Dzień dobry w tę piękną lipcową niedzielę, moi mili, empatyczni Czytacze!
We Wrocławiu jest idealnie, nie gorąco, chmurki pędzą po niebie, lekki zefirek porusza dojrzałymi listkami, ptaszki pitolą jak pijane szczęściem, leniwe koty wylegują się na słońcu, Rufik pochrapuje z cicha po porannym spacerze, wszystkie tymczasiaki mają się dobrze (choć z Leśniakami muszę jechać zaraz na drugi zastrzyk, bo brzuszki im chorowały), a ja piję drugą kawkę - pycha! U MCO w Japonii wszystko gra i buczy koncertowo. No idealnie!
Może znajdziecie w tak pięknym dniu chwilkę na podziwianie i oklaskiwanie udanej bocianiej akcji ratunkowej, którą to historię wraz ze zdjęciami przysłała mi moja czytelniczka z Żyrardowa. Dziękuję, Agnieszko!
***
Małą wieś zaczęły nękać nagminne, niekontrolowane wyłączenia prądu. Pogotowie energetyczne pojechało na miejsce, a tam... pewna para młodziaków zaczęła budować sobie chawirę!
Gałązki spadały, odchody zalewały urządzenia. Aha! Stąd te wyłączenia!
Wezwano konsultanta - ornitologa. Jego obawy dotyczyły bezpieczeństwa ptaków: mają taką rozpiętość skrzydeł, że mogą zginąć na skutek porażenia prądem.
Ornitolog pokierował całą akcją, a trwała ona dwa dni (od lokalizacji uszkodzenia do zamontowania platformy). Czas naglił, bo w gnieździe nie było jeszcze jaj.
W przelocie (między stacją transformatorową a pierwszym masztem) wstawiono nowy, mocny słup. Przymocowano platformę, a następnie umieszczono na nim nowe gniazdo (produkcji ornitologa).
Następnie zrzucono gniazdo młodziaków, dospawano poprzeczkę, aby nie przyszło im do głowy coś nowego budować. :)
Zanim brygady się rozjechały, boćki zasiedliły nowe gniazdo. :)
Wspaniała akcja, wielka satysfakcja!
Agnieszka wczoraj przysłała mi ciąg dalszy tej historii:
Droga Gosianko!
Dziś pojechaliśmy obejrzeć przenoszone 12 maja 2014 gniazdo Boćków Elektryków.
Pogoda była fatalna, a i sprzęt mam, jaki mam, ale DOWÓD ŻYCIA jest!
Kiedy podjechaliśmy, na gnieździe stały 4 boćki podobnej wielkości.
Zanim wysiadłam z samochodu, jeden odleciał...
Ale trzy zostały.
Gdy łaziłam obok słupa, to widziałam, jak jeden chodzi po pobliskiej łące.
Przesyłam zdjęcia, które są uzupełnieniem wcześniejszej opowieści.
Pozdrawiam, Agnieszka.
Ogromnie budująca historia. Podziw i podziękowania dla pana ornitologa i dla panów tak profesjonalnie montujących gniazdo.
***
A to jeszcze nie koniec bocianich spraw. To kolejny mejl od czytelniczki - Ewy:
Cześć, Gosiu.
(...) Od początku istnienia tego forum zaglądam tu:
Jest to forum prowadzone przez Gospodarza, który na swojej działce ma 2 gniazda bocianie. Jestem pełna podziwu i szacunku dla tego Pana, który tak zaangażowanie zajmuje się boćkami. W ubiegłym roku, mimo wielkich starań wielu ludzi, nie udało się uratować ani jednego bocianka z lęgu. tragicznie było. Łzy lały się z bezsilności. To drugie gniazdo zostało wybudowane w ubiegłym roku, by służyło dla ratowania chorych maluchów. W tym roku też z powodu deszczów ratowane były dwa maluchy. I się udało. Przeczytałam, że na jutro szykujesz post o boćkach. Myślę, że można, a raczej warto pokazać również tego Pana Gospodarza, który jest wielkim przyjacielem zwierząt.
No musiałam Ci to napisać. :) Bo myślę, że warto. :)
Ściskam, Ewa.
Ludzie, tam można na żywo oglądać bocianie gniazdo! Rewelacja! Warto, Ewo, dziękuję! :****
Z ostatniej chwili: http://anislowa.blogspot.com/2014/07/o-kolczykach-dla-kotow.html - Rucianka dla Kasi. Zajrzyjcie.