Pamiętacie czytanki z elementarza z pierwszej klasy? Ala ma kota - te klimaty.
Ja tam Ali nie zazdroszczę. Ja mam Jolę!
Jolę mam dzięki blogowi. Poprosiłam któregoś dnia moją ulubioną komentatorkę o napisanie na mój mejl i od tego czasu zaiskrzyło. Było to 26.07.2012. Od tej pory rozszalała się nasza korespondencja. Jak obliczyłam, piszemy do siebie statystycznie 10 i pół mejla dziennie! Jak ja lubię w takich przypadkach statystykę!
Większość z tych mejli to jedno, dwa zdania, i to dobrze, bo więcej przy swoich obowiązkach nie dałybyśmy rady.
Pierwsze zdjęcie mające mi przybliżyć... fizjonomię mojej nowej koleżanki. Kobieta z liściem. :) |
"Zgadnij, która to ja." Zgadłam. :) |
Amazonka Jolanta na swoim rumaku. |
To jest coś, co kocha ta dziewczyna. |
Widać to, prawda? |
Zdarzają się jednak listy dłuższe, jak choćby takie perełki:
Kurczę, zrobiłam majonez. Pierwszy raz w życiu. I nawet się nie zwarzył. Tyle że jest gorzkawy. Według przepisu Konwalii w kuchni dodałam olej słonecznikowy, ale tak bardzo chciałam, żeby był dobry ten majonez, że wybrałam jakiś drogaśny olej tłoczony na zimno. I może to jego... zasługa. :]
Coś mi się ostatnio nie klei w życiu, he, he. W piątek po pracy wsiadłam do samochodu, a ten nie chciał zapalić. Próbowałam przez chwilę, mocowałam się z kluczykiem i pedałem gazu, pompowałam paliwo (bo tak ponoć dobrze jest zrobić), gdyż przypomniałam sobie, że kiedy mam mało paliwa w zbiorniku, to samochodzik mój lubi się zbuntować. Ale zwątpiłam, bo rano nawet nie świeciła się lampka rezerwy. Hm. No to pomyślałam, że trzeba ruszyć tyłek i zawołać któregoś z pozostałych jeszcze w redakcji facetów.
Niestety koledzy z pokoju już się porozjeżdżali, a pozostałych znam mało i czułam się trochę onieśmielona. Na tyle, że wolałam zaczepić przechodzącego właśnie w pobliżu parkingu obcego mężczyznę. Poprosiłam go, żeby mi pomógł popchnąć samochód, może coś mi doradzi, no, wiadomo - facet to facet, samochód jest mu mniej obcy niż statystycznej (czytaj: przeciętnej) białogłowie. No więc gość mnie poinstruował, co mam kiedy wdusić, co puścić, co przekręcić, poradził otworzyć szybę, żebyśmy się słyszeli i poszedł na tyły autka. Szyba od strony kierowcy od ponad roku jest zaszpuntowana na stałe, gdyż nie mogę dokupić uszkodzonego regulatora-podnośnika elektrycznego, otworzyłam więc tę od strony pasażera. Przez jakieś pięć do dziesięciu minut się siłowaliśmy z upartym samochodem, aż w końcu człowiek powiedział, że on obstawia, że to przez ten brak, a właściwie niski poziom, paliwa. Doradził mi, żebym kupiła i dolała. Sam już musiał lecieć, bo zbliżała się szósta, a on miał coś do załatwienia w banku.
Zostawiłam samochód w dość dziwacznym ustawieniu na parkingu, czyli niemal na środku przejazdu, ale było już tak późno i pusto, że nie mógł nikomu zawadzać. Zawróciłam do firmy, rozpytałam się, czy ktoś nie ma kanisterka - oczywiście nikt nie miał. Nie tracąc już więcej czasu, pomaszerowałam na najbliższą stację paliw, czyli nomen omen na Bliską. :) Jakieś pół kilometra. Tam niestety okazało się, że nie ma w sprzedaży kanistrów. Musiałam wyglądać na załamaną, bo sprzedawca szybko podpowiedział mi, że już dziś jedna kobietka pytała o kanister i doradził jej znajdujący się kilkaset metrów dalej sklepik motoryzacyjny. No to poleciałam tam natychmiast, po pierwsze, mając nadzieję, że jest jeszcze czynny, a po drugie, że tamta nie kupiła akurat ostatniego zbiorniczka. Uff! Sklep był otwarty, pan bardzo sympatyczny, zażartował, że nie jestem pierwsza do kanistrów, ale szczęśliwie jeszcze i dla mnie posiada egzemplarz. Matko, jaka radość!
