Strony

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Minął kolejny miesiąc...

Ci, którzy śledzą dzieje wyprawy marzeń Roberta na Oswajaniu Drogi, wiedzą, że dobiegł końca kolejny etap jego podróży. Znów nie wiadomo, kiedy minął miesiąc. Nie do wiary! Kiedy to się stało? Przecież dopiero trzęsłam portkami przed wyjazdem, przed chwilką dopiero wróciłam stamtąd sama, a tu już przed moim mężem ostatni samotny miesiąc w Kraju Kwitnącej Wiśni. 
Kiedy przypomnę sobie swoje wczesne reakcje na jego plany, to robi mi się wstyd. Po pierwsze, pomyślałam, że to jakieś fanaberie, po drugie, że to zbyt ryzykowne, po trzecie, że na tak długo to już stanowczo przesada, że ja rozumiem dwa tygodnie, ale trzy miesiące?? Po co? I co on tam będzie robił sam przez dwa miesiące?? Ja tu będę chodzić do pracy, a on… Myślałam też, przyznaję to z zażenowaniem własną ograniczonością, że właściwie mogłabym nie jechać, że to tylko jego marzenie, nie moje. Mnożyły się przede mną wątpliwości i trudności, jak mi się wydawało nie do pokonania. Co z pracą? Co z domem? Ze zwierzakami? Jak ja zniosę taką długą podróż? Jak zniosę tęsknotę? Prawdziwe i wyimaginowane przeszkody mnożyły się przede mną jak grzyby po deszczu. Na szczęście MCO się uparł i przekonałam się, że ograniczenia były tylko w mojej głowie. Wszystko dało się załatwić i zorganizować, a miesiąc poza domem minął mi szybciej niż błyskawica. Pisałam to już wielokrotnie, że jestem oczarowana tą wyprawą, że pobyt w Japonii wzbogacił mnie wewnętrznie i zapisał się na zawsze w mojej pamięci i sercu, a nawet mogę powiedzieć, że złapałam już japońskiego bakcyla i wszystko, co jest związane z tym krajem, fascynuje mnie ogromnie. Przeciwnie do mojego męża, który poświęcił cały rok na przygotowania, na czytanie książek japońskich i o Japonii, oglądanie filmów dokumentalnych i fabularnych i na dokształcanie się przed wyprawą, mnie wzięło dopiero teraz i czytam, chłonę, cieszę się każdą nową informacją. Jestem oczarowana nawet językiem japońskim, który w moim wyobrażeniu był twardy i szorstki, a okazał się śpiewny i miły w odbiorze. Doceniam teraz niesamowicie, że Robertowi chciało się tego języka uczyć. To, jak to się przydało, jest nie do przecenienia. Jasne, że moglibyśmy sobie radzić i bez niego, a jednak to on niesamowicie nam pomógł w dziesiątkach sytuacji. Z angielskim jest tam naprawdę kiepsko, a to, że mój mąż trochę mówi, a przede wszystkim, że ma odwagę mówić to, czego się nauczył, bardzo ułatwiło nam życie. Czasem wystarczyły tylko pojedyncze słowa czy proste zdania, ale czasem to były całe dialogi. Padłam na kolana z podziwu w niejednej sytuacji, ale była taka szczególna, że mój podziw wzleciał do nieba. W ryokanie - japońskim hotelu, kiedy zeszliśmy do holu skorzystać z internetu, podszedł do nas mężczyzna z obsługi. Nie dość, że chyba sobie trochę wypił, nie dość, że był zakatarzony i nosił maskę, która mu zasłaniała całą twarz aż do oczu, to jeszcze z natury mówił niewyraźnie, nawet bez maski nie można go było zrozumieć. Teraz zaczął pogawędkę z MCO, mamrotał tam pod nosem, po japońsku, oczywiście, że patrzyłam ze współczuciem na Roberta. On jednak wyłapał jedno słowo z tego bełkotu, potem drugie i panowie przeprowadzili rozmowę o naszych planach na dzień następny i o... hodowli słynnych byków z Kobe! O tym, że się masuje, poi piwem, że pasą się na wspaniałych pastwiskach. Wszystko to oczywiście po japońsku! Siedziałam z opadniętą z podziwu szczęką.

