Dzień dobry. :)
Dziś post, który pozwoliłam sobie przygotować z myślą o konkretnej osobie: mojej miłej "czytaczce" Krysi, zwanej Opakowaną, która jest jednocześnie moją byłą sąsiadką z dzielnicy.
Wychowałyśmy się w tym samym rejonie Wrocławia, chodziłyśmy do tej samej podstawówki, do tego samego liceum i znalazłyśmy się po latach w sieci - na moim blogu!
Zapraszam jednak także inne osoby. Będzie trochę wspominków i na koniec film z podkładem muzycznym w wykonaniu Wrocławskiego.
W komentarzu pod którymś moim postem (niestety nie wyśledziłam pod którym) Krysia opowiedziała, w jaki sposób oświadczył się jej wówczas przyszły (i wciąż aktualny :) mąż.
Nie byle jak!
Z fantazją, choć chyba pod wpływem chwili, padł był przed nią na kolana na środku ulicy!
Wtedy w mojej głowie powstał pomysł, żeby Krysi, która już od lat (ilu?) nie mieszka w Polsce, pokazać stare śmieci. Ona rozbija się po świecie, a ja wciąż depczę po tych samych ścieżkach.
Cały czas w jednym kraju, w jednym mieście i obrębie kilku ulic...
Wsiadłam na rower i przejechałam się po okolicy z aparatem. Tu mieszkam przez całe moje życie. Czasem mi żal, że coś mnie ominęło, a czasem czuję wdzięczność, że trafiłam do tak pięknej dzielnicy tego wyjątkowego miasta.
Zaczynamy. Ulica Olszewskiego - jedziemy w stronę miasta, od świniarni
(wiem, że pamiętasz, Krysiu),
która była tam jeszcze w latach sześćdziesiątych - pamiętam smród, jaki jej towarzyszył.
Cała ulica z dwóch stron jest obsadzona dębami. Wygląda to cudownie o każdej porze roku.
(wiem, że pamiętasz, Krysiu),
która była tam jeszcze w latach sześćdziesiątych - pamiętam smród, jaki jej towarzyszył.
Cała ulica z dwóch stron jest obsadzona dębami. Wygląda to cudownie o każdej porze roku.
Teraz jesteśmy przy kościele św. Rodziny na skrzyżowaniu ul. Monte Cassino, Bacciarellego, Spółdzielczej i Dembowskiego
- kiedyś nie było tu tego udawanego ronda, reszta pozostała bez zmian.
Czy wiesz, co jest za moimi plecami, kiedy tak patrzę na ul. Dembowskiego?
Tak, zgadłaś! Nasza szkoła: liceum nr XI - jak je wspominasz?
Teraz jest świeżo pomalowane, więc prezentuje się nieźle.
W ostatnich latach dosłownie straszyło pobazgranymi ścianami.
Jedziemy dalej. Dembowskiego w stronę Olszewskiego.
Wciąż na jezdni leży poniemiecki bruk - to trochę obciach,
choć ta ulica jest bardzo klimatyczna.
Zawsze ją lubiłam, głównie dzięki tym drzewom, które ją upiększają.
Wciąż na jezdni leży poniemiecki bruk - to trochę obciach,
choć ta ulica jest bardzo klimatyczna.
Zawsze ją lubiłam, głównie dzięki tym drzewom, które ją upiększają.
Te na zdjęciu są nowe, zasadzone przed kilku laty,
ale pamiętam jeszcze te stareńkie, które rosły tu od wojny.
ale pamiętam jeszcze te stareńkie, które rosły tu od wojny.
Jesteśmy na skrzyżowaniu Spółdzielczej i Olszewskiego.
Przed nami widać budynek poczty i ulicę Orłowskiego.
Codziennie pędziłam nią na lekcje do szkoły, do podstawówki.
Rzut oka na ciąg sklepów przy Olszewskiego.
Pierwszy był zawsze fryzjer, potem... hmm...nie pamiętam...
Teraz jest tam sklep z artykułami gospodarstwa domowego, potem apteka.
(Już po napisaniu tego zdania przypomniało mi się, że tam był SAM, gdzie kupowałam sobie bułkę i wcinałam ją, wracając ze szkoły. Często z kapustą kiszoną. :-) )
A w tym kiosku kupowałyśmy z koleżankami "włoskie" lody kręcone i rurki z kremem.
On wciąż funkcjonuje!
Czy to tu padł był na kolana Szanowny Małżonek? :-)
A może przy tym domu?
