Strony

sobota, 31 stycznia 2015

Odszedł [*]

Rufi urodził się w środę i umarł w środę. Pomiędzy nimi upłynęło 2506 dni. 6 lat, 10 miesięcy i 9 dni. Dobrych dni. Za wyjątkiem tych ostatnich. 

Karmiony parówkami i ukochanym chlebkiem, głaskany po aksamitnych uszach, oblany łzami miłości zasnął cichutko i spokojnie. Otoczony kochającymi go ludźmi, na swoim kocyku. W swoim domu. Bez stresu. Podjęliśmy tę trudną decyzję jednogłośnie, po licznych konsultacjach i kilku godzinach rodzinnej narady. Zrobiliśmy to, kierując się miłością i mając za nic nasze uczucia. 

Nie żałuję ani jednej wylanej przez siebie łzy. Nie żałuję ani jednego spazmu rozpaczy, gdy patrzyłam na mękę naszego psa. Żal mi, że on musiał przez to przejść. 

Ponieważ słowa wciąż mnie ranią i nawet te najłagodniejsze i szczere ostrymi jak brzytwa krawędziami kaleczą mi serce, proszę jeszcze o chwilę ciszy.

Za moment się pozbieram i pożegnamy tu Złotego Psa, Kochaną Poczciwinę, Najłagodniejszego Króla Kotów. Kto nie czuje się na siłach, proszę, aby następnego, wspomnieniowego posta nie oglądał, nie komentował, omijał. Ja wszystko rozumiem i niczego od nikogo nie wymagam. 

Rufi odszedł, ale zostawił po sobie ślady, które nie znikną.
Ślady w naszych sercach.

Rufi 19.03.2008 - 28.01.2015.

PODPIS