Przyda się dziś opinia kotoznawców, kotopsychologów i kotolubów. Wróżki i wieszcze też mogą się wypowiadać, bo ja niczego nie rozumiem. Niby trochę znam się na kotach, rozumiem je, czytam w nich jak w otwartej księdze, a tu goopia jestem jak przysłowiowy but. Nie kapuję, co to się stało!
Chodzi o Anielę i jej ostatni "wybryk". Kotka, od kiedy jest u nas, wydaje się coraz szczęśliwsza. Robi piękne postępy w oswajaniu, bez strachu biorę ją już na ręce, głaszczę i całuję (choć nie pozwala na to w każdej sytuacji, a wtedy, gdy jest wyluzowana, czyli np. przy misce). Jest wesoła, gruchająca, frygająca i żwawa.
Anielę, jak wiecie, zabraliśmy na weekend na wieś wraz z Rufim i Hokusem. Obrazki z jej pobytu można zobaczyć TU i są one fantastyczne.
No to teraz główna opowieść, momentami mrożąca krew w (kotolubnych) żyłach. Opowieść o kotku-niecnotku, czyli (do niedawna) Anieli.
W sobotę kotek chodził po raz pierwszy po dworze, w sobotę kotek się świetnie spisywał. Kotek się bawił z drugim kotkiem i z psem, kotek miał świetny humor, szalał, łaził po drzewach, przeskakiwał przez płotki, do domu wracał na jedzonko, do domu wracał pospać oraz do domu wrócił na noc. Chodził za drugim kotkiem jak cień i pilnował się domu. Wszystko wyglądało super. Sielanka, brak zamartwień, sielsko, wiejsko, anielsko.
Dwa kotki na drzewie. |
Przy tej okazji poepatuję Was trochę kwietniowymi klimatami "mojej" wsi. Wszystkie zdjęcia zrobione są tuż przy domu, ale o różnych porach dnia.
Dziękuję za uwagę, kontynuuję opowieść. :)
W niedzielę kotek też wyszedł na dwór, też szalał, też wrócił na drugie śniadanko, po czym... zniknął. Kiedy wrócił Hokus, a ta mała łajza wciąż nie wracała, zaczęliśmy poszukiwania. Było ok. 12. w południe. Zataczaliśmy coraz większe kręgi, przeszukując okolice wokół domu, a łajzy nie było... Zaczęłam wpadać w rozpacz. Wszystko się we mnie zapadło. Całe piękno i radość, jaką do niedawna czułam, odleciało jak ręką odjął. Kota nie było. Mijały godziny. Łaziłam z Rufim po krzaczorach i szukałam. Jakiś trop doprowadził psa do szkieletu jelonka, z którego została tylko czaszka z różkami i kręgosłup. Potem do szkieletu jakiegoś innego zwierza, nie wiem jakiego. Moja rozpacz potęgowała się coraz bardziej.
Jak nic, słodką Anielicę porwał lis! Zeżarł ją z całą pewnością tak, że nic nie zostało. I po co ją brałam ze schroniska? Na pewną zgubę? Ale zrobiłam jej przysługę! Chodziłam po polach i lasach, przedzierałam się przez zaschnięte łany nawłoci, MCO zaglądał w każdy kąt, byliśmy obejrzeć wokół dom sąsiada (nie było go) oraz poszliśmy kawał drogi do następnej najbliższej, a jednak dalekiej, nam sąsiadki pokazać zdjęcie zaginionej i prosić o otwarte oczy.
W tym czasie, gdy lałam łzy smutku, Jola pocieszała mnie mejlowo, że Anielica na pewno się znajdzie. Zaczynałam tracić nadzieję. Była już niedziela wieczorem, zbliżał się moment powrotu do domu. W domu czekały Amisia i Kajtek i trzeba było do nich jechać. Ustaliliśmy, że ja wrócę, a na wsi zostanie MCO i będzie szukał Anieli jeszcze po zmroku, z latarką.
Byłam już w domu, we Wrocku, była jakaś 23., roztrząsałyśmy z Jolą tę tragedię i płakałyśmy obie, gdy zadzwonił telefon. To MCO! Szedł właśnie z Rufim na ostatni obchód, poświecił w boczną drogę obok naszego płotu i zobaczył parę świecących w świetle latarki oczu lecących w jego stronę! Zwierzątko skręciło tuż przed nim do naszego ogrodu i wtedy zobaczył, że to kot, i to biały! Aniela?? Potem znów zdybał to białe w głębi ogrodu, ale czmychnęło w ciemność. Nie mogłyśmy z Jolą w to uwierzyć. Dlaczego nie wraca? Co jej się stało?? O co tu chodzi??