Popędziłam po paliwko, nalałam do pojemnika, nawet zapłaciłam, choć, przyznaję, że miałam dziwny odruch odejścia od dystrybutora. Bo jak to tak? Bez samochodu, jakoś dziwacznie, inaczej, nienaturalnie. Naprawdę o mało nie poszłam. Jednak opamiętawszy się w porę, uregulowałam należność i przemierzając dzielące mnie od parkingu 500 metrów, zaklinałam rzeczywistość, mantrując: oby tylko to było to, oby tylko zadziałało! Otworzyłam samochód, odkręciłam korek wlewu paliwa, dolałam, pozakręcałam, zapakowałam klamoty do bagażnika, zasiadłam i... zamarłam.
Zostawiłam samochód z otwartą do połowy szybą pasażera! Nawet panelu radia nie zdjęłam, torba z duperelkami na siedzeniu z przodu, różne jakieś przedmioty na siedzeniu z tyłu, no po prostu zaproszenie... do poczęstunku. Ale co tam! Że wszystko leżało nienaruszone, to już tylko tym się znów przejmowałam, czy auto odpali. Odpaliło. Mateńko, jakie szczęście! Czułam się jak księżniczka w karecie zaprzężonej w szóstkę koni. Albo jak krezuska w porszaku. Albo jak... goopi, co ma zawsze szczęście. :)
Ale chyba nie do majonezu... :]
Ale chyba nie do majonezu... :]
Leśna, Pudels i Igor na energetycznym spacerze. |
Szalone! |
Śliwka koszykowa. Pyszna odmiana! |
Leśna na łóżku. Z lasu na salony i do sypialni! Szczęściara. |
Jola rozwesela mój dzień, przysyłając mi obrazki ze swojej
codzienności. One dziś umilają ten wpis.
Mietek zimowy. |
Śliwka w... misce. |
Śliwka (najwyraźniej jest ulubienicą Joli) jako asystentka przy oglądaniu mojego filmiku. |
Jakie śliczne! |
JolkaM pełni też na moim blogu ważną funkcję. Jest moją prywatną korektorką! Okazuje się bowiem, że moja gramatyka woła o pomstę do nieba! Jeśli ktoś chce poznać prawdziwe oblicze mojej interpunkcyjnej wiedzy, to ma okazję to zrobić zaraz po ósmej. Niedługo potem w magiczny sposób, za sprawą pewnej uroczej czarodziejki, zostają zrobione porządki i mój blog może startować w konkursie na czystość mowy polskiej. Jestem jej za to bardzo wdzięczna!
Fryzura porzepowa. Fryzjerka: JolkaM. |
Prezent od mojej przyjaciółki: zakładka do książki z rysunkiem Andrzeja Tylkowskiego. |
Ostatnie zdjęcie. Śliczny portret rodzinny. :) |
W spisie u Amisi znajdziecie Ją pod nr. 43.
O! Nieprzyzwoite żóby! Ona mnie deprawuje! ;) |
Nie wszyscy mają Jolę. Mam ją ja!
oj, Jolę i ja miałam przyjemność poznać, chociaż niestety nieosobiście. Cudna Dziewczyna:)
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Jolki i Anki:***
Viki, my z Anią też jeszcze nie całkiem osobiście. Daleko mamy do siebie, ech! A poza tym chyba gdzieś też nam się kołacze myśl, żeby spotkanie w realu nie zdmuchnęło tego... płomyczka. Może to nadmiar ostrożności... Ale i chyba jakby co, jakaś okazja, to się zanadto wzbraniać nie będziemy. :)
UsuńBuźka.
głos starej a doświadczonej kobiety gdzieś w środku mojego człowieka mówi mi, że nie macie się czego obawiać, dziewczyny :)
Usuń:)) Uważam, że rady starych a doświadczonych kobiet to podstawa. :*
UsuńAle ja się wstydzę! :(
UsuńTere-fere!
UsuńJolka!!!!!
