Chyba zapomniałam, jak pisze się posty. Siedzę nad tym i nie wiem, jak zacząć. Chcę napisać, że sprawy kociego zdrowia nieźle nas ostatnio przeczołgały. Te trzy maluchy, które są u nas, miały być lekiem na ból serca po oddaniu do swoich domów stałych cudownych trójkowiczów, bez których dom zrobił się pusty i smutny. Miały być lekiem, a same okazały się być leków potrzebujące. Nic to dziwnego, tak bywa i jesteśmy na to gotowi, ale, jak się okazuje, nie na to, że cała trójka wciąż wymaga leczenia i nie może wyzdrowieć. Jednak najgorsze stało się w czwartek. Diagnoza wydana dla Hokusika przygniotła nas do ziemi. Po badaniach krwi okazało się, że Hokus ma tak strasznie zniszczone nerki, że one niemal nie funkcjonują. Rokowania są bardzo złe. Mamy jeździć z nim na kroplówki, podawać mu specjalne jedzenie i lekarstwa, a we wtorek zrobić powtórne badania i jeśli nic się nie zmieni, będzie to znaczyło, że on się z tego nie wygrzebie…
Są dwie teorie dla takiego stanu; albo wada wrodzona, albo zatrucie, które pod wpływem wysokobiałkowej karmy, jaką daje się kociętom, spowodowało zniszczenie nerek. Wszystkie pozostałe badania krwi Hokus ma dobre. Testy na kocie choroby wyszły negatywne, a dziewczynki mają wyniki dobre, również te nerkowe.
Jedna z kociczek jest jednak nadal chora. Ma zapalenie jelit, brzuszek wzdęty. Z drugą jest lepiej, choć nie do końca. Codziennie jeździmy do lekarza z całą trójką. Zmartwienie odbiera nam siły.
Dodatkowo musiałam zostawić koty z MójCiOnem i wyjechać na weekend, który miałam zaplanowany już pół roku temu i który jest dla mnie ważny. Siedzę więc tu, na wyjeździe, i zamartwiam się tym, co w domu, mimo że mój kochany mąż radzi siebie doskonale.
Nie piszcie mi, proszę, że będzie dobrze, w przypadku Hokusika potrzebny jest cud.
Te zdjęcia robiłam, kiedy kotki czuły się lepiej, przed pogorszeniem stanu ich zdrowia. Kiedy są chore, nawet o tym nie myślę. Patrzę na nie i serce mi się kraje…
Ja w ogóle nie jestem taką optymistką, żeby pisać, że będzie dobrze, że kiedy widoki są na to słabe. Bardzo Ci współczuję tych zmartwień. Wiem, co to znaczy utrata sił z powodu problemów zdrowotnych kotów.
OdpowiedzUsuńZdjęcia prześliczne...
Wiec bedziemy zaklinac rzeczywistosc i prosic o ten cud, moze jednak sie wydarzy. Nie bardzo wiem, co napisac, zadne slowa nie beda w stanie Cie pocieszyc ani wyrazic tego, jak bardzo mi jest smutno.
OdpowiedzUsuńLudzka bezmyslnosc wpedzila te nieszczesne zwierzatka w taki stan. Trzeba miec jednak nadzieje...
Pantera napisała to co i ja miałam napisać
UsuńAniu, myślę o Was ciepło :***
Wiem, wiem, że myślicie Dziewczyny.
UsuńJa się właśnie zastanawiałam co się dzieje, że od dwóch dni nie piszesz na blogu. Nawet jak byłaś w szpitalu to publikowałaś posty...
OdpowiedzUsuńJa z natury jestem optymistką i zawsze jak zdarzają się się złe rzeczy to jestem szczerze zaskoczona:(
Na odległość nie jestem w stanie pomóc Ci w żaden sposób więc przesyłam tylko ciepłe myśli i mnóstwo pozytywnej energii żebyś miała siły walczyć o zdrowie kociaków. Jeśli Hokusikowi się nie uda dłużej pobyć na tym świecie to pomyśl, że dałaś mu ciepły dom i fantastyczną opiekę na te ostatnie dni...