MCO zostawił na tarasie kocie jedzonko i poszedł spać, by nazajutrz od rana znowu jej szukać, ale ślad po niej powtórnie zaginął... Po jedzonku też.
Wtedy ustaliliśmy, że po pracy przyjadę tam z klatką-łapką i nastawimy na noc pułapkę. Coś się zapewne złapie. Może nawet ona... Już wtedy mocno mi ulżyło. Przecież ona żyje i wygląda, że ma się dobrze. Niesamowite! Tyle warte jest jej przywiązanie do Hokusa, do Rufiego? Nic nie rozumiem.
Przez cały poniedziałek kota nie było nigdzie widać. Przyjechałam z klatką-łapką, ale już nie szukałam. To bez sensu. Wieczorem paliliśmy ognisko, rozmawialiśmy, nagle patrzymy, a tu na środku ogrodu Hokus bawi się, jak gdyby nigdy nic, z białym kotem! Z Anielą (do niedawna Anielą)! Ożeż! Pomalutku, żeby jej nie spłoszyć, MCO poszedł do domu, przyniósł jedzonko i trzymając je blisko ziemi, zwabił ją do domu! Udało się!! Jadła i jadła, i najeść się nie mogła. Uciekinierka wstrętna!
Tu się zmaterializowała po ok. 31 godzinach od zniknięcia. |
Uff, wchodzi do domu! |
Tyle łez, tyle ściśnięć serca, tyle strachu nam zafundowała! Wygląda na to, że cały czas siedziała gdzieś zaszyta w ogrodzie. Zresztą nie wiem. Nie rozumiem, ale cieszę się, że tak to się skończyło. Tam jest naprawdę daleko do sąsiadów, my wyjeżdżamy, jak ona by sobie poradziła! Jak ja bym sobie poradziła z takim brzemieniem...
Drugi raz spotyka mnie taka historia. Pierwsza była z kotką Córcią, będącą u mnie na tymczasie, która uciekła mi z domu we Wrocku i podczas gdy ja ją już opłakałam, ona zadekowała się u sąsiadki i ma tam do dziś swój stały dom. Jest piękna i wypasiona. Cwaniara!
Sami widzicie, że imię Aniela nie pasuje do tej maupy! Teraz tylko nie mogę się zdecydować: Kunegunda czy Brunhilda?
O żesz.... Wyobrażam sobie co przeżyłaś..:( Brunchilda...A z L
OdpowiedzUsuńHorror!! Gdyby to było tu, we Wrocku, to pikuś, ale tam?!! Tam nie będzie nas parę miesięcy, a ona biedna, malutka, niewinna... :)) I cwana! Brunhildzioch Wstrętny!
UsuńNo i właśnie dlatego Lolka i Dakotka zostają w Lublinie, aj jutro zmykam na "swoją" wieś. Umarłabym ze strachu, że wyjdą i nie wrócą, to są jednak domowe koty, tylko wychodzą na balkon. Chyba już Ci to pisałam, ale jeszcze raz nie zaszkodzi - piękna ta Twoja "wieś" :):):) A z L
UsuńDziękuję bardzo za Wasze komentarze. Znów się czegoś o tych draniach nauczyłam. Tyle przykładów z życia. Bardzo to ciekawe. W głowie mi się nie mieściło głównie to, że Brunia przez dwa dni nie podeszła do Hokusa, który szalał po ogrodzie. A przecież niby taka przywiązana była do niego! Niby tak go lubi! A jak poszła to się zaszyła i Hokusa miała w kocim nosie. :) A ja już się zastanawiałam czy jej nie zostawić! Zobaczyłam wyraźnie, że ani ona nie tęskniła, ani Hoki, ani Rufi. Niech więc idzie do ludzi, tym bardziej, że ma dwie świetne propozycje. No i Kayronek odpocznie, a Wrocławski będzie miał jednego kota do opieki mniej…
UsuńPrzede wszystkim odetchnęłam jednak, że to nie lis ją zeżarł, bo zamartwiałabym się na śmierć o Hokusa, który tam spaceruje, co niedługo znów będziecie mieli okazję zobaczyć.
