Kiedy wstałam rano o siódmej, usłyszałam z pokoju na górze miauczenie. Pierwszy raz coś takiego się zdarzyło. Pognałam na górę. Zastałam Zoykę w nowym miejscu. Siedzi w szafie (to taka garderoba zrobiona w przestrzeni pod łóżkiem piętrowym) w wiklinowym koszyku wyłożonym starym kocem. Aż do tej pory go ignorowała. Udało mi się przy wtórze jej ostrzegawczych posykiwań podłożyć jej świeży ręcznik. Koteczka nie życzy sobie mojego towarzystwa. Zastanawiałam się, jak się o tym przekonam, ale już wiem, że nie mogę mieć wątpliwości. :)
Dziś na dworze jest tak (uwieczniam to dla potomnych):
Nie tylko kotki otrzymają (najprawdopodobniej) dziś nowe życie, pokrzywa wypuściła świeże listeczki, rosną stokrotki, kwitną róże... |
Zoyka wygląda tak:
Jestem bardzo przejęta! W każdym razie żaden nowy post nie ukaże się, dopóki nie urodzą się dzieciaczki. Choćby to miało trwać tydzień. :))
*************************************************************************
godz. 12.00. Kotka śpi. :)
*************************************************************************
godz. 13.00. Kota się wierci, ale nic się nie dzieje. Może znowu zaliczyłam falstart...
Tak to wygląda:
godz. 13.00. Kota się wierci, ale nic się nie dzieje. Może znowu zaliczyłam falstart...
Tak to wygląda:
Źródło.. |
1. Najlepsze i najpowszechniejsze jest przodowanie główkowe, kiedy najpierw wyłania się łepek i nóżki.
2. To kocię znajduje się w przodowaniu pośladkowym. Może to utrudnić poród, jeśli kotka jest słaba.
3. Kiedy kocię rodzi się tylnymi nóżkami do przodu, nazywa się to przodowaniem pośladkowym. Jest to pozycja najtrudniejsza.
*******************************************************************
godz. 14.00.
Nie martwcie się, że nagrywam te filmiki. Jej to wcale nie przeszkadza. Ajfon nagrywa całkowicie bezgłośnie, bez żadnego światełka. Ja wychodzę z pokoju i pojawiam się tam co godzinę, żeby zobaczyć, czy wszystko jest dobrze. Jej komfort jest u mnie na pierwszym miejscu.
Film jest puszczony 10 razy szybciej, stąd takie nieprzyjemne wrażenie, że kotka się męczy. W rzeczywistości nie widać tego po niej. Przez większość czasu leży spokojnie. Ja wybrałam fragmenty, gdzie coś się dzieje. Po około 40. sekundzie obraz idzie jakiś czas w czasie rzeczywistym i chyba widać tam skurcze...
Jejku, nie znam się na tym, ale tak to wygląda...
Zastanawiam się, czy nie podgrzać dodatkowo w tym pokoju. To pokój na poddaszu, zawsze jest tam zimno. W tej chwili jest tam 19 stopni.
*************************************************************************
godz. 14:40
JEST!!!!!
Pierwszy kociaczek przyszedł na świat!
To było niesamowite! Myślałam, że umrę, bo wyglądało, że nie żyje. Nie ruszał się stanowczo za długo, Zoyka go nie lizała, założyłam więc rękawiczkę chirurgiczną i przerwałam błonę, w której był. Zaczął się ruszać!! Już jest wylizany i oczyszczony. A jaki głośny!
ŁACIATY!
Co to są za emocje!!
Jest już drugi! Chyba szary...
Jest większy. Martwię się o tego pierwszego, jest taki maleńki, teraz nie rusza się... Można się wykończyć nerwowo.. :(((
Dziewczyny, na moje oko pierwszy kociak nie przeżyje...
Zoya odsunęła się od niego. On się wciąż nie rusza. Nie ma się co łudzić... Może zareagowałam za późno.
I tak to radość gaśnie jak płomień świecy, w jednej chwili. :((
*************************************************************************
godz. 15:28. Będzie kolejny. Drugi czuje się dobrze. Pcha się do cyca.
Tak bardzo mi przykro, że jestem zwiastunem takich okropnych nowin, ale trzeci kociak urodził się martwy, całkiem niewykształcony, jak płód...
Drugi wciąż jest żwawy.
Serce mi pęka, niech chociaż jemu będzie dane żyć.