UsuńJakich starych, hę ?:)))
No co?! To Tempo zaczęła się przezywać... ;)
UsuńJolkoM pięknego masz rumaka i w pięknej scenerii (nie tej miejskiej) możesz cieszyć się kontaktem ze swoim końskim przyjacielem! Podobnie jak Ty kocham konie i koty (tak wnioskuje po ilości Twoich footer) różni nas jednak to, że ja już z jazdy konnej zrezygnowałam (choć czasem nachodzi mnie taka chcica, że aż)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, również autorkę postu ;)
Pamiętam, Basiu, że i Tobie koniki bliskie, wymieniłyśmy kiedyś kilka zdań o tych zwierzętach. :)
UsuńNależy się małe sprostowanie: koniki, na których czasem wożę swoją szanowną doopkę, nie należą do mnie. Grzecznościowo, że tak powiem, na nich pomykam. Gdy tylko mogę, odrabiam dług w naturze. Niestety, okoliczności różne życiowe sprawiają, że za rzadko mam okazję. Ale ciągle mam nadzieję, że to się zmieni - na lepsze oczywiście. :)
Piękny post. Chciałoby się rzec - pełen miłości! O tak!
OdpowiedzUsuńChciałam napisać, że zdjęcie Śliwki w misce jest rozbrajające, ale co mam powiedzieć o Śliwce w koszyku, o fryzurce końskiej (pamiętam, że już tu była) czy o Mietku albo o Leśnej w sypialni? :)
Jola to dobroć sama w sobie - tak ją odbieram :)) i nie dziwię się, że jej maile i zdjęcia wprawiają Cię w dobry nastrój. Oby każdy trafił na taką Jolandę co to jeszcze mogłaby zostać Miszczem Mowy Polskiej w Trójce ;)))
Krezuska w porszaku :D
Alutko, :* Całe szczęście, że nie napisałaś, żem ja samo dobro; dobroć sama w sobie jest już bardziej do przyjęcia, choć także nieco... krępująca. ;) Uściski. :)
UsuńPS. Współczuję Ci przygody z sąsiadem, trzymam kciuki, za ostateczne i po Twojej myśli załatwienie sprawy.
Odwróciłaś kota ogonem :P
UsuńUściski, uściski :*
P.S. Chyba wszystko jest po coś prawda? Nawet taki sąsiad, ale czasem nie mam już siły znów doświadczać...
A problemów "zalaniowych" dziś jeszcze przybyło.
Alu, weź no Ty tego sąsiada zastrzel. Albo chociaż zalej, kurka!
UsuńWspaniałaCiOna :))
OdpowiedzUsuńJolkaM i jej pamiętny Miętek eee tzn. Mietek!;))
Z wpisów na Twoim blogu i z komentarzy doskonale widać, że to osoba o cudownym sercu:))
Gratuluję Wam ten przyjaźni, chociaż wcale mnie ona nie dziwi:) Obydwie jesteście świetne babki!
Kasiu, dziękuję za życzliwość i dobre słowo. A Miętek to już zawsze będzie mi się kojarzył z tamtą akcją. :)
UsuńPozdrówka dla Ciebie i pogłaski dla Twoich uroczych przyległości. :)
Gratuluję Wam takiej przyjaźni :-) Jak miło czytało mi się ten post :-)
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję, Aniu.
UsuńPogłaski i uściski - każdemu według... rozdzielnika :)
:) fajnie jest spotkać swoją Jolę :) abyś poznała więcej osób / komentatorów i fanów tego, co piszesz w realu zapraszam po wyróżnienie do mnie :)
OdpowiedzUsuńA ja będe Cię podczytywać i może też kiedyś poznamy się w rzeczywistym świecie? Kto wie :)
Pozdrawiam!
To ja mogę tylko jeszcze dodać, że fajnie jest spotkać swoją Anię. :)
UsuńI ja spotkałam Jolę na swej drodze, chociaż tylko wirtualnie, to ona podtrzymywała mnie na duchu, kiedy byłam prawie zdruzgotana, bo przygarnięty Amik gonił Gucia, stałego domownika; chociaż i teraz nie ma sielanki, Amik pewnie nie oduczy się tych gonitw za kotem, jakoś mi lżej, staram się godzić to futrzaste towarzystwo, jednych zamykam, drugich wypuszczam, i na odwrót, karmię też w osobności, może za bardzo zrobiła się ze mnie mama-kwoka? a marzy mi się, że wylegują się na słońcu razem, cała trójka; Jola zagląda do mnie, zostawia dobre słowo, to dobry człowiek, a takich ludzi warto spotykać na swojej drodze; pozdrawiam serdecznie, i Jolę, i Ciebie, Anko.
