czwartek, 23 października 2014

Dymne dziewczyny czują do siebie miętę :)

Heloł!

Wczoraj miałam kiepski dzień. Nagły smutek spadł na mnie jak jastrząb, chwycił i szarpał mi trzewia. To był dzień mazgajstwa i zwątpienia we wszystko. Przesadnego czarnowidztwa. Nawet perspektywa nadchodzącej klasówki nie poprawiała mi humoru, hrehrehre. :)

A przecież przedwczoraj swojego człowieka znalazła Gaja! Jest to jedna z tych adopcji, gdy moje przeczucie mówi mi, że jest i będzie dobrze! Nowa pani Gajuśki jest mądra i odpowiedzialna, ale wyjątkowo zafascynowało mnie, jak niezwykle dziewczyny do siebie pasują! Coś nieprawdopodobnego! Marysia przyszła ubrana w kolorystyce futerka koteczki. Nawet paznokcie miała w cudnym odcieniu dymnej szarości, jakby wziętym wprost z pyszczka jej przyszłej kocóreczki. Malutka z ufnością położyła się jej na kolanach i zaczęła mruczeć! Dziewczyny zakochały się w sobie od pierwszej chwili!

Niezwykła!
Zdjęcia kiepskie, ale to dlatego, że poprzedni lokator kociarni - Cynamon - wyrwał ze ściany kinkiet i teraz oświetlam pokój jakimiś małymi lampkami (a kinkiet czeka na naprawę). :)







Zdjęcia komórką i w złym świetle, ale możemy liczyć na lepsze. Marysia jest wspaniałą fotografką, pasjonuje się kuchnią i prowadzi imponujący blog kulinarny!


Marysiu, czekamy na zdjęcia i wiadomości o Dymnej Gai. Jestem ciekawa, na jakie imię zapracuje sobie u Ciebie. :)



A to ten ancymon Cynamon, co wyrwał kinkiet ze ściany.

W swoim domku pozostał Cynamonem, sprawuje się doskonale, został powtórnie zaszczepiony, pięknie je, bawi się i wszystko układa się dobrze.  I niech tak zostanie!



A u mnie jest nowa lokatorka. Wpadła tylko na chwilę. Po zabiegu wróci na swój teren. Doczekać się tego obie nie możemy.


A tego jastrzębia udało mi się chwycić za ogon i z okrzykiem "pierzchaj, dziadu!!" wysłać w kosmos, gdzie jego miejsce. Jak wróci dzisiaj, to mu te piórka wyrwę z doopska!

HOWGH!

PODPIS

Powiedzenie "pierzchaj, dziadu!" jest autorstwa Opakowanej i ja wnioskuję, aby ona od dziś robiła komiksy, bo na pewno byłaby w tym genialna!


środa, 22 października 2014

Nasze randewu, część trzecia, ostatnia i coś mi się wydaje, że Jolka się do mnie wybiera

Nasze-randewu-część-1.
Nasze-randewu-część-2.

Gosia: Jolu, nasze czytelniczki oraz pewien specjalny czytelnik na pewno umierają z ciekawości, jak wyglądał w dalszej części dzień, który zaczął się tak wspaniale - od wspólnego podziwiania wschodu słońca na plaży i picia kawki z widokiem na obudzone mewy, fale i dziką plażę pośród drzew. Ach, jakie to było doskonałe rozpoczęcie dnia! Mimo że zmarzłam i potem musiałam zagrzać się pod kołderką (i zasnęłam), nie żałuję ani sekundy! Tym bardziej że następną atrakcją było śniadanko. Nietypowe, bo jedliśmy na nie... zupę z kurek! Czy możesz o niej opowiedzieć?