Przepraszam, że nie odpowiem dziś na każdy komentarz. Nie dam rady. Jeszcze raz bardzo dziękuję za każdy komentarz. Fajnie jest Was mieć za czytaczy. :)
Nie wypuszczaj jej na dwor najedzonej a po karmieniu niech siedzi w domu. I cwicz: Za kazdym razem jak wroci z podworka na zawolanie daj jej jakis smakolyk. To skutkuje u wszystkich naszych kotow. Pomaga tez dyscyplina np po 21 koty nie wychodza ns dwor. No i warto przed wypuszczeniem powiedziec o ktorej ma wracac; )
OdpowiedzUsuńWcale już jej nie wypuszczę! Dziękuję za takie przejścia!
UsuńPozostałe rady jednak super, szczególnie ta z nakazaniem powrotu do domu o konkretnej porze :)))
Oczywiście, że kot posiada wewnętrzny zegar :). Mieliśmy tak z kotką wychodzącą rankiem i wracającą tuż przed moim wyjściem do pracy. Rozróżniała nawet dni tygodnia :))). Koty to cwaniuchy. Biała lubi sama o sobie decydować, tylko współpraca i systematyczność.
UsuńOna jest u mnie kotem tymczasowym, więc jej przyszły personel będzie się tym martwił. :)
UsuńNie wiem, może jestem jakąś wredną maupą, ale nie jestem bardzo zadziwiona Anieli zachowaniem. Nasz ZaRzekowy Mały robi dokładnie tak samo, ale fakt, że on od początku łazi na dwór, od początku mieszka na wsi. Jednak koty koleżanki, które na co dzień są w mieście, a w wolne dni na wsi też znikają na wieeeeele godzin, też nie wracają na noc. A potem się pojawiają jak gdyby nigdy nic.
OdpowiedzUsuńFakt faktem, gdyby Helka mi zrobiła taki numer też bym się zamartwiała strasznie...
Widoki wiejskie przecudne! :)
normarnie wcisnęłaś się na pudla całkiem bezczelnie tuż przede mną wrrrr
Usuń;*
A widzisz, a dla mnie to szok był i już ją goopia opłakałam i pogrzebałam! Naiwna jestem jak dziecko we mgle. Koteczka tymczasem świetnie sobie poradziła i żaden lis jej nie podskoczył. Po tych kilkudziesięciu godzinach była jednak strasznie głodna, więc nie wiem czy dłużej też by sobie poradziła.
UsuńFaktem jest, że posiwiałam przez tego Kunegundziora Obrzydliwego!
Fiki, to ja siem przesunem i siem zmieścimy ;) :*
UsuńNo pewnie, że świetnie sobie poradziła. :))) Mądra koteczka, ot co!
Twojej reakcji wcale, a wcale się nie dziwię, zwłaszcza po doświadczeniach z Córcią.
A jakoś nie kojarzę tej informacji, że ona znalazła sobie sama domek u sąsiadki. :) Spryciula :)))
Aha, dziś powinna rozwiązać się obrazowa tajemniczość. :D
UsuńNareszcie! Już wybierała się do ZG wyrwać ci tę tajemnicę z pierwsi! :)
UsuńEee, to może niech się nie rozwiązuje... :D
UsuńRozwiązało się! :))) Dziękuję pięknie za niespodziankę. :) Super!
Usuńo żesz w mordkę, co za Brunhilda ;P
OdpowiedzUsuń:) Masz zaszczytne czwarte miejsce na pudle, Viki. Z drugiej strony... popraw się kobieto! :))
Usuńpoprawiłam się na FB:)
Usuńzajrzyj i zobacz- zaczynamy ;)
Zaprosiłam ci trochę luda. Super. Cieszę się bardzo! :)
Usuńdzięki, kochana:****
UsuńA nie mowilam, ze Helga? No Helga jak nic! :)))
OdpowiedzUsuńPanterko! Wykrakałaś! :)))))))))))))
UsuńHelga w tej sytuacji jest za ładnie, mimo, że to niezbyt piękne jak dla mnie (delikatnie mówiąc) imię.
UsuńMoże Kunegundziior Wstrętny i Maupowaty - to też jest za ładnie!
a może Włóczykijka?
