Uważność. Umiejętność wyjścia ze swojego świata „życia w
głowie”, otwarcie się na doznania płynące z ciała, z serca – emocji, ze świata
wokół. Przegonienie precz natrętnych myśli, wyjście ze snucia nierealnych
marzeń, planowania, zamartwiania się, wszystkiego tego, co toczy się w nas i
czego zazwyczaj nie kontrolujemy. Powiedzenie
temu STOP i wyciszenie. Otwarcie oczu, uruchomienie zmysłów. Ileż wtedy można dostrzec! Dobrze jest mieć takie
narzędzie – umiejętność. Dobrze jest
czasem uważność włączyć. Jak najczęściej. Dla mnie to wciąż twardy orzech, ale czasem...
Kilka dni temu wstałam rano z głową nabitą myślami.
Zmartwiona, zamyślona nad tym, co mam dziś do zrobienia, wyobrażająca sobie
trudne scenariusze, automatycznie jak robot wyszłam z Fikunią na spacer. Poczułam, że boli mnie głowa i to sprawiło, że otworzyłam się na siebie. Zwróciło moją uwagę, że brwi mam
ściągnięte, czoło zmarszczone, szczęki zaciśnięte, ramiona spięte, w brzuchu
gulę, a lewa dłoń zwija się w pięść zupełnie bez sensu, bo to w prawej
trzymam smycz. Zdałam sobie sprawę, że
zupełnie nie widzę otoczenia, że idę, a umyka mi wszystko: pogoda, chmury na
niebie, ludzie, których mijam.
Przypomniałam sobie o moim "narzędziu". „Włączyłam”
uważność czyli „puściłam” te wszystkie napięcia i otworzyłam się na doznania z
otoczenia. A co to za dziwne stuki? Rejestrowałam je wcześniej, ale nawet nie
zaciekawiłam się, skąd pochodzą.
Teraz dostrzegłam. Z nieba leciał deszcz… orzechów! Orzechów
włoskich! Z hukiem spadały na asfalt drogi osiedlowej! Stuk, stuk, trach,
pach! Było tego mnóstwo! Grad z orzechów! Co za dziwy! Aha! Za każdym orzechem nurkował z nieba czarny skrzydlaty
cwaniak! Siadał na chwilę przy swoim łupie i jeśli nie był zadowolony z efektu, porywał go do góry i znowu zrzucał na twardą drogę! Musiał uważać, bo banda
złodziejaszków ubranych na czarno tak jak on również czaiła się i polowała na
gotowe! Widok na drogę, na padające z
góry z trzaskiem owoce i bijące się o nie ptaki był tak niezwykły, że aż
czarodziejski. Ktoś musiał poczęstować je sporym workiem tego dobra.
Uśmiechnęłam się z radością do tego obrazka, gratulując sobie
przebudzenia. Gdybym nie włączyła uważności, tak niezwykła scena mogłaby mi umknąć!
Potem było jeszcze lepiej. Na niebie chmury ułożyły się
warstwowo jak tort bezowy, a najniższa lśniła jeszcze różem niedawnego wschodu
słońca. Kaczki urządzały sobie poranną
kąpiel i prześcigały się w nurkowaniu, machaniu skrzydłami i trzepotaniu. Pod
nogami dojrzałam stokrotkę. Fikunia z lekkością piórka biegła po łące. Zabrałam ze sobą te sceny.
Mogłam wrócić do domu i zająć się obowiązkami z lekką głową,
bogatsza o ten poranek.
I wy weźcie sobie trochę z tego dobra, częstujcie się. Zapraszam! :)
Mistrz Thich Nhat Hanh pisał o "dzwonkach uważności", takich drobnych, codziennych zdarzeniach, które mogą być dla nas impulsem do włączenia uważności. Moimi dzwonkami uważności są najczęściej koty, bo one zawsze są "tu i teraz" i domagają się tego samego ode mnie. Świetnie wyczuwają, gdy myślami jestem gdzie indziej i korygują mnie ;-)
OdpowiedzUsuńKoty, pies - to nauczyciele uważności, radości i wdzięczności. Zawsze to powtarzam, że nigdy im się nie odwdzięczę wystarczająco. :)
UsuńOch, Gosiu, ważny temat poruszyłaś. Myślę, że nie jesteśmy uczeni uważności. Z resztą... samo słowo "uważność" jest modne od niedawna i zostało przetłumaczone z angielskiego mindfullness (http://www.mindinstitute.com.pl/index.php/pl/mindfulness-i-compassion/144-mindfulness-definicja-i-proba-okreslenia)
OdpowiedzUsuńNiektórych bawi to, że inni zachwycają się chmurką, wiatrem, śpiewem ptaków... Innych to dziwi i tego nie rozumieją. Ale jak sama piszesz, uważne życie, jest pełniejsze i powoduje, że częściej się uśmiechamy, jesteśmy spokojniejsi...
