Część pierwsza: "No tak, nie mogę się bać – przecież jestem Polką!"
Część druga: „Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń…” Kończy się tak:
Czekamy jeszcze – lecą kaczki – trach – jest jedna. I znów cisza. Raptem krzyk jaskółki, był to sygnał ostrzegawczy dla wszystkich ptaków jeziora, bo oto zleciał z nieba ogromny jastrząb i wypłoszył wszystkie ptaki.
To ci pech! Chcąc nie chcąc, musieliśmy wracać, bo już nasze dalsze polowanie byłoby bezskuteczne.
Część trzecia:
Wracając, chciałam na pociechę wyrwać parę grzybieni wodnych, ale i tu powiodło nam się niefortunnie, bo schylając się, o mały włos nie wpadłam do wody (a pływać jeszcze wtedy nie umiałam), jednak silna ręka Helci zatrzymała mnie w powietrzu. Natomiast Janusz fiknął kozła razem z dubeltówką. Serca nasze na moment przestały bić – myślałyśmy już, że Janusz się utopił, ale nie! Prychając i kaszląc, wypłynął spod wody. Gdzie dubeltówka? Zapytał. Niestety została na dnie jeziora. Jednak nasi dzielni chłopcy po dwóch godzinach nurkowania znaleźli strzelbę.
Ach, ta wieś to raj dla dzieci. Pomyśleć tylko, że w gorące noce spaliśmy nie w domu, ale pod gołym niebem na stogu zeszłorocznej słomy lub koniczyny. Mogliśmy oglądać wschód słońca i budzącą się przyrodę!
W zimie, czasami, gdy trzeba było zwieźć zboże z pola, by nie zmokło, to chłopcy chętnie podejmowali się tej pracy. Wiśta! Hetta! Ludzie uśmiechali się do nas przyjaźnie (kobiety, tj. płeć piękna, podawały snopy na wóz) i zdawało mi się niemądrze, że w takiej błogosławionej krainie nie ma miejsca na krzywdę, na złość i na zawiść. Żyliśmy jak przed wiekami!
Gorzej, jak nie było pogodny, wówczas zajmowaliśmy 1. piętro (niewykończone 4 pokoje, gdzie chłopcy spali na siennikach ze słomy) i bawiliśmy się w „salonowca” lub pluliśmy do miednicy, kto trafi, a jeśli nie – dawał fanty, które trzeba było wykupić. Było przy tym dużo śmiechu i radości.
Byliśmy mocno patriotycznie zahartowani – wszystko, co robiliśmy, to dla Ojczyzny.
Kiedyś, pamiętam, Julek przyjechał konno z pola (trzeba było policzyć kopy zboża), wszyscy byliśmy na dziedzińcu, i poprosił Zygmunta, by go okręcił naokoło. W którym kierunku stanę – powiedział – muszę iść 2 km prosto, pokonać wszystkie przeszkody – to zrobię dziś dla Ojczyzny. I myślicie, że nie wykonał?! Zrobił to jak najdokładniej – przelazł przez stodołę, przez 2 sterty pszenicy i przepłynął jezioro! Stał się oczywiście bohaterem w naszych oczach, pomijając to, że świetnie chodził na rękach, umiał bić butelki na głowie i wieszać się na ręczniku, kąpał się w przerębli etc. Inni chłopcy też wyprawiali różne wyczyny, np. spuszczali się w wiadrze do głębokiej studni lub z belki w krowiarni spuszczali się na grzbiet ogromnego buhaja – on stał na 2 kółkach w nozdrzach. Był taki wściekły, grzebał nogami i tak naciągał łańcuch, że ściana budynku się ruszała, a my, widzowie, siedzieliśmy na belce bezpieczni i podziwialiśmy wyczyny Zygmunta i Wacka.
Błogo się żyło w tym Watynie.
Ja też chciałam coś dla Ojczyzny zrobić, więc kazali mi buty czyścić (7 par). Na werandzie to robiłam – byłam cała wysmarowana błotem, pastą do obuwia i ani rusz buty nie błyszczały – chłopcy kazali mi na nie pluć i po tym czyścić. Ciocia Zosia zobaczyła, co ja robię i powiedziała: Co ty robisz, moje dziecko, nie męcz się! A ja na to: Muszę je wyczyścić – robię to dla Ojczyzny!
cdn.
