Strony

niedziela, 26 stycznia 2014

Zbieractwo jest chorobą

Do poczytania:

"Pomóżmy starszej pani, która przygarnęła kilkadziesiąt kotów (albo psów) i nie daje sobie rady" - takie apele pojawiają się w internecie bardzo często.
I pomoc się pojawia. Ludzie wpłacają pieniądze, organizacje prozwierzęce i wolontariusze niezrzeszeni przyjeżdżają na miejsce, organizują leczenie zwierzaków, ich kastrację, dostarczają karmę, ba - sprzątają pomieszczenia i dostarczają opiekunce żywność, odzież, nawet meble. Pani oczywiście jest bardzo wdzięczna - ale tylko do czasu. Potem zaczyna protestować przeciwko zabieraniu zwierząt na leczenie czy kastrację, nie zgadza się na adopcje, stawia żądania. A liczba psów czy kotów, mimo starań pomagających osób, wcale nie maleje - bo wciąż pojawiają się nowe...

Reszta tekstu tu:
Zbieractwo jest chorobą. (klik)

***

Uczestniczyłam w akcji na FB pt. Masa chorych kotów od zbieraczki! Pilnie potrzebna pomoc.
Jak to wygląda, z czym musiały zmierzyć się dziewczyny z Krotoszyna i jak cudownie sobie poradziły z sytuacją, która niejednego by przerosła, można poczytać na FB TU (klik).
Ja skopiowałam tylko pierwszy rozpaczliwy apel i ostatni pełen szczęścia.
W międzyczasie te kobiety dały z siebie wszystko, jednak i to nie dałoby nic bez wsparcia życzliwych ludzi.


Masa chorych kotów od zbieraczki. Pilnie potrzebna pomoc! (https://www.facebook.com/events/567971363280403/?source=1)



Pierwszy:
16.12.2013
Kochani, sprawa jest pilna.
Dostałyśmy niedawno zgłoszenie anonimowe, w którym było napisane, że mieszkanka jednego z osiedli przetrzymuje bez wypuszczania kilkanaście kotów. Od wielu miesięcy osoby mające styczność z tą sytuacją, błagają wszystkich o pomoc. Po przyjechaniu na miejsce dla zlustrowania sytuacji oczywiście odbiłyśmy się z koleżanką od drzwi mieszkania. W pewnym momencie pani jednak postanowiła otworzyć. Smród, jaki nam buchnął w twarz, był nie do wytrzymania... Mnie popłynęły mimowolnie łzy z oczu. To, co zobaczyłam... Zatkało mnie. W dwupokojowym mieszkaniu, zaśmieconym, brudnym, cuchnącym amoniakiem stała płacząca kobieta i my, a wokół nas biegało 14 kotów. Przypuszczałyśmy, że obok w pokoju może być ich więcej, ale nie mogłyśmy tam wejść, bo wszystko było przykryte hałdą śmieci, na którą od wielu miesięcy załatwiały się koty. Nie byłyśmy w stanie zabrać wszystkiego. Ani finansowo nas na to nie stać, ani organizacyjnie. Koty do natychmiastowego odebrania, chore, poranione, łysiejące. Ale gdzie je umieścić?! Nie mamy nikogo, kto byłby w stanie przyjąć tyle zwierząt naraz. Gdy już nie mogłyśmy wytrzymać fizycznie i psychicznie, wyszłyśmy na dwór i zaczęłyśmy na chłodno analizować sytuację i jak ją ogarnąć. Tak przesiąknęłyśmy przez 20 minut zapachem kociego moczu, że ciuchy do wywalenia. Było po 14. Pojechałyśmy do MOPS-u, telefonicznie poinformowałyśmy gminę o sytuacji, poprosiłyśmy, aby przygotowano miejsce, gdzie je można umieścić. Sprawa była znana od wielu miesięcy, sanepid również sytuację zna, policja zna, wszyscy znają, ale nikt NIC nie mógł zrobić, bo pani nie otwierała drzwi, gdy przychodzili! Ja się, k., pytam, co z tym krajem jest nie tak?!
Sytuacja wygląda następująco: dramat zwierząt i tej kobiety, niepracującej, samotnej, depresyjnej, kompletnie nieporadnej życiowo, dramat wielu mieszkańców tego bloku, którzy wymęczeni są psychicznie, trwa od wielu miesięcy. Sprawa nie daje spać wszystkim po nocach, trzeba z tym skończyć. W poniedziałek jedziemy do pani zabrać wszystko. Zorganizowałyśmy się. W tej chwili wiemy już, że jest tam 16 kotów plus maluszek, ale obawiam się, czy ta liczba się nie zmieni na większą. Kilka kotów zostanie u zaprzyjaźnionej pani weterynarz, która pomimo tego, że ma jedynie maleńki gabinecik, zgodziła się je przyjąć na czas, dopóki nie znajdziemy dla nich miejsca. Dla 15 mamy miejsce w klinice w Śremie. Ale co dalej? Nie mamy pieniędzy na leczenie, nie mamy gdzie ich umieścić po leczeniu, bo jesteśmy zawalone kotami! Błagamy o domy tymczasowe/stałe, błagamy o pieniądze na leczenie zwierzaków. Cały czas będziemy monitorować sytuację, ile się da, będziemy pisać na wydarzeniu, aby dać szansę tym zwierzakom i ludziom. My działamy na zasadach wolontariatu, poza swoim życiem rodzinnym i zawodowym, ale nie wyobrażam sobie niewyciągnięcia stamtąd wszystkich kociaków przy jednoczesnym zabezpieczeniu tej kobiety, aby nie skończyło się to tragicznie. Kto nie widział tego, pewnie nie zrozumie, ale trzeba ruszyć niebo i ziemię, aby tym zwierzakom dać szansę. Jeśli zdecydujecie się choćby na jednego kota, to pomagacie nam walczyć o przetrwanie - bo dla nas odebranie tych zwierząt to skok w betonowych butach do rzeki. Oby nie okazała się za głęboka.