Tą maleńką uliczką Olgi Boznańskiej, która biegnie wśród ogrodów i jest tak wąska, że możliwy jest na niej tylko ruch pieszy bądź rowerowy, bardzo lubiłam chodzić jako dziecko. Weszłam teraz i zdziwienie: te płoty były zawsze takie niskie, a ona aż tak wąska?
Ech, to chyba ja urosłam...
Lubiłam naszą podstawówkę. Nic się tu nie zmieniło.
Wygląda przyjaźnie, udekorowana dywanem z liści.
W ósmej klasie wygrałam na tym boisku jakiś długodystansowy bieg, chyba na 300 metrów.
I znowu wracamy na Orłowskiego.
A to ulica Noakowskiego, gdzie swój gabinet ma pani dr Opyrchał, ta,
do której jeździłam z pogryzionym przez Amisię gołębiem.
Od zawsze marzyłam, że zamieszkam w jednym z tych uroczych domków.
One mają z tyłu wielkie ogrody stykające się z nadodrzańskim parkiem.
Wyglądają jak z bajki.
Zaraz obok jest bajkowy park...
Spędziłam w nim długie godziny, spacerując z moim ukochanym psem.
Spędziłam w nim długie godziny, spacerując z moim ukochanym psem.
Lubię tę uliczkę pełną starodrzewia, zieloną i cichą.
Czas wracać. Twoją ulicą, Krysiu. Na chwilę nawet wyszło słońce.
To niesamowite, ale wciąż funkcjonuje ta sama księgarnia przy Olszewskiego.
Nie ma już tylko tej samej pani sprzedawczyni, która była tam "od zawsze".
Wystawa jest jednak niezmieniona. Czas się tu zatrzymał.
Zmierzamy w kierunku mojego domu rodzinnego.
Olszewskiego to wyjątkowa, szeroka i zielona ulica.
Ławeczki, dęby, przestrzeń i koniec świata!
Nawet tramwaje kończą tu swój bieg.
Po lewej pętla tramwajowa, której odgłosy słyszałam, zasypiając w swoim łóżku,
kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami.
kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami.
Tu mieszkałam.
I na koniec ostatni rzut oka na ulicę Olszewskiego w dwóch kierunkach:
w stronę pętli
w stronę pętli
i w stronę Bacciarellego.
Na filmie jest więcej zdjęć, a autorem tekstu i aranżacji, kompozytorem i wykonawcą piosenki towarzyszącej filmowi jest Wrocławski - mój syn.
Miałam zrobić te zdjęcia, kiedy jesień prezentowała swoje najpiękniejsze kolory, lepiej jednak późno niż wcale. Kto wytrwał do końca, temu należy się medal za cierpliwość, a co do Ciebie, Krysiu, to mam nadzieję, że otarłaś łezkę wzruszenia. Tak jak ja.
Miłego tygodnia życzę wszystkim i lecę do Maskotki po wieści o moim kocim dziecku!
Już nie moim, wiem, buuuuuuuuuuuu.
PS. Jak wygląda życie bez Szuwarka?
Wielkieś nam uczynił pustki w domu moim,
Mój drogi Szuwarku, tym zniknieniem swoim!
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszyczką tak wiele ubyło.
Świetna fotorelacja, ładny ten Wasz Biskupin.
OdpowiedzUsuńPiosenka super.
Miłego dnia.)
Masz rację,Aniu- często nie doceniamy, nie dostrzegamy tego co nas otacza-podczas gdy inni tęsknią będąc daleko za skrawkiem Ojczyzny...
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam to dawno temu, tęskniłam niezmiennie do zakola Warty, który widzę teraz dwa razy dziennie, przejeżdźajac obok do pracy...
Rozumiem. Ja często myślę, że coś mnie ominęło, ale to nie jest raczej prawda. W końcu dużo też widziałam na świecie, a zawsze wracam tu z radością.
UsuńHa! Aniu! To myśmy do jednej podstawówki chodziły! Może My się znamy? Mieszkałam na Michałowskiego przez 30 lat!
OdpowiedzUsuńAle mała uwaga. Skrzyżowanie z którego widać pocztę i Orłowskiego to skrzyżowanie Spółdzielczej (nie Dembowskiego) i Olszewskiego.
Hi, hi i też chciałam mieszkać w którymś z tych domów. Koło tego z zielonym dachem wchodziłam do parku na codzienne spacery z psami i potem na wał i na łąki!
I lody i rurki pyły pyszne. A w księgarni sprzedawała Pani Janka. I tak pięknie tam zawsze pachniało. A obok był mały jarzynowy.
Aż mi się ciepło zrobiło na sercu. Dzięki za piękne zdjęcia cudownego naszego osiedla!
Pozdrawiam cieplutko.