Czytam to i czuję dojmującą tęsknotę. Za czym? Sama nie wiem...
A rok temu Za Moimi Drzwiami: Ach, ta Marta!
Ja też poczułam tęsknotę - za moimi (w dzieciństwie corocznymi) wakacjami na wsi, za wyprawami do lasu, za pomaganiem przy żniwach, za zapachem zboża i siana... jak cudownie pachnie ogród warzywny wczesnym wieczorem po deszczu...
OdpowiedzUsuńWiesz, to chyba to. W dzieciństwie jeździłam często do wujka na wieś. Dla mnie to był raj. Kury, kaczki, psy, ganianie po chaszczach. Uwielbiałam to!
UsuńMoże za normalnością...;o)
OdpowiedzUsuńTo słowa: "zdawało mi się niemądrze, że w takiej błogosławionej krainie nie ma miejsca na krzywdę, na złość i na zawiść" przejmują mnie swoją urodą i prostotą. Szkoda, że takiej krainy po prostu na tym świecie nie ma...
Usuń...czytam z zapartym tchem i czekam na więcej. Ten pamiętnik, to jak dobra książka, czytam i czytam i chcę więcej, i ciekaw jestem co będzie dalej...
OdpowiedzUsuńZa czystym, dziecinnym, nieco naiwnym pojmowaniem patriotyzmu. Dzisiaj...ech szkoda gadać.
OdpowiedzUsuńPatriotyzm nigdy mnie nie pociągał, to raczej ta bajka, iluzja jej, wspomnienia zmienione przez czas mnie wzruszają...
UsuńEwo, dostałam wiesz co. Śliczności! Mam co do tego plan, który postaram się zrealizować w poniedziałek. Dziękuję Ci bardzo!
ja czuję tęsknotę za tamtymi spokojnymi czasami (choć może pozornie tylko), za urokiem dawnej wsi, kiedy to służba miała pełne ręce roboty a panienka i inni młodzi zabawę. i choć z dzisiejsza świadomością , wiedzą i postępem nie wyobrażam sobie życia w tamtych czasach, to chociaż na trochę, na chwilę, ma mgnienie oka chciałabym sie tam znaleźć.
OdpowiedzUsuńoo... ooo... właśnie tak...
Usuńale raczej bardziej w roli panienki niż służby ;-)))
O tak, lepiej pewnie było być panienką, choć autorka opisuje na razie swoje czasy przedszkolne, potem obowiązków i pracy jej przyrośnie.
UsuńNa mgnienie oka mogę się w tych czasach znaleźć za sprawą słów Anny. Jestem jej wdzięczna.
Lubię patrzeć w twarze z dawnych fotografii, zastanawiać się jak wyglądało codzienne życie tych ludzi, co robili, po tym jak fotograf powiedział "już" :-)
OdpowiedzUsuńi jakie mieli marzenia, czego się bali, za czym tęsknili, co było dla nich ważne, bo to dziś już nie jest...
UsuńPrzepraszam Gosianko że spytam.Czy ty miałaś rodzeństwo? Czy ty nie byłś przypatkiem samotnym dzieckiem ? A to za czym tęsknisz to właśnie ten czas spędzony z gromadą urwisów spędzony na łonie natury ,beztroski i nieodpowiedzialny.
OdpowiedzUsuńCzytając stwierdzam że tamtejsza młodzież niewiele się rózniła od dzisiejszej. Drażnienie byka to przecież niepotrzebna brawura która mogła się skończyć tragicznie.Rozbijanie butelek na głowie i wieszanie się na pasku ,mało powazne i niebezpieczne .Dzisiaj jeżdżą z zawrotną prędkością na motorach ,kładach ,skaczą z murków i na rowerach.
Mój wniosek nie gorzej ,czy lepiej po prostu inaczej.
Ja jako dziecko z kuzynostwem spędzałam czas na wsi gdzie ,sypiałam na sianie ,pomagałam przy sianokosach. Nawet w jedne żniwa powoziłam kosiarką. Jak nie na wsi to wakacje spędzałam na koloniach.
Miałam także czterech braci.