*************************************************************************
godz. 16:16. Wygląda na to, że to koniec. Zoyka położyła się na boku i karmi tego szaraczka. Ten maluch wygląda mi na straszną pierdołę, bo szuka tego cyca i szuka, i coś znaleźć nie może...
Przyjechała do mnie Kasia. Bardzo się cieszę, bo co dwie głowy, to nie jedna. Łatwiej mi było usunąć martwe maluszki. Teraz damy spokój Zoyce. Bardzo mocno trzymajmy kciuki, aby Drugi był silny i dał sobie radę.
Przerwa w nadawaniu. Co najmniej 2 godziny. Dziękuję, że jesteście.
*************************************************************************
18.20. Udało nam się z Kasią wyjąć spod kotki zakrwawiony ręcznik, więc ona ma już czysto i sucho. Widać, jak ona chroni tego swojego jedynaka. Ten wygląda dziarsko. To dobrze, bo na więcej tragedii nie mam dziś siły.
*************************************************************************
godz. 14:40
JEST!!!!!
Pierwszy kociaczek przyszedł na świat!
To było niesamowite! Myślałam, że umrę, bo wyglądało, że nie żyje. Nie ruszał się stanowczo za długo, Zoyka go nie lizała, założyłam więc rękawiczkę chirurgiczną i przerwałam błonę, w której był. Zaczął się ruszać!! Już jest wylizany i oczyszczony. A jaki głośny!
ŁACIATY!
Co to są za emocje!!
Jest już drugi! Chyba szary...
Jest większy. Martwię się o tego pierwszego, jest taki maleńki, teraz nie rusza się... Można się wykończyć nerwowo.. :(((
Dziewczyny, na moje oko pierwszy kociak nie przeżyje...
Zoya odsunęła się od niego. On się wciąż nie rusza. Nie ma się co łudzić... Może zareagowałam za późno.
I tak to radość gaśnie jak płomień świecy, w jednej chwili. :((
*************************************************************************
godz. 15:28. Będzie kolejny. Drugi czuje się dobrze. Pcha się do cyca.
Tak bardzo mi przykro, że jestem zwiastunem takich okropnych nowin, ale trzeci kociak urodził się martwy, całkiem niewykształcony, jak płód...
Drugi wciąż jest żwawy.
Serce mi pęka, niech chociaż jemu będzie dane żyć.
*************************************************************************
godz. 16:16. Wygląda na to, że to koniec. Zoyka położyła się na boku i karmi tego szaraczka. Ten maluch wygląda mi na straszną pierdołę, bo szuka tego cyca i szuka, i coś znaleźć nie może...
Przyjechała do mnie Kasia. Bardzo się cieszę, bo co dwie głowy, to nie jedna. Łatwiej mi było usunąć martwe maluszki. Teraz damy spokój Zoyce. Bardzo mocno trzymajmy kciuki, aby Drugi był silny i dał sobie radę.
Przerwa w nadawaniu. Co najmniej 2 godziny. Dziękuję, że jesteście.
*************************************************************************
18.20. Udało nam się z Kasią wyjąć spod kotki zakrwawiony ręcznik, więc ona ma już czysto i sucho. Widać, jak ona chroni tego swojego jedynaka. Ten wygląda dziarsko. To dobrze, bo na więcej tragedii nie mam dziś siły.
Analizuję w głowie każdy moment tego porodu. Zoya od samego początku odrzuciła tego pierwszego maluszka i dlatego ja musiałam zdecydowałam się mu pomóc wydostać się z błony. Potem ona zajęła się nim przez chwilę, ale po wylizaniu znowu się od niego odsunęła... Nie pomagało przystawianie łaciatka do niej. On był zresztą za słaby, aby zacząć ssać. Ledwo się ruszał, biedaczek...
Trzeci kotek nie zdążył się nawet dobrze uformować. Mój mąż zakopał maleńkie ciałeczka w ogrodzie. Jestem mu wdzięczna. Musi minąć trochę czasu, zanim zacznę się cieszyć z Drugiego. Na razie drżę o niego, żeby mu się udało.
Jestem zdania, że to, co się stało, wynika z zabiedzenia działkowej Zoi, która, bezdomna, źle lub wcale niekarmiona, nieodrobaczana, nieleczona i rodząca po dwa martwe mioty rocznie, po prostu nie miała siły na prawidłową ciążę. Być może te ponad dwa tygodnie u mnie, podczas których dostawała dobre, wartościowe jedzenie, sprawiły, że mógł urodzić się chociaż jeden zdrowy kociak. Być może.