Nawet nie chcę o tym myśleć. Nie zgadzam się i już!
UsuńAha, będąc w szpitalu parę dni nie pisałam, dopiero jak poczułam się lepiej. :))
UsuńAle wtedy zapowiedziałaś przerwę w pisaniu;) A przez ostatnie dni siadałam rano z kawą a tu pustka!
UsuńA teraz mnie przygniotło i nawet zapowiedzieć mi się nie chciało...
UsuńAniu... cóż więc powiedzieć??
UsuńNie trać nadziei... nie poddawaj się... Wiem, ze to trudne ale cuda się jednak zdarzają...
Dałaś tym czarnym okruszkom tak wiele...
uciski przesyłam... wirtualnie ale z serca płynące
Wiem, co znaczy choroba zwierzęcia; kilkanaście lat temu chorowała nasza sunia, Przylepa. Niestety, nie dało się nic zrobić.
OdpowiedzUsuńBędę prosić o ten cud z całych sił. Trzymajcie się - i Wy, i Hokusik, i kociczki.
Dziękuję, Ninko. Musi być cud. Musi!
UsuńGosia, nie wiadomo przecież to ten kociak jadł wcześniej.Niestety będąc OIOMem dla kotów musisz się liczyć z tym, że nie wszystkie uda się wyleczyć i w ogóle uratować.Pamiętaj , że te bezdomne kotki mają ciężkie warunki startu- ich matki też najczęściej nie są zdrowe, przekazują im różne choroby, często są niedożywione i mają mało wartościowy pokarm. Przeżywają tylko te najsilniejsze biologicznie, z dobrymi genami. To przykre, ale zgodne z naturą.Wiele osób zastanawia się nad tym czy nasza ingerencja w ich życie jest właściwym sposobem rozwiązywania problemu.Bo najczęściej jest tak, że jedna część ludzi odławia, pomaga, leczy, sterylizuje, a w tym samym czasie inni, będąc właścicielami kotów, mają w nosie wszelkie zapobieganie chorobom, szczepienia, nawet leczenie i potrafią zostawić kota w piwnicy bloku, z którego się wyprowadzają. Psie tragedie są bardziej nagłaśniane, kocie- mniej znane- przy tej ilości bezdomnych kotów trudno czasem zauważyć kolejnego porzuconego nieszczęśnika. Nie napiszę, że będzie dobrze, bo rzadko cuda się zdarzają, ale jeszcze nic nie wiadomo na pewno, prawda?
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, może choć błękitnookie maluszki się uratują.To też przecież będzie sukces i radość.
Ach, Aniu, nie mogę brać na siebie myślenia o wszystkich kocich nieszczęściach. Te kotki są pod moją opieką i nimi się teraz martwię.
UsuńDziękuję za wsparcie.
Piękne zdjęcia porobiłaś, mam nadzieję, że będą następne, aczkolwiek daleka jestem od huraoptymizmu.
OdpowiedzUsuńNiech zdrowieją ....
Oby, Lidio, oby! Z przyjemnością zrobię im kolejne śliczne zdjęcia. Niech tylko wyzdrowieją...
UsuńTulę i Ciebie i kociaczki...
OdpowiedzUsuńDziękuję co bardzo.
UsuńKurcze...a ja wierzę, że jednak się uda. No przecież musi!!! Bardzo bym chciała, nie martw się tak bardzo, przecież robicie wszystko, co trzeba dla tych kociaczków. Pomyśl, jaki byłby ich los gdyby nie trafiły do Was. Teraz przynajmniej mają szansę.....
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też wierzę. W głębi serca nie dopuszczam innej możliwości.
Usuńo jaki pikny czarny kotecek:D na szczęście jak nic:)
OdpowiedzUsuńAniu... co ja będę więcej mówić... jest mi smutno. Bezmyślność krzywdząca inne istoty jest mi bardzo bliska :(((((
OdpowiedzUsuńTa bezmyślność to rozmnażanie kotów bez umiaru. Stąd potem tyle kociego nieszczęścia.
UsuńDziękuję, emko.
Wiem, jak choroba zwierzęcia potrafi wyssać z człowieka energię i optymizm.