Hi ,hi Gosia zgadnij co właśnie dostałam? Tak, tak masz racje ,kartkę od ciebie i od Ani. No i od razu zgadłam ....że byłyście w ogrodzie botanicznym hi,hi .
UsuńWrocławska poczta się raczej nie popisała,niestety .
Bardzo mi miło że pamiętałyście o mnie i dziękuje za kartkę.
Mario, poczta spisała się na medal, bo karteczkę wysłałam dopiero wczoraj, jakoś tak mi wyszło. Jeśli się ucieszyłaś, to miło mi bardzo. :)
UsuńOdpowiadając na Twoje pytanie, miałam dwóch braci ciotecznych z którymi spędzałam każdy weekend, przeważnie na wsi, u nich. Uwielbiałam to i pewnie za tym tęsknię. Za wielką rodziną, dziadkami, ciotka, wujkami, siostrzeńcami, za gwarem rozmów, za wielkim stołem... ech...
UsuńTa kartka ,to miał byc test na moje poczucie chumoru :)
UsuńMam poczucie chumoru ,rozbawiło mnie to pytanie,które dotarło do mnie po publikacji tekstu o wizycie Ani ,a teraz w kontekście twojej wypowiedzi powyżej, bawi mnie to jeszcze bardziej.
Za czym??
OdpowiedzUsuńMoże za tymi czasami gdy słowo miało wartość większą niż pieniądz...
Może za tymi gdzie były ideały, wartości i szczęście zwykłe - bezcenne...
Choć nie umiem jej w słowa ubrać to rozumiem Twoją tęsknotę Anko... i żałuję, że w całości pamiętników przeczytać nie mogę... że tylko fragmenty i to takie krótkie :(
Ależ możesz, Brujitko! Będą w całości, po kolei. Zapraszam :)
UsuńNo tak, niektóre zabawy trochę wariackie, żeby nie powiedzieć ryzykowne. Myślę, że pani Anna spisując wspomnienia po latach, nie pamiętała już strachu o młodzieńców, jaki musiał towarzyszyć choćby temu dosiadaniu byka. Brr! Swoją drogą, czy wieszanie się na ręczniku (jakkolwiek to przebiegało, bo szczegółów nie znamy) lub kąpiel w przerębli też były ku chwale ojczyzny? ;) Cóż, młodość ma swoje prawa. A z czasem wszystkie wspomnienia przesiąkają nostalgią za minionym czasem.
OdpowiedzUsuńCzytając dzisiejszy fragment, sama cofnęłam się do swojego dzieciństwa. Wychowywałam się na wsi, w niedużym gospodarstwie. Spanie w stodółce na sianie, gdy tylko dziadek na to pozwolił (po odpowiednim czasie, jaki musiał upłynąć od chwili złożenia go tam, czego zresztą jako dzieciaki nie rozumieliśmy i zakradaliśmy się tam cichcem, ryzykując zdrowie) to było prawdziwe święto. A jeszcze gdy do mnie i brata dołączało kuzynostwo z miasta, jeju, co to się działo! :)
Pamiętam też z młodości jedne cudowne wakacje, kiedy to wyjechaliśmy w góry i w zamian za przyjęcie nas pod dach, ale także dla własnej satysfakcji, pomagaliśmy przy sianokosach, a właściwie przy sprzątaniu siana z olbrzymiej łąki. Ciężka praca, ale jakże sensowna! A po niej proste jedzenie w towarzystwie cudownych, prostych, ciepłych ludzi...
No więc chyba wiem, mniej więcej, za czym tęsknisz, Gosiu.
Wiesz Jolu mnie się wydaje ,że to nie jest kwestia pamięci ,ale tak zwanego "zimnego chowu" ,czyli takie było wtedy dzieci i młodzieży chowanie ,nie rozczulano się nadmiernie.
UsuńPiękne, nostalgiczne wspomnienia, dziękuję, Jolu :)
UsuńPoczytam sobie na spokojnie w domu. Z przyjemnością poczytam:) Przy takich wspomnieniach ciepło się robi na sercu i nostalgicznie, a dzis szaro, buro i mokro, więc w sam raz:)
OdpowiedzUsuńBędę czekać na Twoje refleksje, Kaprysiu.
