Strony

sobota, 30 marca 2013

To nie jest post!

To podziękowanie, dla którego po prostu muszę przerwać blogową ciszę! Otóż wczoraj wyciągnęłam ze skrzynki zaadresowaną do mnie kopertę. Znam nadawczynię! Któregoś dnia Ninka, bo to o Niej mowa, poprosiła mnie o adres. Podałam go Jej i o sprawie zapomniałam. Wczoraj okazało się, po co był Jej potrzebny.

Wróciłam właśnie z zakupów, rozpakowałam je, zrobiłam sobie kawkę, 
z przyjemnością zatrzymałam się w biegu i otworzyłam kopertę.


Wysunęła się z niej ta urocza, wiosenna, własnoręcznie, misternie wykonana kartka z barankiem


i napisane przez Ninkę życzenia świąteczne w formie wierszyka. 
Okazuje się, że Ona wymyśla je indywidualnie, dla każdego inne! 


Oprócz tego w kopercie znalazłam jeszcze napisany do mnie odręcznie list


i kolejną kartkę zawierającą największą niespodziankę: 
przepisy kulinarne spisane ręką Mamy Ninki, jej schludnym, wyraźnym pismem. 


Kiedy niedawno opublikowałam przepis na babkę cytrynową wg znalezionego u Taty przepisu, Ninka napisała mi w komentarzu:
"Ja też mam takie stare przepisy, pisane przez moją Mamę. Mama była utalentowana w wielu różnych dziedzinach (i wiele by pisać o tym, dlaczego nie mogła swoich talentów wykorzystać); miała także przepiękny charakter pisma. Zawsze z podziwem patrzę na te karteczki i staram się ją naśladować, ale nie za bardzo mi to wychodzi."

Czy Twoja Mama, Ninko, mogła przypuszczać, że Jej pismo będą mogły podziwiać setki osób?
Mało tego, ponieważ jestem sentymentalna, zamierzam wykorzystać te przepisy.
Bardzo Ci dziękuję, miła dziewczyno, za tę sympatyczną, piękną i cenną niespodziankę, jaką mi sprawiłaś! Karteczka jest śliczna, stonowana i z klasą, wierszyk miły, a Twój charakter pisma godny podziwu! Ja bazgrzę jak kura pazurem.


I jeszcze jedno podziękowanie, tym razem mocno spóźnione, ale jak wiecie, podczas Świąt Bożego Narodzenia nie było mi w głowie pisanie postów dziękczynnych, a wtedy właśnie otrzymałam tę cudną karteczkę od Joanny, tej samej, która obdarowała mnie już raz swoim dziełem. Ta choineczka do dziś towarzyszy mi wsadzona za szybę biblioteczki.

Ninko, Joasiu, bardzo Wam dziękuję!

Dziękuję również raz jeszcze za wszystkie życzenia, które napływają do mnie pocztą i blogiem. :)

PODPIS

Do Spisu powszechnego dołączyły nowe zwierzaki zgłoszone przez swój oddany personel:
poz. 29 - Alison2, chwali się Gandalfem - bialuteńkim kotem wodnym, którego wprowadzanie do rodziny zainspirowało mnie do kupna klatki.
poz.  109 - Solare, "zapalona kociara" zapisuje Malagito o powalającej urodzie,
poz. 110 - Magdalena może pochwalić się cudnymi Maniusiem i Milusią, co zamierza robić na swoim blogu, który dopiero co założyła.

Zachęcam do powitania w naszym gronie zwierzolubnych nowych członków naszej rodziny. :)

(Aparatki. Temat: dworzec. Moja interpretacja TU.)

czwartek, 28 marca 2013

Coś miłego na święta

Zastanawiałam się, z czym miłym zostawić Was, Drodzy Czytacze, na święta i wtedy nieoceniona JolkaM przesłała mi zdjęcia ze spaceru z psami: Leśną, Pudelsem i Malinem.  Buzia cieszyła mi się do nich od ucha do ucha! Pomyślałam, że tą radością koniecznie trzeba podzielić się ze światem.