Jola: Należy się małe sprostowanie: zupa jest głównie z ziemniaków i marchewki, a kurki stanowią w niej właściwie taką... wisienkę. Przepis świsnęłam z jednego z moich ulubionych blogów kulinarnych ze wskazaniem, że uwielbiam go też ze względu na piękne fotografie, w tym żarełka, a mianowicie stąd: http://konwaliewkuchni.blogspot.com/2012/08/kurki-na-obiad.html (klik). Za ten przepis jestem bardzo wdzięczna Magdzie, gdyż zupka jest prosta w wykonaniu,  bardzo dobra i niezwykle smakuje mojemu patyczakowi, co do którego jak wiesz mam zalecenie lekarskie, a mianowicie tuczenie. :) No i zawiera ta zupa KURKI, a tych podczas naszego spotkania nie może zabraknąć! To już tradycja. Ale, ale, czy Ty potwierdzasz, że zupa jest pyszna?


Gosia: Jest przepyszna! Gęsta i ma kapitalny kolor! W każdym razie gratuluję Magdzie przepisu, a sobie przyjemności jej zjedzenia. :) Usmażyłam do niej grzanki i całość stanowiła królewski posiłek. Najedzeni poszliśmy na spacer, który jakoś tak naturalnie odbył się w dwóch grupkach. Ujęła mnie męska przyjaźń naszych panów. :)


Jola: A na tych grzankach zalegały usmażone nadmorskie podgrzybki, którym też należy się wzmianka! Ale wracając do tematu, czyli do naszych chłopaków, to powiem Ci, że do dziś mnie zżera ciekawość, o czym oni tak zawzięcie rozprawiali przez cały ten, wcale nie taki krótki, spacer! Chyba wreszcie przepytam Igora na tę okoliczność. ;) Jedno jest pewne, bo tego się przypadkiem dowiedziałam - jednym z tematów był Stanisław Lem.





Gosia: Uau! Jestem pod wrażeniem! Widać było, że dobrze im się rozmawia, ale nie sądziłam, że o literaturze! :) My też pogadałyśmy sobie. Dotknęłyśmy spraw trudnych i poważnych, które w naszej codziennej korespondencji nie wybijają się na plan pierwszy. Ułożyło się to naturalnie i odpowiada mi to. Miałam czas w moim życiu, że umiałam tylko narzekać i żalić się. Cenię sobie, że to jest za mną. Lubię nasze zwykłe rozmowy. Jednak wiadomo, że każda z nas ma swoje bardzo poważne problemy i dobrze było podzielić się tym.





Jola: Każda z nas miewa też gorsze chwile i wtedy od razu da się to dostrzec także w tej codziennej korespondencji. Ale fakt, poza bardzo oczywistymi trudnymi momentami, te bardziej błahe sprawy nie dominują, a na pewno nie wałkujemy ich tygodniami. Bo szkoda na to życia. Mam taką koleżankę, z którą kilkanaście lat temu, zanim wyjechała do Anglii, dość się przyjaźniłam, no więc miałyśmy z Violką takie powiedzenie, że życie jest zbyt krótkie... i tu dopowiadałyśmy coś zgodnie z aktualną sytuacją, np. jest zbyt krótkie, aby się martwić z powodu nieszczęśliwej miłości. ;)



Gosia: Pewnie, że tak! Nieszczęśliwa miłość jest przereklamowana! :) Cieszę się z tej naszej rozmowy, bo wiem, że umiemy rozmawiać i o trudnych sprawach. Tam w nadmorskim lesie, wśród oszałamiającego zapachu sosnowych igieł, w szumie fal, w morskiej bryzie, oglądając chmurki na niebie, ptaki lecące nad wodą, okręty wojenne (!) na horyzoncie, znajdując raz za razem grzyba, czułam się idealnie. Wspaniale. W dobrym towarzystwie i milczy się fajnie. :)

Jola: Noo...

(teraz będzie dużo zdjęć)












Gosia: :) Ponieważ moją dewizą jest powiedzenie "mówić należy krótko, ale smacznie", na tym kończymy. Dziękuję Ci za ten, hrehrehre, wywiad i widzimy się za rok. Obiecujesz, Talibio? :)

Jola: Dopiero za rok?! A gdybym tak... ;) No dobra, bo żeby, ten... no, żeby nie było przesytu. I jeszcze cytat: hrehrehre.

Brama zamknięta. Wczasy zakończone. 
W tę stronę leciał z nami taki sympatyczny stworciu.
( W tamtą też mieliśmy chmurne towarzystwo, jak pamiętacie.)

