(Odnoszę się do posta Klarki
TU (klik). Przeczytanie go ułatwi zrozumienie, o czym piszę.)
Klarka na swoim onetowym blogu opublikowała ostatnio scenkę, której była świadkiem w galerii handlowej. Scenka dotyczyła zachowania rodziców w stosunku do dziecka. Z coraz większym zdumieniem czytałam komentarze, z których wynikało, że niektórzy ludzie kompletnie nie rozumieją, w czym rzecz i co takiego oburzyło autorkę. Osoba podpisująca się jako "mama"(!!) uważa np., że żeby ocenić tę sytuację, trzeba mieć więcej danych, np. czy dziecko choruje kilka razy do roku itp., itd. To bzdura, bo żadne "dane" nie usprawiedliwią zachowania tych rodziców. Klarka musiała włączyć moderację komentarzy pod tym wpisem, bo lobby oburzonych kobiet (!!!) obrzucało ją obelgami.
Stoję po stronie Klarki, czyli tak naprawdę po stronie dziecka. To, co je spotkało, to przemoc (nie ma trafniejszego słowa) w dwóch rodzajach. Która gorsza: psychiczna czy fizyczna? Jestem pewna, że ta pierwsza, choć nie można lekceważyć drugiej.
Wystarczyłoby zamienić w tej scenie dziecko na dorosłego i na wszystkie oburzone spłynęłoby zrozumienie. Spróbujmy. Powiedzmy, że jest pracownik (dziecko), kierownik (tata) i dyrektor (mama) i że lody to premia. Kierownik daje pracownikowi wymarzoną premię. Powiedzmy 10.000 zł. Coś niesamowitego! Wyobrażacie sobie radość pracownika? Niestety zanim ten, rozanielony i szczęśliwy, dobrze przeliczy kwotę, zjawia się dyrektor i krzyczy na pracownika, aby ten natychmiast oddał premię! Natychmiast! Do tego krzyku przyłącza się kierownik. Oddaj - krzyczy, słyszysz, co mówi dyrektor?! Dyrektor podbiega, wyrywa kopertę z pieniędzmi, wyciąga z nich 20 zł i daje pracownikowi. Czy to, że ten - wkurzony i rozczarowany - rzuca tym banknotem na ziemię, kogoś dziwi?
Mnie wcale. Jestem pewna, że nie znalazłaby się ani jedna obrończyni niezrównoważonego psychicznie dyrektora i bezwolnego kierownika. Podniosłoby się larum, głosy oburzenia nie milkłyby. Pracownik poszedłby do sądu i wygrałby sprawę! Czemu w takim razie tak trudno zrozumieć postawione w takiej sytuacji dziecko? Dziecko, które nie rozumuje jak dorosły, więc jest o wiele bardziej bezradne i zagubione.
Jeżeli tak zachowali się jego rodzice w tym wypadku, to nie ma się co łudzić, że w innych zachowają się mądrze i wyważenie. Dziecko z takiej rodziny będzie miało w przyszłości kłopoty ze sobą i być może jak wiele osób nie będzie ich wiązać z przeżyciami z dzieciństwa. Jego ciało, jego umysł będzie o tym pamiętać. Może jak wielu dorosłych cierpiąc w duszy i pijąc, paląc, ćpając, biorąc leki uspokajające, nasenne, antydepresyjne, okaleczając się, hazardując, bijąc swoje dzieci, dręcząc swoją rodzinę, i tak dalej, i tym podobne, a na wszelką sugestię, że to cierpienie wewnętrzne jest wynikiem takich właśnie przeżyć z domu rodzinnego, zareaguje oburzeniem. Powie, że to "atakowanie rodziców", bo oni przecież zadbali o to, by nie wolno było pomyśleć o nich źle. Dziecko z przykładu Klarki nie umie myśleć jak dorosły i choć poczucie krzywdy i niesprawiedliwości jest reakcją najbardziej prawidłową ze wszystkich na to, co je spotkało, to przecież potem usłyszy jeszcze, że jest niedobrym, niegrzecznym dzieckiem, a mamusia i tatuś mieli rację i postąpili słusznie. Takie dziecko pomyśli, że jest złe, że wina leży po jego stronie, że jest w nim.