Na dworcu kolejowym w Tokio.

W informacji na lotnisku.

W pociągu. 

Na stacji metra na Tateishi.

W metrze.
Co robi chłopczyk? Wyjaśnia to filmik poniżej.




W sklepie.
W kawiarni.
Przed restauracją.
Przed świątynią. 
W Skytree w Tokio.
Na parkingu rowerowym.
Wszystkie napisy i cyfry były w krzakach, i weź i zapłać za parking...
W sklepie sportowym. 
Poszukiwanie słynnej rinko bukuro (torby na rower).
W tym sklepie została kupiona
 z możliwością zwrotu - ustalone po japońsku!
Czasem trzeba się dogadać...
inaczej.
Pan chciał nam przekazać, że z powodu wypadku jest zablokowana droga
i pociąg spóźni się, i żeby wybrać inny.

Dla tej wyprawy Robert sporo zmienił w swoim życiu i sporo poświęcił. Postawił wiele na tę kartę i teraz wygrywa! Ja w każdym razie jestem mu bardzo, ogromnie wdzięczna, że mnie zabrał, bardzo mu kibicuję i podziwiam, jak to sobie obmyślił i realizuje. W kontekście tego, co napisał o mnie u siebie na blogu, niepokoi mnie tylko jedno: że ze mnie taka muza jak wiadomo co z wiadomo czego. Ale nie mówcie mu, może się nie zorientuje... :)

PODPIS


niedziela, 29 czerwca 2014

Superrodzinka

Dziś słów kilka o kociej, powiększonej niespodziewanie, rodzince. Te trzy nowe kociaki to... rodzeństwo Hokusa Pokusa i Tutli Putli. Może pamiętacie, że tamte trzy kotki przyjechały do mnie spod baraku na terenie przemysłowym. Może pamiętacie też, że żadne inne nie wymagały tyle leczenia, opieki, czasu i cierpliwości, żeby je wyprowadzić na prostą. Tamtejsza kocia mama rodzi niestety corocznie dwa mioty, a jest taka sprytna, że mimo naprawdę wielu prób odłowienia jej, podejmowanych przez wiele osób, do tej pory umyka z wszelkich pułapek. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Pojawiły się znów kociaczki, no i ta sama pani Ania, która uszczęśliwiła mnie tamtą trójcą, przywiozła mi kolejne trzy sztuki. 
Miałam z tym nerwów co niemiara, bo umierałam ze strachu, że przywlokę jakieś choróbsko MaliKali. One przecież nieszczepione jeszcze, więc to bardzo niebezpieczne. Nowe maluszki wyglądają jednak na zdrowe, więc pomału robię uff. 
Stefcia bardzo to wszystko przeżyła. Nie zaakceptowała tych nowych dzieci bezwarunkowo, musiałam robić różne czary-mary ze smarowaniem ich masłem, podtykaniem jej do lizania wysmarowanych nim główek i powolnym zapoznawaniem jej z nimi. Najpierw skupiłam się na Czajnikopodobnym* czarno-białym kociaku bo to taka najbardziej zabiedzona istotka. Udało się i wczoraj Stefa go nawet nakarmiła (a potem przegoniła...). Dziś już cała piątka biega po pokoju, Stefka ma dobry humor, a ja, żeby mogła odpocząć ,zabieram ją do innego pokoju. Mogłaby już chodzić po domu, ale cóż... ma na pieńku z Amisią, no i boi się Rufiego. 

Teraz tylko zapowiedź kociego filmu, a jak się wgra w YT, to dołączę do tego posta film pełnometrażowy, dla wszystkich kocich wariatek. Proszę nie narzekać i nie krzywić się, same chciałyście! :)


Jutro już inny temat, spokojnie, nie będzie wciąż o kotach. Pamiętam też o zamówionych rezydentach, a wszystkie blogownice proszę już o czarowanie dobrych domków dla wszystkich kociaków, najlepiej dla KaliMali razem, szaraczków nieboraczków razem, no i dla Czajnika Bis osobno.