OdpowiedzUsuńDroga Mario, Gucio już na pewno nauczył się schodzić z drogi Amikowi, a skoro i Ty starasz się... regulować ruch na wspólnym terenie nie do końca jeszcze zaprzyjaźnionych ze sobą zwierząt, to trzeba przyjąć, że wszystko jest na najlepszej drodze. Leśka też ciągle jeszcze na podwórku rozpędza się i goni kotki, ale przyjmuję to za naturalne zachowanie. Taki temperament. Najważniejsze, że nie ma agresji.
UsuńBardzo ciepło Cię pozdrawiam z góry mapy i życzę nie mniej słonecznego dnia niż na Pomorzu. :)
Właśnie. Ja też się zapisałam do śledzenia Twoich postów, Mario, i jakoś mi uciekają...
UsuńAch, do mnie też czasami wpada Jola (stanowczo za rzadko, ale sie przecież nie sklonuje, wiec wybaczam!:-))Jak jej długo nie ma, to tęsknię. Ona tak pisze, ze od razu wiadomo, iż serce ma na dłoni i rozumie wszystko. Nawet międzysłowie!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia ciepłe zasyłam dla Joli i dla szczęśliwej jej przyjaciółki - Anki Wrocławianki!:-))
Oj, nie sklonuje się Jola, nie sklonuje, Olgo, tak się cieszę, że to rozumiesz. A i tak zaglądam niekiedy do Was, tylko tak bardziej po cichutku, żeby nie wsiąkać zanadto, przemykam się niepostrzeżenie. :) Ale tak przyjemnie podziałałaś na moje ego, że chyba się zacznę mocniej mobilizować - dla obopólnej korzyści. :)
UsuńSerdeczne uściski i pozdrowienia Jaworom. :)
Ja mojego "Dobrego Ducha Netowego" mam już sześć lat...Niezmiennie i codziennie...;o)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Siory Netowe...:o)
Słyszysz, czytasz, Aniu? Sześć lat - to jest wynik! Ileż to jeszcze emailogodzin przed nami. :)
UsuńPozdrawiam, Gordyjko. :)
Czytam, czytam i oczom nie wierzę! Czy to jest nasza przyszłość?
UsuńHm. :)
Usuńczeka Was wspólna emeryturka na bujanych fotelach ;P
UsuńAaaa! Wpadniesz czasem na ploteczki do przygłuchych, ale po zęby uzbrojonych w nowinki technologiczne babulinek? :)
UsuńFajnie byłoby spędzić emeryturkę z kimś miłym... Czyli jednak ślub ;-)
UsuńPozdrawiam Anię i Jolę bardzo ciepło i serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak dobry przyjaciel :)
Odzdrawiam równie ciepło, a nawet słonecznie, Dosiu. :)
UsuńFajnie się czyta taki post:) A Śliwka to od tej plamki pod okiem?
OdpowiedzUsuńNinka.
Bingo, Ninko. :) Plamka ta była głównym wskazaniem do nadania Śliwce tego imienia. Miałam już kiedyś kotkę Plamkę, a że nie powtarzam imion, to musiałam coś zakombinować. Tok rozumowania był mniej więcej taki: plamka plus plum (z ang.) równa się Śliwka. :)
UsuńA mnie się skojarzyło z siniakiem powstałym na skutek uderzenia, czyli ze śliwą; mówi się :"Ale masz śliwę pod okiem!". Inni mówią "limo".
UsuńNinka.
A owszem, bardzo dobrze Ci się skojarzyło, Ninko, bo i z tą śliwą pod okiem tak się wszystko ładnie składało, że nie mogła się inaczej nazywać. Nie wiem, dlaczego tego nie dopisałam, to chyba z wrażenia - od tego lansu u Anki. ;)
UsuńPozdro. :)
...tylko pozazdrościć takiej przyjaźni...
OdpowiedzUsuńZaraz tam zazdrościć! Otwierać drzwi i naganiać, naganiać, może się co przytrafi. ;)
Usuń...u mnie drzwi i okna otwarte, zastanawiam się nawet nad demontażem dachu...
Usuń...zapraszam...
:))
:))
UsuńOj te zwierzaki - cudne!
OdpowiedzUsuńNoo... :)
UsuńTaaak... ja też odkryłam, że blog to nie tylko jakieś tam pisanie dla pisania... Dzięki niemu trafia się na osoby, których pewnie nigdy by się nie poznało, zawiera sie nowe znajomości czeka z utęsknieniem na komentarz od TEJ właśnie osoby... czy się spodoba, czy...