OdpowiedzUsuńŚciskam, myślę.
:*
:*
UsuńAnko Wrocławianko doskonale Cię rozumiem. Straszna jest świadomość bezsilności :(. Wtedy nawet te najbardziej życzliwe słowa "będzie dobrze" ranią serce, sprawiają, że boisz się jeszcze bardziej, że się nie spełnią. Sama przechodziłam tydzień temu przez to, jak zapewne się domyślasz Pysiunia również odeszłą........[*] Jeśli coś mogę w tej sytuacji powiedzieć to tylko abyś była silna mimo wszystko. Myślami jestem z Tobą.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi to czytać Aniu:(((
UsuńAniu, dziękuję. Wciąż mam nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy. Współczuję Ci, myślałam o Tobie często.
UsuńTo minie. Tak widocznie musiało być :((
Bardzo to dziwna sprawa z Hokusem. Jest bardzo młody. Zrób może dodatkowe badania i dodatkową diagnozę w innej lecznicy? (o ile jeszcze tego nie zrobiłaś)... Jest też wiele środków, o których się na co dzień nie mówi. Polecam tu jako skarbnicę wiedzy forum.miau.pl...
OdpowiedzUsuńMogłabym popytać, ale musiałabyś mi więcej napisać. Mogę też poprosić o konsultację zaocznie "moją" wet., ale też wtedy więcej informacji potrzebnych na maila. Wyniki badań przede wszystkim. I nie załamuj się. Wiesz, jak jest z lekarzami...
Co do maluszków, to jestem dobrej myśli.
Abi, dziękuję Ci za chęć pomocy. Wierz mi, że tyle osób jest już zaangażowanych w sprawę, że nie będę jeszcze wciągać w to Ciebie.
UsuńOstatnie czytanie przeze mnie doktora gugla skończyło się całonocnym niespanie, dziękuję, wole nie... Konsultacje tak, choć tak bardzo nie chcę męczyć tych kociaków :((
Bardzo ci dziękuję!
Oj jaka szkoda i oby się dobrze skończyło....Biedactwa ile się muszą wycierpieć...Zdjęcia fajne.
OdpowiedzUsuńja też mam zmartwienie, z naszym psem który ma już szesnaście lat. Pewnie starość, ale nie dał rady wrócić ze spaceru, ojciec musiał go przywieść do domu na taczce, jak by było mało kłopotów , to teraz jeszcze zmartwienie o psa doszło.
OdpowiedzUsuńTwoim kotom dużo sił życzę.
Biedak, psu też niełatwo być staruszkiem...
Usuńbiedne choruszki, oby wyszły z tego! ogromnie Wam współczuję i serdeczne myśli przesyłam, może Wasze starania w końcu dadzą pozytywne efekty
OdpowiedzUsuńCudne są. Życzę im powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńNie znam się na kotach, ale lubię oglądać Twoje zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJa jestem optyistka, ale optymistka z rezerwa, moje dziecko mowilo mi czesto - eee, Ty zawsze odpowiadasz "nie" i wypatrujesz dziur w calym. no bo ja jestem realistka, a to nie pozwala na puste - bedzie dobrze, na pewno, wiem etc. Bo nie wiem :((((
OdpowiedzUsuńWiec sle worki dobrych sil i mysli idla ludziskow i dla kociskow. Drabinka w kwiatki - w pogotowiu.
zdjecia za to sa piekne. Jak zwykle.
okropne jest jak czlowiek jest bezsilny i bezradny. Sciski.
Głowa do góry i uśmiech na twarz !! Hokus widzi Twoje smutne oczy !! Cuda się zdarzają, więc i Was ominąć nie mogą :o)
OdpowiedzUsuńSiły Ci życzę herkulesowej Dziewczyno o Złotym Serduchu :o)
Tak mi przykro Aniu :-((( Wiem niestety, że cuda w tym życiu rzadko się zdarzają, jeśli w ogóle. Mimo to tak strasznie mocno trzymam kciuki za Hokusa i resztę. Ściskam Was mocno, bo nic więcej nie mogę. TwójCiOn jest świetnym partnerem, ucałuj go mocno po powrocie!
