Wczoraj poczułam, jak wypełnia mnie szczęście.
Było namacalne i
realne, a czułam je w sobie, jakbym się go najadła po same uszy.
Piekłam
ciasto. Jego zapach perfumował powietrze. Wrocławski komponował w swoim studiu. Dźwięki waltorni przebijały się subtelnie przez
wygłuszone ściany.
Amisia spała na wypranej kapie.
Amisia spała na wypranej kapie.
Rufi rozciągnięty jak długi
pochrapywał na środku pokoju,
a Kajtuś ułożył się przy wyjściu na taras, groźnym okiem lustrując teren przed domem.
Pod stołem kuchennym, na krześle,
już czwarty dzień drzemała Parkitka... w depresji.
Najadła się, napiła, może ona
potrzebuje tylko odespać zły czas – pomyślałam.
Potem razem poszliśmy
odwiedzić naszego nowego piwnicznego gościa.
Przyjechał przedwczoraj za sprawą
miłej, młodej i oddanej kocim sprawom dziewczyny,
żeby dojść do siebie po
kastracji.
Natychmiast wespół zakochaliśmy się w tym młodziutkim, około dziesięciomiesięcznym
kocurku o wyglądzie dzikiej pumy, gibkim ciele i
długich nogach.
Natychmiast oboje doceniliśmy jego niezwykłą urodę i miły
charakter, którym nas ujął.
Za to razem, wespół i oboje – dziękuję.
I pamięć tego dnia, jako prezent, daję
Ci w dniu urodzin, mój mężu.
Realizuj odważnie swoje marzenia, a ja będę z Tobą
wespół i razem,
abyśmy oboje przeżyli jeszcze wiele takich dni.