwy gada, mruczy, ćwierka, wydziera się na mnie, domaga się uwagi i ... nie wiem, dokładnie czego. Wskoczył mi dziś na szyję i podrapał...Pierwszy raz się spotykam z takim kocim zachowaniem ;), mam niewielkie doświadczenie. Muszę przyznać szczerze - jest trochę uciążliwy. Wczoraj się nie wahałam, to była spontaniczna decyzja, ale dziś uświadomiłam sobie, jak dużą odpowiedzialność na siebie wzięłam. I że to była poważna DECYZJA. Wiem, że teraz ratuję życie tego kota - z zakażaną raną, na wolności nie przetrwałby długo. Nie wiem natomiast, co dalej z nim zrobić. W sobotę wyjeżdżam z rodziną, wracamy w poniedziałek. Myślę, że zostawię go tutaj, jeśli moi rodzice się zgodzą, może uda mi się załatwić, by ktoś wpadał zajrzeć do kociny, ale gorzej, jeśli potrzebna będzie np. operacja, bo ta łapa nie wyglądała dobrze. Mój kot został z moim mężem w naszym mieszkaniu i jest sfochowany strasznie. Czuje, że coś się święci i nie podoba mu się to. A Rudego bym chciała zaszczepić, może wykastrować, tylko mnie to trochę przeraża - przyznam szczerze. To wszystko wymaga dużo czasu - odrobaczenie, szczepienie, nabywanie odporności. A ja rudego kota nie mogę wziąć do siebie, bo mamy malutkie mieszkanie bez możliwości czasowej izolacji 2 kotów. U rodziców też długo nie będzie mógł zostać z kilku powodów. No i jestem w kropce, łatwo było zanieść kota do weta, ale późniejsza opieka już jest nieco trudniejsza i kłopotliwa, z czego dopiero teraz zdałam sobie sprawę. .

      Usuń
    4. Nie wiem skąd jesteś. Możemy dac apel na FB, na Przygarnij Kota, może ktoś pomoże? Opisz tę sytuację, napisz, że nie możesz bo wyjeżdżasz i to co napisałaś tu, tylko w skrócie. Napisz, że kot ufny u miziasty. Zrób zdjęcie. Napisz do Kamili: https://www.facebook.com/PrzygarnijKOTA?fref=ts powołaj się na mnie. Ale jeśli jesteś z daleko od Wrocławia to daj taki apel na OLX.PL To darmowe ogłoszenia.
      Ja, niestety do późna jestem dziś zajęta, ale zajrzę tu wieczorem.

      Usuń
    5. Dzięki Ci za wszystkie odpowiedzi. Boję się bardzo o tę przylepę, choć przytłacza mnie lekko ;), ale jest meega grzecznym i właściwie niekłopotliwym chłopakiem. Zero agresji. Jutro rano biorę go do innego weta, zobaczymy. Mam nadzieję, że nie będzie konieczna operacja, bo przez parę godzin do wieczora raczej nikogo nie znajdę do opieki takiej pooperacyjnej. Kurcze, w złym czasie zachorował. Jeśli będzie w miarę na chodzie, to ktoś się nim zajmie pod moją nieobecność, a potem będę myśleć, bo nie mogę go tak zostawić. Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję. D.

      Usuń
    6. Rudy chłopak dochodzi do siebie po narkozie. Nie jest dobrze, nie wiadomo, czy da się uratować łapkę - są duże zmiany martwicze, ale próbujemy. Jutro rano jeszcze pojedziemy na zmianę opatrunku, przez te 2 dni ktoś się nim zajmie, choć wiadomo, wolałabym być na miejscu. Jeśli się uda kocinkę uratować, chyba zostanie z nami. Mam nadzieję, że młody nie ma białaczki... Pozdrawiam!

      Usuń
    7. Kochana jesteś bardzo! Dawaj mi znać co z tym kotkiem, bardzo cię proszę.

      Usuń
  25. Kot ma się dobrze, dzisiaj byłam z nim na zmianie opatrunku - cierpiał, ale był dzielny, leżał w miarę spokojnie. Przez jakiś czas będę musiała zawozić go do weta codziennie. Rana wygląda podobno ciut lepiej, ale i tak ciężko na nią patrzeć. Leczenie pewnie potrwa parę tygodni, póki co kot jest u moich rodziców. Straszna przylepa z niego, kocha wszystkich, mruczy bez przerwy, zadomowił się i ...wskakuje na blaty bez chwili wahania. Pozdrawiam! Deksina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nogę uda się uratować. Wieści są dobre, oby takich jak najwięcej. Teraz ja mam zmartwienie z Amisią. Ech...

      Usuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...