Strony

czwartek, 29 marca 2012

O kastracji kocurków

Obiecane wnioski dotyczące kastracji wolno żyjących kocurków.




Przypominam, że nie chodziło o kastrację w ogóle. 
Temat, który poruszyłam, dotyczył tylko płci męskiej, bo o ile nikt nie ma wątpliwości, czy należy uniemożliwiać paniom rozmnażanie się, o tyle pojawiły się wątpliwości, 
czy kastrując kocury, szkodzimy im i skazujemy na gorsze życie na wolności. 
Jeśli ktoś ma niewychodzącego kocurka w domu i nie chce go kastrować, to jest jego sprawa, choć jest mi ciężko sobie wyobrazić, że komuś nie przeszkadza intensywny zapach kociego moczu, którym ten znaczy swój teren. 

W naszej dyskusji pojawiły się dwa główne argumenty przeciwko:
- że kastrowany kocur staje się taką kocią "pierdołą", która nie radzi sobie potem i którą     pomiatają inne koty
- że kastrowany kocur musi być odpowiednio karmiony.

Moje wnioski, po różnych konsultacjach:
1. Kastrowany kocur zazwyczaj, bo nie jest to reguła (zależy to od charakteru i instynktu terytorialnego), traci swą bojowość, przestaje chcieć rządzić, wdawać się w bójki - staje się też o wiele mniej interesujący dla innych kocurów, które nie mają potrzeby go atakować, traci instynkt, aby szukać kotki, którą by mógł zapłodnić i dzięki temu: 
- zmniejsza się u niego ryzyko skaleczenia przez innego kota poprzez nakłucie go pazurem, w związku z tym nabawienia się paskudnych ropni, które powodują zazwyczaj wysoką gorączkę i kot może nawet przypłacić to życiem (znam taki przypadek),
zarażenia się innymi chorobami wirusowymi typu białaczka i inne (choć tu akurat wystarczy kontakt z nosicielami - i tak mogą się zarazić i kastracja nie ma tu nic do rzeczy), 
- jest bezpieczniejszy, bo nie opuszcza swojego terenu w poszukiwaniu kotki, nie naraża się w ten sposób choćby na przejechanie przez samochód, jak to jest np.
z Bolkiem Pani Hani,

- zwiększa się jego szansa na adopcję (np. historia Dziadka), ponieważ po pierwsze, ludzie wolą mieć ten zabieg z głowy, a po drugie kot staje się zwykle łagodniejszy, czystszy i milszy.

2. Jeśli kot nauczył się polować, to kastracja mu w żaden sposób tych umiejętności nie ujmuje. Problem pojawia się tylko w przypadku dokarmiania kotów SUCHĄ KARMĄ. Niektóre karmy zawierają elementy, z których dokładnie powstają kamienie i powodują, JEŚLI dany kot ma do tego TENDENCJE, kamicę w drogach moczowych, najczęściej w pęcherzu. Jest to groźniejsze dla kotów niż kotek z racji ich budowy anatomicznej. Jest udowodnione, że po kastracji wzrasta tendencja do tworzenia się kamieni, choć jeśli kot ją przejawia, to pomimo jedzenia najlepszej karmy i braku kastracji i tak pewnie będzie je miał.  
Jeśli jednak dziki kot jest dokarmiany puszkami czy tzw jedzeniem domowym, to ten problem nie występuje wcale. 

Wniosek: jeśli zabieg kastracji się udał, narkoza nie osłabiła kota i nie rozchorował się potem (mądrze pisała o tym Abigail), to jakość jego bezdomnego życia powinna wzrosnąć. Oczywiście żywe zwierzę to nie statystyka czy posty na blogach, dlatego nie da się obiecać tego w każdym przypadku.

Moja decyzja: kastruję, wypuszczam, staram się robić to w miejscach, gdzie wiem, co się z nimi potem dzieje. Szukam im domu, jeśli adopcja wydaje mi się realna. 

Są to moje wnioski, a nie jestem ani weterynarzem, ani specjalistą w tej dziedzinie. Po prostu szukam, pytam, bo chcę wiedzieć i być ze sobą w zgodzie. 


A za oknem:
Już są!
Jeszcze są. ;-))
I jeszcze jedno. Pod postem z wtorku jest mnóstwo mądrych komentarzy. Osobom, które zainteresują się tematem, polecam wypowiedzi Babskiej Rzeczy jako wyjątkowo kompletne, mądre i kompetentne. Ja zgadzam się z każdym napisanym przez Nią słowem, a w moim krótkim dzisiejszym podsumowaniu nie chciałam tego powtarzać. 


Są takie państwa, gdzie wszystkie nieprzeznaczone do rozrodu zwierzęta są kastrowane, jak np. Australia i robi się to już na początku ich życia. Reguluje to prawo, że nie można sprzedać kociaka czy szczeniaka niewykastrowanego. Nie wiedziałam o tym! 