Takiego nastroju, takiej energii, takiej przyjaźni, takiej bliskości, takiego doceniania, takiego obcowania z naturą, z tym, co dobre i proste, życzę Wam na święta.


Jola na moją prośbę napisała parę słów:

Spacer sobotnio-niedzielny, nasza obowiązkowa przyjemność. Czasem dłuższy, czasem krótszy. Po zeszłotygodniowym, w bardzo ciepłym słońcu, spodziewałam się, że ten będzie już co najmniej bez ciepłych szalików i czapek, zwłaszcza że kalendarz wskazał właśnie, że nadeszła wiosna. A tymczasem w sobotę przyszło nam się znów zawinąć w ciepłe ubranka i ruszyć do lasu. Śnieg nas nie odstraszył, bo w perspektywie mieliśmy przednią zabawę - niewiele jest widoków przyjemniejszych od radosnych harców psów na śniegu. Jak one to lubią! Tarzają się, napadają na siebie, tarmoszą się za kłaczory, poszczekują, powarkują, galopują, robią wyskoki, wyrzucając w powietrze śnieżne tumany. Jak przyjemnie jest patrzeć na nie brykające na białej połaci, czasem nawet się przyłączyć - Igor uwielbia się pokładać na śniegu z naszymi psami.
I choć czasem patrzę na to z lekkim niepokojem, to jednak, jak się okazało w niedzielę, mniej inwazyjne jest leżenie młodzieży z psem na śniegu, niż gdy się oba osobniki spotkają w biegu na ubitej drodze. Niekontrolowany wyskok pod nogi, ułamek sekundy i końcowy odcinek kręgosłupa zwany kostką guziczną lub ogonową dostał za swoje. Cóż, już po lekkim ochłonięciu i osłabnięciu pierwszego bólu Igor skonstatował: spacery to zdrowie. W związku z tym, bez względu na pogodę, w najbliższy weekend też będziemy spacerować, choć Igor w znacznie spowolnionym tempie i dużo ostrożniej. Dla ścisłości dodam jeszcze tylko, że miłość do psa, który dziecięciu podstawił "haka", ani trochę nie ustała. :)













Czy te zdjęcia i treść, jaką przekazują, nie są cudowne? 

PODPIS

PS. Propozycje imion dla nowej są bombowe! Jeśli do wtorku kotka sama sobie nie nada imienia, to zrobię sondę wśród tych, moim zdaniem, najbardziej do niej pasujących. W każdym razie dziękuję za Waszą kreatywność.
Do zobaczenia po świętach!

środa, 27 marca 2013

Król Kotów

Zastanawiam się i nie mogę wyjść ze zdumienia, co ten Rufi w sobie ma, że koty lgną do niego jak muchy do miodu. Jak to się dzieje, że już kolejna schroniskowa kotka pierwsze swoje kroki w nowym domu kieruje do psa, w końcu nie jakiegoś wymoczka, a prawdziwego olbrzyma! Jakim cudem obdarza go całkowitym zaufaniem, dlaczego wcale się go nie boi, czemu nie waha się nawet sekundy przed wyjadaniem mu jedzenia wprost sprzed nosa?

Nie znam odpowiedzi na te pytania, to jednak cudownie, że mogę być tego świadkiem. :)

Chcieliście dużo zdjęć? 
To teraz ponoście tego konsekwencje! 
Mnie tam dwa razy powtarzać tego nie trzeba. :)

Zdjęcia można powiększyć. 













Coś mi się wydaje, że to nie Baksiu jest prawdziwym Don Juanem! 