OdpowiedzUsuńrozumiem Twoje zmartwienie ale pamietaj proszę, że koty kochają naturę i Anielka widac w szczególności.
Monique napisała co należy zrobić aby "ułożyć" małego drapieżnika :)
No przecież jest kotem a nie psem. Koty nocą się włóczą a w dzień śpią.Te udomowione od pokoleń mają zaburzone od dawna cykle dobowe i jakoś sobie z domowym reżimem radzą. Dachowce natomiast migiem wracają do kocich przyzwyczajeń.Pominę już milczeniem sprawdzony fakt, że kot potrafi zmienić sobie dotychczasowe locum gdy mu mniej smakuje serwowana przez właściciela karma i chodzić na wyżerkę gdzie indziej, a nawet tam pozostać.Znam domy, w których kot rządzi - jeśli tylko nie pada lub mróz nie jest zbyt duży, kocisko wybywa z domu na całą noc. Rano dobija się do drzwi balkonowych, wpuszczony leci do miski z jedzeniem, a potem idzie spać. Czasami przynosi do domu na wpół uduszoną mysz lub już martwego ptaka. Bo kocha swych właścicieli:)))
OdpowiedzUsuńA nie mogłaby mieć kotka po prostu na imię Kicia?
Miłego, ;)
Kicia? A chciałabyś się nazywać Dziewczynka? Wiesz, Aniu, że ja lubię bardziej wymyślne imiona. :)
UsuńWiem, masz w sobie coś z Ani z Zielonego Wzgórza. Pewna kotka dostała imię Miecia, ale nie od żeńskiego imienia tylko z powodu pewnego wyrażenia się jej małej właścicielki, która kiedyś orzekła, że "nie ma nic gorszenia od niemiecia kota". No a gdy w końcu kota dostała rodzina ochrzciła kotkę Miecia, bo już wszak dziecię kota już miało.
UsuńMiłego,;)
Tak! Właśnie takie nadawanie imion bardzo mi się podoba. :))
UsuńMyślę, że Monique ma rację, choć ja wolałabym nie wypuszczać mojego kota...
OdpowiedzUsuńA, i jeszcze miałam napisać, że sfotografowałaś jeden z moich ulubionych kwiatków; to ten na 11. zdjęciu - niby niepozorny, a uroczy. Nazywa się kuklik zwisły. A zdjęcia wszystkie świetne.
UsuńJest piękny! Uwielbiam go. Zdjęć pokaże jeszcze więcej, bo narobiłam ich sporo podczas weekendu i pokazują jak tam cudnie...
UsuńNinko, przybij piątkę - właśnie się dokopałam do Twoich słów o kukliku. Całkowicie niezależnie od Ciebie, niemal w tym samym czasie co Ty, oderwawszy się wreszcie od roboty, która mnie dziś strasznie zaatakowała, napisałam coś bardzo podobnego. :D Uwielbiam kukliki i mam je przy jeziorku, w ogrodzie. Same tu przyszły i zostały. :)
UsuńHm, jakie to miłe, Koleżanko od Kuklików. :)
Znaczy się, miłe to kuklikowe upodobanie, choć to, że te roślinki u mnie zamieszkały, też jest niezwykle przyjemne. :)
UsuńPozdrówka!
Gosiu, przepraszam, że w ferworze radości z Ninki kuklikowości pominęlam Twoją kuklikowość... Ale się spląkukliłam...
UsuńHelga, zdecydowanie..... I przepraszamy wszystkie Helgi świata :-)))
OdpowiedzUsuńMam jednego kota - koteczkę , ale TEŻ tak robi - znika na ileś-tam nic nam nie mówiąc.....
No jeśli już musi to być któreś z tych imion to dla mnie Brunhilda. Genialnie to widać na pierwszym nocnym zdjęciu - duch :) (o duchu Kunegundy jakoś nie słyszałam....)
OdpowiedzUsuńMoje wychodzące raczej na tak długo nie znikają - zawsze przychodzą na miskę. Ale teraz często nie mogę się ich dowołać na noc (co w sumie mnie cieszy bo nie mam pobudki 3.40 "wypuść kotka!")
a to maupa wstrentna, no dziad jeden, tak mamusi-tatusi robic. O Hoki nie wspomne.... do niej to tylko Gadzina pasuje! zapowiada sie, ze panienka trzydniowki lubi....dr Jekyll & Miss Hyde....a tak niewinnie wyglada. Na szelkach ja spacery prowadzic! Ha!