UsuńCzlowiek teskni za tym, co bezpowrotnie odeszlo. Za rodzicami nie goniacymi za pieniadzem, za szkola, ktora wpajala pewne wartosci, a nie wymagala wypelniania testow, za beztroskim dziecinstwem bez mobbingu, za brakiem telewizora, komputera i innych takich zlodziei czasu, za pokojem na swiecie, za... za... za... Za normalna normalnoscia, ktora nam jeszcze byla znana, a ktorej kolejne pokolenia juz znac nie beda.
OdpowiedzUsuńMocny wiosek i obawiam się, że prawdziwy i celny.
UsuńBez komputera, bez TV, z poszanowaniem wartości, z tolerancją, z życzliwością. Tak żyła Anna zanim nadeszła wojna, która zniszczyła ten świat bezpowrotnie.
Pantero, czy przypadkiem nie demonizujesz lekko.......? Kiedys było dokładnie tak samo, były wojny, zdrady, dzieci z nieprawego łoża, wydziedziczenia, katastrofy.
UsuńJeden z braci mojej babki był cenionym dyrektorem gimnazjum, doczekał się gromadki osmiorga dzieci, a jeszcze inny przehulał cały majątek w karty, a jak by tego było mało, brał pod zastaw u żydów.
Było i tak i tak, ludzka natura niestety jest niezmienna, tylko nosniki informacji były inne...
Piękne wspomnienia, czytam z wypiekami na policzkach (nawet wpisałam się z wrażenia pod poprzednią częscią), sama żałuję, że tak mało przekazali mi moi przodkowie, ale nie zgadzam się z tym, że swat był kiedys lepszy.
Był inny. Należał do naszych najbliższych i dlatego widziany ich oczami jest nam taki bliski...
Całusy!
Oj tam zaraz demonizuje! Pewnie, ze niegodziwosci byly zawsze, byly wojny, ale dzieci mialy inne dziecinstwo. Nie twierdze, ze kazde dziecko mialo idealne, ale takie cuda, jak dzisiaj, nie mialy miejsca. Wszystkie autorytety poszly sie bujac, a zycie rodzinne w wiekszosci nie istnieje, zdominowane przez zlodziei czasu. To jest nie tylko moje zdanie.
UsuńJa tam tesknie za tamtymi czasami, terazniejszosc zupelnie mi sie nie podoba.
Buziak, Casablanco
Za normalnością , spokojem , za tym żeby życie toczyło się wolno i szczęśliwie. Chociaż Ja tak staram się żyć nie zawsze mi wychodzi. Wszyscy ciągle pędzą niektórzy lubią ten pęd szczególnie młodzi - ja tego nie znoszę.
OdpowiedzUsuńStare piękne fotografie to co lubię :)
Fajnie, że czytasz, Grażynko :)
UsuńA poza tym z przyjemnością przypomniałam sobie wpis sprzed roku. Obłowiłaś się wtedy nieźle - już Marta o to zadbała. :)
OdpowiedzUsuńRozbroiło mnie zdjęcie Kacapka z kartonem pełnym prezentów "przylepionym" do zadka - my tu ochy i achy, a on się na nie... wypiął. ;)
Ach, Kacperek! Dostarczył nam wiele wspaniałych emocji. To jedyny (jak na razie ) rudzielec który mieszkał za moimi drzwiami :)
UsuńPrezenty Marty były i są, bo mam je wciąż, wspaniałe!
Och,EXPO mialas o mnie...Boże ,jak ten czas leci...
OdpowiedzUsuńCY masz jeszcze te synów,Gosiu?
Jeszce szybciej minęło od dzieciństwa do teraz...
A działo się wtedy,oj działo ...
Właśnie rozmawiałam dziś o tych dobrych,beztroskich czasach z moja blogowa koleżanka ...
Liroy żonę kolana,wszędzie siniaki,szelmowski usmieszek na twarzy,w ręku oskrobana szkłem marchewka,a w tle rozmowy rodziców o Korfantym,jego bohaterskich działaniach -był z naszej rodziny...
Sorry,ze się tak rozpisalam...
Poruszylas czułe struny...
Buziaki i dzięki za to poruszenie:-))
Boże,prepraszam co ten glupi iPhone zrobil z mojego tekstu!!!