Zamierzam na dniach dać ogłoszenie o KaliMali, więc jeśli ktoś...

*chodzi oczywiście, wyjaśniam to niezorientowanym, o słynnego Czajnika - kotka Hany z Pastelowego Kurnika, który jest znany z nadzwyczaj destrukcyjnych umiejętności. To małe czarne u mnie idzie w jego ślady. Widziałam, przysięgam, jak wchodził po gołej ścianie niemal pod sufit, skakał na najwyższe półki i wisiał na siatce w drzwiach jak małpa, a nawet nauczył tego grzeczną Malwinkę! 

PODPIS

Już jest.


Z ostatniej chwili! Piją, piją mleczko! Zdjęcie z kamery:


Widzicie jak Kalinka zasnęła? :)

U Kasi też są śliczne kotki. Zaglądnijcie, polećcie, udostępnijcie. :)
http://catarina-brujita.blogspot.com/2014/06/strychwowe-wiesci.html

sobota, 28 czerwca 2014

Macie cztery i pół minuty?

Aż cztery i pół minuty?! To oglądajcie. :)




A żeby nie psuć innym... niespodzianki i nie zdradzać elementu zaskakującego, to proszę komentować szyfrem. Na przykład... eeeetam, na pewno sobie poradzicie! :))))))

PODPIS

Skoro wszyscy już wiedzą, o co kaman, dodaję jeszcze jeden filmik. Stefi karmi czarnuszka. On ma główeczkę wysmarowaną masłem, dlatego ona go liże. Niestety, kiedy się najadł i odchodził, nasyczała na niego... 


piątek, 27 czerwca 2014

Wyszło szydło ze Stefki Bąbel!

Siatkowe drzwi są super. 
Nie dość, że są tanie, lekkie i wygodne, to najważniejsze, że spełniają swoją funkcję. 
Rezydenci mogą udawać się na wizytację strychu i wszyscy są bezpieczni. 
Gdyby nie one, te drzwi...
O tym za chwilę, teraz zobaczcie, jak Amisia wita się z Kalinką. 
Amisia jest wielkim tchórzem, a przy tym to kochana kotka, do rany przyłożyć. 
Nie ma w niej agresji, chyba że ze strachu.
Tym razem pokonała go i stanęła oko w oku, a raczej nos w nos, z przerażającym, małym intruzem.







To, co nastąpiło potem, mrozi krew w żyłach! 
Chciałam umyć miski, zdjęłam więc na chwilkę drzwi, 
Amiśka pomalutku i ostrożnie weszła do pokoju, 
powąchała nosek Stefci Bąbel i...


wycofała się 


na bezpieczną pozycję, gdzie grzecznie sobie usiadła. 


Wtem, niespodziewanie Stefania Bąbel zerwała się z głośnym rykiem (miaUUUU!!!!)
i rzuciła na nieszczęśnicę, kochaną moją słodką Ami i tak ją pogoniła po schodach w dół, 
że ta nieboraczka o mało sobie nóg nie połamała
i głowy na zakrętach o ścianę nie rozbiła! 
Zagoniła niebogę pod łóżko w sypialni i pilnowała, głośno warcząc (wRRRR!!!).
Trzeba dodać, ze Amisia jest dwa razy większa od Stefki!


Dopiero moja interwencja słowna (nie lubię cię, poczwaro!)
i czynna (za wszarz i z powrotem do pokoju) zakończyła tę nierówną walkę.
Ech... :((

***

KaliMali właśnie z hakiem podwoiły swoją wagę. 
Malwinka z 304 na 660, czyli przybyło jej 356 gramów.
Kalinka z 272 na 578, czyli 306 - widać, że jest drobniejsza i lżejsza od pączucha MaliKali, 
którego to można z powodu okrągłości schrupać bez masła.
Kochane są takie, że uch!! 


Z innych wieści to mój kochany nikon zepsuł się  i nie da się nim robić przyzwoitych zdjęć.
 Już w Japonii to był dramat, a teraz jeszcze większy. Muszę oddać go do naprawy, buuuuuuuu...