Coraz bardziej rozumiem trudne decyzje różnych organizacji, które mają doświadczenie i wiedzą, że takie tragiczne przypadki są na porządku dziennym.
Jeszcze raz dziękuję za Wasz czynny udział, za wspieranie mnie i Zoyki, za rady, za wnioski, za życzliwość. Będzie dobrze, nie wątpię w to, muszę tylko dojść do siebie. Odezwę się jutro. Miłego i spokojnego wieczoru, moi mili Czytacze. :)
Chodzą mi po głowie słowa: a miało być tak pięknie...
Bardzo wyraźnie dała Ci do zrozumienia, że nie życzy sobie dotykania ;))
OdpowiedzUsuńDobrze, że wybrała sobie sama bezpieczne miejsce, ale do którego w razie czego możesz się swobodnie dostać i nie jest to miejsce pod łóżkiem ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejne wieści! Trzymam kciuki, ale wiem, że wszystko będzie dobrze!! :)
Nowe informacje będą co godzinę (około), za wyjątkiem 16, bo wtedy idziemy na obiad do rodziny, buuuuuuuuuuu :((( Założę się, że wtedy ona właśnie... BUUUU
UsuńPowiedz rodzinie, że nie możesz przyjść bo odbierasz poród!!!!! A jak coś, tfu, tfu, będzie szło nie tak? Musisz być przy niej!
Usuńno ja nie wiem, ja bym na ten obiad nie poszła chocby to nie wiem jaka rodzina była.
Usuńmoja by zrozumiała z pewnościa.
Spokojnie, kobitki, moja Teściowa mieszka blisko, uwinę się raz dwa, a nawet jeśli to będzie moment kulminacyjny to nie pójdę. Spoko, to wyrozumiała osoba. :)
Usuńkibicuję wam najserdeczniej :) jasne, że będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńno to niedziele przeznaczam na czekanie. trzymam kciuki za ciebie zoyka i za babcię:)
OdpowiedzUsuńNareszcie :)) Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńU nas było tak, że zawołałam Niunię, a ta zaczęła mruczeć zadowolona i wtedy zajrzeliśmy, co się urodziło.
Myślę, że Zoyka sama Cię zawoła już po.
No chyba juz wyrazniej sie nie da, hrehreher
OdpowiedzUsuńpoza tym jakos niespokojnie dosc sie do tego snu uklada....trzymsm kciukasy
Trzymam kciuki :) Oby wszystko było ok :)
OdpowiedzUsuńTam spi! Kreci sie po koszyczku, jakby jej bylo w nim niewygodnie, a to chyba znaczy, za ma bole.
OdpowiedzUsuńZocha w koszyku sie mosci, niechetnie zerka na gosci,
bo brzuszek kociczke boli, dlatego tak sie gramoli.
Szykuje sie wydarzenie, w kocia intymnosc wejrzenie,
gdy zycie sie nowe pojawia. Czekamy na wiesci z Wroclawia.
My glowy sobie lamiemy iloscia i plci rodzajem,
Usuńa Zocha w bolach sie kreci, czasu niewiele zostaje.
Zbolala i niecierpliwa, kaprysnie prycha na wszystkich,
pozycji znalezc nie moze, nie zajrzy tez do swej miski.
Nie w glowie teraz jedzenie, nie w glowie spacer jesienny,
Usuńkociczka sie koncentruje na wlasnym stanie odmiennym
i wszystkie sily kieruje na pomoc swoim kocietom
opuscic ich cieple miejsce, by moc wnet odtrabic swieto!
One zwlekaja, bo przeciez na zewnatrz swiat zimny taki,
Usuńwiec ani mysla sie spieszyc. Takie to z nich cwaniaki.
Lecz Zocha czuwa nad wszystkim, kontroli z lap nie wypuszcza
i baczy, by z dala stala ciekawska ludzka tluszcza. ;)
A setki ciotek o babek w omdleniu tkwia polowicznym,
Usuńz nosami na monitorach i sporym zezem zrenicznym.
Kot sie pod wasem usmiecha z histerii tej wirtualnej
spokojnie zerka na brzuszek, czy pulsy sa wyczuwalne :)))
Tylko nie tłuszcza! Tylko nie tłuszcza!
Usuń:)
(Babciu Pantero, zdolna z Ciebie bestia!)
Z tych "nerw" natchnienia dostalam jakiegos niezwyklego. :)))
UsuńBo ona zadecyduje, kiedy sie dzieci pojawia,
a Ance Wroclawiance oczy sie calkiem zalzawia.
