Strony

wtorek, 27 marca 2012

Córcia

Dziś ciąg dalszy z wczoraj - o złapanym czarnym kotku. 

Prosto z działki pojechaliśmy do lekarza. 
Tym razem innego niż zwykle, bo na "moja" pani wet pracuje popołudniami, a kotek był złapany przed południem i nie chciałam, żeby czekał w transporterze i się denerwował. 
W samochodzie bał się straszliwie, ale był cicho.
W gabinecie dostał zastrzyk i zostawiłam go.




Za chwilę miałam telefon od wetki: 

- Wie pani co? Pewnie to będzie niespodzianka, ale to nie jest kocurek, tylko kotka!
No tak, na oznaczaniu płci kotów moi Dobrzy Ludzie też by nie zarobili… :-)
Myślę, że ucieszyła mnie ta wiadomość, bo wprawdzie zrobiłam dokładne badania na temat sterylizacji kocurków, ale niepokój pozostał. 




Koteczka zniosła zabieg dobrze. Mimo swojego młodego wieku była już najprawdopodobniej po pierwszej rujce. Niestety jest zupełnie inna niż jej mama Cruella, dla której szukam domu, bo wiem, że się oswoi, myślę, że nawet łatwiej niż Dziadek. 

Córeczka (której nie chciałam nadawać imienia, żeby się nie przyzwyczajać, ale zaczęłam mówić do niej Córcia i teraz tak o niej myślę) jest totalnie dzika i płochliwa. Nie daje się dotknąć, nie mam jak podać jej leków (lekarka mówiła, że niby nie trzeba, ale jakoś wierzę, że antybiotyk zabezpiecza kotkę przed jakimiś komplikacjami i jeśli mogę, zawsze go podaję). Na całe szczęście zaczęła ładnie jeść, pić i załatwiać się do kuwetki. Oczywiście zanim zaczęła to robić, martwiłam się, czy tak się stanie i za każdym razem robiłam wielkie uff w duchu. 
Siusiu – uff, zjadła troszkę – uff, kupka – wielkie uff!




Biedactwo spędziło pierwsze dni za piecem, ale jadła i piła. Jest śmiertelnie przestraszona i bardzo nieufna. I jak ją zgłaszać do adopcji? Kto weźmie takiego dzikiego kota? Musiałby być to ktoś bardzo lubiący wyzwania. 



Z drugiej strony, jeśli ma wrócić na działki, to pewnie lepiej jej nie oswajać. Taka dzika ma większą szansę przetrwać. Codziennie karmią ją Dobrzy Ludzie, nie będzie miała bardzo źle. Tak sobie tłumaczę. 
Córcia robiła postępy. Spędzała czas na piecu. Jeśli nie próbowałam jej dotknąć, nie uciekała. 



Niestety, żeby nie było za łatwo i miło, nagle przestała jeść, zaczęła dziwnie oddychać 

i spowodowała, że ze zmartwienia nie mogłam ani spać, ani pracować, ani zajmować się czymś innym. Przy okazji odkryłam, że odpręża mnie zaglądanie do Was, co tam dziś naskrobałyście. :-)


Całe szczęście moja wetka (inna niż ta, co robiła zabieg i nie kazała dawać antybiotyku), zgodziła się w trybie nagłym przyjechać. Pani Edyta ma podejście, ma wiedzę 

i doświadczenie. Ufam jej i nie pójdę już gdzie indziej, tak sobie obiecałam. 


Diagnoza jest taka, że zabieg  i stres spowodował spadek odporności (czy nie o tym wspominała wczoraj Abigail?) i kotkę dopadł jakiś wirus (pewnie już w niej był podczas zabiegu), ma gorączkę i zaczerwienione gardło, które ją boli, więc nie może jeść. Odbiło się to też na jej głosie, bo nawet biedna syczeć na mnie nie może po staremu. Zrobiłyśmy z Edytą łapanie kota, żeby mu podać zastrzyki i bardzo szybko się udało. Teraz trzeba czekać, ale dobra wiadomość jest taka, że po dwóch godzinach troszkę zjadła! 