A to takie tam dwa filmiki na zakończenie. Co mają leżeć nieużywane.




Miłego!

PODPIS

PS. Nie mam jeszcze tylko adresu Hersylii i Orki. Czekam. :)



czwartek, 26 czerwca 2014

Sierotek wylosował!

Jak przebiegło losowanie?
Pomyślałam sobie, że primo, tradycji tego bloga musi się stać zadość, 
a losuje ostatnio wciąż sierotek Marysiek, 
a secondo, kto lepiej się nadaje do losowania drobiazgów z Japonii 
niż przebywający tam aktualnie MójCiOn?! 
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. :)

Najpierw przygotowałam zestawy prezentowe, licząc, że przyjmiecie je z przymrużeniem oka, 
 a potem napisałam mejla i dostałam wyrok (czyt.: odpowiedź z numerami szczęśliwców). :)


Jeśli nic nie pokręciłam, sprawa ma się następująco:

Zestaw nr 1 - sztuk 1

W zestawie znajduje się blogowy długopis i absolutny hit: 
ciasteczka kupione na stacji Ueno w Tokio.
Smak nieznany. :)


Otrzymuje go (fanfary!)... Maria Nowicka! Hip, hip, hura! 

Zestaw nr 2 - sztuk 1 

składający się z długopisu i duetu otrzymanego w ryokanie:
biały ręczniczek + jednorazowa szczoteczka do zębów z pastą.
Ręczniczek jest cieniutki, idealnie wchłania wodę i Japończycy noszą taki ze sobą podczas upałów,
ale też do wycierania rąk w toaletach publicznych, w których w 90% nie ma osuszarki do rąk,
a papierowych ręczników się nie używa. Czyżby znów chodziło o porządek? Nie wiem.
Takie zestawy otrzymywaliśmy codziennie podczas pobytu w hotelu.
To są takie jednorazówki do zabrania ze sobą do onsenu. :)


Ten unikatowy zestaw otrzymuje dorKotka! Gratuluję.

 Zestaw nr 3 - sztuk 3 to 

 długopis, landrynka o smaku zielonej herbatki oraz KitKat również w tym smaku. Pychota!
Czy wiecie, że w Japonii można dostać KitKaty w najróżniejszych smakach?
Świetną kolekcję znalazłam TUTAJ (klik).


Te pyszności otrzymują, zrządzeniem MCO, Iwona A, Aga i Ninka.
Zadowlonione? :)

 Zestaw nr 4 - sztuk 1 to 
 długopis, torebka pysznej zielonej herbaty pochodząca z klasztoru na Koyasan i landrynka.


Ten zestawik poleci do... Ewy. Kongratulejszyn!

 Zestaw nr 5 - sztuk 1. 
Oprócz długopisu i landrynki zawiera breloczek do telefonu
czy kluczy w kształcie delfinka z malutką perełką z chowu sztucznego.
To bardzo ciekawie, więc o tym napiszę jeszcze następnym razem.


Otrzymuje go Olga Jawor. Gratki!


 Zestaw nr 6 - sztuk 3. 
To oprócz wiadomych drobiazgów proszek do kąpieli.
Made in Japan!


Ten minizestaw wypróbują Lidia, Elaja i Agaja.

 Zestaw nr 7 - sztuk 1. 

To coś fajowskiego! Naklejka z Nary ze słynnym danielem +... wiadomo. 


No właśnie... Komu zestaw nr 7? Źle policzyłam i MCO losował tylko dziesięć osób.
Co teraz zrobić? Ojejku jejku jejku!


Poproszę o adresy wszystkich biorących udział w klasówce na mejla: anka.wroclawianka@op.pl! Dziękuję za uwagę. Miłego dnia! :)

PODPIS

PS. Wiem, że Lidia zrzekała się swojej nagrody (bo dostała ode mnie drobiazg z Japonii), więc ma prawo (ale to jej wola) przekazać go komuś z listy, kto, biedaczek, nie wylosował nic oprócz dropsa...