OdpowiedzUsuńBrunhilda.
OdpowiedzUsuńKoty tak mają. W moim domu rodzinnym są trzy, wychodzące, ale do domu przywiązane z miejscówkami na kocykach, podusiach itp. Na noc są zamykane w piwnicy. To cały rytuał, z jedzeniem, przytulaniem i znoszeniem towarzystwa na dół. I czasem zdarza się, że któreś na noc nie przyłazi. Rzadko, bo rzadko, ale tak jest. Meldują się na drugi dzień rano.
Po prostu.
Może u Twojej Brunhildy Anielskiej odezwał się dziki zew i stwierdziła, że musi pobyć trochę sama. Spenetrować samodzielnie teren wokół domu, bez żadnego towarzystwa?
A okoliczności przyrody masz piękne :)) Zdjęcia też :)
Tak to jest, jak się posiada najbardziej rasowe z rasowych dachowce;)
OdpowiedzUsuńJa mam to na co dzień.
Całymi dniami wylegują się te futra wstrętne, a jak tylko nadchodzi wieczór znikają.
Dyzio grzecznie wraca przed północą, ale Antuś nasz kochany
potrafi i do dziesiątej rano szlajać się nie wiadomo gdzie.
Kiedyś zostawiliśmy je pod opieką rodziców to Antek się obraził i 2 dni nie przychodził.
Kiedy wróciliśmy zaczęliśmy go szukać i okazało się, że siedział w pobliskich krzakach.
A jak zabraliśmy go w góry i oczywiście nie wypuszczaliśmy z domu,
bo nowy teren, bo się zgubi i nie wróci na pewno,
to nam zwiał w największą ulewę przez okno w pokoju gospodyni.
Odchodziłam od zmysłów, a on wrócił sobie po południu cały mokry i szczęśliwy.
Natury nie oszukasz;)
Szkoda tylko, że tak ciężko przejść nad tym do porządku dziennego i przestać się martwić.
Ja myślę, że Aniela powinna zostać Anielą, na przekór;))
Tak się rozgadałam, że zapomniałam dodać, że przecudownie jest na tej Twojej wsi:)
UsuńTo pocieszająca historia. :)
UsuńOj tam, oj tam..
OdpowiedzUsuńTy przezylas, ona dobrze sie bawila :)
Serio, to rozumiem co przezylas ale to nie powod żeby zmieniać imie, na drugie Kunegunda :)
Otóż Gosiu nie wiem jak to jest, ale koty rozumieją pewne nasze intencje. Słyszałam o tym,że kiedy ludzie planowali przetransportowanie kota z jego obecnego miejsca i przygotowywali akcję na dany dzień, tego właśnie dnia kot znikał jak kamień w wodę. Co chcę powiedzieć to to, że Anielcia po raz pierwszy zobaczyła na żywo prawdziwy świat i na tyle jej się spodobał, że na hasło powrotu do domowego " więzienia" powiedziała jeszcze nie, jeszcze chcę się nacieszyć wszystkim dookoła. Wymownie pokazała, że zamknięcie w domu nie jest tym co najbardziej kocha. Marysia
OdpowiedzUsuńCóż - doskonale rozumem Twoje uczucia (wciąż mam jeszcze w pamięci zaginięcie Venus) ale widać kotowe tak mają... to się chyba "zew natury" zwie i koci charakter-ek ;-)))
OdpowiedzUsuńNiech zostanie Anielą - to imię jednak najlepiej do niej pasuje ;-)))
Tak sobie czytam i czytam komentarze i wychodzi mi że Zocha to najgrzeczniejszy kotek nie śpiący w domu na świecie. Ona dzien w dzien melduje sie na szamanko i oprócz tego wysiaduje jak pies na ganku oraz na wlasne oczy widzialam jak po zaserwowanym kurczaczku w swieta zlapala tlusciutka nornice w moim ogrodzie. No przekotka po prostu :)
OdpowiedzUsuńGosiu, koty dwa razy w roku mają swoje sprawy i znikają na noc i dwa dni, po czy wracają, jakby nigdy nic się nie stało. Wiem, bo miałam wychodzącą koteczkę, wychodzącą, wracającą zawsze na noc, oprócz tych dwóch nocy w roku :)
OdpowiedzUsuńJa zawsze szukałam, wołałam , płakałam, a ona wracała i nigdy się nie tłumaczyła, ale była bardzo głodna i niewyspana:)
A tak w ogóle nadrobiłam moją kilkudniową nieobecność, a tu takie piękne wieści. Taka podróż!!!!. Och, jak ja bym chciała z Wami :)) Cieszę się, że zobaczycie tyle pięknych miejsc, ludzi, przyrodę inną i niebo nad głowami, niby to samo, ale inne. Życzę tyle przeżyć ile tylko zdołacie w sobie pomieścić, bo to co przeżyjecie nikt nigdy Wam nie odbierze, Zachowajcie więc w sercu i pod powiekami tyle tego piękna, żeby starczyło do wspomnień i opowiadań, jak tylko pamięć będzie sięgać. A my będziemy czekać, bo na pewno Gosiu opowiesz nam nieco o tym co najbardziej Cię zachwyciło. Powodzenia. jolaz
A to ciekawa teoria!