I ja byłam świadkiem sceny, która wciąż do mnie wraca. W Lidlu tatuś wiózł synka w wózku sklepowym. Mały, powiedzmy 5-letni chłopiec był rozdrażniony, zmęczony, znudzony i prosił o picie. Tatuś miał na to sposób. Mówił „nie słyszę cię, nic nie słyszę, mówisz coś?”. Mały powtarzał głośniej, za trzecim razem już w histerii, a tatuś wciąż trąbił na cały sklep „głośniej, bo nic nie słyszę, głośniej!”. Ta „zabawa” trwała i trwała. Dziecko szlochało zdezorientowane… Mamusia szła obok i próbowała wyjąć dziecko z wózka, ale tatuś usadził ją stanowczym „zostaw go”. Zostawiła. Dziecko płakało, wyciągało do niej rączki, tatuś zadowolony z siebie pchał wózek wypełniony flaszkami z piwem. Matka szła obok jak bezwolna kupka nieszczęścia. Czy odważy się powiedzieć dziecku, że jego ojciec postąpił źle? Wątpię, a to mogłoby małego uratować i pokazać mu, że świat nie stanął na głowie, że jego głos jest słyszalny, że nie stal się niemym dzieckiem i że należy mu się coś do picia, że jego oczywiste potrzeby są ważne i powinny być zaspokajane. Że rodzice powinni dać mu opiekę, chronić go i troszczyć się o niego.
Ten temat jest dla mnie poruszający. Mogłabym tak długo. Całym sercem i rozumem zgadzam się z Alice Miller, która w jednej ze swoich książek napisała w dwunastu punktach kodeks potrzeb dziecka.
1. Wszystkie dzieci rodzą się po to, aby rosnąć i rozwijać się, aby żyć i kochać, wyrażać swoje myśli i uczucia oraz chronić siebie.
2. Do swego rozwoju dzieci potrzebują szacunku i ochrony dorosłych, traktujących je serio, kochających i gotowych do rzetelnej pomocy - aby mogły stać się zdolne do poruszania się w świecie.
3. Kiedy te żywotne potrzeby pozostaną niezaspokojone, a zamiast tego dzieci służą dorosłym do zaspokajania ich potrzeb - są wykorzystywane, bite, karane, nadużywa się ich i manipuluje nimi, są zaniedbywane i oszukiwane - i żaden świadek się temu nie przeciwstawi, to taka sytuacja trwale narusza ich integralność.
4. Normalną reakcją na krzywdę powinny być złość i cierpienie, ponieważ jednak dzieciom w tak raniącym środowisku nie wolno wyrażać swojej złości, a nie da się znieść takiego bólu w pełnej samotności, są one zmuszone tłumić swoje uczucia, wypierać wszystkie bolesne wspomnienia i idealizować krzywdzicieli. Później nie będą pamiętały krzywd, jakie im wyrządzono.
5. Oddzielone od swojej pierwotnej przyczyny, przeżywane przez dzieci uczucia złości, beznadziejności, rozpaczy, tęsknoty, lęku i bólu znajdą w przyszłości ujście w destrukcyjnych działaniach wymierzonych w innych ludzi (przestępstwa, masowe morderstwa) lub w siebie samych (narkomania, alkoholizm, prostytucja, zaburzenia psychiczne, samobójstwa).
6. Jeżeli taki człowiek zostanie rodzicem, będzie często akty zemsty za złe traktowanie w dzieciństwie kierował przeciwko własnym dzieciom, z których zrobi kozły ofiarne. Nadal w naszym społeczeństwie krzywdzenie dzieci - jeśli się je uważa za wychowywanie - jest akceptowane, a nawet poważane. Tragedia polega na tym, że rodzice biją swoje dzieci, aby uniknąć uczuć, których źródłem jest to, jak sami byli traktowani przez swoich rodziców.