(1. Ninka,  2. Aga, 3. Hana,  4. Lidia, 5. Echo, 6. Hersylia, 7. Konwalie w kuchni,  8. Iwona A, 9. Jacek z Legnicy, 10. Ewa, 11. 3xl, 12. dorKotka, 13. Ewa2, 14. Opakowana, 15. Elaja, 16. Orka, 17. Maria Nowicka, 18. Wilddzik, 19. Agnieszka z Żyrardowa, 20. Agaja, 21. Olga Jawor, 22. Alucha.)

środa, 25 czerwca 2014

Ogłaszam uroczyście :)

Dzień do-bry, klasówkowicze!

Czas na ogłoszenie wyników. 
Na pewno denerwujecie się okrutnie, co też znajdzie się na Waszym świadectwie. :)

Najpierw poznajmy prawidłowe odpowiedzi.

Pytanie nr 1.
Poziom trudności: żenująco łatwe.
1. Jakie kolory czapki z daszkiem nosiliśmy podczas pobytu w Japonii ja i MCO?




Kwestia białości czapki jest dyskusyjna, więc nie będą drobiazgowa.

Pytanie nr 2.
Poziom trudności: prościzna.
2. Podaj jedno, dowolne słowo japońskie, jakie znasz. Pisownia bez znaczenia. (Jeśli chcesz zabłysnąć, napisz słowo, które padało tam najczęściej. Może być po polsku.)

Okazuje się, i samą mnie to kiedyś zdziwiło, że sporo japońskich słów jest w powszechnym użyciu i doskonale znamy ich znaczenie. Z niczego, czyli z głowy napisałam te:

Judo, karate, aikido, sumo, kendo, sushi, hai, sayonara, bento, shogun, futon, gaijin,  ikebana, laka, origami, bonzai, gejsza, katana, samuraj, seppuku, kamikadze, In-Yang, sakura, manga, anime, karaoke, zen, haiku, pachinko.

Kto coś doda do tej listy?  Jola dodała: sake. Ewa: harakiri i sumdoku. Echo: sudoku i kimono. Ktoś jeszcze? :)

Najczęściej słyszanym przez nas słowem podczas naszego pobytu jest oczywiście zwrot "dziękuję bardzo" - użyty w formie oficjalnej, czyli arigato gozajmasu, wymawiane jak już wiemy (prawda, drodzy moi słuchacze?), śpiewnie arigato gozajmaaaaaass. :)

A tak z ciekawostek - nauczyłam się jeszcze jednego zwrotu, a skoro ja mogłam, to znaczy, że każdy może, bo nauka języków jest moją piętą achillesową. Jest to zwrot:
Daijōbu - w porządku. Wymawia się to swojsko: daj dziobu, a z końcówką "ka" tworzy pytanie, czyli Daijōbu desu ka? - daj dziobu deska? - czy jest w porządku?

To już umiecie? Jak chcecie się zapytać kogoś, czy jest u niego OK, to prosicie deskę, aby dała Wam dziobu, a jak chcecie powiedzieć, że u Was jest w porządku, to mówicie jej (tej desce) "daj dziobu des" - w porządku jest!

Salon pachinko.

Pytanie nr 3.
Poziom trudności: normalny.
3. Czym była wypełniona poduszka w japońskim hotelu - ryokanie? 

To już każde dziecko nawet wie, że oczywiście plastikowymi rurkami. Okropność, nie wiem, jak można na tym spać... Dobrze, że miałam ze sobą swój jasiek z Polski. :)


Pytanie nr 4.
Poziom trudności: wysoki.
4. Jakie zwierzątko dba o nasz szczęśliwy powrót do domu? (O mój już zadbało, a teraz wspiera MójCiOnego.)

Chodziło oczywiście o żabkę Kaeru, której historię opisał MCO tutaj (klik) i tutaj (klik).


Pytanie nr 5.
Poziom trudności: ekspercki.
5. Co należało zjeść w Siarkowej Dolinie, aby przedłużyć sobie życie o 7 lat?