UsuńTy się ciesz, że nie postanowiła wracać do.. Wrocławia. Na pewno słyszałaś o kotach, które przebywają setki kilometrów, aby wrócić do domu. Trzeba pamiętać, że kot nie ma tyle rozumu, by wiedzieć, że zmienia dom tylko na chwilę.
OdpowiedzUsuńA z łażeniem jest tak - w plenerze jest tyle cudownych dźwięków, zapachów, bezustannie coś się dzieje (nie bądź naiwna, ona na pewno coś tam sobie upolowała, teraz ptaków jest od groma, ja też się długo martwiłam, że koty nic nie jedzą i zdechną z głodu, dopiero sobie uświadomiłam, czym się żywią, gdy wracały z piórkami na pyszczkach). To tak, jakbyś musiała wracać z cudownych wakacji do pracy. Zrozum Anielicę.
Nie rozumiem tylko dlaczego 2 dni nie wychodziła do Hokusa, który chodził po ogrodzie! Nadal to dla mnie dziwne...
UsuńOstatnio 12-letnia kotka mojego znajomego zniknęła! Najbardziej oswojony spasiony i domowy kot, który nigdy nie uciekał! Wymsknęła się przez drzwi. Szukali jej po całym podwórku i nic. Kocica wróciła jak gdyby nigdy nic, po kilku godzinach umorusana w pajęczynach i zadowolona z siebie! Okazało się, że buszowała na strychu ;)
OdpowiedzUsuńJa nie wyobrażam sobie co przeżyłaś. Jak widać, kocia natura może odezwać się w każdym kocie i nie ma na to żadnej reguły.
Maskotka
hildegrada, jk nic hildegarda z wrednym charakterem!
OdpowiedzUsuńOesssu, Eskapada proponuję. Az się spociłam.
OdpowiedzUsuńEskapada - genialne! :)
UsuńW skrócie Eska. Dopiero teraz mogłam się przyjrzeć wsi Waszej sielskiej, anielskiej (nomen omen). Przepięknie tam! Czy to takie "bezludzie" na jakie wygląda? I dom jest bezpieczny?
UsuńBezpieczny w sensie wandali.
UsuńJak dotychczas tak. I oby tak zostało. To faktycznie na uboczu, choć sąsiedzi widzą wszystko. Już nie raz się o tym przekonaliśmy.
UsuńA co powiedziec o Antku, kocie mojej siostry, ktory zniknął na kilka miesięcy? Potem, "jakgdybynigdynic" pojawił się w domu. Odpasł się trochę, odpoczął i znowu zniknął. Taką ma naturę, w domu siedzi kilka dni, a potem znika na 2-3 tygodnie. nikt nie wie, gdzie łazi. Siostra nie chce go zamykać, w końcu mieszka na wsi, niech korzysta z kociej swobody i prawa do własnych ścieżek.
OdpowiedzUsuńBrunhilda, jak nic. Hildegarda ( z Bingen) była średnioweczną zakonnicą, myśle, że nie miała szwendaczej natury:))
Mnemo z przyczajki
oj tam, wiadomo jakie ciagoty miała? mnie sie i tak kojarzy z czymś niekoniecznie uduchowionym.