Mam w planie pisać posty z takiej zwykłej uważnej codzienności. Jednak coś nic nie napisałam od początku miesiąca ;)) haha. Potrzebuję do tego uważnej weny ;)))
Ściskam Cię Gosiu i życzę luźnej każdej komórki Twego ciała :*
Braliśmy MCO udział w dwumiesięcznym kursie mindfullness. Chciałabym więcej stosować tego czego się nauczyłam. Jakoś nie umiem wejść w rytm. Muszę się czasem "obudzić" i dopiero wtedy mi wychodzi. Zawsze z korzyścią.
UsuńDziękuję, Alu i ja ciebie ściskam bardzo uważnie ;)
O! To był jakiś stacjonarny kurs? czy internetowy? Zaciekawiłaś mnie. Ja jestem samoukiem w tym temacie.
UsuńI ja muszę się budzić do tej uważności, ona nie przychodzi ot tak. To wbrew pozorom ciężka praca, prawda? :) ale warta naszego komfortu życia!
:*
Stacjonarny. Grupa 10 osób, spotkania co tydzień i praca nad różnymi aspektami. Fajna sprawa, jak znajdziesz coś w okolicy to polecam. Teraz chodzimy na takie spotkania raz w miesiącu. Super sprawa :)
UsuńPoszukam :) może i u nas jest coś takiego :) dzięki!
Usuń
OdpowiedzUsuńMasz rację z tą uważnością. Ja też często łapię się na tym, że "jestem w sobie"
Ludzie często nazywają taki stan zamyśleniem, ale to nie to samo. Staram się jak najszybciej wychodzić z tego i żyć otoczeniem. bardzo pomaga mi noszenie aparatu fotograficznego. Wtedy nie ma mowy, żeby "uciec do środka siebie". I dobrze, bo to stan nie najlepszy dla psychiki i ciała.
Ja to nazywam "życiem w głowie" i wiem, że to jest nic dobrego. Im więcej udaje się żyć w teraźniejszości tym człowiek jest szczęśliwszy i bardziej produktywny. W głowie można przeżyć całe życie i nic z tego nie ma...
UsuńOch, ile czasu ja straciłam przez swoją "nieuważność"... Bywało że w kilometrowych wędrówkach tak zatracałam się w swojej głowie że zupełnie nie zauważałam otoczenia, zupełnie nic, może tylko własne nerwowo kroczące buty. A przecież ja tak lubię patrzeć w niebo, słuchać śpiewu ptaków, dotykać rosnących wkoło drzew, głaskać listki. Tak. Wyciszenie nie oznacza pogrążenia się we własnych myślach, bardzo trafnie to ujęłaś Gosiu.
OdpowiedzUsuńNie dość, że to przyjemne to jeszcze odprężające, a jednak tak trudno mi wskoczyć w ten tryb i wciąż się zadręczam myślami...
UsuńMasz rację....Ja też codziennie rano w drodze do pracy mijam te same drzewa,krzaki i dopiero dzisiaj rano zauważyłam że zaczynają się zielenić i że chyba wiosna puka do drzwi. Człowiek jest zamyślony i zabiegany, że nie zauważa tego co ważne w naszym życiu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Karolina z Tolą i Stasiem
Uważność - popieram i stosuję :)
OdpowiedzUsuńTy Aniu jesteś mistrzem w tej dziedzinie :))
UsuńBlogowanie bardzo temu służy. Mam wrażenie, że czas płynie o wiele wolniej, od kiedy piszę. A jak już się weźmie aparat i zacznie zwiedzać osiedle, to ląduje się w ogóle poza czasem :)
UsuńO, tak, Ania to mistrzyni!
UsuńNie myślałam o tym, że pisanie bloga jest treningiem uważności, ale masz rację. Tak jest.
Ja z aparatem także ląduje poza czasem :)
UsuńUważność, nie wiem kiedy mi się wyćwiczyła. W każdym razie widzę bardzo dużo z tego co dzieje się wkoło mnie, nawet wtedy gdy idę po prostu na zakupy. Na te zakupy bardzo często idę okrężną drogą właśnie dlatego, aby móc popatrzeć na rośliny, abo inne żyjątka. Bardzo potrzebuje ucieczki od codzienności, aby naładować akumulatory i stąd pewnie ta uważność. Tak mi się porobiło, że ja nie bardzo potrafię się zamartwiać ;)
OdpowiedzUsuńMario, ty jesteś niesamowitą osobą. Pozytywna energia aż od ciebie bucha. :)
UsuńKiedyś, jeszcze w pracy, na zajęciach z psychologiem, koleżanki określiły mnie jako dąb. Ćwiczenie polegało na przypasowaniu drzewa do osobowości. Tylko, jak niedawno przy okazji postu o lipie żeśmy stwierdziły, nie można być cały czas silnym, trzeba raz na jakiś czas uzupełnić to co się wyczerpało.