Jasne, że JAJO! Czarne jajo - kuro tamago.  Pisałam o tym tutaj (klik). To była niezapomniana przygoda. Wiatr tak dął, że aż nie można było iść! Mam gdzieś filmik, może kiedyś...


Pytanie nr 6.
Poziom trudności: kładące.
6. Co jest moim najbardziej traumatycznym wspomnieniem z podróży? Miejsce, w którym nie wysiedziałam, tylko musiałam uciec z powodu straszszszsznych dźwięków? Nie trzeba używać japońskiej nazwy, wystarczy rodzaj.

I to pytanie okazało się łatwe. Miałam na myśli teatr noh w Kioto zjechany przeze mnie tutaj (klik).

Na instagramie można posłuchać króciutko, o jakich dźwiękach pisałam: tutaj (klik) i zobaczyć kilka zdjęć, np. oryginalnego planu widowni tutaj (klik), no i jeszcze te: tu, tu i tu (klik).

Pytanie nr 7.
Poziom trudności: nieobowiązkowe.
7. Napisz krótko, co z opowieści japońskich zrobiło na Tobie największe wrażenie. Jeśli coś takiego istnieje, rzecz jasna. Wystarczy słowo, zdanie, nie trzeba pisać wypracowań, ale jeśli ktoś lubi, to przecież mu nie zabraniam, c'nie?

Odpowiedź na to pytanie to była dla mnie wisienka na torcie. Miło mi było poczytać. :)

1. Ninka - dziękuję, pilna uczennico, za tak wyczerpującą odpowiedź. :)
Hmmm... Dużo było takich rzeczy; architektura - świątynie, pawiloniki, rośliny - palma porośnięta paprotkami, ludzie - te wszystkie różnice kulturowe, ale opowieść - chyba o jeleniach w Narze; miałam bardzo mieszane uczucia: z jednej strony urocze zwierzątka, które można głaskać, z drugiej dzikie zwierzęta niejako zdegradowane do pozycji istot, które dadzą wszystko za krakersa. Nie wiem jednak, czy to nie jest skutek ostatnich dyskusji.
Ale jest jedna rzecz, którą mam natychmiast przed oczami, kiedy tylko pomyślę: Japonia! Nie muszę nawet przymykać oczu, a widzę stawek z wysepką i pawilonikiem - miejsce, które bardzo mi przypadło do serca.
No i masz! Miałam nie pisać wypracowania. :)



2. Aga - jejku, jak fajnie, że to napisałaś, Aga, dzięki temu wiem, że nie jestem wyjątkowa w tym oczarowaniu Tokio!
Oczywiście TOKYO, czytając Ciebie czułam, jakbym tam była. Też kocham Tokyo. Przy następnej Twojej wizycie w Tokyo (bo, że będzie, to nie wątpie, Japonia to taka choroba, jak raz złapiesz bakcyla, to Cię nie puści) proponuje późnonocną wizytę w Kabuki-cho. Będziesz mogła porównać te sama dzielnice w dzień i w nocy. Myślę o tym jak czystość ulic, bezdomnych, pijaczków itp. Strasznie, ale bezpiecznie! Naprawdę!



3. Hana - dzięki, i ja zapamiętam te naczynia na zawsze.
Wszystko, mrowie ludzi wszędzie i lśniące metro, świątynie, krajobrazy i NACZYNIA.


4. Lidia - pewnie, że i tam są ciemne strony, nie mam wątpliwości i mam nadzieję, że nie mnie miałaś na myśli, pisząc, że "się usiłuje wmówić". :)
Uprzejmość, czystość i dbałość o cudzą przestrzeń nawet w tak wielkim mieście jak Tokio. A może tym bardziej w takim mieście. Piękne pociągi, mnóstwo osób zatrudnionych, by służyć pomocą podróżnym, to, że pociąg zatrzymuje się zawsze w tym samym miejscu. Poza tym informacja, że z angielskim w japońskim narodzie nie jest tak pięknie, jak to się usiłuje nam wmówić.



