Dzień dobry. :)
Dziś post, który pozwoliłam sobie przygotować z myślą o konkretnej osobie: mojej miłej "czytaczce" Krysi, zwanej Opakowaną, która jest jednocześnie moją byłą sąsiadką z dzielnicy.
Wychowałyśmy się w tym samym rejonie Wrocławia, chodziłyśmy do tej samej podstawówki, do tego samego liceum i znalazłyśmy się po latach w sieci - na moim blogu!
Zapraszam jednak także inne osoby. Będzie trochę wspominków i na koniec film z podkładem muzycznym w wykonaniu Wrocławskiego.
W komentarzu pod którymś moim postem (niestety nie wyśledziłam pod którym) Krysia opowiedziała, w jaki sposób oświadczył się jej wówczas przyszły (i wciąż aktualny :) mąż.
Nie byle jak!
Z fantazją, choć chyba pod wpływem chwili, padł był przed nią na kolana na środku ulicy!
Wtedy w mojej głowie powstał pomysł, żeby Krysi, która już od lat (ilu?) nie mieszka w Polsce, pokazać stare śmieci. Ona rozbija się po świecie, a ja wciąż depczę po tych samych ścieżkach.
Cały czas w jednym kraju, w jednym mieście i obrębie kilku ulic...
Wsiadłam na rower i przejechałam się po okolicy z aparatem. Tu mieszkam przez całe moje życie. Czasem mi żal, że coś mnie ominęło, a czasem czuję wdzięczność, że trafiłam do tak pięknej dzielnicy tego wyjątkowego miasta.
Zaczynamy. Ulica Olszewskiego - jedziemy w stronę miasta, od świniarni
(wiem, że pamiętasz, Krysiu),
która była tam jeszcze w latach sześćdziesiątych - pamiętam smród, jaki jej towarzyszył.
Cała ulica z dwóch stron jest obsadzona dębami. Wygląda to cudownie o każdej porze roku.
(wiem, że pamiętasz, Krysiu),
która była tam jeszcze w latach sześćdziesiątych - pamiętam smród, jaki jej towarzyszył.
Cała ulica z dwóch stron jest obsadzona dębami. Wygląda to cudownie o każdej porze roku.
Teraz jesteśmy przy kościele św. Rodziny na skrzyżowaniu ul. Monte Cassino, Bacciarellego, Spółdzielczej i Dembowskiego
- kiedyś nie było tu tego udawanego ronda, reszta pozostała bez zmian.
Czy wiesz, co jest za moimi plecami, kiedy tak patrzę na ul. Dembowskiego?
Tak, zgadłaś! Nasza szkoła: liceum nr XI - jak je wspominasz?
Teraz jest świeżo pomalowane, więc prezentuje się nieźle.
W ostatnich latach dosłownie straszyło pobazgranymi ścianami.
Jedziemy dalej. Dembowskiego w stronę Olszewskiego.
Wciąż na jezdni leży poniemiecki bruk - to trochę obciach,
choć ta ulica jest bardzo klimatyczna.
Zawsze ją lubiłam, głównie dzięki tym drzewom, które ją upiększają.
Wciąż na jezdni leży poniemiecki bruk - to trochę obciach,
choć ta ulica jest bardzo klimatyczna.
Zawsze ją lubiłam, głównie dzięki tym drzewom, które ją upiększają.
Te na zdjęciu są nowe, zasadzone przed kilku laty,
ale pamiętam jeszcze te stareńkie, które rosły tu od wojny.
ale pamiętam jeszcze te stareńkie, które rosły tu od wojny.
Jesteśmy na skrzyżowaniu Spółdzielczej i Olszewskiego.
Przed nami widać budynek poczty i ulicę Orłowskiego.
Codziennie pędziłam nią na lekcje do szkoły, do podstawówki.
Rzut oka na ciąg sklepów przy Olszewskiego.
Pierwszy był zawsze fryzjer, potem... hmm...nie pamiętam...
Teraz jest tam sklep z artykułami gospodarstwa domowego, potem apteka.
(Już po napisaniu tego zdania przypomniało mi się, że tam był SAM, gdzie kupowałam sobie bułkę i wcinałam ją, wracając ze szkoły. Często z kapustą kiszoną. :-) )
A w tym kiosku kupowałyśmy z koleżankami "włoskie" lody kręcone i rurki z kremem.
On wciąż funkcjonuje!
Czy to tu padł był na kolana Szanowny Małżonek? :-)
A może przy tym domu?
Tą maleńką uliczką Olgi Boznańskiej, która biegnie wśród ogrodów i jest tak wąska, że możliwy jest na niej tylko ruch pieszy bądź rowerowy, bardzo lubiłam chodzić jako dziecko. Weszłam teraz i zdziwienie: te płoty były zawsze takie niskie, a ona aż tak wąska?
Ech, to chyba ja urosłam...
Lubiłam naszą podstawówkę. Nic się tu nie zmieniło.
Wygląda przyjaźnie, udekorowana dywanem z liści.
W ósmej klasie wygrałam na tym boisku jakiś długodystansowy bieg, chyba na 300 metrów.
I znowu wracamy na Orłowskiego.
A to ulica Noakowskiego, gdzie swój gabinet ma pani dr Opyrchał, ta,
do której jeździłam z pogryzionym przez Amisię gołębiem.
Od zawsze marzyłam, że zamieszkam w jednym z tych uroczych domków.
One mają z tyłu wielkie ogrody stykające się z nadodrzańskim parkiem.
Wyglądają jak z bajki.
Zaraz obok jest bajkowy park...
Spędziłam w nim długie godziny, spacerując z moim ukochanym psem.
Spędziłam w nim długie godziny, spacerując z moim ukochanym psem.
Lubię tę uliczkę pełną starodrzewia, zieloną i cichą.
Czas wracać. Twoją ulicą, Krysiu. Na chwilę nawet wyszło słońce.
To niesamowite, ale wciąż funkcjonuje ta sama księgarnia przy Olszewskiego.
Nie ma już tylko tej samej pani sprzedawczyni, która była tam "od zawsze".
Wystawa jest jednak niezmieniona. Czas się tu zatrzymał.
Zmierzamy w kierunku mojego domu rodzinnego.
Olszewskiego to wyjątkowa, szeroka i zielona ulica.
Ławeczki, dęby, przestrzeń i koniec świata!
Nawet tramwaje kończą tu swój bieg.
Po lewej pętla tramwajowa, której odgłosy słyszałam, zasypiając w swoim łóżku,
kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami.
kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami.
Tu mieszkałam.
I na koniec ostatni rzut oka na ulicę Olszewskiego w dwóch kierunkach:
w stronę pętli
w stronę pętli
i w stronę Bacciarellego.
Na filmie jest więcej zdjęć, a autorem tekstu i aranżacji, kompozytorem i wykonawcą piosenki towarzyszącej filmowi jest Wrocławski - mój syn.
Miałam zrobić te zdjęcia, kiedy jesień prezentowała swoje najpiękniejsze kolory, lepiej jednak późno niż wcale. Kto wytrwał do końca, temu należy się medal za cierpliwość, a co do Ciebie, Krysiu, to mam nadzieję, że otarłaś łezkę wzruszenia. Tak jak ja.
Miłego tygodnia życzę wszystkim i lecę do Maskotki po wieści o moim kocim dziecku!
Już nie moim, wiem, buuuuuuuuuuuu.
PS. Jak wygląda życie bez Szuwarka?
Wielkieś nam uczynił pustki w domu moim,
Mój drogi Szuwarku, tym zniknieniem swoim!
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszyczką tak wiele ubyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)