Widoczek z trasy. 
I ostatnie zdjęcie: twórczy rozgardiasz w pokoju podczas wyluzowanych wczasów. Uch, jak było cudnie!!

Pies ma do wyboru kocyki, dywaniki. Gdzie leży pies? 

To kiedy klasówka?


PODPIS




wtorek, 21 października 2014

Dzieciom nie jest łatwo*

(Odnoszę się do posta Klarki TU (klik). Przeczytanie go ułatwi zrozumienie, o czym piszę.)

Klarka na swoim onetowym blogu opublikowała ostatnio scenkę, której była świadkiem w galerii handlowej. Scenka dotyczyła zachowania rodziców w stosunku do dziecka. Z coraz większym zdumieniem czytałam komentarze, z których wynikało, że niektórzy ludzie kompletnie nie rozumieją, w czym rzecz i co takiego oburzyło autorkę. Osoba podpisująca się jako "mama"(!!) uważa np., że żeby ocenić tę sytuację, trzeba mieć więcej danych, np. czy dziecko choruje kilka razy do roku itp., itd. To bzdura, bo żadne "dane" nie usprawiedliwią zachowania tych rodziców. Klarka musiała włączyć moderację komentarzy pod tym wpisem, bo lobby oburzonych kobiet (!!!) obrzucało ją obelgami.

Stoję po stronie Klarki, czyli tak naprawdę po stronie dziecka. To, co je spotkało, to przemoc (nie ma trafniejszego słowa) w dwóch rodzajach. Która gorsza: psychiczna czy fizyczna? Jestem pewna, że ta pierwsza, choć nie można lekceważyć drugiej.

Wystarczyłoby zamienić w tej scenie dziecko na dorosłego i na wszystkie oburzone spłynęłoby zrozumienie. Spróbujmy. Powiedzmy, że jest pracownik (dziecko), kierownik (tata) i dyrektor (mama) i że lody to premia. Kierownik daje pracownikowi wymarzoną premię. Powiedzmy 10.000 zł. Coś niesamowitego! Wyobrażacie sobie radość pracownika? Niestety zanim ten, rozanielony i szczęśliwy, dobrze przeliczy kwotę, zjawia się dyrektor i krzyczy na pracownika, aby ten natychmiast oddał premię! Natychmiast! Do tego krzyku przyłącza się kierownik. Oddaj - krzyczy, słyszysz, co mówi dyrektor?! Dyrektor podbiega, wyrywa kopertę z pieniędzmi, wyciąga z nich 20 zł i daje pracownikowi. Czy to, że ten - wkurzony i rozczarowany - rzuca tym banknotem na ziemię, kogoś dziwi?

Mnie wcale. Jestem pewna, że nie znalazłaby się ani jedna obrończyni niezrównoważonego psychicznie dyrektora i bezwolnego kierownika. Podniosłoby się larum, głosy oburzenia nie milkłyby. Pracownik poszedłby do sądu i wygrałby sprawę! Czemu w takim razie tak trudno zrozumieć postawione w takiej sytuacji dziecko?  Dziecko, które nie rozumuje jak dorosły, więc jest o wiele bardziej bezradne i zagubione. 

Jeżeli tak zachowali się jego rodzice w tym wypadku, to nie ma się co łudzić, że w innych zachowają się mądrze i wyważenie. Dziecko z takiej rodziny będzie miało w przyszłości kłopoty ze sobą i być może jak wiele osób nie będzie ich wiązać z przeżyciami z dzieciństwa. Jego ciało, jego umysł będzie o tym pamiętać. Może jak wielu dorosłych cierpiąc w duszy i pijąc, paląc, ćpając, biorąc leki uspokajające, nasenne, antydepresyjne, okaleczając się, hazardując, bijąc swoje dzieci, dręcząc swoją rodzinę, i tak dalej, i tym podobne, a na wszelką sugestię, że to cierpienie wewnętrzne jest wynikiem takich właśnie przeżyć z domu rodzinnego, zareaguje oburzeniem. Powie, że to "atakowanie rodziców", bo oni przecież zadbali o to, by nie wolno było pomyśleć o nich źle. Dziecko z przykładu Klarki nie umie myśleć jak dorosły i choć poczucie krzywdy i niesprawiedliwości jest reakcją najbardziej prawidłową ze wszystkich na to, co je spotkało, to przecież potem usłyszy jeszcze, że jest niedobrym, niegrzecznym dzieckiem, a mamusia i tatuś mieli rację i postąpili słusznie. Takie dziecko pomyśli, że jest złe, że wina leży po jego stronie,  że jest w nim. 