5. Echo - kłębowiska drutowych węży to jest coś niesamowitego! Dzięki, uśmiałam się, czytając Twoją "pracę". :)))
Język, architektura budowlana, ozdoby nadumiczne (kłębowiska węży drutowych) i... stare, wielgachne drzewa.



6. Hersylia - jejku, jak mi miło się zrobiło!
Wszystko zrobiło na mnie wrażenie, zachwyciła porcelana, cisza i czystość w pociągach, grzeczność i takt Japończyków; w całym długim życiu nigdy, znikąd nie przyswoiłam więcej wiedzy na temat Japonii niż z tych relacji na blogu.



7. Konwalie w kuchni - Dzięki! :)))
 Jelonki, co to muszą w tym tłumie żyć i krakersy jakieś jeść, biedne, malutkie...


8. Iwona A. - Iwono, wyjdź za mnie! :)
Pytanie nieobowiązkowe. I niemożliwe do odpowiedzenia. Wszystkie Twoje opowieści japońskie są niesamowite, bo opowiedziane tak zupełnie szczerze, obiektywnie, pozytywnie. Widać że nie oceniasz, nie krytykujesz, a przecież wszystko jest tak zupełnie odmienne od kultury, z której my pochodzimy. Bierzesz wszystko, co spotykasz na swojej drodze pełnymi garściami, i to jest piękne, Gosiu. Z tego powodu czuję się Twoją podróżniczą siostrą bliźniaczką. :-)


9. Jacek z Legnicy - Dzięki, Jacku. Fajnie, że jesteś.
Toalety i instrukcje obsługi.

Dopiero w Japonii nauczyłam się, jadąc metrem, przekładać plecak do przodu.
10. Ewa - Mam jeszcze inne koteczki, ale chwilowo nie mogę ich znaleźć. Dzięki, Ewo! :)
WSZYŚCIUSIEŃKO !!! Z Japonii to, że tam tak czysto, że życzliwie, że wszystko dostosowane dla ułatwienia życia każdemu człowiekowi. I KIBLE!
Zachwycona jestem również przekazem Twoim, i Jolkowym, który sprawił, że poczułam się tak, jakbym tam z Wami była. Nawet na tym nieszczęsnym spektaklu w teatrze noh miałam wrażenie, że mię uszy bolą. Ale nie jestem za bardzo zdziwiona, bo azjatyckie głosowe działania artystyczne powodują u mnie natychmiast ból obuch uszów naraz!
Jedyne, czego mi brakło z Japonii, to kotecków. Pokazałaś tylko jednego. :)




11. 3xl - jaka wspaniała analiza, dzięki Ci!
W Japonii urzekły mnie nie tylko miejsca, ale również sami Japończycy i ich stosunek do innych. Nikt nikomu się nie narzuca, szanuje drugą osobę i jest pomocny aż do bólu. Druga rzecz to koleje i rytuał żegnania odjeżdżającego pociągu oraz czystość w wagonach. Brakowało mi przydomowych ogródków, ale w takim zagęszczeniu mieszkaniowym to nie dziwota. A na koniec oznaczenia - ich kolor i symbolika.


 12. dorKotka - dziękuję, miła pani. :)
Najbardziej to spodobał mi się ten ład i porządek, te kolejki do pociągu na stacjach, no i fajne też są te plastikowe atrapy jedzenia na wystawach.


13. Ewa2 - dzięki, Ewo.
Zdjęcia i umiejętność uchwycenia niuansów, szczegółów, scenek z życia codziennego. I konduktor w pustym wagonie.