OdpowiedzUsuńAneczko/Gosieczko
OdpowiedzUsuńMoje dziecko/noworodek chorowalo/umieralo przez 9 dni. Rozumiem co czujesz i bardzo ci wspolczuje. Coby sie nie zdarzylo Hokusek ma cudowny dom i ludzi, ktorzy walcza o niego. Jestesmy z Toba, za Twoimi drzwiami
Agnieszka spis Amisi 102
Agnieszko, jestem wstrząśnięta...
UsuńOj Gosianko ,chyba za duzo na raz na siebie wziełaś ,trzy bardzo chore kociaki, to ogromny ciężar .Ja wiem że trzeba im było pomóc ale przyjmując na siebie ciężary ponad siłę, można się bardzo szybko wypalić, bycie siłaczką jest bardzo trudne.
OdpowiedzUsuńZdjęcia kapitalne ,szczególnie podobają mi się te z szufelką i miotłą.
Trzymaj się :)))))
Wspieram myślą, słowem, choć chciałabym i wolałabym uczynkiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Gosiu robisz wszystko ,żeby pomóc tym kociakom dajesz im wiele serca i ciepła,wspiera Cię TwójCiOn.Zawsze jest jakaś iskierka nadziei..Trzymaj się!!
OdpowiedzUsuńTakie kochane, małe ślicznotki, a chorują jak dorośli. Serce się kroi w plastereczki!
OdpowiedzUsuńuściski
Gosieńko ...ale jego imię daje nadzieję na cud....hokus-pokus....to niesprawiedliwe i tyle!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCuda się zdarzają, więc będę słać najcieplejsze myśli i zaklinać rzeczywistość... Oby zły los się odwrócił. Ściskam Was czule.
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuńWieści o Hokusie przygnębiające, to wielki stres i serdecznie współczuję. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńWróciłam po dłuższej przerwie a tu takie śliczne kotki i od razu złe wieści :((
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję diagnozy ,ale może jednak warto spróbować powtórzyć wyniki ,skonsultować z kim innym ...
Liczę na cud i trzymam kciuki za maluszka i za Was .
Co by się nie wydarzyło to wiem że jest w najlepszych rękach .
Ściskam Was
zniknął mój wczorajszy komentarz. ale nic to, najważniejsze są kociaki. trzymam kciuki aniu i zaklinam rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuje. Trzymam kciuki żeby wszystko dobrze się skończyło :)
OdpowiedzUsuńA tak się ucieszyłam, że jest już z kociaczkami lepiej. Tak mi przykro Aniu, musi być Wam bardzo ciężko:(((
OdpowiedzUsuńMoże to jednak błędna diagnoza? Jak patrzę na te zdjęcia to trudno jest mi w to uwierzyć. Uściski dla Was
Musi byc dobrze po prostu musi!!!
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, że kociaczki chorują w tym jeden tak poważnie. Mocno trzymam kciuki. Jak wiesz u nas też kociaki chorowite ale na szczęście tylko niekończący się koci katar. Mam nadzieję, że będzie lepiej i w końcu czasem cuda się zdarzają. Uściski!
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu, dziękuję za komentarz u mnie ale już wcześniej byłam tu u
OdpowiedzUsuńCiebie a przed momentem zobaczyłam, że mam nowy komentarz, właśnie od Ciebie. Chciała zupełnie coś innego napisać.
Kociaki są prześliczne. Wiem co czujesz, bo mieliśmy koty w domu rodzinny a później tez. Po śmierci Dżiny , białej 15- letniej kotki jakoś nie mogę się zdecydować. Koty są silne i jak w miarę młode poradzą sobie:) Pozdrawiam
Witam.
OdpowiedzUsuńObserwuję Wasz blok już od dawna ale dzisiaj postanowiłam napisać komentarz.
