Pomarudzić troszkę przyszłam...
Już jutro jest dzień operacji Bonifacego. Myślę o tym bez przerwy. Wiem, że trzeba być dzielnym, ale tak bardzo mi go szkoda... Jednak dziś rano zobaczyłam coś, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że diagnoza czterech lekarzy jest trafna i nie ma wyjścia, trzeba pogodzić się z losem. Mianowicie rano znalazłam w pokoju ślady szaleństw kocurka, po pierwsze świadczące o tym, że panicz miewa się coraz lepiej psychicznie, a po drugie, że rana na boliłapce nigdy nie ma szans się zagoić. Widocznie słabiej zabandażowałam chorą boliłapkę, bo bandaż zsunął się na tyle, że kot przemieszczając się po pokoju, zostawiał krwawe ślady. Były wszędzie! I na drapaku, i na słupko-drapaku, i na podłodze, i na drabince prowadzącej na górę do wysokości łóżka piętrowego! Bonifacy najwyraźniej szalał wraz z Dymkiem i Dumką! Bardzo, bardzo mnie to cieszy, ale jednocześnie pokazuje jeden z problemów: bezwładna łapka uderza jednym miejscem na nadgarstku za każdym krokiem kota i rana się odnawia. I nie wiem, ile bym jej nie smarowała balsamem Szostakowskiego, okładała srebrem, dezynfekowała i owijała specjalnymi gąbkami, to ona nie ma szans się zagoić na tej bezwładnej łapinie... To jeden z problemów, bo drugim jest to, że ona po prostu nie działa. Kot jej nie używa.
Dziś rano - rozkwaszona rana. |
Amputacja jutro o osiemnastej. Bonifacego czeka bardzo ciężki dzień.
Myślę, że dopiero około 20. będę coś wiedzieć.
Trzymajcie kciuki, aby wszystko poszło dobrze.
PS. Może komuś Kajunię? Świetna psinka, kochana, kapitalna! Zabraliśmy ją z Przytuliska dla psów w Oławie, żeby nie marzła w te okrutne mrozy. Już się rozgościła na kanapie. :)
Sunieczka szuka domu.