26 komentarzy:

  1. i ja nadal będę kastrować .....trudno...niech nie przychodza jesli nie maja na to ochoty...Bury w wersji mini pierdoły bardzo mi odpowiada....Koks zresztą jest niewykastrowany-a to pierdoła do kwadratu....Koty takie ,którym robie te kuku mają u mnie wikt,opierunek,leki ,dach nad głową -na tarasie ...a nawet jak wiadomo w domu:)))buziolki slę i usciski.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Bury i Koks to świetny przykład, a bywa i tak, że kocur po kastracji nadal jest macho i nie daje sobie w kaszę dmuchać, co nie koniecznie wychodzi mu na dobre.
      Również uściskam i buziuję;-)

      Usuń
    2. aaaa..a najwiekszy macho z moich kotów to była Psipsia:))))) Dożyła 18 lat....ale przyznaję sie bez bicia ,że wysterylizowałam ją dopiero jako 15latke....dlaczego?Ponieważ nie dopuszczała kotów do siebie nawet w rui -waliła je po mordkach z plaskacza:))) a w pozostałe dni nawet największe i najbardziej zadziorne samce jak sie odwazyły wejśc na posesje....łups....nawet smiałam sie ,że powinnam mieć szyld na furtce....:kot zaczepno-obronny:))W domu jak była młoda wsród ludzi też siała popłoch...a ja mogłam zostawić dom otwarty....nikomu nie pozwalała dotknąć moich rzeczy...wara!!-gryzła....a tak poza tym była malusieńka,drobniutka,grzeczna:)) http://aqratnie.blogspot.com/2011/02/troche-spoznione.html A na stare lata bardzo milutka i spokojna.....
      Wszystkie koty biła....Wniosek...to kwestia charakteru!!!!!

      Usuń
    3. Super historia! Byłam u Ciebie ją zobaczyć:-) Imię ma genialne!

      Usuń
  2. Ja także jestem ZA! dzięki za podsumowanie, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam kotka w domu,ale zgadzam się ze wszystkimi słowami...mam kotki na wsi...jest ich trzy...chodzą wolno, zawsze wracają, nie oddalają się, są kastrowane...ludzie z reguły nie chcą kotków dlatego że zaznaczają, sikają, śmierdzą...my nie mamy takiego problemu ze swoimi...trafne podsumowanie...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też jest ważny argument, że często nie kastrowany kocur jest przeganiany, bo ludziom nie podoba się, że znaczy swój teren moczem.
      Dzięki za Twój głos:-)

      Usuń
  4. Wszystko co piszesz jest bardzo logiczne. Mam teraz tylko jedną wątpliwość, co do karmienia mojej kociej "pierdoły" suchą karmą. Co prawda karma jest przeznaczona dla kastratów, ale czy mogę być pewna, że w 100% wyeliminowano z niej to co szkodzi? Może mokre jedzenie wystarczy?
    W czasach, kiedy nie było puszek i suchej karmy, miałam kota, który jadł wszystko na co miał ochotę i żył długo, i zdrowo. Na tyle zdrowo, że nigdy nie byliśmy z nim u weterynarza w celu leczenia jakiejkolwiek choroby!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno suche jest niezdrowe dla kotów,
      bo koty pobierają wodę z pokarmu.
      Jak mam możliwość, to karmię swoje na maksa mokrym i mięskiem.

      Dlaczego karmię suchym, bo tak jest łatwiej,
      a mam 7 kotów i 2 psy
      i pracuję na 6 etatów :-)))
      Nie wyrabiam się z czasem po prostu.

      Usuń
    2. Jasna8 dziękuję bardzo za odpowiedź.
      A ja karmię suchym bo weterynarz tak zalecił, mówiąc, że tak trzeba!
      Skąd Ty masz tyle energii?!:)

      Usuń
    3. Karmy dla kastratów są bezpieczne, jeśli chodzi o zabezpieczanie przed kamicami, ponieważ pozbawione są składników budujących kamienie. Moim zdaniem śmiało możesz ich używać!

      Usuń
  5. W Szwecji też istnieje przepis, że wszystkie psy i koty, jeśli nie są z zarejestrowanej hodowli, muszą być kastrowane. W Niemczech, tylko mój pies na cała Kolonię, Dusseldorf i okolice nie był wykastrowany. Tam wszystkie psy są przyjazne,a mój darł pysk na wszystkich i wszystko co się ruszało w okolicy.
    Anko, działaj tak jak działasz, bo robisz dobrze.A wiesz, pewna pani, której psina zeszła na ropomacicze stwierdziła,że lepiej by suka zachorowała niż była pozbawiona kobiecości.Fajne, prawda?
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś zastanawiałam się jak to jest, że większość zwierząt w Niemczech jest taka łagodna i przyjazna, teraz już wiem, że to zasługa kastracji.
      Ciekawe jak w tych krajach o których wspominałaś rozwiązany jest problem bezpańskich zwierząt...

      Usuń
  6. Moj jest niestety pierdołą - ale jesem jak najbardziej ZA

    OdpowiedzUsuń
  7. A to wszystko zależy od charakteru.

    Mój wykastrowany Cesar rządzi stadem ,
    leje wszystkich jak ma ochotę...

    Na szczęście nie znaczy terenu wokół
    i nie lata za dziewczynami,
    a jak ma chorować to choruje niezależnie od kastracji.