OdpowiedzUsuńBlogowy świat to piękny świat a gdy przenosi się do reala... to jeszcze piękniejszy się staje ;-)))
Pozdrawiam cieplutko Was obie
Dziękuję, Brujito. :) Swoją drogą, ciekawi mnie, co znaczy to słowo: czy to imię, czy wyraz pospolity, który posłużył jako nick, czy jakaś abstrakcja. No, opowiadaj. :)
UsuńA blogowy, netowy świat to nic innego jak interakcja między ludźmi, więc i tu MUSZĄ się zdarzyć sympatie i przyjaźnie. :) Moja i Ani jeszcze nie przeniosła się do realu, jeszcze jej nie... skonsumowałyśmy, ale kto wie. :)
A tuś mi, już chyba wiem co to/kto to brujita. :)
UsuńA ja nie wiem :(
UsuńPst, uncle Goo podpowiada, że to czarownica. :)
UsuńJuż... już... już...
UsuńWszystko wyjaśniam...
Brujita - to... słowo... prawdziwe i pochodzi z języka Hiszpańskiego... Słusznie Jola wyszukała znaczy nie mniej nie więcej tylko dokładnie Czarownica...
Moją przygodę z Netem zaczęłam baaaardzo dawno temu i znana byłam jako hesseth ale... gdy zakładałam bloga i jeszcze nie wiedziałam "co to" to chciałam być... ciut anonimowa... Myślałam, myślałam i... pomyślałam, że skoro Ktoś kiedyś nazywał mnie Brujitą i było w tym tyle... nooo to takie piękne wspomnienia...więc wpisałam Brujita... przyjęło się... i choć nie wiem czy to dobrze czy źle... ale czyni wspomnienia wciąż żywymi... czasami się nawet do nich uśmiecham ;-)))
Do Ciebie Jolu też wczoraj zajrzałam... pozazdrościłam trochę Ance i chciałam troszki Ciebie "uszczknąć" dla siebie... ale Twój wczorajszy wpis był tak... osobisty a jednocześnie tak...przywiał kolejne wspomnienia... że każde słowo jakie próbowałam napisać wydawało się płytkie, puste...
Wrócę... za jakiś czas ;-)))
Cieplutko Was dziewczyny pozdrawiam
Aniu... Ty masz tyle pomysłów w głowie... może Ty coś wymyślisz - jak pomóc Quinn...
Tylko, że Jola nie ma bloga... Musisz ją z kimś mylić.
UsuńCo do Quinn, to mogę jedynie umieścić banerek u siebie. Ktoś kto się nią zajmuje musi ogłaszać, rozpowszechniać, szukać..
Ojeju, może mam sobowtórkę w sieci... Ale numer!
UsuńA co do koteczki, czytałam o niej wczoraj. To takie smutne. Trudno się zaopiekować taką biedą, ale wierzę, że znajdzie się ktoś taki - kochany i potrafiący się zająć tym zwierzątkiem. Sama o tym pomyślałam, ale chyba jestem szalona... Pięć kotów, dwa psy, w dodatku kotka jest bodajże w Lublinie...
UsuńKotka jest w Lublinie - fakt...
UsuńJa na miotle wciąż po świecie latam... Jeden NIEczarny kot i tak już bywa czasami problemem ale Quinn tak mocno mi do serducha wlazła... przestać myśleć o niej nie potrafię...
a za pomyłkę... za pomyłkę ze spuszczoną głową przeprosić mogę jedynie....
ale wstyd... wstyd i hańba ;-)))
ooo... tu se wlazłam... z butami bez pukania
Usuńhttp://wewanderers.blogspot.de/
W końcu dla kogoś kto opisując szyld sklepu myli zielony z niebieskim, podając kierunek lewo z prawo pomiesza... przypominając sobie nazwę tę na.. A" Wrocław ma na myśli... uznanie Joli i Oli za jedno i to samo (imię - imię oczywiście) nie jest rzeczą nadzwyczajną
;-)))))))))))))))
Taka Jola to na wagę złota!
OdpowiedzUsuńZimowe klimaty z rumakiem...zazdroszczę:)
Wspaniała pasja, zawsze chciałam spróbować,
ale konie mnie trochę onieśmielają;)
A z samochodem zrobiłam kiedyś podobnie,
otwarte okno, torebka i do tego kluczyki na siedzeniu kierowcy;))
Jolu, te oleje tłoczone na zimno zawsze są bardziej intensywne w smaku.