Imiona, jakie padły wczoraj to:


Nowa
Goplana- GoplAnka
Pumcia
Pumka
Gracja
Lady Black
Czarnuszka
CzarNellka
Nutelka
Koralina
Kiwi
Florentyna
Florka
Lukrecja - Lusia
Bonnie
Noc
Kabuki
Pamela
Czarna Perła (Perełka)
Luna
księżniczka BASTET - Basti
Brunia
Mamba
Afryka 
Kleopatra

Czy to będzie któreś z nich, a może całkiem inne....
Sprawę zostawiam otwartą. :) Może to zdjęcie pomoże:

Jak mam na imię?
Ona pięknieje z każdym dniem!

I jeszcze deserek:




PODPIS


wtorek, 26 marca 2013

Nowa

"Pewna Anka Wrocławianka kłopotu nie miała, więc se kota ze schroniska szybko przygruchała. :)" - napisał mi Rafał vel Lipton ER w komentarzu pod postem anonsującym Nową. Coś w tym jest. Stoję jednak na stanowisku, że to nie kłopotu mi przybyło, a... radości! :)

Uwaga 1: Masakryczna liczba zdjęć!! Ratuj się kto może!

Uwaga 2: Czytając post i oglądając zdjęcia koteczki, myślcie, proszę, nad imieniem dla niej. Oczywiście musi być wyjątkowe i idealnie pasujące (jak to z tym zwykle u moich tymczasów, dzięki Wam, bywa). Dobre imię to ważna sprawa!

Czarna koteczka, którą pokazywałam TU, jest już u nas od ponad tygodnia. Przyjechała ze schroniska po ostrej łapance w poprzednią niedzielę. Parę pierwszych dni spędziła w mojej pralni, aby, po pierwsze, trochę skruszała, bo zapowiadała się na bardzo bojową, a po drugie - ze względów bezpieczeństwa, na zasadzie kwarantanny. Dopiero po wizycie mojej wetki zdecydowałam się ją skontaktować z moimi rezydentami. Ciekawostką jest fakt, że w schronisku dostaliśmy książeczkę zdrowia jakiegoś... psa. Zdziwiłam się, że nie ma w niej żadnej wzmianki o sterylizacji, a potem okazało się, że owszem, są w niej zapisane szczepienia, ale na psie choroby, na które koty po prostu nie chorują! Nic to. Damy radę i z takim problemem. ;)

Pierwsze trzy dni kota siedziała pod szafkami lub za pralką, więc nie mogłam jej się nawet dobrze przyjrzeć. W schronisku widziałam ją tylko z daleka podczas łapanki.


Za pralką niewiele było widać, więc wpadłam na genialny pomysł godny Jamesa Bonda
i nagrałam ją ukrytą kamerą! Genialne, nieprawdaż?



Nagranie pokazało piękną, dużą kotę, poruszającą się z gracją pumy, która ma apetyt i wydaje się ogólnie wyluzowana, a nawet znudzona. Spędzałam z nią trochę czasu, głównie leżąc na podłodze z ręką wsuniętą pod szafkę, w pozycji maksymalnie niewygodnej, miziając ją najpierw patyczkiem, a potem ręką w rękawiczce. Już wtedy zaczęłam podejrzewać, że przesadzam ze środkami ostrożności, bo kocia pod wpływem miziania zaczynała mruczeć!

Zazwyczaj następnym krokiem w takiej sytuacji jest umieszczenie kota w moim pokoju i oswajanie go tam do momentu, aż na tyle zaufa człowiekowi, że można go będzie potem swobodnie łapać w domu. Tym razem jednak nie chciałam robić tego Panience Wisience, która mój pokój uwielbia i poczułaby się odtrącona, że jej tam nie wpuszczam. W mojej głowie zakiełkował więc pomysł na zakup klatki. Skoro się już zajmuję kotami tymczasowymi, to na pewno mi się jeszcze nie raz przyda - tak sobie pomyślałam i już działając pod wpływem emocji, dokonałam zakupu w Zooplusie, gdzie szczęśliwie była akurat 50% zniżka na takie klatki. Widziałam u Alison2, jak fajnie udało się Jej wprowadzić w ten sposób do kociej rodzinki nowego kota Gandalfa. Pozazdrościłam Jej tego.