I ja byłam świadkiem sceny, która wciąż do mnie wraca. W Lidlu tatuś wiózł synka w wózku sklepowym. Mały, powiedzmy 5-letni chłopiec był rozdrażniony, zmęczony, znudzony i prosił o picie. Tatuś miał na to sposób. Mówił „nie słyszę cię, nic nie słyszę, mówisz coś?”. Mały powtarzał głośniej, za trzecim razem już w histerii, a tatuś wciąż trąbił na cały sklep „głośniej, bo nic nie słyszę, głośniej!”. Ta „zabawa” trwała i trwała. Dziecko szlochało zdezorientowane… Mamusia szła obok i próbowała wyjąć dziecko z wózka, ale tatuś usadził ją stanowczym „zostaw go”. Zostawiła. Dziecko płakało, wyciągało do niej rączki, tatuś zadowolony z siebie pchał wózek wypełniony flaszkami z piwem. Matka szła obok jak bezwolna kupka nieszczęścia. Czy odważy się powiedzieć dziecku, że jego ojciec postąpił źle? Wątpię, a to mogłoby małego uratować i pokazać mu, że świat nie stanął na głowie, że jego głos jest słyszalny, że nie stal się niemym dzieckiem i że należy mu się coś do picia, że jego oczywiste potrzeby są ważne i powinny być zaspokajane. Że rodzice powinni dać mu opiekę, chronić go i troszczyć się o niego. 

Ten temat jest dla mnie poruszający. Mogłabym tak długo. Całym sercem i rozumem zgadzam się z Alice Miller, która w jednej ze swoich książek napisała w dwunastu punktach kodeks potrzeb dziecka. 

1. Wszystkie dzieci rodzą się po to, aby rosnąć i rozwijać się, aby żyć i kochać, wyrażać swoje myśli i uczucia oraz chronić siebie.

2. Do swego rozwoju dzieci potrzebują szacunku i ochrony dorosłych, traktujących je serio, kochających i gotowych do rzetelnej pomocy - aby mogły stać się zdolne do poruszania się w świecie.

3. Kiedy te żywotne potrzeby pozostaną niezaspokojone, a zamiast tego dzieci służą dorosłym do zaspokajania ich potrzeb - są wykorzystywane, bite, karane, nadużywa się ich i manipuluje nimi, są zaniedbywane i oszukiwane - i żaden świadek się temu nie przeciwstawi, to taka sytuacja trwale narusza ich integralność.

4. Normalną reakcją na krzywdę powinny być złość i cierpienie, ponieważ jednak dzieciom w tak raniącym środowisku nie wolno wyrażać swojej złości, a nie da się znieść takiego bólu w pełnej samotności, są one zmuszone tłumić swoje uczucia, wypierać wszystkie bolesne wspomnienia i idealizować krzywdzicieli. Później nie będą pamiętały krzywd, jakie im wyrządzono.

5. Oddzielone od swojej pierwotnej przyczyny, przeżywane przez dzieci uczucia złości, beznadziejności, rozpaczy, tęsknoty, lęku i bólu znajdą w przyszłości ujście w destrukcyjnych działaniach wymierzonych w innych ludzi (przestępstwa, masowe morderstwa) lub w siebie samych (narkomania, alkoholizm, prostytucja, zaburzenia psychiczne, samobójstwa).

6. Jeżeli taki człowiek zostanie rodzicem, będzie często akty zemsty za złe traktowanie w dzieciństwie kierował przeciwko własnym dzieciom, z których zrobi kozły ofiarne. Nadal w naszym społeczeństwie krzywdzenie dzieci - jeśli się je uważa za wychowywanie - jest akceptowane, a nawet poważane. Tragedia polega na tym, że rodzice biją swoje dzieci, aby uniknąć uczuć, których źródłem jest to, jak sami byli traktowani przez swoich rodziców.