Nie da się opisać, jaką odczułam ulgę! Córcia będzie musiała być u mnie jeszcze jakiś czas, aż wyzdrowieje. Miałam też informację, że może jest ktoś, kto może by ją chciał... 


Boję się nawet mieć nadzieję. Z Córci jest niezła zołza, choć dotykam ją już delikatnie i wtedy tylko troszkę wyszczerza do mnie kły. Jestem pewna, że w duchu to cudowna, delikatna, urocza panienka. 

A miałam się nie przywiązywać. Ech!
Cdn.

Tak, jak obiecałam, zrobię w czwartek krótkie podsumowanie wczorajszej dyskusji o kastrowaniu kocurków. Cudne jesteście dziewczyny, że Wam się chciało podzielić ze mną swoją wiedzą i doświadczeniem.
Dla Was w dowód wdzięczności MAJ:



41 komentarzy:

  1. Fajna ta Córcia że zołzowata - może jej przejdzie - życzę jej zdrowia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzebne jej bardzo, choć na szczęście jest lepiej, bo w nocy jadła i rano też:-)) Hura!!!

      Usuń
  2. koniecznie przed sterylizacją jest zaklimatyzowanie się kotka w nowym otoczeniu bo to jest dla niego wielki szok z działki na stół zabiegowy. Konieczna jest fachowa ocena weta o stanie zdrowia i wczesniejsze odrobaczenie na tydzien lub dwa przed zabiegiem bo robaki mocno osłabiają organizm a każdy zabieg to ingerencja szczególnie u kotki gdzie cięcie jest głębokie. tabletki na robaki mozna podac podczas dokarmiania na dzialce. Z całą pewnością choroby nie biora się od kastracji tylko od wcześniejszego stanu zdrowia. Koty są tylko pozornie takie wytrzymałe. W rzeczywistości potrafią z nerwów dostać biegunkę lub osłabić się i podchwycić zapalenie pęcherza przy pogorszeniu pogody. A co do dzikich dzików z kłami, to o przygotowaniu do adopcji bardzo dużo dobrych rad dadzą Ci specjaliści z fundacji Kocie życie. Na pewno nieoceniony jest DT czyli dom tymczasowy gdzie kot nabiera nawyków kota domowego i uczy się obcowac z człowiekiem. pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Odrobaczona była wcześniej, a co do aklimatyzacji, to myślę, że najlepiej dla niej byłoby gdyby spędziła te parę dni po zabiegu w działkowej budce, którą zna i gdzie codziennie jest karmiona, ale nie udało mi się tego tak przeprowadzić. Natomiast u mnie i tak musi być izolowana od moich zwierząt, więc ta aklimatyzacja to dodatkowy stres. Nie wszystko układa się idealnie, mimo, że bardzo bym chciała, aby tak było. Dziękuję za Twoje porady, czytam uważnie i uczę się. Pozdrawiam;-)

      Usuń
    2. wszystko się ułoży. Kotka lepiej trafić nie mogła. opiekę ma zapewnioną a w transporterze też jej źle nie będzie. w nocy są przymrozki przy gruncie więc na dzialce moglaby się przeziębić. a tak to jest teraz pod dobrą opieką i kontrolą dopóki rana się nie zasklepi. Jeszcze kilka dni i sama zobaczy, że nic jej nie grozi :) trzymam kciuki. Podziwiam i dopinguję w zmaganiach.

      Usuń
    3. Bardzo ci dziękuję za słowa otuchy, są mi potrzebne, bo zaraz panikuję, że to wszystko przeze mnie na pewno.
      Słówko sprostowania: ona jest u mnie w ciepłej i widnej pralni, nie siedzi w transporterze! Acha i ranka goi się bardzo dobrze, właściwie już jest zagojona:-)

      Usuń
  3. Maj jest piękny :)! A córcia na pewno szybko wróci do zdrowia :)... Kciuki są i na c.d. czekamy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie cd i musi być dobry! Przy takim wsparciu nie może być inaczej!