7. Jeśli krzywdzone dziecko nie ma zostać przestępcą albo pacjentem psychiatrycznym, najważniejsze jest, aby przynajmniej raz w życiu zetknęło się z kimś, kto wie i nie ma żadnych wątpliwości, że to otoczenie jest winne, a nie bezradne bite dziecko. W tym sensie od poziomu wiedzy lub ignorancji w społeczeństwie zależy to, czy jego życie zostanie uratowane, czy zniszczone. To wielka szansa dla krewnych, pracowników socjalnych, terapeutów, nauczycieli, lekarzy, psychiatrów, urzędników i pielęgniarek - wspierać dziecko i wierzyć mu.
8. Dotychczas społeczeństwo chroniło dorosłych i obwiniało ofiarę. Było współwinne w swojej ślepocie, usprawiedliwianej przez różne teorie, wciąż trzymając się zasad pedagogicznych pradziadków, zgodnie z którymi dzieci są postrzegane jako przebiegłe i złośliwe istoty, opanowane przez złe skłonności, które wymyślają kłamstwa i atakują swoich niewinnych rodziców albo pożądają ich seksualnie. Tymczasem w rzeczywistości dzieci mają skłonność do obwiniania siebie za okrucieństwo rodziców i rozgrzeszania tych, których mimo wszystko kochają i całkowicie zwalniają od odpowiedzialności.
9. Od jakiegoś czasu można już dzięki nowym metodom terapii udowodnić, że wyparte traumatyczne przeżycia z dzieciństwa zapisują się w ciele i poprzez nieświadomą część naszej psychiki wywierają wpływ w dorosłym życiu. Wiemy już, że nawet niemowlę od pierwszych chwil swego życia reaguje zarówno na czułość, jak i na okrucieństwo, i że się ich uczy od samego początku.
10. W świetle naszej najnowszej wiedzy, kiedy urazy z dzieciństwa już nie muszą pozostawać pod osłoną ciemności, nawet najbardziej absurdalne zachowania odsłaniają swoją dotąd ukrytą logikę.
11. Nasze uwrażliwienie na okrucieństwo, z jakim traktuje się dzieci - okrucieństwo, któremu dotychczas powszechnie zaprzeczano - i na jego skutki już niedługo doprowadzi do tego, że przekazywanie przemocy z pokolenia na pokolenie zostanie przerwane.
12. Osoby, których integralność nie została naruszona w dzieciństwie, które były chronione, szanowane przez rodziców i z którymi postępowali oni uczciwie, będą - zarówno w młodości, jak i w dorosłości - inteligentne, wrażliwe, współczujące, otwarte. Będą cieszyć się życiem i nie będą mieć żadnej potrzeby zabijania czy choćby krzywdzenia innych ani siebie. Tacy ludzie będą korzystać ze swojej siły, żeby się bronić, a nie żeby atakować. Nie będą w stanie robić nic innego, jak szanować i chronić słabszych od siebie, również dzieci, ponieważ tego nauczyli się z własnego doświadczenia i ponieważ taka wiedza (a nie doznane okrucieństwa) gromadziła się w nich od początku. Dla nich będzie czymś niepojętym, że poprzednie pokolenia musiały zbudować gigantyczny przemysł wojenny, aby poczuć się wygodnie i bezpiecznie na tym świecie. A ponieważ nie będzie nimi podświadomie kierował impuls bronienia się przed zastraszeniem, którego doświadczyli bardzo wcześnie, będą radzić sobie z obawami i zagrożeniami w dorosłym życiu bardziej racjonalnie i twórczo.
[na podstawie www.alice-miller.com]
* Tytuł posta zaczerpnęłam od Klarki. Ja też się gapię i bardzo ubolewam, że niewiele więcej można w takiej sytuacji zrobić.
Chciałabym dziś z Wami na bieżąco podyskutować, jednak nie mogę tego obiecać. Zapowiada się pracowity dzień. Proszę o wyrozumiałość.