7. Jeśli krzywdzone dziecko nie ma zostać przestępcą albo pacjentem psychiatrycznym, najważniejsze jest, aby przynajmniej raz w życiu zetknęło się z kimś, kto wie i nie ma żadnych wątpliwości, że to otoczenie jest winne, a nie bezradne bite dziecko. W tym sensie od poziomu wiedzy lub ignorancji w społeczeństwie zależy to, czy jego życie zostanie uratowane, czy zniszczone. To wielka szansa dla krewnych, pracowników socjalnych, terapeutów, nauczycieli, lekarzy, psychiatrów, urzędników i pielęgniarek - wspierać dziecko i wierzyć mu.

8. Dotychczas społeczeństwo chroniło dorosłych i obwiniało ofiarę. Było współwinne w swojej ślepocie, usprawiedliwianej przez różne teorie, wciąż trzymając się zasad pedagogicznych pradziadków, zgodnie z którymi dzieci są postrzegane jako przebiegłe i złośliwe istoty, opanowane przez złe skłonności, które wymyślają kłamstwa i atakują swoich niewinnych rodziców albo pożądają ich seksualnie. Tymczasem w rzeczywistości dzieci mają skłonność do obwiniania siebie za okrucieństwo rodziców i rozgrzeszania tych, których mimo wszystko kochają i całkowicie zwalniają od odpowiedzialności.

9. Od jakiegoś czasu można już dzięki nowym metodom terapii udowodnić, że wyparte traumatyczne przeżycia z dzieciństwa zapisują się w ciele i poprzez nieświadomą część naszej psychiki wywierają wpływ w dorosłym życiu. Wiemy już, że nawet niemowlę od pierwszych chwil swego życia reaguje zarówno na czułość, jak i na okrucieństwo, i że się ich uczy od samego początku.

10. W świetle naszej najnowszej wiedzy, kiedy urazy z dzieciństwa już nie muszą pozostawać pod osłoną ciemności, nawet najbardziej absurdalne zachowania odsłaniają swoją dotąd ukrytą logikę.

11. Nasze uwrażliwienie na okrucieństwo, z jakim traktuje się dzieci - okrucieństwo, któremu dotychczas powszechnie zaprzeczano - i na jego skutki już niedługo doprowadzi do tego, że przekazywanie przemocy z pokolenia na pokolenie zostanie przerwane.

12. Osoby, których integralność nie została naruszona w dzieciństwie, które były chronione, szanowane przez rodziców i z którymi postępowali oni uczciwie, będą - zarówno w młodości, jak i w dorosłości - inteligentne, wrażliwe, współczujące, otwarte. Będą cieszyć się życiem i nie będą mieć żadnej potrzeby zabijania czy choćby krzywdzenia innych ani siebie. Tacy ludzie będą korzystać ze swojej siły, żeby się bronić, a nie żeby atakować. Nie będą w stanie robić nic innego, jak szanować i chronić słabszych od siebie, również dzieci, ponieważ tego nauczyli się z własnego doświadczenia i ponieważ taka wiedza (a nie doznane okrucieństwa) gromadziła się w nich od początku. Dla nich będzie czymś niepojętym, że poprzednie pokolenia musiały zbudować gigantyczny przemysł wojenny, aby poczuć się wygodnie i bezpiecznie na tym świecie. A ponieważ nie będzie nimi podświadomie kierował impuls bronienia się przed zastraszeniem, którego doświadczyli bardzo wcześnie, będą radzić sobie z obawami i zagrożeniami w dorosłym życiu bardziej racjonalnie i twórczo.

[na podstawie www.alice-miller.com]

* Tytuł posta zaczerpnęłam od Klarki. Ja też się gapię i bardzo ubolewam, że niewiele więcej można w takiej sytuacji zrobić.

PODPIS

Chciałabym dziś z Wami na bieżąco podyskutować, jednak nie mogę tego obiecać. Zapowiada się pracowity dzień. Proszę o wyrozumiałość.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...