:-)) Może i się znamy, choć na Michałowskiego nikogo nie kojarzę:) Pewnie jesteś młodsza.
UsuńBłąd już poprawiłam, dzięki! Pani Janka! No tak:) Nie mogłam sobie przypomnieć.
Miło mi, że znalazłam kolejna krajankę. Pozdrawiam również gorąco;-)
Świat jest mały.
Jo-hanah - a Dorotke i Beate pamietasz? I Hubka (kroty, wiem od Doroty, dalej tam mieszka)? Na Noakowskiego kiedys bylam w jednym z tych bajkowych domkow! W pierwszym.
UsuńPana Huberta znam. Mieszka tuz koło "alejki" Czyli Olgi Boznańskiej. Ale to dla mnie pan Hubert. Jestem trochę młodsza od jego siostrzenicy Patrycji.
UsuńAle fajnie tak się odnaleźć w sieci :D
Szczególnie, że tez jesteś zwierzolubna:)
UsuńŁadna ta Wasza dzielnica :), a piosenka powinna wejść do kanonu tych, które promują miasto.
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego pod jednym z opisów przeczytałam, że gołąb pogryzł Amisię :)) i to z nią musiałaś odwiedzić gabinet pani weterynarz he, he ....
Miłego dnia wszystkim :)
Lidka
:-) Niestety było odwrotnie i biedny gołąb nie przeżył tego spotkania:(
UsuńDzięki Lidko za słowa uznania dla Wrocławskiego.
Świetny fotoreportaż, choć nastraja trochę nostalgicznie, pewnie przez te jesienne zdjęcia. Muszę jeszcze tylko posłuchać piosenki, a w tym celu "wydębić" słuchawki od któregoś z dzieci:), ale to niestety później. A teraz też lecę do Maskotki. Wiesz, mam takie dziwne uczucie, jakbym to trochę ja sama oddawała Szuwarka.
OdpowiedzUsuńNinka.
To może znaczyć, że historię Szuwarka mocno przeżyłaś:)Fajnie, że nie byłam z tym sama. Tyle dobrego z niej poszło w świat!
UsuńBiskupin znany mi tylko ze skansenu.
OdpowiedzUsuńFilmik nostalgiczny.
Ładne kadry.
Miłego dnia!
Ten krótki wierszyk na dole, zdominował cały wpis.....
OdpowiedzUsuńLedwo się powstrzymałam, żeby nie dołączyć do grona szlochających.
Już nie szlochajmy Magnolio, bo Maskotka nie może się w pełni cieszyć!
UsuńNo właśnie, od wczoraj piszę, żeby już nie siorpać, cieszyć się trzeba, bo jest z czego!:))))))))))
UsuńMnie się też kojarzy inny Biskupin, ale u Was też ładnie;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAnka - siedze oniemiala, ogladam, jeszcze raz ogladam i niejedna lezka sie kreci...i kreci...i kreci. Wszystko rozpoznalam poza paroma domami, bo nie jestem pewna, ktora to ulica. ALE tak naprawde to ja tam wszedzie tez bywalam. Slubny padl na kolano (wirtualnie, bo w rzeczywisctosci zlapal mnie za reke na srodku ulicy)w miejscu na jednym ze zdjec, gdzie z prawej jest taki fikusny powyginany artystycznie plot. a nasz dom to tu za. Biskupin to taka oaza innego swiata. Jak patrze na zdjecia to sobie mysle, ze dla obcego oka te niektore budynki to musza wygladac na straszne budy!! hrehrher Sam kiedys kiedys byl podzielony na dwie czesci - sklep spozywczy i agd. potem sie polaczylo, potem znowu bylo tak (chyba) a pozniej juz Sam. A pamietasz , przed fryzjerem, takie dwa malutkie, ciemne warzywniaki, na ktorych miejscu wyroslo cos - pawilon, co to byl warzywny, pasmanteryjny, ubraniowy a potem gnil. Wydaje mi sie, ze tez byl tam rzeznik, gdzie do kratki przed nim spadl moj b. stary piersionek. zloty z z turkusikami.... co do szkolo to w sumie podstawowki nie pamietam tylko tyle, ze w czasie przerw moglam sie urywac do domu :) a ogolniak to juz zupelnie insza inszosc...vis a vis byla budka z pestkami dyni! Czy Ty mieszkalas w ostatnim bloku na Olszewskiego?