14. Opakowana - kłaniam się nisko za tę analizę. :)
Nie mogę się zdecydować pomiędzy lasami z leśnymi świątyniami (choć mam nadzieję, że tu mi się nie miesza z Oswajaniem Drogi, rhehrehre) a atrapami jedzenia, a rysunkowymi instrukcjami wszystkiego, a ceramiką Waszych posiłków w klasztorze... Chyba ceramika wygra. :) No i fakt jedzenia obowiązkowo w szlafroku, czyli zgrabnym kimonie. To, że jednak trzeba jeść niejako z ziemi. :))))


15. Elaja - słusznie, jest różnica. Dzięki za wszystko, Elu. 
Niebo a ziemia, czyli różnica naszych kultur.


16. Orka - mnie też się to podobało. :))
Podobało mi się wszystko - krajobrazy i kultura mieszkańców.


17. Maria Nowicka - drzewa powalały na kolana!
Na mnie wrażenie robiły wszystkie pokazane drzewa, nie tylko sekwoje.



18. Wilddzik - proszę: jeszcze kilka! 
Z Twojej podróży, Gosiu, najbardziej zapamiętałam słodkie sarenki niebojące się w ogóle ludzi. :-)


19. Agnieszka z Żyrardowa - dziękuję, Agnieszko. :)
Swobodny wypas narnego daniela.


20. Agaja - cieszę się, że kibicujesz Robertowi. :)
Tu mam zgryz. Chyba powinnam napisać, że Twoje zdjęcia i celne pod nimi podpisy (plus te geometryczne, nieskazitelne w kompozycji potrawy). Ale też ogromne wrażenie robią na mnie wpisy TCO na "Oswajaniu Drogi". Może dlatego między innymi, że pokazują Japonię bardziej od kuchni?


21. Olga Jawor - cieszę się, że znalazłaś czas na zabawę. :)
Co zrobiło największe wrażenie z japońskich opowieści - toalety japońskie, uprzejmość Japończyków, potrawy jak dzieła sztuki.


22. Alucha - Hai! :)
Uprzejmość i czystość!

Stanowisko do poprawiania makijażu w toa na dworcu w Kioto.
***

Teraz najważniejsze. W klasówce z Japonii wzięły udział aż 22 osoby! Naprawdę nie spodziewałam się takiej frekwencji! Na klasówkę z Irlandii odważyło się tylko 9 osób. Cieszę się, że macie poczucie humoru i dystans do siebie, w końcu słowo "klasówka" jest przerażające, a może i dla niektórych uwłaczające...

Lista absolwentów wraz z wynikami:

 1. Ninka                     7/7
 2. Aga                       7/7
 3. Hana                      7/7
 4. Lidia                     6/7
 5. Echo                      7/7  Co za inwencja, Szalona Babko! ;)
 6. Hersylia                  7/7
 7. Konwalie w kuchni         6/7 (Konwalio, tłumacz się z tych pierożków, o co kaman?)
 8. Iwona A                   6/7 (Żabkę zaliczam, po znajomości.)
 9. Jacek z Legnicy           7/7
10. Ewa                       7/7
11. 3xl                       6/7
12. dorKotka                  6/7
13. Ewa2                      7/7
14. Opakowana                 7/7
15. Elaja                     7/7
16. Orka                      6/7
17. Maria Nowicka             6/7
18. Wilddzik                  2/7 (Aniu, rozumiem, że nie miałaś głowy po tym co się stało.)
19. Agnieszka z Żyrardowa     6/7
20. Agaja                     7/7
21. Olga Jawor                7/7
22. Alucha                    7/7

Oczywiście każda* z osób biorących udział w zabawie dostanie ode mnie pamiątkową drobnostkę, najdrobniejszą z drobnych, a jest nią - tadadam (!!!) wspaniały, rewelacyjny, atrakcyjny zestaw:

landrynka o smaku zielonej herbaty sztuk jedna (hi, hi, hi) + długopis z moim ślicznym logo.

Landrynka jest japońska, prosto z Tokio!


*Każda  - za wyjątkiem tych, które wylosują nagrody główniejsze, większe, lepsiejsze, ale o tym już jutro, bowiem muszę wymyślić jakiś klucz do losowania. W losowaniu tych lepsiejszych, z których trzy są najfajniejsze, a reszta to trochę większe pierdółki jak te landrynki, wezmą udział moi kochani czytacze, który zaliczyli co najmniej połowę dobrych odpowiedzi. :)

Daijōbu desu ka?

Już dziś stawiam wszystkim mrożoną machę i lody. Proszszsz:





To do jutra, pa, pa! :)



PODPIS