      Usuń
  4. Ależ cudowna czarnulka;) śliczna kociczka...mam nadzieję że uda Ci się ją udomowić...;)Pzodrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. CUDOWNE WIESCI...TYLKO ZAZDROŚC MNIE ZŻERA,ŻE MOŻESZ JEJ DOTKNĄĆ...CO JEST ZE MNĄ NIE TAK....ALBO KOKSEM,ŻE MOGE TYLKO O TYM POMARZYĆ...CO ON WYCIERPIAŁ,ALBO JA ROBIE ŹLE,ZE NIE MOGE SIE ZBBLIŻYC,,,ON MA NATURE DZIKIEJ PANTERY,,,BUUU...GDYBYM MIESZKAŁA BLIŻEJ ZABRAŁABYM CÓRCIE:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważaj Qurencjo na takie gdybanie, bo ja jestem gotowa wieźć ją daaaaleko, żeby tylko miała dom;-) Miłego dzionka;-))

      Usuń
    2. HIHIHI...TO JUŻ BĘDĘ CICHO:)))

      Usuń
  6. Ładna kociczka. Z całą pewnością już przed zabiegiem była trafiona jakimś wirusem.Jak się już daje dotknąć, to nie jest zle.Nasze bezdomne koty to nawet przylatują i ocierają się o nogi, zwłaszcza gdy widzą w ręce puszkę z jedzonkiem.Jeden daje się łaskawie pomerdać po łebku. Zwierzaki naprawdę czują, kto i co dla nich dobre.Fajnie jest być u Ciebie zwierzakiem, wiesz?
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. "Łysa" zyskuje pewnie przy bliższym poznaniu, bo na początku to przerażający potwór z niej;-))

      Usuń
  7. Córcia jest urocza i mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie i znajdzie dom, w którym będzie mogła pokazać swoje prawdziwe JA, to łagodniejsze:)
    A Ty jesteś cudowna, że jej i innym pomagasz, że masz w sobie tyle miłości i siły, i jeszcze masz ochotę się tym z nami dzielić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj też mam taka nadzieję, a najważniejsze teraz aby była zdrowa, a zanosi się że tak będzie, bo zołzowacieje coraz bardziej;-)

      Usuń
  8. To w pewnym sensie wyzwanie, jeszcze bodąc mała dziewczynką rodzice brali takie przerażone koty z TOZ, ale niestety, Panien po nie wracały, koty były przerażone, nieufne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba dużo czasu, żeby dać radę temu wyzwaniu. Wierzę, że satysfakcja potem jest wyjątkowo duża.

      Usuń
  9. Dobrze jej z oczu patrzy..jest sliczna! Oby strach i "zolzowatosc" minely szybko.. Podziwiam takich ludzi jak Ty:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam z przejęciem i też trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu każdego kota można oswoić,
    są takie specjalistki na miau,że dzikie dziki oswajały :-)))
    Pytanie tylko ,co jest dla niej lepiej
    i czy znajdzie domek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! To pytanie sobie zadaję...
      A możesz podesłać link do takiego wątku na miau?:-)

      Usuń
  12. A ja naczytałam się o kotach po pachy zanim zaadoptowałam swojego i wiem że zmiana otoczenia dla każdego kota to jest trauma. Nawet tego domowego. Kot potrafi w nowym domu nie wychodzić tygodniami spod łóżka czy szafy, tylko do kuwety i po jedzenie, a i to jak nikt nie patrzy. Nie powinno się go na siłę "oswajać" bo to dla niego dodatkowy stres. Myślę że dla Córki najlepiej byłoby teraz gdyby jednak znalazła dom, jak już się zaczęła przyzwyczajać do ludzi. Kot zawsze przyjdzie tam gdzie mu dobrze, gdzie mu ciepło i gdzie dają jeść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że byłoby lepiej! Będę się starać, bo dobrze, gdyby mogła od razu przyzwyczajać się do swojego domu, do swojej szafy, czy łóżka skąd mogłaby nie wychodzić tygodniami, a nie przeżywać dodatkowe stresy u mnie.