OdpowiedzUsuńA w ksiegarni zawsze byla pani Jasienka. Pani Jasienka czesto stala w drzwiach i wyaptrywala znajomych, jak szli to wolala - jest to albo tamto (np a la hawajskie wience papieru toaletowego, do noszenia na szyi). A ze sklepu obuwniczego nosilam do domu po jednym bucie (dla mnie), zebym przymierzyla i zeby Mama zdecydowala - kupic czy nie kupic! A do fryzjera to chodzilismy do panstwa Durakow, na koncu. czyli za ksiegarnia i biblioteka.
A co to wyroslo na poczatku Orlowskiego? Tam byl zwykly, pudelkowaty dom! a teraz jakis elegancki mieszkaniowiec (apartamentowiec??? hrehre). Lody krecone, ach! a Mama Joli i Uli prowadzila budke totolotka obok.
Moj dom jest i na zdjeciach i na filmie - jakiego Ty masz zdolnego synka!
Ja to bym mogla jeszcze tak pisac i pisac i pisac, ale zanudze ludzi na amen! A Tobie - DZIEKUJE! dziekuje za wycieczke w miejsce, gdzie w zasadzie moge isc po ciemku, z zamknietymi oczami i zawsze trafie wszedzie. Tu, w tym domu, gdzie mieszkam , mieszkam od 26 lat (przedtem przeprowadzilismy sie 14 razy zmieniajac miasta, kraje i kontynenty). Na Orlowskiego mieszkalam krocej....wczoraj ze slubnym rozmawialismy o poswieceniu. Tak nam wyszlo. I on mnie pyta CO ja poswiecilam dla niego. Odpowiedz byla krotka - Biskupin. Ide wytrzec nos :))
Piękna puenta...
UsuńPytałaś, co wyrosło na początku Orłowskiego: całkiem fajny budynek wielorodzinny! Ładny dla oka i w kapitalnym miejscu. Wszędzie blisko, a jednocześnie na uboczu. Nie znam cen, ale można poszukać:) Chodzą słuchy że tam ma być też jakiś sklep typu Biedronka, ale nie wiem, czy to plotki.
UsuńCiekawa wycieczka wspomnieniowa,
OdpowiedzUsuńszczególnie dla tych co znają i pamiętają :-)
Ach, wspominki, sentymentalne podróże w przeszłość... Od urodzenia mieszkam w Przemyślu z kilkuletnią przerwą na Lublin i Stalową Wolę. Tęskno często za Lublinem, w którym studiowałem i chciałem ułożyć sobie życie. Za Stalową Wolą wcale, budziłem się tam codziennie z myślą Adasia Miauczyńskiego "k.. Dzizus... ja p...", choć przyznam że po latach kilkakrotnie tam byłem koncertowo z kilkoma zespołami i już z dystansu było rozrywkowo. Na szczęście nie musiałem się budzić tam już codziennie, co najwyżej po koncercie jakimś próbując złapać pion i poziom w tym dramatycznie depresyjnym mieście. Mam za sobą mnóstwo przeprowadzek, rzadko z własnej woli a często z wymuszonej przez los. W samym Przemyślu kursowałem co najmniej 10 razy między różnymi mieszkaniami. Gdybym to rozrysował na mapie wyszła by taka trajektoria jak ta, którą rozrysowałem aby przedstawić przemieszczanie się Mefisto w nocy po moim łóżku :)
OdpowiedzUsuńHah, choć takie wpisy sentymentalne podszyte są tęskną nutą wybuchnąłem w pewnym momencie śmiechem :) Gdy pisałaś o oświadczynach przyszłego męża Krysi... Wysnułem, że faceci i kobiety różnie postrzegają pewne zdarzenia. I tak wyobraziłem sobie jak Krysia wspomina tamto zdarzenie, opowiada koleżankom jak padł przed nią na kolana na środku urokliwej ulicy i jakie to było romantyczne i wzruszające. Druga migawka: przyszły mąż Krysi opowiada to samo zdarzenie swoim kolegom lecz w swojej wersji: idziemy z Krychą ulicą i wtedy jak mnie coś nie strzyknie w kolanie i krzyżu, że aż pizgnąłem na kolana :))) Proszę wybaczyć, to nie miało być złośliwe, to moja chora wyobraźnia podpowiada takie obrazy :)
PS Jak Wrocławskiemu poszło w muzycznym konkursie wrocławskim?
Hrehrehrehre...on chyba woli wymazac z pamieci ten incydencik...ale ja przeciez I TAK mu te oswiadczyny wywrozylam z kart, wiec nie mial wyjscia, co nie? Nie martw sie, ja tez mam chora wyobraznie...uwazam, ze wcale nie jest ona chora tylko normalna, prawda? :)
Usuńp.s. Ja tego nie widzialam jako romantyczne i wzruszajace, raczej szokujace, ze ktos moze powaznie wziac moje wrozby, hrehrehrehre
no wlasnie - jak poszlo???