Dziękujemy Wam za pierwsze wpłaty, dzięki nim będziemy mogli systematycznie robić badania; systematycznie będziemy Was informować co, jak i gdzie.
DZIĘKUJEMY!!


Ostatni:
16.01.2014
KOCHANI, UDAŁO SIĘ!!! Ryczę jak dzieciak. Koty są zabezpieczone. Fantastyczna fundacja KOCI AZYL z Konstancina zabierze większość kociaków!!!! 2 zostają u mnie, 2 u Moni. W sobotę jedziemy wesołym autobusem z gromadką do Konstancina!! Mam nadzieję, że nikomu z darczyńców nie będzie przeszkadzało, gdy całą zebraną kwotę przekażemy na tę fundację. Zobowiązujemy się tu publicznie wobec tej fundacji wspierać ją co jakiś czas jedzeniem i innymi kocimi gadżetami. KOCHAMY WAS. Idę sobie poryczeć ze szczęścia.

***

Pierwszy post dzieli od ostatniego mnóstwo pracy wraz z gruntownym sprzątaniem mieszkania.
Ważne, że tym razem udało się pomóc, ale ile jest jeszcze takich sytuacji, tego nie wie nikt.



PODPIS

22 komentarze:

  1. Wspaniale się spisałyście i bardzo dobrze zrobicie, jeśli przekażecie zebrane środki na rzecz Fundacji:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten post nie jest o nas, tylko o tym, że uczestniczyłam w takiej akcji na FB pt. Masa chorych kotów od zbieraczki! Pilnie potrzebna pomoc.
      Opowidada jak to wygląda, z czym musiały zmierzyć się dziewczyny z Krotoszyna i jak cudownie sobie poradziły z sytuacją. W Miękini nie było aż tak.

      Ten post jest tylko uzupełnieniem posta który ukaże się 26.01.
      :)

      Usuń
    2. Tylu kotkom pomagacie, że się już pogubiłam. Przepraszam i pozdrawiam.

      Usuń
    3. Nic nie szkodzi, Gigo. Pozdrawiam serdecznie również :))

      Usuń
  2. OMG!!!! Jak tak można żyć;) Mam jakoś jednak dziwne przeczucie, że "narastanie" nowej sytuacji zacznie się tuz po wyjściu tych kobiet z domu "zbieraczki";)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To by dopiero było!
      Specjalnie opublikowałam ten post ze starą datą. Jak wyście tu trafiły??? :(

      Usuń
  3. Ja już chyba zmęczona jestem ;) bo oczom nie wierzę i mylą się mi daty?? ;)
    U Graszki Twój post się aktualizował, u mnie nie.
    Też mnie zastanawia, co dalej ze "zbieraczką", bo to naprawdę poważna choroba.
    Dobrze, że się udało z kociakami i sąsiedzi odetchną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też jest jako post sprzed 5 dni, a nijak sobie nie przypominam posta o takim tytule. Nie wiedziałam, że bloggerem można takie figle, migle wyprawiać ;)

      Usuń
    2. No to namotałam, bo chciałam go ukryć, Będzie potrzebny jutro. :) No cóż, jutro już będziesz go miała zaliczonego. :))

      Usuń
  4. Namotalas zaiste bardzo powaznie, a ja i tak nie rozumiem, o co chodzi z tymi datami i antydatowaniami. Niewazne!
    Wazne, ze babcia bedzie dalej zbierac koty i smieci, bo ten typ tak ma. Nieuleczalne!