Usuńwiadomo, że była mądrą kobietą wizjonerką, uczoną, kompozytorką https://www.youtube.com/watch?v=IjCDp782DoI jak ktoś lubi średniowieczną muzykę to warto posłuchać......
Usuńmoże Anielcia też chce być taka modrą koteczką i wyszła pobierać nauki?
Och, doskonale rozumiem co przeżyliście Gosiu. Moje co prawda nigdy nie opuściły domu na tak długo, ale teraz, jak się ciepło zrobiło, to naprawdę rzadko do niego wracają. Wolą wygrzewać footra gdzieś w krzaczorach.
OdpowiedzUsuńA jeszcze tak sobie myślę, statystyki mówią że kotki mają znacznie mniejsze terytorim niż kocurki, więc pewnie Diabelica za daleko nie uciekła, chociaż kto tam wie co takiemu kotu do łeba szczeli.:-)
Ja bym jej juz nie wypuściła niech siedzi w domu...
OdpowiedzUsuńWybacz. Kotka, jak to kotka, poszła swoją drogą, ale wróciła. Tak, jak napisał ktoś wyżej, nie polazła daleko, bo jej terytorium jest mniejsze od fececkiego.
OdpowiedzUsuńczysty horror przeżyłaś, a miało być tak Anielsko :-)
OdpowiedzUsuńMoja sąsiadka wyprowadza kota na smyczy. Ja nie próbowałam, może to dobry sposób
Ożesz maupa jedna. I tak się nazywać powinna : MAUPA :)
OdpowiedzUsuńU mnie w rodzinie jest kotecek, który z pierwszą oznaką wiosny idzie, gdzie go oczy poniosą. A późną jesienią wraca. Wymiętolony, przeżyty, zmęczony i głodny. Przez tydzień je i śpi. Zimą jest pieszczochem gadającym, tulącym się. A na wiosnę - myk i go nie ma. Na początku szukali go z obłędem w oczach, a ten jest jeszcze na tyle perfidny, że jak go wołają, to się odzywa, pokaże się czasem, ale z daleka. Chyba im mówi, żeby mu głowy głupotami nie zawracali :) Też nie chcą go zamykać, bo inne koty też wychodzą, ale są bardzo przydomowe :)
UsuńA to ci Biała Diablica!!!A tak niewinnie jej z twarzy patrzy.Się trza było Hokiego zapytać kaj ma koleżankę?:)
OdpowiedzUsuńWspółczuję emocji,,ja to bym już na zawał schodziła
Hokus jej wcale nie szukał! Tyle warta ich przyjaźń. :)
UsuńU mojej mamy koty łaziły gdzie chciały i też znikały czasem na dłużej. Chciała Anielka swobody popróbować, trudno. Też bym rozpaczała, bo człowiek zawsze sobie wyobraża najgorsze.
OdpowiedzUsuńZdjęcia robisz piękne, twoja okolica spowita mgiełką, po prostu urzeka. Może Anielkę tez zachwyciła i nie chciała wracać?
Bru- jak w morde strzelil !
OdpowiedzUsuńZachowanie tej białej małpiatki jest proste: jeśli kot chce, to wychodzi na trzy dni albo na trzy tygodnie i już. I wraca bardzo zdziwiony, że Ty płaczesz i rozpaczasz. Służba jest po to, żeby czekała w gotowości dzień i noc, nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńA kolejnego kota po powrocie z Japonii proszę nazwać Neko:-)
No tak, dziś to ja sobie tę relację czytałam na luzie, ale w niedzielę nie było mi do śmiechu, choć starałam się trzymać fason. Co prawda przeczuwałam, że ta cholera mogła po prostu zapamiętać się na tej wolności, ale że w nocy nie wracała, to już było ponad moje wyobrażenie. Moje koty czasem też się gdzieś zawieruszą, najczęściej Mietek, bo ten to lubi połazęgować i czasem zostaje na dworze na noc (choć zimą to raczej też się garnie do środka), ale ja wolę je mieć pod dachem i uparcie nawołuje je przed nocą. Większość przeważnie grzecznie melduje się w chałupie i zajmuje coraz to nowe miejsca do spania, obkłaczając je niemiłosiernie. :} Ale wolę nadmiar kłaków niż niedobór kotów. ;)
OdpowiedzUsuńJeśli już musisz ją przeinaczyć, to ja typuję Brunhildę, gdyż ładne zdrobnienie można uzyskać: Brunia. Lub Bruni jak niejaka Carla od piosenek i od prezydenta Francji.. ;) Ale uważam, że Anielica jest w sam raz. Albo idąc za podpowiedzią Hany, może by tak Anielica Eskapada... ;)
Aha, i przecudne zdjęcia. Kuklik zwisły - miodzio! :) Ale najpiękniejsze zdjęcie z wejścia Bruni do domu. Uff!