Inni zostali bardziej docenieni. Konkurencja była olbrzymia.
UsuńJa siedzę w obrębie trzech ulic całe życie... Narzekać, czy się cieszyć? Nadal nie wiem.
Cieszyc sie. masz bezpieczna baze z korzeniami, a wypady mozna robic cale zycie. I potem WRACAC. A zebys Ty wiedziala, jak kosztowne sa przenosiny. Takze w skali stresu sa tuz za czyjas smiercia i rozwodem!
UsuńTo prawda. Robiłam kiedyś takie ćwiczenie psychologiczne; miałam narysować swoje miejsce na ziemi, prawdziwe, wymarzone, dowolnie. Narywałam mój dom, mój pokój i obok Odrę, gdzie chodzę z psem.
UsuńWszystko jednak ma plusy i minusy i ludzie którzy mieli możliwość sprawdzić się w innych warunkach, w innym otoczeniu, wśród nowych ludzi mają może więcej pewności siebie... Na pewni więcej doświadczenia.
Aniu cieszyć się, ja z 3 letnia przerwą całe życie mieszkam w tym samym domu z tym samym ogrodem i wrosłam w nie jak stare drzewo. Moje Maleństwo też jest wrośnięte tyle że na razie jak młode drzewko z płytkimi korzeniami. Ciekawe czy kiedyś zakorzeni całkiem czy znajdzie swoje miejsce na ukorzenienie
UsuńTo dopiero jest niezwykłe: całe życie w jednym domu!
UsuńDziękuję za piękną wycieczkę. Na Biskupinie nie mieszkałam, ale bywałam często. W jednym z tych "domków marzeń" mieszkała moja koleżanka. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPamiętasz ogród? O tym głównie marzyłam....
UsuńNo, Pazur, podoba mi się Twoja reinterpretacja tej sceny. :)
OdpowiedzUsuńPokój Twojej Tawernie. :)
JolkaM
Tobie również... pokój, miłość, paranoja :)
UsuńAaa, paranoja jest gooła... Ożeż, to chyba z tego pokoju. Bo chyba nie z kuchni... :)
UsuńJ.
To chyba za oknem ta golizna:)
UsuńAniu, Krysiu, Jo-hanah, fajnie było przespacerować się sentymentalnie po Waszych uliczkach.
OdpowiedzUsuńPozdrówka. :)
JolkaM
Jolu, buziak:*
UsuńBo takie wspomnienia sa w sumie tez i do dzielenia sie z innymi, ku rozweseleniu, np tuz kolo nowego niby ronda kolo kosciola, vis a vis szkoly byly chaszcze i tzw polanka. I tam zdobylam mistrzostwo szkoly w...rzucaniu granatem (na P.O.). Moj maz z duma o tym ludziom opowiada, rhehrehreherherher.
UsuńPamiętam polankę i zwaloną przez jakąś majową burzę kwitnącą czeremchę. Przyniosłam jej do domu całe naręcza, bo żel nam było zostawić.
UsuńI kiosk z pestakimi dyni i szyszkami z dmuchanego ryżu tez pamiętam. Zaglądałam tam wracając z religii. :)
Ech, religia... A kto Was uczył? Katechetka? Ona zraziła mnie do religii bo bardzo piętnowała dzieci które nie były w niedzielę na mszy, a ja wyjeżdżałam z rodzicami do rodziny poza Wrocław i nie miałam szans być. Zaczęłam kłamać przez nią.:)
UsuńBułka z kapustą kiszoną... pamiętam te czasy, kapucha prosto z beczki, lepsza niż u mamy, ech.
OdpowiedzUsuńKapusta i świeży chleb w ćwiartkach, który wyjadałam najpierw z środka, by na końcu schrupać skórkę:)
UsuńJa też zawsze taj jadłam, czy to klimat, czy co?
UsuńJa też tak jadłam, a tata czekał chytrze i gdy tylko taką "naszykowaną" skórkę widział, robił szybkie haps! To były takie nasze "podchody" rodzinne... No i jeszcze są, muszę przyznać, że wcale mu nie przeszło, ani mnie;)))
UsuńTo urocze:)
Usuńa z tego środka robiłam kulki...! :)... to było gdy miałam mniej niż 13 lat... :) :D i (też) byłam szczęśliwa :)
UsuńByłam tam :)i podobało mi się
OdpowiedzUsuń:*
Wspaniala wycieszka w przeszlosc. Ach, te wspomnienia i poszukiwania utraconego dziecinstwa.