Ze placzki beda - to pewne, bo wszystkie babcie tak maja
i wnuki swe po wariacku z calego serca kochaja.
Panterko, babciu zagraniczna, jesteś the best! Znaczy się am besten. Czy jakoś tak :)
UsuńUściski!
Igora najbardziej ujeły zez źreniczny i ludzka tłuszcza. :D Mnie też. :) Podziwiamy!
UsuńTrzeba przyznac, ze zez zreniczny wyszedl mi niezle, sama jestem z siebie dumna ;)
Usuń"Czy jakos tak" bedzie prawidlowo DIE BESTE :)))
O matko !!! ale się z Ciebie wytrząsnęło fraszek - super :)
UsuńJa chyba zejde na zawal! Moze trzeba wezwac wetke, skoro kociak sie nie rusza?
UsuńA sfilmowalas chociaz sam porod?
Sfilmowałam, ale chyba nie chcesz tego oglądać...
UsuńCo innego gdyby kotki przeżyły, ale w tej sytuacji zaraz skasuję te filmy. :((((
UsuńSkasuj, oczywiscie. Ja to pisalam w innej chwili, kiedy byly dwa... ehhh, przepraszam.
Usuń... już się denerwuję...
OdpowiedzUsuńcoś czuję , że dzisiaj zostaniesz babcią... a przy okazji... ja też... hihi
Zaglądam obiad zostawiłam się zrobi się sam. Czekam razem z Tobą i innymi babciami ciociami i wujkami.:) Zoyka, masz wsparcie wielu serc do dzieła więc, kciuki trzymam by szybko sprawnie i spokojnie się odbyło i by młodym w tym życiu pogodnie i dostatnio się żyło. Rym nie zamierzony wylazło samo więc niech tak zostanie.
OdpowiedzUsuńDzisiaj jest szczęśliwy dzień- właśnie babcią została Dorusia- wspaniała kobieta -sponsorka pewnej pięknej akcji na na moim blogu (pamiętasz?)- urodził się jej wnusio Lukas Jan;)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby Zoyka też dzisiaj szybciutko i bez komplikacji wydała na świat swoje potomstwo
:)
Zdjecia LJ już wrzuciłam u siebie- znów podobne posty u nas ;P
Mocno trzymam kciuki żeby wszystko było dobrze i czekam na wieści!
OdpowiedzUsuńWygląda na trzy lub cztery kotki :)
OdpowiedzUsuńWiesz, Aniu, jak tak patrzę na brzusio Zoyki, to zaczynam podejrzewać, że nawet więcej...
UsuńNo to ja juz teraz też sie denerwuję .......
OdpowiedzUsuńO matko....zdenerwowałam się!!!
OdpowiedzUsuńJak mi przykro, że dwa maluszki nie przeżyły :(
UsuńTrzymam kciuki za buraska!
jejku, ale ja je współczuję:(((
OdpowiedzUsuńjak widzę to jej kręcenie się w kółko, to mi się od razu moje 3 kręcenia przypomniały- biedne jesteśmy my ssacze mamy ;)
aż mnie dreszcze przeszły
oby jak najszybciej nastąpił poród ♥
Poradzi sobie, a Ty, Gosiu zostaniesz szczęśliwą babcią:-))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jest 14.18 gdzie komunikat? a może....
OdpowiedzUsuńHa, właśnie napisałam do Ciebie w mailu po obejrzeniu filmiku, że nie masz szansy na obiad u Teściowej, chyba że Ci doniosą na porodówkę. :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! :)
ha! jest maleństwo! pani połozna odbiera poród jakby to robiła od zawsze!
OdpowiedzUsuńEwo, zdaje mi się, że Zoyka urodziła pierwszego akurat wtedy, gdy zawiesiłaś głos w poprzednim komentarzu. Masz nosa! :)
UsuńO Kurczaki to pewnie będzie dziś - trzymam kciuki i czekam w napięciu :))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZnów żem nie tam, gdzie potrza się wpisała - to te emocje! :)
Usuńjejku ja mam słabe serce! co to znaczy nie rusza sie? zmeczył sie porodem???
OdpowiedzUsuńJuż dwa jeden szary, pierwszy łaciaty. Powoli może ten pierwszy się rozrusza, może troszkę delikatnie pomasować oj nie wiem to przecież są strasznie maleńkie istotki hej pierwszy ja trzymam za ciebie kciuki wszystkie jakie mam, do dzieła oddychaj, ruszaj się, no szybciutko.