Użyj zwykłego słonecznikowego,
albo z pestek winogron, który jest najbardziej neutralny.
Najważniejsze, że się nie zważył:)
Ciepło Was pozdrawiam!
Ekhm, Magdo, powiem Ci coś na ucho: Ania mnie trochę przereklamowała. Coraz to się od tych pochwał rumienię.
UsuńA drugie Ci powiem na ucho, że też taka byłam onieśmielona wobec koni - blisko trzydzieści lat. Stanowczo za długo. Ale w końcu się odważyłam, przełamałam i zdecydowanie polecam, jeśli tylko masz możliwość, to nie ograniczaj się ze względu na wiek. Jestem żywym przykładem na to, że można zacząć nie tylko w dziecięctwie czy młodości, ale i w okolicy czterdziestki. :)
No i po trzecie: tak coś czułam, że to ten olej. Przekombinowałam. :) Twój post o majonezie był taki zachęcający, przedwiosennie tęskliwy i tak mnie natchnął, że bardzo chciałam jak najlepiej. :) Następny majonez będzie ze zwykłego oleju, na ten przykład z Tesco (już taki miałam w koszyku, kiedy się do tego majonezu szykowałam, ale coś mnie podkusiło). :)
Uściski. :)
Ja jeszcze nie znalazłam swojej Joli... może jakaś dziwna jestem.
OdpowiedzUsuńE tam, zaraz dziwna, może tylko jeszcze drzwi za słabo uchylone...
UsuńFajna ta Jola - fajnie że masz swoją Jolę :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie mam , ale jestem pewna że też znajdę :)
Pozdrawiam :)
O to to, Grażynko! (dobrze pamiętam? Jeśli coś pokręciłam, to sorry, Marian, nie bij!)
UsuńPozdrówka. :)
piękna przyjaźń pięknych dusz :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Was, Dziewczyny, najserdeczniej :)
I my, znaczy się, ja, pozdrawiam. O, już nawet gadam w liczbie pomnożonej przez Anię! ;) Ale się porobiło... :)
UsuńChciałabym kiedyś znaleźć taka blogową przyjaciółkę...
OdpowiedzUsuńJeśli mogę coś zalecić, to otwartość, ufność i realne oczekiwania. Bo to wszak tylko budyniowy świat - sami go sobie budujemy. Ale oby nie jako alternatywę dla świata realnego, lecz jego uzupełnienie.
UsuńBardzo ciepłe pozdrowienia z Pomorza, Gosiu. :)
Wspaniała opowieść!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to dobry świat.
Myślę, że na każdego czeka Ktoś. Bardzo chcę w to wierzyć, w tym miejscu bez odległości.
UsuńWłaśnie - miejsce bez odległości! Jakie to udogodnienie. :) Dobry świat, każdy może wejść, wziąć coś dla siebie, coś zostawić - dla innych i... dla siebie.
UsuńPozdrawiam Cię bardzo ciepło, Magdo. :)
Dobry świat. Piękne.
UsuńDobrze masz, że ją masz. I ona - że Cię ma :)
OdpowiedzUsuńPst! To ja, nie Ania, trochę tu dziś gościnnie buszuję. I mam dobrze. :)
Usuń:*
A wiesz, Jolu jak mi z tym dobrze? Codziennie będę pisać o Tobie!
UsuńPisz o Joli - ja będę czytać z podwojoną przyjemnością :)
UsuńTy mi tu, proszę ja ciebie, tak się jej nie podlizuj, moja droga! MojaCiOna!
Usuń:)
A to se miej! Chitrus!
OdpowiedzUsuńU mnie Jola tez czasem pisze.
Ale co tam, nie mozna miec wszystkiego :)))
Ty masz, Panterko, kilka swoich czytaczek wielce Ci oddanych :)
UsuńOj, byle nie na noże, dziewczynki, nie na noże! Co najwyżej na pazurki. ;)
UsuńUściski, Panterko. :)
Tam zaraz! Nie moglabym Ance krzywdy wyrzadzic przeciez!
UsuńBuziaczki dla Was obu.
Chce Jole! Wlasna! Czyli ZONE!