OdpowiedzUsuńDobrze jest mieszkać całe życie 'na tych samych śmieciach'.
OdpowiedzUsuńA niestety żyjemy w czasach, gdy ceni się raczej podróżniczo-życiowy rozmach i obdarza zrozumieniem emigrację.Hm.
A ja właśnie wciąż nie wiem, czy żałować, czy cieszyć się, że mieszkam tu od urodzenia...
UsuńTo ja znowu powiem - cieszyc sie! Jedna moja kolezanka, tez z naszych okolic mieszka w domu po rodzicach, nastepne pokolenie tez tam mieszka a kolezanka nie widzi powodu,zeby sie gdziekolwiek przenosic - bo po co?
UsuńEch, to wierzę Ci na słowo:)Z resztą nie narzekam, bo bym zgrzeszyła. Gorzej by było gdybym mieszkałam np w "trójkącie bermudzkim":)
UsuńDomy wielopokoleniowe to jakoś sama w sobie, tak przechodzić w jednym miejscu przez wszystkie etapy życia. Ucieczkę 'dzieci wielkiej płyty' łatwiej zrozumieć.
Usuń(Dziś muszę przyznać jestem hipokrytką, bo zabiłabym za mieszkanie za południu Fr lub Hiszp. Strasznie zmarzłam!)
A co to ten "trójkąt bermudzki"?
jakość*
Usuń:)
masz rację, jaką tradycję można budować w bloku? Jak rodzina nawet jednopokoleniowa może wygodnie żyć w dwóch pokojach, a co dopiero, gdyby miało być więcej pokoleń w takim miejscu?
UsuńJa też zmarzłam i wycwaniłam się i po spacerku z Rufim, chyc i już leżę pod kołdrą:-))
A co do Twojego pytania, zobacz
tutaj>
to zrozumiesz dlaczego się cieszę, że nie tam spędziłam życie, tylko na pięknym Biskupinie.
A tak w ogóle, to witaj u mnie na blogu! Skąd tu trafiłaś?
Ach te wspomnienia .... cudna rzecz :)
OdpowiedzUsuńTy masz swój Biskupin, ja mam swoje Karłowice, nieskromnie powiem, że jeszcze bardziej klimatyczne i wyjątkowe od Biskupina. Porzuciłam je na całe 3 lata i bardzo tęskniłam, teraz tylko z wielkim żalem obserwuję zmiany zwłaszcza, że wielu mieszkańców już pożegnało się ze światem :(
OdpowiedzUsuńteż biegnę do Maskotki na relację o Szuwarku:)
Az mnie zatchnelo! Czyz moze byc cos bardziej klimatycznego i wyjatkowego od Biskupina?? Ludzie! Wody! wody! hrehreherherher :))))
Usuń:-))) Ja też jestem opcja biskupińska, ale się dziewczyny nie pobijcie!
UsuńMoże być ;) Zwłaszcza jak w tym samym domu rodzina mieszka od lata 1945 roku, a większość sąsiadów to ludzie z podobnych czasów. Te poniemieckie domy, Odra, park i cudowne uliczki. Lepszego miejsca nie ma :) Zajrzyjcie do Kasi od Smaków i Aromatów na Jej fotograficznego bloga to zrozumiecie że Biskupin jest cudny ale Karłowice są NAJLEPSZE
UsuńKarłowice najlepsze?? Nigdy!! Ta obraza krwi wymaga! Chyba zrobię jakiś post o terenach nadodrzańskich koło mojego domu, bo te na zdjęciach Kasi się nie umywają!! (choć zdjęcia Kasi bardzo lubię:-) )
Usuńalez JAk moga byc najlepsze?? :P bedziemy sie bic na kasztany i zoledzie znad Odry? A czy mieliscie takie atrakcje jak u nas - chyba tu juz pisalam - siedzieli ludzie na tarasie, w lecie, po poludniu, wial wiaterek letni, na tarasie cudnie, ptaszki pipi a tu nagle slychac bardzo wyraznie RYK lwa!! jak wiaterek powiewal od strony zoo, to tak jakby zoo bylo za plotem! zaczelam licytacje? pssst, tak naprawde to jeszcze jest pare miejsc we Wr. poza naszymi - Zalesie, czesc Krzykow :)
UsuńA krowy pasły się nad Odrą koło Was???? Ja z Babcią chodziłam do sąsiadki po mleko prosto od krowy ;)
UsuńKarłowice zdecydowanie najlepsze!!!!