OdpowiedzUsuńCzekam dalej na dalsze wieści.
o matku bosku, z przejecia wylalam na siebie napoj i teraz jestem na pol mokra! Czekamy na nastepne wnuczatka, ach!
OdpowiedzUsuńO matko droga!!!..serce chce mi wyskoczyć!
OdpowiedzUsuńchyba żadnemu dziecku nigdy nie kibicowało tyle ciotek i babć!!!!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńI czekam na same dobre wiadomości! :)
ani, zojka wie co robi. odsunęła sie od słabego, bo według niej on nie ma szans. pozwól matce decydować i nie załamuj rąk. tak jest w naturze i tak jest lepiej, ze przeżywaja silniejsze osobniki.
OdpowiedzUsuńprzepraszam cie aniu, ale takie jest surowe prawo dżungli. a świat to dzungla jak mawia pantera.
Mysle, ze Ewcia ma racje :((( Trzeba zostawic sprawy wlasnemu biegowi... Zocha sobie radzi, ona wie najlepiej.
UsuńI ja się z tym zgadzam, choć wolałabym aby natura upatrzyła sobie inne osobniki do
UsuńGosiu, tak bywa, kochana, nie zamartwiaj się. Może kotka rozpoznała, że jest za słaby i dlatego się nim nie zajęła. To odwieczne prawo naturalnej selekcji. Tak trudno nam to przyjąć... Ale tak się dzieje w naturze.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię bardzo mocno. Trzymaj się, kochana.
smutno:(
OdpowiedzUsuńdrugi maluszku trzymaj się!
Spoko idź na obiad, kotka da sobie radę, do tej pory dawała nie? Wrócisz, a kociaczki już będą na świecie, wylizane i wyschnięte. Będą wisieć na cycochach i ciągnąć w najlepsze. Natura wie, co robi.Czy ja nie pisałam, że kotki lubią rodzić w szafach?
OdpowiedzUsuńWszystko to bardzo smutne, ale moze lepiej dla nich? Oby te zdrowo urodzone w zdrowiu przetrwaly.
OdpowiedzUsuńGosia, kotka wie co robi - nie wiem skad to zwierzęta wiedzą, ale wet mi opowiadał, że zawsze samiczka dobrze wie czy małe rodzi się zdrowe czy też chore. On kiedyś ratował takie małe psiątko, które ledwie się urodziło, zmusił je do życia, a sunia i tak karmić nie chciała, więc on je karmił sztucznie. I okazało się, że psiątko potem było nie za bardzo w porządku, było mocno niedotlenione i miało uszkodzony obszar mózgu, który odbiera sygnał nasycenia. To maleństwo mogło jeść bez końca i zawsze musieli mu potem wydzielać porcje i uważać, by się nie przejadał. Tak naprawdę zwierzęta są w wielu wypadkach znacznie mądrzejsze od nas.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, emocje schowaj na dnie;)
Smutno mi bardzo, ale niestety tak działa Matka Natura :( Nasza pracowa koteczka tuż przed sterylizacją rodziła już tak słabe kociątka, że z ostatniego miotu nie przeżył żaden maluch :( Niestety ciągłe ciąże i słabe żywienie powoduje, że bezdomne kotki rodzą z czasem coraz mniej kociąt, które są wystarczająco mocne aby przeżyć. Taka brutalna i okrutna prawda Matki Natury :(
OdpowiedzUsuńTrzymam kicuki za wszystkie Maluszki!!!!
Gosiu, tak bywa. Nie wiesz ile ich tak jeszcze w brzuchu jest. Przy większych miotach nie wszystkie maluchy przeżywają. Wiem, że Ci smutno, ale musisz myśleć tylko o tych co przeżyły!
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję straty maluszków :((
OdpowiedzUsuńMocne kciuki za mamusię i drugiego maluszka . Niech chociaż jemu się uda !
Twoje dylematy z poprzednich postów rozwiązały się same. Łatwiej będzie Ci znaleźć nowy dom dla kotki z jednym kociakiem, niż z trzema. ulach
OdpowiedzUsuńNiewiele zrozumiałaś z moich dylematów jeśli uważasz, że chodzi o moją wygodę.