      Usuń
  13. Ale piękność z tej dzikuski. A propos - była taka powieść dla dziewcząt (czytałam ją w podstawówce) - "Dzikuska" Ireny Zarzyckiej. Znasz Aniu?
    Takiemu dzikiemu kotkowi trzeba dużo czasu, ale jak się już oswoi - wtedy jest satysfakcja :-)
    Wielkie ukłony Aniu dla Ciebie za całą tę dobrą robotę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś byłam pod urokiem tej książki, choć po latach nie mogłam tego pojąć;-) Satysfakcja by była niesamowita i jeśli tylko ktoś ją zechce, to zacznę ją oswajać ze zdwojoną siłą!

      Usuń
  14. ojej biedactwo małe! jest śliczna, napewno będzie dobrze i kiedyś będzie szczęśliwym kociakiem z gromadką dzieci :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Ach, gdyby tak udało się znaleźć jej dom. A dawałaś ogłoszenie na Cafeanimal.pl? Do mnie co przyszło, to zostawało;) Dobra kocia wróżka z Ciebie:) Uściski przesyłam i trzymam kciuki za zdrowie i nowy domek dla Córci:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na razie, bo dwie osoby się namyślają. Nie jest to łatwa decyzja, bo panienka jest trudna i wymaga wyjątkowej osoby, takiej Kamili od Dziadka, ech!
      Dzięki za kciuki;-)

      Usuń
  16. Prawdziwa piękność, a że syczy, nie dziwię się - obce miejsce, zapachy, jest przerażona. Pozna się jednak na Tobie i oswoi. Gdzie jej będzie lepiej - to jest pytanie. Działki to prawdziwa wolność, a opiekę i jedzenie ma, jednak w domu bezpieczniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dziś nie rokuje poprawy, poczuła się lepiej i syczy ze zdwojoną siłą. Wiem, że to musi potrwać...

      Usuń
  17. mam takie czarne kocie w domu .. wredota straszna ;P

    OdpowiedzUsuń
  18. Szybka akcja ! Jestem pod wrażeniem ;) Trzymam kciuki ...

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak robisz tak przepiękne zdjęcia czarnuchom?
    Od mojego światło się zwykle odbija tak niekorzystnie, że albo dziwnie świeci, albo wygląda jak zakurzony ;)

    Nasz czarnulek wzięty ze schroniska jako 2-miesięczne kocię, dłuuugo mieszkał pod szafą i widać było tylko wielkie oczyska na pół głowy (ze strachu miał ściągniętą skórę aż na kark jakby), usiłował też przebić lustro i miaukał rozpaczliwie do tego kota w odbiciu.

    Ale powoli się uspokajał, dotykany delikatnie nauczył się obcować z nami i zasypiał wtulony człowiekowi pod brodę, w zagłębieniu szyi, a dziś paskuda kocha nas i nie da się odgonić niczym poniżej ściery ;)

    Charakter mimo kastracji niestety dominujący pozostał, gnębi inne koty.

    Mieliśmy też koty, które dopiero jako dorosłe uczyły się kontaktu z ludźmi - nieufne do konca życia, na najmniejszy podejrzany ruch uciekały, ale zwykle miały jedną zaufaną osobę i wtedy tak specyficznie gwałtownie podkładały się do głaskania- byle szybciej, byle więcej skorzystać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to zasługa aparatu, że te zdjęcia tak wychodzą? Mam Nikona D90 i bardzo go lubię, właśnie za ta jakość. Tu miałam włączony tryb automatyczny, nie użyłam lampy i udało się;-)

      Dzięki, że napisałaś o swoich doświadczeniach;-)

      Usuń