Chyba będę musiała zrobić to samo co Ty i przelecieć się z aparatem i udowodnić, że do Karłowic nic się nie umywa :)
UsuńPora roku, ciut nie sprzyjająca, ale poszukam coś w swoich zbiorach i Cię zakasuję, bo BISKUPIN jest the best!!!:)
UsuńKrowy się pasły! Pamiętam i nawet mam zdjęcie z krowami, jak byłam dzieckiem:-))
Krysiu, będziemy się bić na fotki! Oni na tych Karłowicach ryku lwa nie mają, he he
im ryczaly krowy!! Nam tez. I pasly sie kunie! A lej po bombie nad Odra maja?
UsuńPoza tym, jak bylam mala, ludzie na nastepnej ulicy nie tylko kury mieli ale i SWINIAKA!! Basik - dawaj te zdjecia z krowami, inaczej nie wierzymy ;P
U mnie na blogu kury i koguta masz nawet teraz a nie prawie pół wieku temu ;)
UsuńLeja po bombie nie mamy, ale poligony wieeelkie gdzie na żaby się chodziło ;) Do dzisiaj strzelaniny słychać o róznych porach dnia i nocy ;)
I górka wojskowa do zjeżdżania na nartach i sankach mieliśmy i wiele innych wspaniałych atrakcji, że o "Rynku" nie wspomnę. Taki cudny ten nasz "Rynek" że niejeden film z czasów wojennych był u nas kręcony. Kocham te moje Karłowice tak jak Wy swój Biskupin :)
Leje po bombie! Przypomniałaś mi Krysiu, jak one pobudzały moją wyobraźnię!
UsuńŻaby też mieliśmy wieeeelkie (zauważ, że moje żaby maja jedno "e" więcej, więc są większe niż Twoje, he he), ale najważniejsze jest (i tu Cię Basiu zakasuję), że MY MAMY WYSPĘ OPATOWICKĄ, a na niej były sarny i dziki i wielkie drzewa i jeziorka i było tam pięknie i dziko i tajemniczo!
Biskupin jest wspaniały, ale Karłowice zaraz po nim, nie martw się!:P
No cóż, miałam się nie chwalić, ale nie mam innego wyjścia ;) ja mam odłamek pocisku (chyba lotniczego) który utkwił w moim domu. Mój Tato go wydłubał i zachował na pamiątkę. Wyspy nie mamy to fakt, ale zwierzyny też zawsze było pełno
UsuńSkoro masz odłamek, to ogłaszam remis:-)))))
UsuńFajny ten nasz Wrocław:)
Na remis się zgadzam :) Nasz Wrocław nie tylko fajny, ale po prostu THE BEST!!!
UsuńRemis!!!! na naszym domu jest dziura po odlamku tylko ;)
UsuńSłuchajcie, kobietki kochane, wymiękłam od tych Waszych przekomarzanek. :)) Śmieję się prawie jak z Twoich komiksów, Aniu, a to zakłóca porządek rzeczy, bo przecież dziś nie piątek! :) To chyba dobrze, że został ogłoszony remis, przyklepuję go skrzętnie. Zwłaszcza że nie znam ani Biskupina, ani Karłowic, więc jestem absolutnie bezstronna. Pozdrowienia, urocze wrocławianki, i te aktualne, i te niegdysiejsze. :)
UsuńJolkaM
Może Was pogodzę i powiem, że kocham Grabiszynek? Niestety, po śmierci dziadków, to już nie jest "moja dzielnica". Nie każdy dom wielopokoleniowy można ocalić, zwłaszcza, kiedy jest kilku spadkobierców. Ale tamte domki przy parku są urocze i takie spokojne, mam wrażenie, że nic im nie zagraża, chyba, że developerzy dorwą się do tamtejszych łąk, czego się obawiam.
UsuńObecnie są już takie ceny na nieruchomości, że na powrót do Wrocławia się nie zanosi i chyba też już nie chcę. O domku to nawet nie marzę :) Na Biskupinie mieszkałam przez rok przy ul Olszewskiego, ponad 8 lat temu. To był świetny czas :)
Od tamtego czasu byłam tam chyba tylko z 2-3 razy. Ale aż miło się patrzy na te zdjęcia :)
pozdrawiam!
No proszę! A ja sądziłam, że to będzie taki nieciekawy post, bo pomyślany dla jednej osoby!
UsuńDomy na starym Biskupinie bywają tak piękne, że pamiętam, jak przechadzałam się tymi spokojnymi uliczkami z moim ukochanym psem i wybierałam je dla siebie w wyobraźni. Te na Noakowskiego zawsze najbardziej poruszały moje serce, bo są malutkie, klimatyczne, za to mają wielkie ogrody (dziś wiem, że wielki ogród, to mnóstwo pracy). Ponoć marzenia się spełniają, to kto wie? Nie zanosi się na to, ale życie bywa zaskakujące:) A gdzie konkretnie mieszkałaś na Olszewskiego?