UsuńNie, nie chodzi mi o Twoją wygodę. Uważam, że bez sensu jest mnożenie zwierząt i pozwolenie na niekontrolowane ich rozmnażanie. Jeśli miałabyś być wygodna-nie poświęcałabyś zwierzętom tyle czasu. Szkoda mi tych nieżywych kociaków, ale natura sama reguluje takie sytuacje, a my musimy zaakceptować ten stan rzeczy, ponieważ nie mamy możliwości wpłynąć na jego zmianę .
UsuńOk, coś chyba dziś przewrażliwiona jestem. :(
Usuńojej... żeby choć Drugi przeżył.... dobrze że mała pierdoła nie urodziła się na działkach... teraz ma szansę na życie .... jesteś wielka :***
OdpowiedzUsuńGosiu, bardzo mi przykro, ale pamiętaj, że to się zdarza częściej niż sądzimy. lepszej szansy na przeżycie te maluszki nie mogły dostać, jednak natura rządzi się swoimi prawami. macie kontakt z weterynarzem?
OdpowiedzUsuńNie było u mnie widać drugiej części wpisu porodowego a tak się denerwowałam. Przykro mi z powodu tamtych maluszków. Oby z Zojką i malutkim prążkiem było wszystko w porządku.
OdpowiedzUsuńKatarzyna3
drugi wygląda na silne kocię. teraz jest jedynakiem i całe mleko i uwaga mamy bedzie poświęcona tylko jemu. zupełnie jak mój piecuch, który był słodkim niedorajdą a teraz jest wielkości dorosłego kota z pyszczkiem dziecka ( ma 5 miesięcy). najważniejszy to dobry start a ten maluch go ma!
OdpowiedzUsuńMoja kotka rok temu urodziła w domku 4 kocięta. Przeżył tylko jeden. Gdy miał 12 dni, kotka miała wypadek, zginęła, więc musiałam sama wykarmić maluszka. Karmiłam go strzykawką. Udało się, kotek przeżył i łączyła nas szczególnie bliska więź. 1 września miałby rok, ale niestety, był kotkiem wychodzącym i w sierpniu zaginął :( Trzymam kciuki za Twojego maluszka :)
OdpowiedzUsuńWygląda na to Agnieszko, że mieszkasz w bardzo niebezpiecznym miejscu, nieodpowiednim dla kotów. Nie powinnaś ich wypuszczać.
UsuńMam teraz znajdka, Teofila. Znalazłam go 15 września, w krzakach. Na oko miał z dwa miesiące. Maluch rośnie jak na drożdżach i rozrabia za dwóch. Tak właśnie myślę, żeby go nie wypuszczać, bo zaginięcie Szantiego strasznie przeżyłam. A Teofilka możesz zobaczyć na moim blogu http://mojehokuspokus.blogspot.com/ zapraszam :)
UsuńWygląda na to ,że już wiemy dlaczego po poprzedniej ciąży nikt nie widział kociąt .Poprzednio kotka pewnie też urodzila martwe kociaki .
OdpowiedzUsuńSmutno ,że właśnie ty musisz się z tym zmierzyć ,jest ci na pewno bardzo trudno .Ale "co nas nie zabije to nas wzmocni" ,taka jest brutalna proza życia .
Trzymaj się Gosianko ,smutek trzeba zostawić za sobą a skupić się na nowym życiu. Kociaczek może się nazywać Drugi-a :)
Zgadzam się z tą teorią. Od razu tak pomyślałam.
UsuńJa tu sobie obiad jem, a na Twoim blogu takie emocje!
OdpowiedzUsuńNatura sama wyregulowała ilość potomstwa Zoyki. Dla nas przykre, ale cieszmy się z tego jednego, niech się dobrze chowa pod czujnym okiem swojej mamy i zaangażowanej babci :)))
...dziwne uczucie, trzymam kciuki za mamę i maluszkach...
OdpowiedzUsuńOminęły mnie emocje a i tak się zdenerwowałam czytając od początku do końca, łącznie z komentarzami. Maluch wygląda na zdrowego. Trzymam kciuki za mamę, dziecko i Babcię.
OdpowiedzUsuńAch, niech chociaz ten szraraczek bedzie zdrowy, niech...
OdpowiedzUsuńGosiu, trzymam kciuki bardzo mocno.
Mialam juz napisane, ale wykreslilam, bo by wyszlo na krakanie, ze jak malenstwo niemrawe, to mama sama wie czy z tego cos bedzie czy nie. U nas, w lawendzie, Kitty odstawila jedno dziecko i potem martwe polozyla na brzegu tarasu. Pierdouowatoscia dziecka sie nei przejmuj, jak szuka mleczarni to tak ma byc z pare godzin bedzie wiedzial co i skad i jak i gdzie. Dobrze, z emasz pomoc i wsparcie realne a nie wirtualne ino!