UsuńA to Brunielka jedna! Nieletnia, a się po nocy szwenda! Dobrze, że się znalazła, ale stresu nie zazdroszczę. Wieś piękna.
OdpowiedzUsuńNo to ci Kundzia jedna ,taka niecnota ,jak to kota , bo koty tak mają . Już kiedyś pisałam że nazwanie jej Anielinką to było pobożne życzenie ;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia z twojej wsi cudowne , mgła jest bardzo fotogieniczna ,a rosa jeszcze bardziej :)))
Dom dla Kundzi powinien być z wielkim ogrodem ,chyba .
Witam. No cóż,chyba każdy Kociarz miał takie zdarzenia ze swoimi kotami. Nasz Brunotek gdy go nie było dwie noce
OdpowiedzUsuńdostał szlaban na wyjścia na tydzień.Te dwie noce spędził w piwnicy do której wlazł ale nie umiał z niej wyjść /za wysoko/.Dzięki powiadomieniu pań dozorczyń po długich poszukiwaniach znalazł się ku szczęściu naszym niewyobrażalnym. Myślicie że to koniec stresów z tym związanych.Nie. Dwa tygodnie później znów wlazł do tej samej piwnicy.Ale,już wiedzieliśmy gdzie go szukać.Obecnie odpukać wraca na czas. A tak "nawiasem " dlaczego Anielka nie ma obróżki.To dobra rzecz. Pozdrawiam Jacek.
Wiesz, po wypadku Hokusa boję się już wszystkiego, a obróżka jest z jednej strony fajna, a z drugiej bardzo niebezpieczna. Wiem, że one powinny się rozpinać w razie jakiegoś zaczepienia przez kota, ale nie zawsze tak jest i może skończyć się tragicznie.
UsuńPozdrawiam, Jacku :)
Potwierdzam, że obróżka jest niebezpieczna. Moja koteczka, wtedy jeszcze niczyja, kiedy ją znalazłam w śmietniku, miała obróżkę przeciwpchelną (chyba, bo to jakieś stare było i sparciałe) zahaczoną jednocześnie na szyi i pod pachą - miała tam paprzącą się ranę. Do dzisiaj nie mogę o tym spokojnie myśleć.
Usuńnasz Szaruś (TM) po 15 latach wybrał się na wagary i 2 doby go nie było! ile było szukania i rozpaczy! sroka go znalazła i do domu zagoniła, pisałam kiedyś o tym na starym blogu :)
OdpowiedzUsuńPodaj link, Elu.
UsuńOj współczuję! Czytam Twoje uczucia jak swoje!
OdpowiedzUsuńA może ona jest wiejskim kotem? Może rodziców ma wiejskich, lub miejskich dzikich?
U nas się to sprawdziło: kot z dzikich rodziców mimo, że oswojony to ma w nosie jakieś tam wołanie na noc itp, a kotka córka prawdopodobnie persa nie odchodzi za daleko, a jak już to na baaaardzo krótkich nóżkach.
Anielica zwiedziła teren, może teraz będzie jej łatwiej tam jeździć :)
Przestraszyłam się...
OdpowiedzUsuńTe komentarze to są nie wiem, czy nie lepsze od wpisu. Nie obraź się. No może Twoje zdjęcia ładniejsze... Ja dmuchawce uwielbiam :D...
OdpowiedzUsuńWspółczuję nerwów. Musiało boleć!
Komentarze są wspaniałe.
UsuńNajważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze :)
A ja oglądając sielski post o hasających kotkach i Rufim miałam przeczucie że Anielinka pryśnie na giganta ;) ale pomyślałam że to moje przewrażliwienie i siedziałam cicho. Brunhilda pasuje jak ulał ! :)
OdpowiedzUsuń...a to Tekla jedna...
OdpowiedzUsuń