OdpowiedzUsuńa jakie zdjecie - az czlowiek zaczyna cmokac :))
Ja jej już proponowałam (nawet publicznie), ale dostałam kosza :(
UsuńOżeż! Chyba przemyślę sprawę, i może by tak jakąś malutką bigamię uskutecznić... ;)
UsuńKrysiu, a co Ty tam zaczynasz cmokać? Czyżby żabę? :)
Atam od razu zaba (czy dwie) - choc kocham brzydkie zwierzeta (kameleon jest na 1 miejscu!), to cmokam nad zdjeciami "a" sie zmienilo w "e", hrehreh
Usuńte sniezne zdjecia sa wspaniale. No i psy
P.S. O bigamii Twoj maz wcale nie musi wiedziec!
Ale JA będę wiedzieć! I nie mam zamiaru dzielić się Jolą z nikim, tak że proszę mi tu nie fikać, koleżanko!
UsuńPięknie jest poznać kogoś ~bliskiego każdą drogą! Ale i mnie udało się poznać wspaniałe osoby dzięki blogowi! :)
OdpowiedzUsuńI świetnie mi się te znajomości kontynuuje :)!
A Jolę pozdrawiam, bo Kobieta z liściem to musi być świetna Dziewczyna!
Dziękuję, Iw. Liście są git, lubię liście, zbieram liście, suszę liście, podziwiam liście i noszę liście. :) Znaczy się, że jestem listonoszem? Hm... ;)
UsuńPozdrawiam Cię. :)
To jest czasem magiczne przeżycie, spotkać Kogoś Ważnego w wirtualiach i przełożyc to w realne życie. I nie chodzi mi tu o związki damsko- męskie. Sama mam kumpelę poznaną na pewnym forum.
OdpowiedzUsuńZ blogownic, poznałam na żywo Agniechę z konika polskiego i było to miłe spotkanie :)
Całe życie jest magiczne. No dobra, bywa - raz mniej, raz bardziej. :)
UsuńNiestety nie mam takiej Joli,choć myślałam że mam że mam pomyliłam się jednak.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPomyłki się zdarzają, Kwiaciarenko, ale to nic nie znaczy. A raczej znaczy tyle, że trzeba umieć się z taką możliwością pogodzić i nie poddawać się, gdy nam się przytrafi. I wierzyć, także, a może przede wszystkim, w siebie. Pozdrawiam Cię bardzo ciepło. :)
UsuńFaaaaaajnie:)))
OdpowiedzUsuń:))
UsuńGratuluję, że znalazłaś taką bratnią duszę i trochę zazdroszczę. Ja też kiedyś myślałam, że znalazłam kogoś takiego. Pisałam o tym. Miałam wrażenie, że to będzie coś fajnego, niestety popsuło się.
OdpowiedzUsuńJoanna
Przykro mi Joanno. Tu na blogu masz taką małą namiastkę. Całe stado bratnich dusz :)
UsuńWłaśnie, Joanno, wpadaj jak najczęściej. Ekhm, no już chyba trochę przesadzam dzisiaj - zapraszam ludzi na blog, który i mnie samą gości. Ale jakich ludzi! A tam, założę się, że wolno mi było... ;)
UsuńPozdrówka. :)
Wpadam Jolu, wpadam codziennie. Miło tu, sympatyczni ludzie, a gospodyni z sercem na dłoni.
UsuńPozdrawiam i do łoża się oddalam. :)
Fajnie, fajnie:))))) Buziak dla obu:)
OdpowiedzUsuńNo wiesz, Kaprysiu, jeden buziak dla obu?! Co za powściągliwość. Żeby nie rzec oszczędność. ;) W takim razie ja poszaleję - jeden buziak dla Ciebie, dwa dla Lesia. :)
UsuńOj zazdraszczam tak pozytywnie bardzo :)
OdpowiedzUsuńJola od dawna roztacza wokół siebie takie super ciepełko, że aż się człowiek przytulić chce... albo chociaż z nią posiedzieć i pomilczeć :)
A w ogóle mogę mieć prośbę? Jolu napisz mi coś więcej o Mietku! (możesz na maila - Anka ma to może Ci da bo on taki "oficjalny" ;)). Czegoś gdzieś nie doczytałam? Bo niby on sławny... i napisz mi koniecznie, czy on ucieka od wody jak inne koty czy raczej nie?