UsuńNauczyłam się tego tutaj, na wsi. Uważności na subtelne zmiany, bo inne tutaj raczej nie zachodzą. Na odgłosy i głosy, bo przeważnie cicho tutaj jak makiem zasiał, zwłaszcza pod wieczór. Ale duuużo jeszcze nauki przede mną. Zbyt wiele we mnie emocji, czasem zupełnie niepotrzebnych.
OdpowiedzUsuńI pojawiła się ocena, a w uważności chodzi o obserwację i notowanie tego co dzieje się w nas i na zewnątrz, ale bez oceny.
UsuńWystarczyłoby: wiele w tobie emocji. I już inaczej to brzmi. :)
Szalenie trudno odciąć się od emocji, które przeszkadzają w odbiorze świata. Czasem jest to "życie w głowie", wtedy tak, można się odciąć. A jeśli są to realne problemy, to ja nie potrafię.
UsuńPo co się odcinać? Lepiej i zdrowiej jest je widzieć i zaakceptować. Wtedy same stracą moc.
UsuńZawsze zwracałam uwagę na otoczenie. Jeśli mi się zdarzało być w sobie, to w chwilach naprawdę trudnych. Tak już mam, że nie umiem się zamartwiać.
OdpowiedzUsuńEwo, to pięknie!
UsuńDziękuję za kartkę, jest pozytywna, zieloniutka, urocza!
"Uśmiechnęłam się z radością do tego obrazka, gratulując sobie przebudzenia. Gdybym nie włączyła uważności, tak niezwykła scena mogłaby mi umknąć!" - zanim przeczytałam te dwie linijki, chciałam napisać komentarz o podobnym przekazie. :) Życzę Ci, aby umiejętność stała się nawykiem. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Będę nad tym pracować.
UsuńBrawo za uważnośc dla Ciebie Gosiu.Ciężki to stan na początku,ale można go wyćwiczyć.Wystarczy parę minut dziennie a wejdzię w krew.Ja staram się być uważna,parę razy w ciągu dnia.Nawet jak otwieram rano pastę do zębów,jak ją zamykam i odkładam na półkę.Póżniej jak jadę autobusem do pracy zawsze patrzę na chmury.Raz na niebie był jelonek z chmur ale nikt tego nie widział.Prawie wszyscy byli zapatrzeni w smartfony.I tak małymi kroczkami uczę się uważnośći.
OdpowiedzUsuńNieraz mam ochotę wołać do przechodzących ludzi, popatrzcie przecież to takie ciekawe! O tam (nad skrzyżowaniem w środku miasta) leci czapla!
UsuńKilka dni temu na dużym blokowisku obserwowałam walczące pustułki, darły się, ale nikt z przechodzących obok mnie nie zadarł głowy do góry i nikogo nie zainteresowało na co się tak gapię ;)
Dzieciom nieraz pokazuję, takim przypadkowym spotkanym na drodze :)
Dziewczyny, jesteście takie piękne!
Usuńja tak nie umiem, dla mnie to za trudne....
OdpowiedzUsuńTo się ćwiczy, Ewo, poza tym na pewno umiesz. Dzieje się tak pewnie gdy patrzysz na koty :)
UsuńDopiero niedawno obejrzałam rozmowę : http://rebelianci.org/488098 z Eckhartem Tolle....ciężko mi idzie przebywanie w teraźniejszości, ale ćwiczę. Jestem z tych co się budzą i zasypiają, budzą i zasypiają....ale pobudki coraz dłuższe, więc jet nadzieja :-) Spokojnych świąt GosiuAnko :-)
OdpowiedzUsuńO, tak; te scenariusze budowane w głowie potrafią dobić. łapię się często, niestety, na mieleniu w kółko różnych tematów. A przecież potrafię być uważna i to od najmłodszych lat, właściwie odkąd pamiętam. Jestem dobra obserwatorką, ale i często spotykam ludzi uznających moje obserwacje za szczegóły niewarte uwagi. Kiedy im mówię o ptakach za oknami, o ciekawych gatunkach kwiatów widzianych w naszym lesie, a nawet na trawnikach, patrzą na mnie, jakbym postradała rozum. Ale mnie dowartościowuje ta moja umiejętność i jestem z niej dumna. Jednak życie, to życie w głowie narzuca się nachalnie i czasem niełatwo się od niego odciąć:)
OdpowiedzUsuńMnie dzieci nauczyły uważności:) Czasami, jak wstaję rano taka zamyślona, z czymś tam w głowie, pytają: "Dlaczego się martwisz?" Wtedy dopiero rozluźniam się, patrzę za okno i widzę tort bezowy:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo to piękne... Uważność jest taka cenna :)...
OdpowiedzUsuń