    OdpowiedzUsuń
  5. Widziałam to wydarzenie na facebooku...

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, zbieractwo to choroba.. ale zwierzęta w tym wszystkim cierpią najbardziej... jak dobrze, że znajdują się ludzie, którzy pomagają fizycznie... ja wpłacam tylko pieniążki na pomoc

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój Tato na mnie krzyczy, że skończę jak np ta kobieta..... Kiedy zostawał u mnie Griszka też zastanawiałam się czy aby to nie jest TA granica, co będzie jak trafi się następna bida? A przecież biorę kolejnego kota w dobrej wierze. pięć lat temu miałam jednego kota, dziś jest ich sześć...za dziesięć lat...mogę być już na tyle głucha na argumenty, samotna, stara, z dem encją, że będzie mi się wydawało, że wciąż pomagam... Gosiu, przepraszam, że zburzę radość z tego, że udało się pomóc kotom....wiesz, że je kocham nad życie, ale wydaje mi się, że w tym wypadku zapominamy o człowieku. Koty udało się uratować, a ta kobieta pozostała nadal samotna, zaniedbana, w dodatku pozbawiona tego co kochała. Obawiam się, że zacznie zbierać koty znowu jeśli nikt jej nie będzie odwiedzał, nie zainteresuje się nią jako człowiekiem. Przecież zbieraczkami nie są osoby, które posiadają rodzinę, przyjaciół, zainteresowanie otoczenia...niestety najczęściej nikt takiej osoby nie zauważa do momentu kiedy smród wydobywający się z mieszkania zaczyna sąsiadom zakłócać ich beztroskie życie. Moja Prababcia umarła mając 99 lat i 6 miesięcy. Wiem jak zachowuje się starszy, zniedołężniały fizycznie i umysłowo człowiek....wciąż potrzebuje miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, masz absolutną rację. Trzeba pomóc tej kobiecie. Nie wiem jakie będą dalsze losy tego akurat przypadku, ale te dziewczyny z Krotoszyna bardzo pomogły nie tylko kotom. One własnymi rękami wysprzątały mieszkanie tej pani i myślę, że nie zostawią jej bez pomocy. Podkreślały, że nie chcą jej skrzywdzić.
      Ja jednak nie godzę się na krzywdę zwierząt, bo człowiek sobie z jakiegoś powodu nie radzi. Nie rozpatruję tego w kontekście winy, przyczyn - to jakby jest poza moją mocą, wiedzą, ale nie godzę się na robienie ze zwierząt ofiar nawet choroby człowieka.

      Ja też nie wiem czy tak nie skończę. :(

      Usuń
    2. Ja oczywiście też nie godzę się na krzywdę zwierząt...Tak jak piszesz to jest jakby poza naszą mocą. Najwięcej może tu zdziałać najbliższe otoczenie, zarówno jeśli chodzi o zwierzęta jak i ludzi, tylko ludzie nie podejmują nawet próby, podnoszą larum kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli i reakcja ich zazwyczaj jest taka, że "zbieraczka" jeszcze bardziej zamyka się w swoim świecie. To smutne. Ogólnie jest tak, że nie mamy społeczeństwo, które można opisać takim zdaniem (tyczy się ono stosunku do zwierząt i ludzi) : Nie nakarmię głodnego, nie pomogę bo nie mam czasu, środków, nie widzę, nie obchodzi mnie to, ale jak będzie śmierdział, skamlał, wył i zakłócał mi spokój to dam znać odpowiednim służbom i niech się tym zajmą.....
      Czasem wystarczy wcześniej otworzyć oczy i serce by zapobiec tragedii zwierząt i ludzi.

      Usuń
    3. Dlatego tak wielki mam szacunek dla tych dziewczyn, które piszą:
      "My działamy na zasadach wolontariatu, poza swoim życiem rodzinnym i zawodowym, ale nie wyobrażam sobie niewyciągnięcia stamtąd wszystkich kociaków przy jednoczesnym zabezpieczeniu tej kobiety, aby nie skończyło się to tragicznie."