Po przeczytaniu, że Hokusik ma bardzo złe wyniki nerek a pozostałe wyniki są ok, wróciłam myslami do indetycznej sytuacji jaka była z moim Rudolfinkiem- kreatynina wysoka inne parametry w normie. Dwa m-ce leczenia nerek u różnych weterynarzy, podawania kroplówek, karmy i nic. Dopiero na forum "miau" ktoś zasugerował aby zrobić badania kału na obecnośc pierwotniaków ( w zwykłym badaniu kału pierwotniaki nie są wychwytywane) i to był strzał w dziesiątkę-nerki nie pracowały przez to cholerstwo. Rudolfik dostał leki na pierwotniaki i parametry zaczeły się normować-teraz to już 12stoletni kotuś i zdrowy :).
Może warto zobaczyć jak to jest u Hokusika.
Pozdrawiam ciepło i wierzę, że wszystko będzie dobrze :)
Hokusiku trzymaj się :* i zdrowiej!!!!!
Dzięki, Ula! To bardzo cenne informacje. Pamiętasz jak długo trwało leczenie? Czym był leczony? Wraca mi coraz więcej nadziei...
UsuńHokus ma wysoki mocznik, powyżej 300 (norma 82) i kreatyninę 7,44 (norma 1,8).
Jeszcze dziś będę prosić o to badanie.
Dziękuję Ci, że chciało ci się napisać!
Do momentu stwierdzenia przyczyny złego stanu nerek (wykrycia pierwotniaków)leczenie objawów było Fortecor i Ipakitine przez jakieś 2 m-ce. W tym czasie wykonałam wszystkie badania(USG,test na FIV, na białaczkę itp). Pierwotniaki zwalczone były lekiem o nazwie Drivet przez 7 dni. Po dwóch tygodniach kolejne badania i do chwili unormowania parametrów nerkowych cały czas Fortecor i odpowiednia dieta.
UsuńWszystko skończyło sie dobrze ale wiem, że gdyby nie wykryto przyczyny złej pracy nerek (pierwotniaków) jeszcze przez ok miesiąc, to nerki byłyby na stałe zrujnowane.
TRZYMAM KCIUKI za Hokusika.
Napisz mi jeszcze czy Twój kot miał przed leczeniem biegunkę?
UsuńAniu, nie miał- u niego jedynym objawem było wypadnięcie trzecich powiek , miał do połowy oczki błona zasłonięte.
UsuńDzięki. Zamęczę Cię, ale napisz mi jeszcze czy ten kał badałaś raz i wystarczyło i czy trzeba było go jakoś łapać poza żwirkiem, czy żwirek nie przeszkadza?
UsuńDziękuję, że tu zaglądasz.
Nic nie szkodzi, męcz mnie :)
UsuńBrałam do badania trzy próbki kału z trzech dni. Pobierałam je z kuwety bo żwirek nie ma znaczenia. Z racji tego, że mieszkam w mniejszej miejscowości znalazłam przychodnię w Lublinie, która wykonuje parazytologiczne badanie kału-tylko to badanie wykrywa pierwotniaki i wysłałam próbki pocztą specjalnie zapakowane. Próbki pobierałam do pojemniczków na kał kupionych w aptece, zawijałam w folię spożywczą(srebrną) i do momentu zebrania trzech próbek trzymałam w lodówce :).
pozdrawiam ciepło i drapię za uszkiem wszystkie kotusie:), trzymając mozcno kciuki za Hokusika.
Ula
No i widzisz, teraz mam zagwostkę, bo moja wetka kazała przynieść próbkę dzisiaj i za dwa tygodnie...
UsuńChyba poszukam też innego laboratorium.
Dzięki, odezwij się jeszcze czasem :)
Laboratorium musi wykonywać badania mikrobiologicznego, zwykłe laboratorium tego nie wykona.
UsuńCieszę się, że wyniki lepsze :)
Nadal trzymamy kciukalce i pozdrawiamy :)
Bardzo niepokoiłam się jak nie widziałam postów przez weekend. Ale teraz rozumiem. Biedne maluszki.
OdpowiedzUsuńBuziaki za to, Iwono:*
UsuńŚwietne te kocurki :) Sam się zastanawiam nad kupnem takiego zwłaszcza, że mam kilkuletniego synka i myślę, że dobrze mu zrobi towarzystwo kotka.
OdpowiedzUsuńDrogi Pawle, na takiego kociaka trzeba zasłużyć, ale za pieniądze się go nie kupi :)
Usuń