OdpowiedzUsuńTakie emocje- trzymam kciuki :))
OdpowiedzUsuńAniu może, gdyby nie Ty, Zojka nie doczekałaby się tego jednego maluszka.
OdpowiedzUsuńWiem, co możesz czuć. Jeszcze z dziecięcych i nastoletnich czasów pamiętam sytuacje straty kociąt...
OdpowiedzUsuńZa Drugiego ściskam kciuki i myślę - niech mu się wiedzie.
A Ty zrobiłaś, ile mogłaś, przytulam Cię :*
Odpoczywaj, bo komu jak komu, ale Tobie należy się chwila spokoju. Jesteś bardzo dzielna!
OdpowiedzUsuńŚliczny maluszek. Piękne jest też takie pełne oddanie kotki swojemu maluchowi i jego ochrona (jak na twoich zdjęciach).
OdpowiedzUsuńElla-5
Aniu, zaczęłam czytać Twojego blog dzięki mężowi, który już od dawna śledzi Twoją pomoc kociakom. Dzisiaj ja siedziałam i czekałam na kocięta. Jest mi bardzo przykro ( łzy mi też popłynęły) :( Trzymam kciuki za zdrowie szaraczka. Myślę ( jak większość czytających, że Zoya miała szczęście, że trafiła do Ciebie. Jesteś super babką :) W mirę możliwości pisz jak się czują : mamusia i szaraczek :).
OdpowiedzUsuńGosiu, biedne maleństwa, ale masz rację to pewnie z tego niedożywienia Zoyki. Ważne jest, że ona jest zdrowa i ma tego jednego maluszka, który na razie jest pierdołką, ale to mu przejdzie. Zobacz, jaka ta kotka jest mądra, wiedziała, że pierwszy kociak nie ma szans, więc nie poświęcała mu uwagi, za to szaraczka karmi i przytula, więc chyba mu nic nie będzie. Może znajdziesz dla nich razem nowy dom, żeby nie musiała wracać na te działki.....tak byłoby najlepiej..........Zoyka jest taka ładna:)))
OdpowiedzUsuńZoya nie wróci na działki. Mogłam tak zakładać, ale tylko do momentu gdy usłyszałam, że ludzie u których mieszkała w budce działkowej i którzy dokarmiali ją czasem (kiełbasą) powiedzieli, że "dobrze, że ją zabrali", bo oni "i tak by w zimie nie chodzili". A na działki mają jakieś 300 m od domu.
UsuńMa Zoyka szczęście, że trafiła na Ciebie, Ty "Koci Aniele" :)))
UsuńMam nadzieję, że w najbliższych dniach znajdziesz pociechę i ukojenie po przykrych przeżyciach. Oby bure maleństwo i jego zadziorna mama dały Ci mnóstwo powodów do radości.
OdpowiedzUsuńAle niesamowite przeżycie i doświadczenie ach, ach chciałoby się powiedzieć...
OdpowiedzUsuńPodziwiam i pozdrawiam
Spójrz, proszę, wyżej-odpisałam. ulach
OdpowiedzUsuńGosiu kochana, bardzo współczuję straty maluszków (wiesz, że rozumiem co czujesz) ale zarówno Zoyeczka jak i Drugi tak jak piszesz dostali od Ciebie szansę. Może matka natura kazała Zoyce czekać z porodem właśnie po to aby choć jedno jej dziecko urodziło się zdrowe, powinnaś się tym cieszyć.
OdpowiedzUsuńZobaczyłam Twój post dopiero po osiemnastej i niecierpliwie czekałam (również z komentarzem) na dalsze wieści. Jak wiele z nas ja również myślę, że to przez trudne warunki przeżył tylko jeden kociaczek... dobrze, że chociaż jeden. Ale i tak jest mi smutno, chociaż to pewnie i tak nic w porównaniu do tego, co ty przeżywałaś.
OdpowiedzUsuńNiech się ten jeden maluszek dobrze chowa! Mama, jak widać, już się tym zajęła.
Ojej, dopiero teraz zajrzałam do Ciebie. Maksiu tak absorbuje, ze niedługo zapomnę, co to internet.
OdpowiedzUsuńDobrze, że masz to już za sobą. Dzisiejsza pogoda i stres nie wpływają najlepiej na nastrój, ale bardzo bym chciała, żebyś się uśmiechnęła. Z pewnością uśmiechasz się do wnuczka Kićka.