UsuńMarto ;)))))))))))))))
UsuńWiem, znam to, mój robi to samo :))
Uśmiałam się do łez. Piękne :))))
Nie wiem o co pytałaś, bo synów jeszcze mam :) A jeśli chodzi o rzeczy od Ciebie to mam dokładnie wszystkie. Haiku z serduszkiem wiszą na drzwiach, a dynia i inne stroiki stoją na komodzie. :))
Potwierdzam. :)
UsuńWłaśnie miałam Cię o to prosić :))
UsuńWef myślach Ci czytam, nie tylko wef blogu. :)
Usuń:) Wszystko pięknie, ale ten naiwny patriotyzm trochę mnie...eh, tyle egzaltacji w tej panience;)
OdpowiedzUsuńPamiętaj, Jaskółko, że to pisze babcia u progu życia. Stara i schorowana. Jej wspomnienia są wspomnieniami młodości. Poza tym tak właśnie wychowywało się wtedy młodzież. Patriotyzm był wartością wpajaną zawsze i wszędzie. Nie wiem, czy miałaś okazję słuchać w ostatni piątek Michała Olszańskiego w trójce w Godzinie prawdy? Rozmawiał ze swoim ojcem, Tadeuszem Olszańskim, który przeżył wojnę. To była fascynująca opowieść, ale uderzyło mnie w niej to, że identycznie mówił o patriotyzmie wśród młodzieży, o wychowaniu dla Polski. Polecam, na pewno można znaleźć na stronie Trójki.
Usuńhttp://www.polskieradio.pl/9/1363/Artykul/931310,Niezwykle-rodzinne-spotkanie-w-Godzinie-prawdy
UsuńCałkowicie się z tobą zgadzam, życie nigdy nie było sielanką i nigdy nią nie będzie ,dlatego że ludzkie interesy są sprzeczne .To co jest dobre dla mnie ,dla mojego sąsiada już, niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńTo mniało być wyżej i dotyczyło wypowiedzi Casablanci
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWcześniej komentarz umieściłam w złym miejscu.
OdpowiedzUsuńCzytam takie teksty i myślę sobie: rzadko ktoś dzisiaj tak opisuje rzeczywistość. Prosto, ładnie i poprawnie po polsku.
Jak to rzadko kto, a ja?? ;-)))
UsuńPozdrowienia, Różo :)
No to nie rzadko? Ile jest takich osób? Siostra dziadka Twojego męża, potem długo długo nic. Potem dopiero Ty. Aha, Szymborska była w międzyczasie :)))
UsuńCzekałam na dalszy ciąg, zrobiłaś mi niespodziankę, ale ciągle mi mało. :)
OdpowiedzUsuńJa tęsknię za spokojem tych słów, które dawno dawno temu miały swoje imię, może inne niż w dzisiejszych czasach, ale jednak takie samo.
Nie pomyliłam się - inne a takie samo!
Pozdrawiam ciepło i dziękuję :) no i nie pozwól nam zbyt długo czekać.
Bardzo mi miło, że czytasz i z treścią, w sercu, rezonujesz.
Usuń:)
To i ja się dziś wpiszę ku chwale Ojczyzny.
OdpowiedzUsuńW latach mojego dzieciństwa były popularne szlagiery, które wpajały postawy patriotyczne, choćby "...my z tą ziemią tak złączeni, jak pszeniczny splot korzeni i jak strumyk co się pieni gdzieś w parowie".
Czytanie tego posta uruchomiło w mojej głowie jakieś dawno nie używane pliki. Jak ja teraz zasnę, kiedy przypomniały mi się wiersze mówione na akademiach szkolnych? A obiecywano, że "Zbudujemy nową Polskę, zbudujemy nowy świat, w którym wszystko będzie lepsze, w którym nowy będzie ład"...
Lubię ten blog!
I.
Ja bardzo lubiłam te piosenki. Może nie modne było przyznawanie się do tego, ale one napełniały moje serce wzruszeniem i dumą z Polski.
UsuńPrzypomniałaś mi o tym. :)
Wiesz, że ubiegłaś moją prośbę, która będzie w następnym poście? Mam nadzieję, że i tam Cię zobaczę, I.
Dzięki za miłe słowa.
:)