    Świetnie łowi myszy i ptaszki, :-(
    jest wysokiej klasy specjalistą od łapania szczurów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imię ma takie, że nie mógłby zachowywać się inaczej;-))
      Dobry przykład z niego dla zwolenników tezy o pierdołach;-)

      Usuń
  8. Jeszcze moje trzy grosze:)
    Jestem za sterylizacją kotów i innych zwierząt w sytuacji, gdy nie ma się planów co do przyszłych losów maluchów. Bo w to, że jakoś to będzie nie wierzę... Mam dwa koty, oba wysterylizowane. Myślę sobie, że to odpowiedzialność. Koty są wychodzące, polujące i żyjące w zgodzie z innymi na dzielni:)
    U kocurów to prosta sprawa, u kotek rekomenduję cięcie boczne - jednocentymetrowe cięcie na boczku brzucha. Nie trzeba potem zakładać kaftanika, a i kotka nie wylizuje rany. Znam kilkanaście kotek po takiej sterylizacji i obyło się bez jakichkolwiek komplikacji.
    W rodzinie mam osobę, u której na posesji mieszkają półdzikie koty, które co roku, a nawet dwa razy do roku się kocą. Niestety ta osoba nie zgadza się na ich sterylizację, bo właśnie: kotki są takie miłe i to barbarzyństwo ingerować w rytm natury. Tego, że kotki jakoś dziwnie znikają nie bierze pod uwagę. A to auto, las blisko więc kuna, albo coś innego. Ech, szkoda mówić.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spotkałam jeszcze z tym cięciem bocznym. Bardzo ciekawe, rozeznam to, choć jestem przywiązana do "mojej" wet i nie chciałabym jej zmieniać. Zaufanie to ważna rzecz!
      Sory, bo to Twoja rodzina, ale ta osoba ma najwyraźniej problem ze sobą i coś sobie w ten sposób załatwia. Trudno mi godzić się na takie rozumowanie, mimo, że wiem, że świata nie naprawię.
      Pozdrawiam również!

      Usuń
    2. No ja też nie rozumiem takiego myślenia, ale sprawa delikatna, bo ta osoba to Teś..owa :( Szukam domów dla maluchów gdzie się da. Te z lata właśnie podrosły i poszły w świat, ale pewnie nowe już się szykują. W dodatku to nie we Wrocku, więc jestem z doskoku. Dobre chociaż, że je dokarmia...

      Usuń
  9. Ja też jestem za, jak najbardziej. Tu gdzie mieszkam jest mnóstwo kotów, w co drugim domu jest przynamniej jeden kot, a najczęściej więcej. Wszystkie kastrowane. Większość wychodzących. Każdy ma swoje miejsce w hierarchii ulicznej, ten który jest nowy jest w niej najniżej i musi sobie budować pozycję wśród innych kotów. Zaden nie opuszcza swojego terenu (czyli swoje podwórko i kilka okolicznych domów w każdą stronę), a jak już to na bardzo krótko. Koty ganiają za sobą, warczą i syczą na siebie, ale się nie gryzą i nie drapią. Ludzie bardzo często biorą kota ze schroniska, a tam już kotek jest wysterylizowany, odrobaczony i zaszczepiony. Mimo to do schronisk cały czas napływają małe kociątka ze swoimi mamami, złapane gdzieś w śmietniku czy garażu. Cóż, wiele jest dziko żyjących kotów i nic się z tym nie da zrobić. Nie jestem przekonana że jesteśmy w stanie zmniejszyć populacją dizkich kotów, ale jeżeli kastrowanie może pomóc (a pomaga na pewno) w jakości i długości ich życia, jestem ZA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie że podzieliłaś się ze mną tymi refleksjami. Ja myślę, że na pewno więcej pożytku będzie z robienia czegoś (choćby najmniejszego), aby pomóc, niż założenie, że nie da się zrobić nic i spoczęcie na laurach, także tak, jak Ty jestem ZA;-))
      Bardzo serdecznie pozdrawiam;-)

      Usuń
  10. ile kwiatów! kocham wiosnę, jak wszystko wypuszcza pąki, kwitnie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga Anko Wrocławianko, proszę skontaktuj sie ze mną mailowo. mail na moim profilu :)

    Mam nadzieję, że tu jeszcze zajrzysz jutro :)

    Co do kastrowania młodych kotków przed pierwszą rójką lub pierwszym znaczeniem , to w mojej ocenie bawienie się naturą... Dajmy się kotom rozwinąć zanim zdecydujemy o zatrzymaniu ich płodności. koty kastrowane za wczesnie są niedorozwinięte w pełni nie tylko fizycznie ale też emocjonalnie. W niemczech stosuje się taką praktykę ze zwykłej wygody człowieka. Wg mnie to upośledzanie kotów. Kot powinien dorosnąć, dojrzeć a potem kiedy zaczyna miec przerost hormonów można zdecydowac o zatrzymaniu ich nadprodukcji.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mam żadnego doświadczenia w tej kwestii, ale Twoje argumenty całkowicie do mnie przemawiają.
    Cudne kwiaty!

    OdpowiedzUsuń