      Ogólnie jest tak jak napisałaś: łatwiej odwrócić głowę...

      Usuń
  8. O kurczę, szok! Nawet nie wiem co napisać :-( Dobrze, że dziewczynom udało się pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zbieractwo, zwłaszcza zwierząt to okropna dewiacja (bo nie wiem, czy nazywać chorobą)... znałam wiele takich przypadków. Dobrze, że udało się pomóc tym razem... :). Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  10. Witajcie!
    Jestem corka ZBIERACZKI,nie tylko kotow...Niestety mieszkam z Nia - tzw.Matka.TO JEST TRAGEDIA - MOJA i nie tylko!!!Na ile moge - pomagam,ale TYLKO KOTOM,bo do tzw.Matki mam uraz z wielu waznych powodow!!!A priori zaznaczam,ze napisze krotko,bo nie mam sily psychicznej,by opowiedziec wsio,ale...Efektem choroby/chorob/zaburzen/uzaleznien mojej tzw.Matki sa moje choroby,ktore NIESTETY uniemozliwiaja mi UCIECZKE Z TEGO SYFU - bynajmniej na razie!!!A sa to:nawracajace depresje,nerwica lekowa,okaleczenia,proby samobojcze - a dodam,ze stara d.ze mnie!!!Niedawno mialam problem nawet z wychodzeniem z tzw.domu.Na szczescie to juz poza mna!Powod?Leczenie kota - oczywiscie na ostatnia chwile,jak to ma w wieloletnim zwyczaju (niezaleznie od stanu finansow) moja tzw.Matka.Niestety kot nie przezyl - bylo za pozno!(3-cie,a potem 4-te stadium niewydolnosci nerek).Jak zwykle oczywiscie ja sie Nim zajmowalam,bo moja tzw.Matka nie umie nawet dac kotu tabletki!Jak kiedys bez mego udzialu dala kotce Provere,to ta zaszla w ciaze (Matka jest we wszystkim bardzo niedokladna - ja wrecz przeciwnie).Summa summarum kot zmarl w mych ramionach,ale przynajmniej byl leczony (zalatwilam pomoc Dobrych Ludzi:kot byl leczony za darmo+dorwalam wreszcie NORMALNEGO weta - z prawdziwego zdarzenia,ktory nie wybral zawodu dla kasy,a z PRAWDZIWEGO POWOLANIA,a co najwazniejsze jest po prostu TANI;no,ale zna dzieki mnie cale dossier naszej sytuacji...).To zdarzylo sie niedawno,a juz nastepny kot jest w leczeniu - ja Ja obsluguje Dentiseptem,of course!Lek ten tez zalatwilam za darmo,bo nasza sytuacja finansowa jest od dlugiego czasu tragiczna!Konkludujac - pare lat temu chcialam z tym calym CYRKIEM zrobic porzadek - powiadomilam odpowiednie sluzby (bynajmniej te,ktore w ogole chcialy sluchac,bo WIEKSZOSC MA TAKIE SPRAWY EWIDENTNIE W 4-ech literach).Efekt?Matka zrobila ZE MNIE wyrodna corke - wariatke etc.,itp.,itd. i co prawda wywiozla NA CHWILE wiekszosc zwierzow (wtedy byly rowniez psy)na wies (do 2-go domu),ale po niedlugim czasie znow wszystkie wrocily z powrotem,w tym kotka w ciazy!(efekt niedokladnego podania Provery)Powila 5 kociat,z czego 3 zostaly "na stanie".To na razie tyle,bo juz wymiekam,ech...
    Pozdrawiam i wiecie co?!POSRAM SIE,ALE NIE DAM SIE!!!Amen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się faktycznie nadaje do zgłoszenia do TOZu. Tylko tyle można zrobić...

      Usuń
  11. witaj od kad ja wyfrunelam z domu,moja matka ma tez zbieractwo zwierzat koty chore bo nie stac ja na weteru=ynarza,przes to sporadycznie ja odwiedzam bo w smrodzie nie da rady siedziec z dziecmi u niej.nachodzi ja spoldzielnia i policja ,a oNa szuka winnych tylko nie siebie eh,nie wiem co ztym zrobic,koty oczywiscie sie rozmnazaja i umieraja i tak 17 lat.

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)