A w ogóle ja tu jak Filip z konopii i bez sensu - wybaczcie - w sobotę mam imprezę na ok. 50 osób i "lekko" zakręconam :) Ale nawet w trakcie robienia gara smalcu i kotła chilli con carne muszę do Aneczki zajrzeć :)
Pozdrawiam
Olena
Droga Oleno, spróbuję uprosić Anię o Twój adres, nie wiem tylko, czy się uda, bo ona jakby taka trochę zazdrosna mi się wydaje... ;) Ale jeśli tylko się uda, to napiszę Ci o Mietku i o Śliwce, która od wody ani trochę nie ucieka, a wręcz przeciwnie. :)
UsuńImprezą na 50 osób mi zaimponowałaś - kurczaki, ile to smalcu na tyle gąb potrzeba! Że nie wspomnę o tym drugim, co to nawet nie mam pojęcia, czym jest, choć nazwę tę już w życiu nie raz słyszałam.
PS. Niezwykle mi miło, że się chcesz do mnie nawet przytulić, ale jak się Ania doczyta takich rewelacji, to chyba nici z tego adresu będą... ;) Ale co tam, póki co korzystam z Jej gościnnosci i przesyłam Ci serdeczne uściski. :) Udanej imprezy!
No tak! Kota nie ma myszy harcują!
Usuń:)
Udanej imprezy Oleno, miło mi że "musisz" do mnie zajrzeć mimo rozlicznych obowiązków :)))))))
Jola chilli con carne to w skrócie mielone wołowe z kukurydzą, czerwoną fasolą, pomidorami i dużą ilością chilli ;).
UsuńJakbyś się kiedyś zaplątała w okolice "stolycy" (ale w okolice, ja z niej uciekłam!) to zapraszam, ugotuję specjalnie :).
A Ania jest mądra dziewczynka, nie będzie zazdrosna o maila (o chilli też nie powinna bo jakby ona się tu zaplątała to też bardzo chętnie ugoszczę) ;).
Wiecie... imprezę robię bo mi 40 stuknęła i "pół wsi" zaprosiłam :)))). Mam naprawdę fajnych sąsiadów :)
Ściskam
Olena
PS
Smalec mi właśnie zaczął "wychodzić" z garnka... dla mnie garnki powinny być rozciągliwe... w sumie to i tak dobrze, jak zaczynam robić barszcz ukraiński to zaczynam w jednym a kończę w 3 garach ;)
He, he, to coś tak jak ja, kiedy gotuję krupnik - wychodzi z tego kasza z warzywami i muszę dolewać i dolewać wywaru. :]
UsuńDziękuję za wyjaśnienie, co tam nagotowałaś, Oleno. Myślę, że by mi smakowało. Zapisuję sobie, że jakby co, to mam metę z wiktem w okolicy stolycy. :)
No i jeszcze najważniejsze: happy birthday, wszystkiego, co najlepsze, spełnienia wszelkich zamierzeń i żeby co najmniej jedno było zawsze w zanadrzu - dla zdrowotności i mobilizacji, Oleno. :)
Właśnie! Zdrowia, kotów, humoru, kotów, dystansu,kotów, miłości, kotów, uśmiechu i kotów, Młoda Kobieto!
Usuń:)
Dzięki dziewczyny, dzięki :)
UsuńIdę policzyć koty i spaaaaaać... (rano mnie @ obudzą o świcie)
Najpiękniejsze jest to ,że się odnalazłyście dwie bratnie dusze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To prawda :) Buziaczki, Lucy!
Usuń:) O tak, to jest bardzo przyjemne. Pozdrówka, Lucy.
UsuńWspaniała koleżanka MojaCiOna. Internet to fantastyczna sprawa. Można poznać wielu ciekawych ludzi i nawiązać nowe znajomości :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
O to to, sieć daje możliwości - w tym na ciekawe znajomości, że tak sobie rymnę z rana. :)
Usuńpiękny post:))
OdpowiedzUsuńwciąż nie mogę się nadziwić, jak to działa, że w tej wirtualnej rzeczywistości spotykamy tak bratnie dusze:) może to dlatego, że w przekonaniu, iż występujemy "anonimowo" odsłaniamy się bardziej i na tym poziomie łatwiej się odnaleźć...?
oby Wasza przyjaźń kwitła Dziewczyny!:))
pozdrawiam serdecznie!
a konie to piękna pasja, wspaniałe zwierzęta:)
Droga Alcy, ja też się czasem zastanawiam, na czym to polega. Myślę, że poprzez wykorzystanie możliwości, jakie daje sieć, pokazujemy się też szerzej światu. A świat tylko na to czeka i wyławia sobie dany obiekt. I odwrotnie. No i my z Anią też się chyba tak nałowiłyśmy. :)
UsuńA co do koni - oj, tak! Polecam. :)
Uściski. :)