Aniu na Karłowicach też kiedyś mieszkałaś - skoro napisałaś (u siebie na blogu), że byłaś sąsiadką Pana Kanzawy ;)Swoją drogą kiedyś też u Niego leczyłam swoje koty, ale odkryłam jeszcze przyjaźniejsze miejsce dla naszych czworonożnych członków rodziny, gdzie godziny otwarcia lecznicy są tylko sprawą teoretycznie - umowną. Pomocy nigdy się nie odmawia.
UsuńA z dziedziczeniem wielopokoleniowych domów faktycznie bywa różnie, ja mam to szczęście, że dom rodzinny jest moim domem nadal.
Otóż nie :) Pan Kanzawa mieszkał wcześniej w dzielnicy Fabryczna (rejon Inżynierskiej), mieszkałam w bloku obok z rodzicami, a dziadkowie na Grabiszynku. Wtedy jeszcze nie miał swojej praktyki weterynaryjnej, a ja jako dziecko bawiłam się na podwórku z jego starszym synem, który jest kilka lat ode mnie młodszy. ;) Pamiętam też pięknego rottweilera, jakiego wówczas mieli.
UsuńNo proszę, jaki świat jest mały. Starszy syn czyli Jasu był swego czasu bardzo dobrym kolegą mojego Maleństwa i razem chodzili do podstawówki i gimnazjum. Zatem musiałaś znać Jaska jeszcze jako przedszkolaka ;)
UsuńJaka Ty cudownie młodziutka jesteś :)
piekna fotorelacja - bajkowe wrecz miejsca nam pokazalas.....
OdpowiedzUsuńAniu jesli masz ochote to zapraszam do odpowiedzenia na kilka wymyslonych przeze mnie pytan - nominowani w tagu wszyscy:))))))pozdrawiam papppa
ps mam nadzieje ze nie jest to odebrane jako reklama?
Spoko, absolutnie nie:)
UsuńBywałam na Biskupinie u brata, kiedy wynajmował tam pokój, kawał drogi miałam z Oporowa - to były przyjemne, studenckie czasy, dawno temu :(
OdpowiedzUsuńTren, na cześć Szuwarka - wiedziałam, ze tak będzie, jak go zabraknie.
Twoja seria zdjęciowa jest fantastyczna. Dobrze jest wracać do wspomnień...
OdpowiedzUsuńCóż warte byłoby nasz życie gdyby ich nie było...A gdy są jeszcze takie piękne jak Twoje?
Fajne to wszystko opowiedziałaś...
Serdecznie pozdrawiam
Zazdroszczę Wam Aniu tego, że dawne miejsca zachowały swój dawny klimat :) U mnie podwórka z dzieciństwa zostały pozbawione drzew i zabetonowane, szkoła po liftingu wygląda zupełnie inaczej, w miejscu dawnych klimatycznych sklepików puszą się teraz banki czy apteki, na miejscu Wileniaka z najlepszymi frytkami w okolicy stoi centrum handlowe, po genialnych zapiekankach z niewiadowskiej przyczepki na Rondzie Starzyńskiego zostało wspomnienie. Albo woda z saturatora... Ale i tak jak mnie czasem zawieje na warszawską "pragie" to łezka się w oku kręci :)
OdpowiedzUsuńLece do Szuwarka! :)
Pozdrawiam
Olena
To prawda. Na starym Biskupinie czas się zatrzymał. To fajne w tym wypadku:)
UsuńWrocław jest wyjątkowym miastem. Gdybym miała kilka żyć, to jedno z nich na pewno chciałabym spędzić właśnie tam ;-) A co do tego, o czym, piszesz, o tym, że może Cię coś ominęło, zostając cały czas w jednym miejscu - ja Ci zazdroszczę. Sama czuję się czasem wyrwana z korzeniami ze swoich miejsc :-(
OdpowiedzUsuńPrzytulam Cię mocno, rozumiem Twój smutek i tęsknotę za Szuwarkiem.
Piosenka Wrocławskiego bardzo ciekawa - ale masz zdolnego potomka :-)
Aniu! Wspaniały powrót do przeszłości :)
OdpowiedzUsuńA spotkanie z dawną koleżanką w sieci po latach... Wow! :))
No proszę proszę.... do tej pory Biskupin kojarzył mi się z historycznymi...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam
Lubie tą dzielnice,jedna z fajniejszych we Wrocławiu
OdpowiedzUsuńPiękne miejsca!!
OdpowiedzUsuń