To pierwszy Kiciek, jakiego w życiu widzę tuż po przyjściu na świat. Dzięki Tobie.
Kotka z maleństwem w ramionach jest wzruszająca do łez. Jesteście obie dzielne dziewczynki.
Ja się też muszę przygotować do podjęcia trudnej decyzji w sprawie ostatniego zwierzaka.
Jak w życiu - czasem słońce, czasem deszcz...
I., H., Pikunia i Max.
Gosianko tak niestety bywa. Jeśli zadręczasz się pytaniami czy mogłaś coś zrobić lepiej odpowiem Ci: już zrobiłaś! Prawdopodobnie gdybyś nie zabrała Zoyki do siebie - nie tuliłaby teraz żadnego kociaka. A maluch jest silny, będzie z niego super kocur (nie wiem czemu ale mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że to facet jest...)
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, że tak się stało. Ale cieszmy się, że mamusi nic nie jest i jest razem z maleństwem w dobrych rękach.
OdpowiedzUsuńBuziaki. Przytulam
Aniu-Gosiu wszystkie wpisy przekonują Cię o tym, że zrobiłaś co mogłaś i w ten sposób uratowałaś życie tej pięknej koteczce i jej maluchowi. Cieszmy się, że ona przytuliła go i nakarmiła więc najprawdopodobniej jest zdrowy. Teraz będzie już tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńI też mi się wydaje, że ten śliczny prążkowany maluch to kocurek.
Katarzyna3
Dziwne uczucie nastawiać sie na kilka maluchów a jeden zostaje.
OdpowiedzUsuńPrzerabialam to miesiąc temu, z ta roznica ze tamte maluchy byly juz odchowane, Zocha je przyprowadzila w nasze zarośla.
Nie mogę ich zapomnieć.
Ale jest jeden, najsilniejszy i tak mialo byc.
Kochany maluszek :)
Anulko... dopiero przeczytałam całą relację. Weekend nie zawsze sprzyja blogowaniu.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo z powodu dwóch koteczków i z powodu Twoich stresów.
A przy tym, bardzo cieszę się, że jeden koteczek jest taki dzielny, a Zoyka kochana ma się dobrze! I na tym się skupmy :*
Mam nadzieję, że patrząc na kocią mamę i jej cudne dzieciątko będziecie mieć tylko ciepłe myśli i dużo uśmiechu. :))))
Spokojnej nocy Aniu i dobrego tygodnia. :)
Trudno mi wzruszonej coś napisać, ale jestem....
OdpowiedzUsuńPięknie, że byłaś i że maluszek jeden przeżył... Wiesz, że kotka może być w ciąży z kilkoma kocurami na raz. To częste, że nosi dzieci w różnym stadium rozwoju i że tylko część się rodzi tych "aktualnych"... Tak już. Po prostu... Trzymaj się ciepło. Zrobiłaś wszystko co mogłaś :)! Gratuluję i kciuki mocne za trzeciego!!! Ważne też, że Zoyka czuje się dobrze.
OdpowiedzUsuńW sensie środkowego. I tak już jest. Po prostu. Jest gdzieś zjadło. Wiem, że to nieistotne.
UsuńTa teoria też mnie przekonuje. Te dwa malutkie były takie niewykończone...
UsuńJesteś bardzo dzielną osobą! A Zoykę pomiziaj za uchem jak już dojdzie do siebie- obu Wam należy się trochę czułość po takich emocjach.
OdpowiedzUsuńNie martwiej sie, raczej ciesz szaraczkiem, czyli Drugim. a w ogole jestes zuch - dziewczyna.
OdpowiedzUsuńciesz się gosiu, ciesz! masz maleństwo i teraz na nim musisz sie skupić. na drugim.
OdpowiedzUsuńja cały dzień byłam z wami i wiem, ze tak jak jest, jest dobrze.
Dziękuję Gosianko,że pokazałaś nam jak wygląda macierzyństwo wolnożyjącego kota. Jakie dramaty temu towarzyszą. Trzymam kciuki, za Jedynaka i Zoykę
OdpowiedzUsuńAgnieszka z Żyrardowa
Nie pisałam wczesnej, ale śledziłam losy kotka. Wczorajszego dnia z jednej strony zazdroszczę, bo widziałaś przychodzące życie na świat, ale z drugiej strony dwa życia odeszły :(
OdpowiedzUsuń