Klatka przyjechała w piątek, no i się zaczęło!


 Pierwsza do klatki zbliżyła się Królowa Ciotka, wykazując się niezwykłą odwagą. 


Panienka Wisia spokojnie poczekała na wynik pierwszej inspekcji.


Najwyraźniej Nowa przeszła Amisiowy test, bo Wiśka zdecydowała się zbliżyć ciut bardziej. 


Wykorzystując chwilowy brak kotów przy klatce, Rufi sprawdził, z jakimże to nowym wyzwaniem przyjdzie mu się znów zmagać.


Nowa zachowała względny spokój, raczej jednak z tendencją do subtelnego darcia paszczy, niegłośnego, a jednostajnego i nieprzerwanego, dającego efekt "szału można od tego dostać". 


W końcu Wisienka zdecydowała się na bliższe spotkanie trzeciego stopnia!


Można wręcz rzec, że najbliższe możliwe w takiej sytuacji.


Następny w kolejce był sam Książę!


Szybko wydało się jednak, co było prawdziwym celem jego zainteresowania...


Kota przyjmowała wizyty z godnością, niestrudzenie pomiaukując i wzbudzając w mojej głowie myśl graniczącą z pewnością, że zakup klatki był jednak zbyt pochopny...


Na tym rozmazanym zdjęciu udało mi się pokazać to, co trudno jest dostrzec na pierwszy rzut oka. Ona pod czarną warstwą sierści ma taki czekoladowy podszerstek. Wygląda jak najprawdziwsza czekoladka. :) Jej futerko wciąż jest takie poschroniskowe, brudne i szorstkie, to jednak zmienia się z każdym dniem. Niedługo zalśni jak czarny, ups! raczej czekoladowy, diament.


Ciągłe pomiaukiwanie wywarło w końcu zamierzony zapewne skutek, czyli MójCiOn nie wytrzymał tego nerwowo i podjął decyzję: wypuszczamy ją na pokoje, nie ma co dłużej czekać!
I wypuściliśmy. 
Pierwsze spotkanie nos w nos wypadło na Kayrona. Pełen spokój. 


Zaniepokojona Wiśka nie bardzo wiedziała, jak się zachować.
Co to za schroniskowa łajza chodzi po JEJ domu! Co to za porządki! Nie wolno jej spuścić z oka!


Tymczasem łajza na wielkim luzie przeszła koło psa, 


minęła go i powędrowała zwiedzać dalej, puszczając oko do


Księciunia zajętego toaletą


i mierząc wzrokiem tę ciekawską paniusię w czarnych portkach. 


A tymczasem pusta klatka stała się obiektem pożądania całej kociej trójcy rezydentów.  


O rany, jak tam fajnie! Ta nowa to ma dopiero full wypas, własne M, kawalerkę!


Wiśka ma widocznie krótką pamięć, skoro tam wlazła,
bo przecież w podobnej klatce spędziła rok swojego życia...


Nowa uznała, że zamieszkać pod stołem, na krzesłach, to jest to, o co jej w życiu chodzi
i zadekowała się tam na dłużej.


Ułatwiło mi to wykonanie sesji zdjęciowej nowej gwiazdy. :)


Następnego dnia mogłam już być szczęśliwą obserwatorką takich scen:


I choć kotka ucieka przed nami, nie daje się dotykać, jest jeszcze bardzo płochliwa, to widać, że z każdą godziną odzyskuje radość życia. Moim zdaniem to była kiedyś domowa kotka, która z jakichś powodów trafiła, biedulka, do schroniska, gdzie dziczała z każdym miesiącem coraz bardziej, tracąc szansę na adopcję. Czekam teraz z niecierpliwością, aż zaczną z Wiśką szaleć mi po domu!


Wiem, że stanowczo przegięłam z długością tego posta, obiecuję więc, 
że jutrzejszy będzie króciutki. 
Mogę jednak już zdradzić, że pozostanie w temacie dzisiejszego. :)

PODPIS